- Oczywiście jest jeszcze opcja zabicia mieszkającej tu rodziny i przejęcie domu na kilka dni. - Rzucił nagle Liu. Jego reakcja lekko mnie zaskoczyła, bo głos miał twardy a spojrzenie które na mnie skierował było ostre i zimne.

Desperacja...

- Oczywiście. - Przeczesałam włosy, aby grzywka chociaż na chwilę nie zasłaniała mi widoku. - Jeżeli uważasz że to najlepsze rozwiązanie, że najbardziej wam się ono opłaca, że nie ma już nic do stracenia, to proszę bardzo. Ściągnijcie na siebie jeszcze większą ilość policji, doprowadźcie do tego że nawet w ruinach domów, czy różnego rodzaju nieużytkach zainstalują kamery, a w lasach będzie się roiło od patroli. Myślicie że jesteście tam bezpieczni, bo nikogo tam nie ma, ale uwierzcie mi, jeżeli zajdzie taka potrzeba nawet tam pojawią się psy. - W moim głosie słychać było lekką złość ale przede wszystkim rozbawienie. Nie chciałam żeby pomyśleli że kłamię, dlatego starałam się mówić niezbyt szybko i dobrze dobierać emocje, jakie mieli czuć w mojej wypowiedzi. - Do spraw lokalnych nie angażują wojska, ale jeżeli przełożą wasze akta do spaw państwowych, już tak nie będzie. Będą chcieli was złapać, bo do tej pory nie trudziliście się w zabijaniu osób wpływowych. Bawiliście się z ludźmi zwykłymi, bez większych zarobków, bez firm, ludźmi szarymi. Jeżeli zauważą że zaczęliście zabijać też ludzi znanych, tylko w swojej społeczności, ale jednak znanych, zaczną was traktować jako zagrożenie na skalę całego państwa. - Podeszłam do zielonookiego, który już od dłuższego czasu siedział ze spuszczoną głową. Pochyliłam się nad nim. - A tego chyba nie chcecie, prawda?

- Nie. Mamy już wystarczająco dużo innych problemów.

Odwróciłam głowę. Nie żądałam odpowiedzi od Jack'a, jednak to właśnie on się w tej chwili odezwał. Słońce które jeszcze przed chwilą świeciło najmocniej jak potrafiło, teraz zaszło za chmurami. Wyjątkowo ciemnymi chmurami. W pokoju pociemniało i wszystko dookoła nabrało lekko upiornego wyglądu. W tym maska chłopaka, której zagłębienia i pęknięcia wydawały się jeszcze większe niż wcześniej. Wyprostowałam plecy, a zamaskowany powoli wstał z fotela, na którym do tej pory spokojnie sobie siedział. Włosy mimo że wydawały się dość sztywne, zapewne od brudu, jakim były pokryte, zafalowały lekko a kilka kosmyków opadło na maskę. Po raz pierwszy od poznania go, przeszyły mnie lekkie dreszcze. Od początku nie pasował mi do obrazu mordercy, teraz wręcz przeciwnie.

- Jednak... - Spod jego maski znowu wydobył się lekko stłumiony głos. - Jeżeli zajdzie taka potrzeba, weźmiemy pod uwagę nawet taki scenariusz.

W pokoju nastała cisza, przerywana tylko uderzeniami gałęzi o szyby. Najwyraźniej zbierało się na burzę. Do moich uszu dobiegł dźwięk łap uderzających o podłogę, co oznaczało, że Happy i Smile wrócili z dworu. Pewnie weszli do garażu, który miał psie drzwiczki, bo dźwięki były lekko słyszalne.

Przeniosłam wzrok z Jack'a na Liu. Ten również nabrał tajemniczej, mrocznej aury. Jego zielone oczy odbijały resztki światła które jeszcze przebijało się przez chmury, a blizny jakby się wyostrzyły. Łypał na mnie bez cienia skruchy, którą jeszcze chwilę temu okazywał.

Z czarnowłosym nie było lepiej. Siedział na kanapie obok, z kostką jednej nogi, opartą o kolano drugiej, Patrzył w okno a jego rany na policzkach wydały mi się szersze i głębsze niż zazwyczaj. W dodatku włosy na czole i oczach dawały upiorne cienie na bladej skórze.

Dyskretnie przełknęłam ślinę i cofnęłam się lekko.

- Jeżeli zajdzie taka potrzeba? - Mruknęłam, stając przodem do zamaskowanego. - Na szczęście nigdy takowa potrzeba się nie pojawi, bo już za chwilę opuścicie ten dom. Nie będę tutaj trzymać trójki psychopatów, którzy, jak to ująłeś...? - Dyskretnie przekręciłam głowę w stronę Liu.- Wezmą pod uwagę scenariusz zabicia mieszkańców tego domu. Jednym z tych mieszkańców tego domu jestem ja i nie pozwolę sobie grozić.

Inne Oblicze. Jeff the Killer.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz