Wpuść mnie 2

21 0 0
                                    

Rankiem 19 lipca 2015 roku policja znalazła zmasakrowane ciało mojego brata - Toma - w jego sypialni. Nie znaleziono żadnych śladów włamania. Jedynie napisy wyryte na drzwiach wejściowych oraz sypialnianych. Tom leżał na podłodze w kałuży krwi. Miał wydłubane oczy i rozcięty tors. Policja ustaliła jedynie, że zbrodni nie dokonał człowiek, bo rany na ciele pozostawiły pazury. Pazury, które nie pasowały do żadnego znanego gatunku zwierzęcia. Brat kilkakrotnie ze mną rozmawiał. Mówił coś o jakimś dziwnym pukaniu i napisach, które pojawiały się na drzwiach i oknach. Za każdym razem te same słowa: "wpuść mnie". Niespecjalnie się jednak tym przejmowałem. Sądziłem że jest przewrażliwiony i jego umysł płata mu figle, bo policja wtedy nic nie znalazła. Teraz wiem, że nie miałem racji. Tom nie żył.

Byłem z nim bardzo zżyty, ale od kiedy wprowadził się do nowego domu kontakt między nami jakby osłabł. Miałem wrażenie że coraz bardziej zamyka się w sobie. Przez ostatnie dni przed śmiercią w ogóle się nie odzywał. Myślałem, że może przeżywa jakiś ciężki okres i chce być sam.
Postanowiłem sobie, że wprowadzę się do tego przeklętego domu i zobaczę co się będzie działo. Jeśli to coś, co tak uprzykrzyło życie memu bratu, a potem go zabiło wróci tu to je zabiję. Kilka dni po śmierci Toma byłem już właścicielem domu. Drzwi i okno trzeba było wymienić na nowe. Pierwsze dni mijały spokojnie, bez zakłóceń. Pewnej nocy przytrafiło się jednak coś dziwnego. Skrobanie. Dokładnie takie samo o jakim wspominał mój brat. Spokojne, ale głośne. Zerwałem się z łóżka. Po cichu zszedłem po schodach na dół. Dźwięk ustał. Wyjrzałem przez wizjer. Pusto. Dokładnie tak, jak opowiadał Tom. Pobiegłem do kuchni, wziąłem największy nóż i ruszyłem do drzwi wejściowych. Gdy wyszedłem na zewnątrz nikogo nie było. Tylko cisza i przeszywające zimno. Rozglądnąłem się i obszedłem posesję dookoła. Gdy poszedłem za dom usłyszałem szelest dobiegający od strony lasu. Podskoczyłem i spojrzałem w jego kierunku. Coś białego, wysokiego i chudego biegło na czterech łapach w kierunku lasu. Po kilku sekundach znikło w ciemności między drzewami.

- Co to było do cholery?! - spytałem sam siebie.

Stałem tak jeszcze przez chwilę czekając na jakikolwiek dźwięk, ruch czy cokolwiek. W pewnym momencie zobaczyłem dwoje świecących oczu między drzewami. Patrzyły na mnie. Były nieco przerażające, hipnotyzujące, ale nie bałem się w tamtym momencie. Kierowała mną wtedy żądza zemsty. To coś zabiło mojego brata do cholery. Nie może pozostać bezkarne. Ale gonitwa po lesie byłaby skrajnie nieodpowiedzialna. To coś znało las. Było w swoim domu. Dopadłoby mnie i zapewne nie skończyłbym zbyt ciekawie. Poczekam na jego kolejną wizytę.

Wróciłem więc do domu i położyłem się spać. Reszta nocy była spokojna. Rano wstałem i przeszedłem do rutynowych czynności. Dzień minął spokojnie. Brat wspominał też o jakichś krzykach dobiegających z lasu. Mi póki co nie było dane ich usłyszeć. Wszystkie dziwne sytuacje, które opisywał mi mój brat przed śmiercią, zanim utraciliśmy kontakt spisywałem w swoim notesie. Chciałem użyć ich jako pewnego rodzaju wskazówek. Kolejna noc minęła równie spokojnie.

Rano wstałem, zjadłem śniadanie i ubrałem się. Dziś były urodziny mojego brata. Kupiłem więc kwiaty i znicz, po czym pojechałem na cmentarz. Było wietrznie i deszczowo.

- Jak na złość w taki dzień musi lać - myślałem jadąc samochodem.

Podjechałem na cmentarny parking, wyciągnąłem znicz, kwiaty i parasol. Poszedłem na grób Toma. Lało jak z cebra. Wiele nie było widać, ale wiedziałem, że jestem sam. Kiedy byłem kilkanaście kroków od grobu brata zauważyłem "to". Nie widziałem co robiło dokładnie. Po chwili zobaczyło mnie i uciekło. Podszedłem. Na marmurowej płycie były ślady krwi, które jednak szybko zmył deszcz. To cholerstwo zapuściło się dalej niż sądziłem. Co robiło na cmentarzu? Po co tu przylazło? Czego szukało? Czemu nie chciało dać mojemu bratu spokoju? Nie miałem pojęcia. Zostawiłem kwiaty, zapaliłem znicz, pomodliłem się i wróciłem do auta.

Wcześnie położyłem się spać tego dnia. W nocy obudziło mnie pukanie. Nóż miałem już przygotowany. Leżał na nocnej szafce przy łóżku. Wziąłem go i pobiegłem na dół. Nie wyglądając przez wizjer z impetem otworzyłem drzwi. I znów pusto.

- Gdzie jesteś skurwielu ?! - krzyczałem.

Odpowiedziała mi jedynie... cisza. Zrezygnowany wróciłem do środka i zamknąłem drzwi. Usiadłem przy nich opierając się o ścianę i zacząłem rozmyślać. Nie wiem, w którym momencie usnąłem. Kiedy się obudziłem było już południe. Postanowiłem zadzwonić do poprzedniego właściciela domu.

- Halo? - odebrał mężczyzna.

- Dzień dobry, tu Alan Tyler. Chciałem spytać o dom, który sprzedał pan mojemu bratu. Czy ma on jakąś historię, czy działo się tu wcześniej coś dziwnego? - spytałem.

- To jest temat na dłuższą rozmowę - odpowiedział mój rozmówca.


- Więc może zechciałby się pan spotkać i porozmawiać?


- Tak chętnie, ale teraz nie mam czasu. Zadzwonię później - powiedział i rozłączył się.

Siedziałem kilka godzin przed telewizorem. Wieczorem zadzwonił ten starszy koleś. Szczerze to nie znałem jego imienia ani nazwiska. Był on dla mnie w pewnym sensie anonimowy. Umówiliśmy się. Po około pół godziny był już u mnie. Zrobiłem kawę i usiedliśmy w salonie. Nie był zbytnio rozmowny. Tak jak mówił Tom. Rozmowa przebiegała w ten sposób, że ja zadawałem pytania, a on na nie odpowiadał.

Dowiedziałem się że to nie on był pierwszym właścicielem domu. Kupił go od anonimowego sprzedawcy. Powiedział, że mieszkał w nim krótko, bo zaczął nawiedzać go ten stwór. Potem sprzedał go mojemu bratu. Reszta informacji była mniej istotna. Pożegnaliśmy się i wyszedł.

Dzisiejszej nocy miał nocować u mnie mój kolega - Eric. Chciałem, żeby było mi raźniej i żeby był świadkiem ewentualnych dziwnych zdarzeń które mogłyby się wydarzyć. W nocy obudziło mnie pukanie do drzwi. Wstałem z łóżka i zszedłem na dół, do salonu, gdzie spał Eric.

- Wstawaj!

- Co jest? - spytał zdezorientowany.

- Nie słyszałeś pukania?

- Nie...

Podeszliśmy od drzwi. Znów to samo. Pusto. Miałem tego już serdecznie dosyć. Ubraliśmy kurtki, wziąłem latarki i nóż, po czym ruszyliśmy w stronę lasu. Aby do niego dotrzeć musieliśmy pokonać 50 metrów chaszczy, które rosły na łące obok mojego domu. Szliśmy jednak wyznaczoną przez to cholerstwo ścieżką. Pewnie tędy przechodził, bo trawa była odchylona w dwie strony. W trakcie tego uroczego spaceru towarzyszył nam nieznośny smród. W pewnym momencie dotarliśmy do lasu.

- I co teraz? - spytał znudzony Eric.

- Ty pójdziesz w prawo a ja w lewo, jak coś znajdziesz - krzycz.

Rozdzieliliśmy się. Patrolowaliśmy las przez dobrych 20 minut. Nagle usłyszałem krzyk tak przeraźliwy, że włosy zjeżyły mi się na głowie. Pobiegłem w jego kierunku. Na ziemi leżała upuszczona latarka mojego przyjaciela. Przestraszyłem się. Kilka metrów dalej stał ten stwór. W ręce trzymał miotającego się Erica jakieś pół metra nad ziemią. Ściskał go za szyję. Dusił go. Rzuciłem się na niego i wbiłem mu nóż między żebra. Polała się krew. Potwór momentalnie puścił Erica i odrzucił mnie z taką siłą że odleciałem jakieś 2 metry do tyłu uderzając o drzewo. Zakręciło mi się w głowie. Obraz mi się rozdwoił. Po kilkunastu sekundach doszedłem do siebie. Usłyszałem jak stwór skręca Ericowi kark, przerywając jego miotanie się. Upuścił go i popatrzył na mnie. Zerwałem się do ucieczki. On mnie nie gonił.

Kiedy dotarłem do domu byłem załamany.

- Po co wciągałem w to Erica?! - pytałem sam siebie płacząc.

Słyszę pukanie do drzwi. Odkręcam gaz w kuchence. Czuję go w powietrzu. Po chwili cały dom jest już nim przepełniony. Pukanie nie ustaje. Wstaję i kulejąc udaję się w kierunku wyjścia. Otwieram drzwi, uśmiecham się do niego i patrząc mu w oczy klikam włącznik światła.

CreepypastyWhere stories live. Discover now