Rozdział 13 - Nadzieja

2.4K 78 141
                                    

Stał przede mną. Stał na przeciwko mnie z dłońmi w kieszeniach spodni i posyłał mi zbolałe spojrzenie. Wrócił do mnie i przyglądał mi się z dokładnością i tymi cudownymi iskierkami zaciekawienia w oczach. Stałam wbita w ziemię z szoku, ale w środku skakałam z radości i nie dowierzałam. Mrugałam szybko, jakbym była pewna, że to tylko zwidy i po kolejnym mrugnięcie zniknie. Ale nie zniknął.

Niespodziewanie zrobił mały krok w moją stronę, jakby bał się mojej reakcji. A ja za to tylko stałam i wpadałam w jego tęczówki, coraz bardziej.

Były takie idealne i nieskazitelnie bladobłękitne. W połączeniu z jego ostrymi rysami twarzy, tworzyły obraz, który bezapelacyjnie był perfekcją. Moją osobistą perfekcją. 

Kolor jego tęczówek dodawał mu ostrości i dramaturgii. Patrząc na niego wydawało się, że jest nadludzką istotą z niespotykanym odcieniem oczu. Można było pomyśleć, że ma nadprzyrodzone moce. A tak naprawdę był zwykłym chłopakiem. Jego oczy były jedyne, czym się wyróżniał.

Nie spostrzegłam kiedy zatrzymał się na tyle blisko mnie, że musiałam zadzierać głowę, aby na niego spojrzeć. Na jego twarzy malował się ból i skrucha.

Uniósł dłonie i chwycił nimi moją twarz, pocierając kciukami po policzkach. Był tak blisko. Czułam jego perfumy i zapach, który tylko on posiadał. Zapach, który należał tylko i wyłącznie do niego. Przyjemnie otulił moje zmysły, niczym delikatny jedwabny materiał. Przymknęłam powieki, przyciskając lewy policzek do jego dłoni. Były takie ciepłe i szorstkie. Ogrzewały moją twarz w przyjemny sposób i nie pragnęłam niczego tak bardzo, jak tego aby już nigdy ich nie odrywał.

– Camilla – usłyszałam nagle jego cichy głos, jakby dobiegał z oddali. Uchyliłam powieki i spojrzałam na jego twarz, która znalazła się niebezpiecznie blisko mojej. Przelatywałam wzrokiem po jego oczach, chłonąc perfekcję, jaką mi oferował.

Uniosłam słabo kąciki ust do góry, posyłając mu blady i smutny uśmiech. Nadal jego słowa tłukły mi się w głowie. Nie chcę trupa z mojej winy.

Nie chce trupa z mojej winy.

Nie chciał kłopotów z powodu trupa. Nie chciał się tłumaczyć, gdybym zginęła. Nie chciał problemów. A ja coś do niego czułam. O ironio. Pogrążałam się coraz bardziej z każdym kolejnym dniem, uświadamiając sobie, że darze go cholernym uczuciem. Głupim uczuciem, które nie zazna wzajemności.

- Przepraszam - wyszeptał niespodziewanie, więc skupiłam swój wzrok na jego twarzy. - Przepraszam, nie powinienem - westchnął ciężko i przyciągnął mnie do siebie i zamykając w szczelnym uścisku.

Zrobił to. Wrócił i przeprosił za ranę, która powstała po jego słowach, jednocześnie ją łatając. Wyswobodziłam ręce z pomiędzy naszych ciał i objęłam go w pasie. Zatopiłam twarz w jego koszulce i zaciągnęłam się jego błogim zapachem, który dawał mi ukojenie. Nie potrzebowałam niczego więcej. 

Wtedy stało się coś, czego ani odrobinę się nie spodziewałam.

Obudziłam się.

Gwałtownie otworzyłam oczy i znieruchomiałam. Analizowałam wszystko po kolei, to co się wydarzyło. To był tylko cholerny sen. Sen w którym stało się coś, czego tak bardzo pragnęłam. O co prosiłam przez cały dzień. Aby wrócił.

Ale było inaczej. Kiedy tamtego dnia zatrzasnęłam drzwi, upadłam i z moich oczy wypłynęły łzy, które natychmiast starłam. Nie byłam słaba. Nie chciałam taka być. Nie chciałam aby myślał, że jestem taka krucha. Przed nim grałam twardą i pewną siebie. Nic nie czułam.

Potem nalałam sobie do szklanki whisky ojca i wypiłam na raz, wciskając się w sofę. Podobało mi się to uczucie, więc wypiłam wtedy jeszcze pięć takich szklanek, a potem zasnęłam pod puchowym kocem.

Above all (chroń mnie)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz