Strach

386 44 17
                                    

— Myślałem, że był za nami.

— Musimy po niego iść. Może został na górze.

— Widziałeś co się dzieje na korytarzu? Wszystkim odbiło, nie przedrzemy się.

— Więc co? Mamy go tam zostawić? Jesteś idiotą, jeśli myślisz, że się na to zgodzę.

— Potrzebujemy planu. Trzeba działać rozsądnie.

— Nie mamy czasu! Idę po niego z tobą lub bez ciebie.

Minho odwrócił się i stanął przed drzwiami. Zacisnął mocniej palce na kiju baseballowym i nabrał powietrza w płuca. Kiedy miał już sięgnąć po klamkę usłyszał głos blondyna.

— A Ty jesteś idiotą, myśląc, że pozwolę ci iść tam samemu.

Odwrócił się i zobaczył jak Chan zdejmuje z ramion plecak, i rzuca go na podłogę. Podszedł do dużej mapy stojącej przy oknie, ściągnął ją ze stojaka i wyrwał metalowy kij, który był dość długi. Może to nie była najlepsza broń lub osłona, ale zawsze coś.

— Idziecie na czwarte piętro?

Czarnowłosy chłopak podszedł do trójki uczniów. Miał na lewym przedramieniu zawiązaną szarą bluzę, którą przytrzymywał zaciśnięty mocno niebieski krawat. Minho spojrzał z podziwem na jego "tarczę", sam nie wpadłby na taki sposób ochrony, przeniósł wzrok wyżej. Changbin był od niego ciut niższy, ale Lee zdawał sobie doskonale sprawę, że u tego chłopaka wzrost nie grał najważniejszej roli. Widział nie raz ciemnowłosego, podczas połączonych zajęć wychowania fizycznego jak dawał sobie świetnie radę w omijaniu wyższych od niego przeciwników lub agresywnym ruchom jakie czasami zdarzały się w meczu koszykówki.

— Tak.

— W takim razie idę z wami. Ja pomogę wam znaleźć tego Jisunga, a wy pójdziecie ze mną do łazienki — powiedział niższy, na co Minho podniósł do góry brwi.

— Myślisz, że mamy teraz czas odprowadzać cię do toalety? — zapytał ironicznie.

— Muszę odnaleźć przyjaciela — odparł spokojnie Changbin.

— Dobra, niech ci będzie. Idziesz z nami — mruknął Lee po krótkiej ciszy i spojrzał jeszcze na Chana, który skinął głową, również się zgadzając. Bang zerknął na swojego chłopaka, bijąc się z własnymi myślami.

— Zaczekaj tu na nas, dobrze? Niedługo wrócimy — zapewnił blondyn, pochodząc do piegowatego. Felix pokiwał głową, unikając jego spojrzenia. Chan westchnął cicho i obiecał sobie, że po powrocie porozmawia z różowowłosym.

Podszedł do swoich rówieśników, zaciskając mocniej dłonie na metalowym drążku, kiedy Minho otworzył drzwi.



▪︎ ▪︎ ▪︎



Jisung sam nie wiedział dlaczego nie pobiegł za swoimi przyjaciółmi na dół. Może widok biegnących w jego stronę uczniów, mających białe oczy i warczących na niego sparaliżowała jego ciało do tego stopnia, że nie potrafił się ruszyć? Albo to przez krzyk dziewczyny, która została ugryziona przez swojego chłopaka zagłuszył jego własne myśli, zapominając co powinien zrobić. Nie mógł pobudzić swojego ciała do ruchu, zrobić żadnego głupiego kroku, a tym bardziej odezwać się, zawołać swoich przyjaciół. Zrobić cokolwiek, zamiast stać w miejscu z wyszczerzonymi oczami i chwilowym zatrzymaniem pracy serca.

Myśli w pewnym momencie włączyły się ponownie, wirując w jego głowie z niesamowitą prędkością. Kazały blondynowi biec jak najdalej, nie dać się złapać, uciec od tego czegoś. Jednak ciało było kompletnie oderwane od mózgu. Nie słuchało rozkazów w jego głowie. Stało cały czas w tym samym miejscu, jakby zapomniało jak się poruszać, napiąć mięśnie i rozluźnić je ponownie.

Jisung pomyślał, że to już koniec. Zginie tu i teraz. Nie zdążył pożegnać się ze swoimi rodzicami, z przyjaciółmi. Nie zdążył wyznać osobie, którą kocha swoich uczuć. Nie zdążył zrobić nic, a teraz jest już za późno. Jedyne na co jego ciało pozwoliło mu zrobić było zamknięcie oczu. Nie chciał widzieć zbliżających się do niego ludzi, którzy już nawet ich nie przypominali. Nie chciał żeby ostatnią rzeczą jaką zobaczy będą wściekłe, białe oczy albo krew wylewająca się z jego ciała. Wolał przypomnieć sobie coś miłego, coś co budziło dobre wspomnienia, coś co-

— Rusz się!

Otworzył gwałtownie oczy, czując mocne szarpnięcie do tyłu. Ktoś zaciągnął go do jakiegoś pomieszczenia, którym okazała się być męska łazienka. Jego wybawcą okazał się chłopak, który teraz napierał swoim ciałem na drzwi, próbując je zamknąć. Po drugiej stronie drewnianej ściany dało się słyszeć warczenie, a wystające ręce przedzierające się do środka próbowały złapać szatyna.

— Biegnij do jednej z kabin — wysapał Seungmin, ledwo mogąc wytrzymać napierający na niego ciężar z drugiej strony drzwi.

Jisung po chwili zrozumiał przekaz jego słów i spojrzał na kabiny ustawione jedna obok drugiej. Przeniósł wzrok na brązowowłosego, chciał mu pomóc. Może we dwójkę udałoby im się zablokować wejście. Miał zamiar już podchodzić do niego, gdy nagle chłopak odwrócił się przodem do drzwi, napierając na nie swoimi rękami i ślizgając się lekko po kafelkowej podłodze.

— No rusz się! Dłużej nie wytrzymam! — krzyknął wyższy.

Te słowa zadziałały na Hana jak paralizator. Ruszył biegiem w stronę kabin, słysząc za sobą głośny huk oraz dziwne dźwięki przypominające odgłosy dzikich zwierząt. Czuł jak ktoś go goni, co niesamowicie przyśpieszyło pracę jego serca. Adrenalina zawładnęła jego ciałem, wpadł do pierwszej kabiny, ciągnąc za sobą drzwi i szybko je zamykając. Każda z kabin była wyposażona w zamek, który wystarczyło przekręcić, żeby ochronić się przed niespodziewanym otworzeniem się drzwi podczas załatwiania się. Jisung trzymał jedną dłonią klamkę, a drugą próbował przekręcić metalowy zamek, który postanowił specjalnie się teraz zaciąć. Ręce okropnie mu się trzęsły, a odgłosy oraz walenie w kabinę wcale mu nie pomagało się uspokoić.

Zagryzł nerwowo wargę, czując wzbierające się w jego oczach łzy. Mijały sekundy, a on nadal siłował się z zamknięciem drzwi. Wziął głęboki wdech, próbując zapanować nad drżeniem własnego ciała, obraz mu się rozmazywał, więc szybko przetarł oczy ramieniem, nie odrywając dłoni od klamki. Wypuścił powietrze ustami i dopiero wtedy jakimś cudem udało mu się przekręcić zamek. Odsunął powoli dłonie, wpatrując się z przerażeniem w drzwi. Ktoś po drugiej stronie napierał i walił w nie, ale nie był na tyle silny, aby je wyważyć. Przynajmniej Jisung miał taką nadzieję.

Zdając sobie sprawę, że jest chwilowo bezpieczny i nie grozi mu śmierć, osunął się powoli na podłogę. Przyciągnął kolana do brody, obejmując je ramionami i wpatrzony w drzwi naprzeciwko pozwolił, by łzy spłynęły po jego policzkach. Zaczął bezgłośnie płakać, chciał się stąd wydostać albo żeby ktoś przyszedł mu na pomoc. Chciał znaleźć się w innym miejscu, gdzieś gdzie było bezpieczniej, gdzieś daleko od tego całego chaosu. Pragnął, żeby to się skończyło. Niestety, był to dopiero początek.

Początek walki o przetrwanie.

sᴜʀᴠɪᴠᴀʟ sᴄʜᴏᴏʟ | sᴋᴢ |Onde histórias criam vida. Descubra agora