36. Powspominajmy trochę

26 3 0
                                    

Michael

Od dnia, kiedy usłyszeliśmy o maluszkach, minęły trzy miesiące. Aaliyah czuła się już coraz lepiej, regularnie chodziła na badania i coraz bardziej docierało do niej, że niedługo będzie mamą dla trojga małych dzieci. Do mnie zresztą też. Chociaż z początku miałem pewne obawy, teraz wierzyłem, że sobie poradzimy. Najważniejsze, żeby dzieciaki urodziły się zdrowe.

Zaręczyliśmy się w dwa tygodnie po pierwszej wizycie u lekarza. Tego samego dnia wpadliśmy do moich rodziców, którym przedstawiłem Ally jako swoją narzeczoną i powiedzieliśmy im o tym, że w najbliższym czasie zostaniemy rodzicami. Cieszyli się razem z nami. Na razie nie rozmawialiśmy na temat ślubu, raczej chcieliśmy się tym zająć po narodzinach trojaczków. Ally najpierw trochę marudziła, bo czy niby tak wypada, czy ludzie nie będą gadać... Lauren przyznała jej w tym rację, ale ja, z moją prywatną sytuacją i Matt, którego pierwszy syn urodził się, gdy ten był w nieformalnym, w dodatku krótkim związku, uspokoiliśmy ją, że nic takiego nie będzie miało miejsca, a ona sama powinna teraz przejmować się sobą, a nie gadaniem ludzi.

Liyah już miała nieduży brzuszek, który skutecznie uniemożliwiał jej chodzenie w co niektórych ubraniach. Częściej chodziła w luźnych sukienkach, a całkowicie zrezygnowała z noszenia dżinsów.

Na czas ciąży musiała przerwać terapię genową. Póki co jeszcze wszystko było w porządku i mieliśmy nadzieję, że tak pozostanie do samego końca.

A teraz byliśmy w naszym ulubionym miejscu w parku. Siedzieliśmy na kocyku,  oparci o drzewo. Aaliyah się we mnie wtulała, a ja obejmowałem ją ramieniem. Właściwie nie ją, a ich. Całą czwórkę. Ally i nasze dzieciaki. Jeżeliby wierzyć wstępnym osądom lekarza, mieli do nas dołączyć jeden synek i dwie córeczki. Już wybraliśmy im imiona.

Chłopiec miał nosić imiona Lukas Matthew. Pierwsze imię otrzymał po ojcu Aaliyah. A drugie wybrałem ja. Bo takie samo nosiła osoba, która jak nikt inny potrafiła mnie pocieszyć i podnieść na duchu, gdy nie było ze mną Liyah. Ona sama proponowała, żeby synek otrzymał drugie imię po mnie, ale się na to nie zgodziłem. Pozostaliśmy przy mojej propozycji.

Jedna z dziewczynek została nazwana Jean Jenna. Co prawda, gdyby przełożyć te imiona na jeden język, brzmiałyby dokładnie tak samo, ale doszliśmy do wniosku, że nie bawiąc się w coś takiego, brzmi to całkiem ładnie. Francuskie imię otrzymała po nieżyjącej babci. Angielskie – po pewnej młodej malarce, którą i ja, i Aaliyah darzyliśmy ogromną sympatią, a o której wiedzieliśmy, że dopiero niedawno jej życie zaczęło się znów układać.

I wreszcie druga córeczka. Amanda Lauren. Właściwie nie zastanawialiśmy się specjalnie, skąd wzięliśmy jej pierwsze imię. Rzuciłem pomysł, Aaliyah przytaknęła, po czym równie zgodnie nadaliśmy dziewczynce imię po naszej najlepszej przyjaciółce.

Ustaliliśmy też kwestię ich nazwisk. W obu naszych rodzinach panował zwyczaj nadawania dzieciom nazwiska panieńskiego matki i nazwiska ojca. My to nieco zmieniliśmy. Maluchy miały dostać oba nazwiska Liyah i jedno moje. Villanueva Jackson Joseph. Oczywiście, skracane tylko do mojego. Nie chcieliśmy po prostu rezygnować z faktu, że w pewnej części w żyłach naszych dzieci, dzięki mieszanej matce, płynęła francuska krew.

– Popatrz, Michael – zagaiła rozmowę Ally. – Jeszcze niedawno przychodziłam tutaj, żeby być sama ze sobą, żeby uciec od twojej opiekuńczości. A teraz przyszliśmy tutaj właściwie całą piątką – uśmiechnęła się i pogłaskała się po brzuszku.

– A ty już ode mnie nie uciekasz, bo dobrze wiesz, że nie warto – dodałem w żartach.

– Zdecydowanie. Myślałam, że w końcu cię do siebie zniechęcę, że zaczniesz zarywać do kogoś innego... A ty mi jeszcze wtedy uratowałeś życie, mało tego, zamiast dać sobie ze mną spokój, to jeszcze zrobiłeś mi dzieciaka – zachichotała.

Even In PainOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz