Panika

205 24 11
                                    

Ręka Minho spoczywała na ramieniu jasnowłosego, który przytrzymywał jedną dłonią jego talię, a drugą trzymał za zakrwawioną rękę. Starszy chłopak ledwo utrzymywał się na nogach, ale starał się ze wszystkich sił iść prosto, by nie przeciążać Jisunga.

Zmęczenie, głód jak i suchość w gardle doskwierały im jak jeszcze nigdy dotąd. Gdy dotarli do schodów na końcu korytarza, Minho o mało nie przewrócił się. Na szczęście Han zdążył w porę zareagować i przyciągnąć go mocniej do siebie, by mógł oprzeć swoje ciało o jego. Zeszli na dół, blondyn szukał upragnionym wzrokiem miejsca, gdzie mogliby się ukryć. W takim stanie obaj byli bezbronni. 

Z trzeciego piętra udało im się zejść na drugie, a na nim dostać się do łazienki, która znajdowała się blisko schodów. Na korytarzu jeden zombie chwycił Jisunga za nogawkę. Pozbył się go, wyrywając nogę z jego uścisku i kilka razy kopiąc stopą rękę zakażonego chłopaka. Kiedy znaleźli się w pomieszczeniu, Han pomógł usiąść czarnowłosemu przy ścianie i poszedł szybko zamknąć drzwi. Wrócił do swojego przyjaciela, który miał przymknięte oczy i lekko rozchylone usta. 

— Minho hyung? 

Wspomniany chłopak otworzył oczy i spojrzał na Jisunga, który ścisnął mocniej palce na jego dłoni, pozwalając łzom spłynąć po policzkach. 

— Dlaczego płaczesz? — spytał cicho szatyn. Przymknął na chwilę oczy i przełknął ślinę, ale jego gardło wydawało się być pustynią, przez co ledwo mógł mówić. Han zdjął pośpiesznie z ramion plecak różowowłosego i wyjął z niego butelkę, w której nadal znajdowało się odrobinę wody. Przysunął się bliżej chłopaka i przystawił mu do warg plastikowy pojemnik, unosząc go lekko do góry. Zimna ciecz zalała gardło Lee, na co westchnął i odsunął butelkę od ust, by Jisung również mógł się napić. Jasnowłosy spojrzał zmartwiony na wodę, która starczyłaby na jeden mały łyk. 

— Napij się... — Usłyszał głos Minho, więc zrobił to, o co go starszy prosił. Odstawił butelkę na bok i skupił swoją uwagę na ręce chłopaka, która nie wyglądała najlepiej, a już na pewno bolała go niemiłosiernie.

— T-Trzeba zatrzymać k-krwawienie — wydukał Han i drżącymi dłońmi wyjmował z plecaka wszystkie bandaże, gazy, plastry i inne rzeczy, które Felix miał w tornistrze. Pamiętał, że Changbin miał na ramieniu zawiązany krawat, więc ściągnął ze swojej szyi niebieski materiał i owinął go wokół ręki czarnowłosego nad raną. Musiał się uspokoić, dlatego wziął głębszy wdech i powoli wypuścił powietrze przez usta, gdy wziął do ręki gazę i przyłożył ją do rany chłopaka. Minho drugą ręką przytrzymał biały materiał, by Jisung mógł w tym czasie owinąć go bandażem i zawiązać. 

Jasnowłosy usiadł wygodniej i trzymał w dłoniach przedramię chłopaka, widok czasami zasłaniały mu łzy, które nie przestawały płynąć. Pociągnął nosem i podniósł wzrok na przyjaciela, kiedy dłoń starszego dotknęła jego policzka, by wytrzeć łzę. 

— Nie płacz. Przecież nie umieram — mruknął Lee i podniósł lekko kąciki ust do góry, chcąc przekonać tym Jisunga. Strasznie chciało mu się spać i z całych sił powstrzymywał się, by nie zamknąć oczu. — Jestem tylko trochę zmęczony... 

— Hyung? — szepnął Jisung, przestraszony, gdy głowa chłopaka opadła nagle na bok. Ułożył dłonie na policzkach starszego i nakierował jego twarz w swoją stronę. Minho uchylił lekko powieki. 

— Nic mi nie jest, Sungie. Muszę tylko trochę odpocząć.

Jisung usiadł obok niego i pozwolił, by starszy oparł głowę na jego ramieniu. Wytarł dłonią oczy, by lepiej widzieć i ułożył palce na dłoni Minho. Siedział tak, nie rejestrując upływającego czasu, nie miał nawet zegarka, by sprawdzić, która była godzina lub ile czasu tutaj spędzili. 

sᴜʀᴠɪᴠᴀʟ sᴄʜᴏᴏʟ | sᴋᴢ |Where stories live. Discover now