Prolog

1.2K 111 20
                                    


Idę z rodzicami ciemną ulicą. Jest pusta, bo to jakaś boczna ścieżka, a w dodatku jest już po północy. Wracamy ze szpitala. Byłam tam przez trzy dni, ze względu na moją rozciętą skórę na głowie i pękniętą czaszkę. Nic specjalnego, jak na nasze miasto. Tutaj nieostrożni, biegający z bronią różnego rodzaju bandyci codziennie potrącają dziesiątki przypadkowych przechodniów. Tym razem po prostu wypadło na mnie. W sumie - już po raz trzeci. To i tak słaby wynik w porównaniu na przykład do mojego wujka, który przez złoczyńców w różnych okolicznościach trafił do szpitala conajmniej sześć razy. Ale, cóż. Tak to jest w Gotham - w mieście, w którym obecnie mamy więcej przestępców niż emerytów.
W pewnym momencie, zupełnie niespodziewanie i jakby z nikąd, pojawia się przed nami dwóch rosłych facetów, którzy raczej nie wyglądają na zbyt przyjaźnie nastawionych.
- Dzień dobry! - mówi jeden bardzo niskim głosem. - Przyszliśmy po zapłatę.
- Ale za co? - dziwi się tato.
Powoli zaczynamy się cofać. To nie wygląda zbyt dobrze.
- Za wasze życie! - krzyczy drugi i rzuca się na tatę.
Łapie go za szyję i patrzy na swojego towarzysza. Ten podnosi lewą rękę i lekko kiwa głową. Czy to jakiś znak? Co oni chcą zrobić?
Nie jestem pewna, czy to odpowiednie działanie, ale czuję, że muszę to zrobić. Muszę to zrobić teraz.
- Batman! - wrzeszczę, łapiąc mamę za rękę. - Batman, potrzebujemy cię!
Mężczyźni się śmieją.
- Myślisz, że ten twój śmieszny przyjaciel w głupkowatej piżamce tutaj przyleci? Że cię uratuje? - zbliża się do nas.
Przyleci. Musi przylecieć!
Automatycznie odsuwam się i częściowo chowam się za mamą.
- Panowie, spokojnie - ucisza ich tato. Jego głos drży. - Przecież możemy załatwić to inaczej!
- Wątpię! - krzyczy i jednym ruchem ręki podcina gardło mojemu tacie.
Tak po prost...
Mój tato leży na ziemi. Mój tato się nie rusza. Mój tato nie oddycha. Mój tato nie żyje.
- No a jak będzie z wami? - morderca patrzy na nas.
On zabił mojego tatę. Mój tato nie żyje.
- Batman! Ratuj nas! - teraz, drżącym głosem, krzyczy moja mama.
A tato nie krzyczy. Tato nie mówi. Mój tato nie żyje.
Bandyta łapie mamę. Przykłada jej nóż do szyi. Łapię ją za ramię. On nic nam nie zrobi, mamo! Batman zaraz tu będzie i nas uratuje!
- No jak, paniusiu? - pyta, obleśnie się szczerząc.
- Batmaan!!! - czuję, jak zdzieram sobie gardło.
Muszę wrzeszczeć. A on musi usłyszeć. I musi przylecieć i nas uratować. Bo mój tato nie żyje.
Facet nie czeka. Jeden ruch nożem i mama leży na ziemi w kałuży krwi, która wciąż się powiększa. Moja mama już się nie rusza. Nie pociesza mnie. Nie woła Batmana. Nie ma nadziei. Moja mama odeszła. Moja mama nie żyje.
Nie potrafię ogarnąć myśli, nie potrafię się zebrać, nie potrafię uwierzyć. Jeszcze przed chwilą razem szliśmy, jeszcze przed chwilą cieszyłam się, że wreszcie ich widzę. Jeszcze przed chwilą oni żyli.
- Batman! Nie zostawiaj mnie!!! - robię to po raz ostatni.
Może przyleci, przegoni napastników, a rodzice po prostu wstaną, przytulą mnie do siebie i powiedzą: "Wszystko jest w porządku, Mroczny Rycerz nad nami czuwa.".
Tracę nadzieję. Jak mama w ostatniej chwili. Jak mama, która już nie żyje. Patrzę na morderców. Obaj są wielcy, umięśnieni. Ale mają poszarpane ubrania. To nie są zawodowcy. To parszywi, nieprofesjonalni idioci. Idioci, którzy zabili mi rodziców. Patrzę na dwie leżące postacie. To są moi rodzice? To na pewno oni? Dlaczego mama nie mówi, że będzie dobrze? Dlaczego tato się nie śmieje? Dlaczego oni nie chcą wstać? Dlaczego mnie nie przytulają? To nie mogą być oni. Mama nigdy nie miała tak smutnego wyrazu twarzy. A tato nigdy nie zostawiłby mnie w takim momencie.
Wreszcie. Na niebie widzę przybliżający się czarny obiekt. Ląduje na jednym z zabójców. Momentalnie nokautuje obu i podchodzi do mnie.
- Hej, wszystko w porządku? - mówi zamaskowany.
Tępo patrzę na wysokiego mężczyznę w czarnym, solidnym kostiumie z nietoperzem na środku klatki piersiowej i w czarnej pelerynie. Na głowie ma maskę z długimi uszami. Tępo patrzę na Batmana.
-Mała? - Kuca przy mnie. - Mogę ci pomóc.
O nie. On nawet nie wie, w jak wielkim jest błędzie. Nie może mi już pomóc. Mógł. Ale już nie może.
- Nie jestem "mała". I nie chcę twojej pomocy - odpowiadam po chwili, jakby pytającym głosem, cofając się. - Przybyłeś za późno. Nie uratowałeś ich. Nie żyją, pojmujesz to? - mówię, niby bez emocji. - Nie żyją!
- Hej, uspokój się - próbuje położyć mi dłoń na ramieniu, ale się odsuwam.
To tyle? Uspokój się?! Po tym, jak nie uratował moich rodziców?! Mam się uspokoić, patrząc, jak oboje taplają się we własnej krwi po poderżnięciu im gardeł?!
- Nie. Nie uspokoję się! Oni nie żyją, choć cię wołaliśmy! Nie żyją, bo ich nie uratowałeś! To przez ciebie! To przez ciebie ich zabili! Nienawidzę cię - mówię najpierw cicho. - Nienawidzę! - teraz już wrzeszczę.
Chciałabym w tej chwili zerwać Batmanowi jego maskę i prosto w twarz wykrzyczeć mu, jak się teraz czuję. Patrzeć na jego minę. Popatrzeć z żalem w oczy... Ale nie mogę. Nie chcę go dotykać. Nie chcę mieć z nim nic wspólnego.
Odwracam się od niego i zaczynam biec. Gdziekolwiek. Po prostu uciekam. Przed siebie. Nie chcę już więcej patrzeć na tego „bohatera". Nawet na jego być może zmartwioną czy choćby poważną twarz. Gdyby przyszedł kilka minut wcześniej, rzucałabym mu się teraz na szyję; przytulałabym za to, że nas uratował. Teraz też miałam ochotę rzucić mu się na szyję... By go udusić...
Mijam jakieś śmietniki, biegnę przez kręte uliczki. W jakiś sposób nagle znajduję się w centrum Gotham. Nie pamiętam drogi, nie wiem, jak tu przyszłam. Ale nie czuję nóg i gardła. A w głowie mam jakąś dziwną pustkę. Nie mam pojęcia, co robić. Ale biegnę dalej.
W pewnej chwili na kogoś wpadam. Ten chwyta mnie za kołnierz. Patrzę na niego. Jest gigantyczny. Ma na sobie brązowy płaszcz z futrem w środku; pod spodem ciemnozieloną kamizelkę, która przy okazji przypomina trochę pancerz; bojówki i brązowe, jakby wojskowe buty. Na twarzy ma czarną maskę, która zakrywa mu usta i nos. To Bane. Superzłoczyńca.
Uświadamiam sobie, że ja też zaraz zginę. Może to i lepiej? Skoro oni też nie żyją...
- No dalej, zabij mnie - mówię znudzonym głosem.
- A to ciekawe - mówi tylko, niskim, jakby zachrypniętym, lecz wesołym głosem, głęboko oddychając.
Bane nadal trzyma mnie za tył mojego płaszcza. Zwisam tak, a on mi się przygląda. No zabij mnie, człowieku!
- Patrz, kogo tu mamy, Harley - krzyczy do kogoś.
Nie widzę jej, ale dobrze wiem, kto to jest. Dokładnie znam wszystkich superzłoczyńców naszego miasta. Takich rzeczy uczą nas teraz w szkole... Opowiadają nam tam o osobach, na których widok powinniśmy uciekać, chować się, wskakiwać do morza, oceanu czy rzeki, wbiegać do jakichkolwiek zakamarków, zakopywać się w ziemi, modlić się o życie albo popełniać samobójstwa. Bo podobno lepiej zostać zabitym przez wkroczenie na ulicę i przejechanie przez samochód niż z ręki jednego z okrutnych bandytów Gotham City. Chociaż w tym momencie - raczej nie stanowi do tla mnie większego znaczenia, w jaki sposób zginę. Byleby jak najszybciej, aby tylko nie musieć już myśleć o wszystkim, co zdarzyło się dzisiejszej nocy.
- Ooo, idealnie - odpowiada słodkim, wysokim głosem kobieta, a następnie głośno i szaleńczo się śmieje.
Słyszę kilka wystrzałów. Jestem prawie pewna, że ona właśnie zabiła kilku kolejnych ludzi, mimo że nadal jestem odwrócona do niej tyłem. Ale co mi za różnica? Jak na razie nic, oprócz śmierci moich rodziców, w którą nadal nie mogę uwierzyć, mnie zupełnie nie obchodzi.
- Co się stało? - zwraca się do mnie Bane z ciekawością.
To dziwne. Bardzo dziwne. Właśnie gadam sobie z Bane'em, z legendą i wzorem do naśladowania naszych złoczyńców i jeszcze w dodatku on interesuje się moim losem. A przynajmniej tak udaje.
- Nic ciekawego. Okazało się tylko, że Batman wcale nie jest taki świetny, a moi rodzice zostali zamordowani przez jakichś głupców - niechętnie odpowiadam.
Olbrzym patrzy się na mnie jeszcze przez chwilę, po czym zanosi mnie pod jakąś ciężarówkę. Otwiera jej tylne drzwi i wrzuca mnie do środka.
- W takim razie chyba nikt nie będzie tęsknił - mówi przez maskę i zatrzaskuje drzwi.
Rozmawiałam z Bane'em, a potem zostałam przez niego wrzucona do auta. Siedzę poobijana w zupełnie ciemnej ciężarówce. Nie mam bladego pojęcia, co się ze mną stanie. Moi rodzice nie żyją. Czy to wszystko na pewno dzieje się naprawdę?

______________________________
Witam! :3 Jako że na Wattpadzie znalazłam tylko jedno (jakże świetne i idealne, którego i tak w życiu nie pobiję) opowiadanie o Batmanie, którego jestem ogromną fanką, postanowiłam, że powiększę jakoś ten zbiór i dodam coś od siebie. Może i nie coś cudownego, ale w każdym razie - coś :D
Także jeśli lubisz Batmana, Jokera, Bane'a, Harley Quinn, kogokolwiek innego z trylogii "Mroczny Rycerz" / komiksów o Batmanie; wszystkich na raz lub zupełnie nikogo - w każdym wypadku zapraszam do czytania c:
Historia miała być na początku trzyczęściowa, ale po dłuższym przemyśleniu - chyba jednak powstanie z tego coś dłuższego :3 O ile nie przerwę tego w połowie albo jeszcze wcześniej XD
Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następna część, gdyby już ktokolwiek miał się tym zainteresować i o to pytać :P
Mam nadzieję, że znajdą się jacyś polscy fani i fanki Batmana :)
Bardzo, bardzo, bardzo proszę o szczere gwiazdki oraz opinie w komentarzach, które dla mnie naprawdę strasznie ważne! :) Przede wszystkim dlatego, że zastanawiam się, czy jest sens dalej to pisać :>
Także czytajcie, gwiazkujcie, komentujcie, polecajcie... Jeśli tylko się Wam spodoba :]

Become one of usOn viuen les histories. Descobreix ara