1. Zasługujesz na takie samo zło...

3.7K 150 126
                                    

Spowiła mnie ciemność. Stałam na samym środku pustego pokoju, trzęsąc się z zimna jakie tam panowało. Miałam na sobie inne ubrania, niż te w jakich przyszłam do szkoły. Ciemne pomieszczenie w ani jednym procencie nie przypominało pełnej uczniów klasy, gdzie nauczycielka dyktowała notatkę do zeszytu.

Przerażona wykręcałam szyją, by rozejrzeć się za czymś znajomym, a reszta mojego ciała była skostniała i sztywna. Serce kołatało na całe pomieszczenie, odbijając swój rytm pośród ścian. Podszyta strachem zauważyłam jak czarne ściany stają się elastyczne, niczym zrobione z giętkiej gumy lub lateksu. Z każdej strony, nawet z sufitu i podłogi zaczynały kreować się potworne twarze, krzyczące do mnie w niezrozumiałym języku.

Tak mocno próbowały się przecisnąć przez elastyczne ściany, że praktycznie dusiły się materiałem wciągniętym w ich usta. Jednak im to nie przeszkadzało do tego stopnia, że mogłam z łatwością policzyć kły w otworach gębowych kreatur. To nie było uzębienie człowieka, ponieważ każdy ząb zakończony był ostrym szpikulcem, jaki z czasem zaczął rwać ściany pokoju.

Dalej nie mogłam ruszyć ani jednym mięśniem zaczynając od obojczyków po palce u stóp. Jedynie głowa poruszała się bez zarzutów, a umysł przeszywał milion niewyraźnych wrzasków. Czułam że chcą mi coś przekazać, próbowałam zrozumieć choć jedno słowo, ale z tego nici.

Głowa wybuchała mi od ich krzyków, że nawet nie zauważyłam kiedy zaczęłam płakać. Mokre łzy spływały na jedyną jasną rzecz w tym pokoju, czyli na podłogę. Spojrzałam plamy moich łez, one zamiast być przezroczyste i wchłaniać się w podłoże, to miały czarną barwę i były niepokojąco gęste. Wtedy wszystkie głosy ucichły, a kreatury zza ścian w końcu przebiły swoje kły przez ograniczający je materiał. Wtedy usłyszałam krzyk tak przeszywający duszę, że odzyskałam władzę w nogach i rękach.

Problem był w tym, że to ja krzyczałam.

– Harper Duncan! – krzyknęła nauczycielka, wyrywając mnie z kolejnego w tym tygodniu snu, w którego nie pamiętam żebym zapadała.

Zamrugałam powiekami, w zupełnym osłupieniu wracając do świata żywych.

– Tak? – podniosłam wzrok na krótkowłosą kobietę, która ze zmarszczonym czołem stała nad moją ławką. Czekałam już na najgorsze.

– Niekulturalnie nie odpowiadać na pytania z mojej strony – cmoknęła niezadowolona. Obracała kredą w palcach, krusząc białym pyłem po moim stoliku. Z premedytacją w jej oczach drapała paznokciem w kruche, białe tworzywo by to opruszyło moje zeszyty. Co za podła, wredna suka.

– Mogłaby pani powtórzyć pytanie? – spytałam z nadzieją, że tym razem wyjdę z tego cało i ujdzie mi to na sucho. Jej mina stwierdziła coś innego.

– Ile jest sonet napisanych przez Williama Shakespeare’a? – powtórzyła pytanie na całą klasę, zwracając przy okazji uwagę każdego ucznia siedzącego na lekcji. Zaciekawiła nawet tych, których nie obchodziła lekcja tylko posty na mediach społecznościowych i wbicie kolejnego poziomu w grze.

Wiedziałam, że to pytanie zostało utworzone w jej głowie sekundę wcześniej, po to, by mogła upokorzyć mnie przed klasą. Z zainteresowaniem wpatrywała się we mnie, podczas gdy próbowałam przypomnieć sobie odpowiedź.

– 154 utwory, pani profesor – odpowiedziałam pewnie. Odetchnęłam z ulgą, ponieważ byłam pewna że ta odpowiedź jest poprawna, bo uczyłam się tego tematu cały wczorajszy dzień.

– Dobrze – skrzywiła się w udawanym uśmiechu, i odeszła do tablicy z założonymi rękami. – Ale i tak nie ujdzie ci to na sucho, dwie godziny po lekcjach – dodała, wzbudzając mój gniew.

Before UsWhere stories live. Discover now