Rozdział 24 - To koniec

1.5K 54 44
                                    

Aron POV


Nie mogłem jej tego odpuścić. Nie mogłem jej dać odejść. Nie byłem pewny, czy wychodząc z mojego domu, będzie bezpieczna. Nadal się bałem, że gdy tylko przekroczy próg, znów usłyszę strzały. Bałem się tego, tak kurewsko się tego bałem. Na samo wspomnienie robiło mi się niedobrze, a złość brała górę. Miałem ochotę coś rozwalić. Tamten moment z przed lat, gdy usłyszałem strzały, a następnie martwe ciało, wyjątkowo zapadł mi w pamięci. Nie wyobrażam sobie, przeżyć to po raz kolejny. 

A potem jej słowa, które wywołały lawinę oskarżeń. To nie mogło skończyć się dobrze.

- To twoja wina - wyszeptała ze wzrokiem wbitym w ziemię. Spojrzałem na nią ze zmarszczonymi brwiami. Nie byłem pewien, czy dobrze ją zrozumiałem. - Ten cały koszmar zawdzięczam tylko i wyłącznie tobie - rzuciła, przenosząc na mnie swoje spojrzenie. W jej oczach dostrzegłem desperację i kompletne zmieszanie. Miała rozbiegany wzrok i bawiła się swoimi paznokciami, co oznaczało, że się denerwowała. Nie podobało mi się to.

- Co ty wygadujesz? - Powinienem to w tym momencie przerwać. Dla dobra siebie i jej. Dla naszego dobra.

- Moje problemy zaczęły się w momencie, gdy ty się pojawiłeś. Jaki błąd popełniłeś tym razem? Za co, tym razem ja przypłacę życiem? - pytała, nadal mając oczy przepełnione łzami. Ona nie może płakać. Nie z mojej winy. Obrzucała mnie zawiedzionym spojrzeniem, co łamało mi serce. Nigdy nie chciałem jej skrzywdzić. Nie chciałem, aby z mojego powodu cierpiała, a jednak. To się działo, ponieważ jej łzy nie były sztuczne, a smutny wzrok nie był udawany. Cierpiała. Cholernie cierpiała i to z mojej winy. Skrzywdziłem swoje małe szczęście. 

- Camilla, o czym ty do cholery mówisz? - zapytałem zdenerwowany, robiąc krok w jej stronę. Ona jednak odskoczyła ode mnie i spowrotem weszła do budynku. Dzięki Bogu. Szybko ruszyłem za nią do środka i zamknąłem drzwi.

- Wszystkie te ataki. Wszyscy ci ludzie. Przecież to jest takie oczywiste - plotła głupoty pod nosem, wpatrując się pusto w podłogę. 

Nie wiedziałem co mam myśleć. Czy ona naprawdę myśli, że to wszystko co jej się przytrafiło, było z mojej winy? Że to ja spowodowałem, że oni chcieli ją zabić? Nie. To nie może być prawda. Gdzie zawiniłem? Nie dawałem z siebie wystarczająco dużo, aby Camilla nie miała wątpliwości?

- Jak ty możesz coś takiego mówić? To ja przesiedziałem z tobą trzy pieprzone tygodnie, żebyś Ty była bezpieczna. I chociaż miałem dość po tygodniu, to z tobą zostałem, bo chciałem Cię chronić! - warknąłem dobitnie, chcąc przemówić dziewczynie do rozumu. Tak wiele dla niej robiłem, a ona nadal tego nie widziała. Może to jeszcze za mało? Może to ja robię błąd? Może byłem niewystarczający? Cholera, gdzie był ten pieprzony błąd?

- Tak, żeby mnie zmylić! - sarknęła cynicznie, a kolejny strumień łez spłynął po jej policzku. Tchnąłem w niedowierzaniu. Powili na miejsce zaskoczenia wpływał gniew i nie byłem z tego faktu zbytnio zadowolony. Nie mogłem dopuścić do tego, abym stracił nad sobą kontrolę i wybuchł gniewem.

- Co ty pieprzysz?! - Obrzuciłem ją morderczym spojrzenie, chociaż do końca nie byłem pewien, czy powinienem to robić. - Naprawę myślisz, że wszyscy moi ludzie chronili Cię na niby? Że cała ta akcja z wyprowadzką, abyś ty była bezpieczna, była kłamstwem?! Że robiłem to wszystko po to, aby uśpić twoją czujność? Camilla, czy ty naprawdę uważasz, że chce cię skrzywdzić? Że jesteś mi obojętna? - wyrzuciłem z siebie serię pytań, na które bałem się odpowiedzi. Przełknąłem gule w gardle i wzmocniłem spojrzenie. Dziewczyna chwilę stała bez słowa, jednak po chwili zrobiła coś, co złamało mi serce.

Above all (chroń mnie)Where stories live. Discover now