Zmutowany gen

327 28 32
                                    

— Kto pójdzie?

— Ja. — Chan podniósł rękę i zerknął na Felixa, który posłał mu lekki uśmiech.

— Jesteś pewien? — dopytał młodszy, a blondyn przyciągnął go do siebie.

— Obiecałem sobie, że więcej cię samego nie zostawię. — Ściszył głos, aby tylko piegowaty mógł go usłyszeć. Twarz Lee zalała się lekkim rumieńcem, oparł głowę o klatkę piersiową chłopaka i cicho westchnął.

— Ty na pewno zostajesz. — Minho zwrócił się do Jisunga, widząc jego niepewną minę. Han zgodził się z jego propozycją, wiedział że prędzej sprawiłby im więcej kłopotów niż jakkolwiek pomógł. Starszy zobaczył jego smutny wyraz twarzy, stanął bliżej niego i schylił głowę. — Możesz przeszukać plecaki, może ktoś jeszcze miał sernik. — Mrugnął do niego i wyprostował się.

Jisung o mało nie dostał palpitacji serca przez tak nagłe znalezienie się blisko twarzy Lee, ale uśmiechnął się do ciemnowłosego. Był wdzięczny przyjacielowi za to, co dla niego zrobił i nadal robił. Nawet w takiej sytuacji umiał poprawić mu nastrój chociaż na chwilę, a jego bliska obecność uspokajała negatywne myśli Jisunga. Jasnowłosy był pewien, że dopóki będzie przy nim Minho dadzą radę przetrwać ten chaos.

— Pójdę z wami. — Changbin podszedł do nich. Minho wymienił spojrzenie z Chanem i zwrócił się do rówieśnika.

— Myślę, że powinieneś zostać tutaj. Jisung i Seungmin zostają, miałbyś na nich oko i na tamtą dwójkę też. — Stanął bliżej niego i ściszył głos. Zerknął na Sana i Wooyounga, a potem na znowu na czarnowłosego. Changbin zerknął szybko na Seungmina i zgodził się na propozycję Lee.

Czwórka chłopaków podeszła do okna. Chan uparł się, że pójdzie pierwszy, potem Felix, a Minho na końcu. Blondyn stanął na parapecie i schylił się, przechodząc na zewnątrz. Postawił stopy na parapecie blisko siebie, przysunął się od razu do ściany budynku i pomógł wyjść różowowłosemu. Odwrócili się przodem do szorstkiej powierzchni, powoli kierując się w prawą stronę. Minho kucnął na parapecie i spojrzał w dół. Serce waliło w jego klatce piersiowej zagłuszając przez chwilę jego własne myśli. Lęk wysokości dał o sobie znać, ale teraz nie mógł się wycofać.

— Hyung?

Odwrócił się w stronę Jisunga i posłał mu blady uśmiech. 

— Dam radę — zapewnił jasnowłosego, ale także i siebie. Zamknął na chwilę oczy, policzył do trzech, wziął głęboki wdech i postawił nogę na parapecie na zewnątrz. Przylgnął plecami do ściany i próbował patrzeć gdzieś indziej niż w dół, co było trudnym zadaniem, bo uwagę przyciągały chodzące wszędzie zombie.

Chan i Felix byli już w połowie drogi, nagły trzask w szkło przestraszył uczniów. Piegowaty spojrzał w dół, obok nich po drugiej stronie okna stało kilka potworów, którzy jeździli dłońmi po szybie. Chan złapał dłoń młodszego i razem przeszli kilka metrów dalej, dochodząc po chwili do odpowiedniego okna. Bang kucnął i zajrzał do środka, wydawało się być chwilowo bezpiecznie. Wślizgnął rękę do szczeliny i musiał wykręcić trochę dłoń, aby złapać klamkę. Przekręcił ją, otwierając okno na oścież. Dwójka chłopaków wskoczyła do środka, Chan wychylił się przez nie i obserwował Minho, który powoli zmierzał w ich stronę.

— Minho, pośpiesz się! — krzyknął szeptem trzecioklasista, pośpiesznie oglądając się za siebie.

— Staram się! — odkrzyknął mu także szeptem czarnowłosy. — Tylko nie patrz w dół, tylko nie patrz w dół — powtarzał sobie pod nosem. Powolutku przesuwał się po parapecie, musiał w pewnym momencie odwrócić się przodem do ściany budynku, aby zrobić większy krok i ominąć rynnę. Był już blisko okna, przez które weszli jego przyjaciele.

sᴜʀᴠɪᴠᴀʟ sᴄʜᴏᴏʟ | sᴋᴢ |Where stories live. Discover now