Rozdział 11 - Poznając mordercę

2.3K 69 61
                                    

Miałam wrażenie, że wszystko się już skończyło. Że najgorszy moment za mną i teraz będzie tylko lepiej. Nikt mnie nie śledził, ani nie obserwował. Mogłam bez problemu wychodzić z domu i wracać późną nocą. Nie miałam pojęcia, skąd we mnie tyle pewności siebie i odwagi. Po tym wszystkim co przeszłam, potrafiłam bez problemu żyć dalej. Jakby to wszystko nie miało miejsca i nigdy się nie wydarzyło. Jakby to wszystko mnie nie ruszało. Ale takie było tylko wrażenie.

Tak naprawdę byłam, jak bańka, która napełniała się powietrzem. Ja napełniałam się wszystkimi złymi emocjami. Ale gdy powietrza jest za dużo, bańka pęka. I ja, gdy przytłoczy mnie zbyt wiele rzeczy, również pęknę. I miałam dziwne przeczucie, że to tylko kwestia czasu.

Próbowałam to ukrywać. Przed bliskimi, ale też, sama przed sobą. Nie chciałam, aby ktoś myślał, że jestem słaba. Nie chciałam się tak czuć i wmawiałam sobie, że wszystko jest dobrze. Że to już przeszłość i nic mnie nie rusza. Że zapomniałam o wszystkim co mnie do tej pory spotkało. Ale kogo ja próbowałam oszukać? Może i na zewnątrz było wszystko okej i starałam się jak mogłam, aby nikt nic nie zauważył. Ale w środku walczyłam sama ze sobą, aby tylko nic mi się nie wymknęło spod kontroli.

Dusiłam to w samym środku siebie, do tego stopnia, że zaczęłam w to wszystko wierzyć. Było dobrze i wszystko się już skończyło. Dzięki Aronowi, mogłam swobodnie poruszać się po okolicy. Mogłam spowrotem funkcjonować normalnie. Tak jak wcześniej.

Jechałam właśnie do Patricka w odwiedziny. Miał dzisiaj wolne i nie mogłam mu tego odpuścić. Chciałam pobyć z kimkolwiek, by tylko nie być sama. Rodzice jak zwykle byli w pracy, a ja miałam dość siedzenia przed telewizorem. Skręciłam w odpowiednią uliczkę, dodając lekko gazu, a ryk silnika wywołał na moim ciele gęsią skórkę.

Na nosie miałam swoje ulubione okulary przeciwsłoneczne, a w radiu leciała klimatyczna muzyka. Czułam się naprawdę dobrze w tym momencie. Byłam totalnie rozczochrana i miałam na sobie najgorsze łachmany, jakie znalazłam w szafie. Wiedziałam, że przy Patricku, mogłabym chodzić nawet w worku na ziemniaki.

Zaparkowałam pod odpowiednim domem i dodałam gazu, dając znak chłopakowi, że właśnie przyjechałam. Zgasiłam silnik i wysiadłam z samochodu, w tym samym czasie, kiedy Patrick wybiegł zza budynku, bez koszulki i z cwanym uśmieszkiem na ustach. Na jego nosie również spoczywały okulary przeciwsłoneczne, a z jego włosów kapała woda.

Nim się obejrzałam, znajdowałam się już w jego objęciach i wtedy poczułam, że jest cały mokry. Jęknęłam niezadowolona, kiedy zamknął mnie szczelnie w swoich szerokich ramionach, a moja koszulka zaczęła przemakać. Mimo wszystko odwzajemniłam uścisk, przyciskając policzek do jego mokrej klatki piersiowej.

- Dość tej miłości - odparłam, wyrywając mu się z objęć. Chłopak posłał mi z nad okularów, minę zbitego psa. Zaśmiałam się tylko na to i posłałam mu szeroki uśmiech.

- Masz czarny stanik - prychnął chłopak, na co spiorunowałam go wzrokiem. Popatrzyłam na swoją koszulkę, która była cała przemoczona. Miał rację, z pod koszulki przebijał mój koronkowy stanik. Posłałam mu wściekłe spojrzenie i wymijając go, ruszyłam wzdłuż ścieżki, która prowadziła za dom.

Moją uwagę przykuł otwarty garaż, a w nim mężczyzna, który stał przy masce samochodu i grzebał w silniku. Był to ojciec Patricka. Od paru tygodni, razem z Patrickiem spędzali całe popołudnia, na szperaniu w nim. Był to piękny, czerwony Mercedes, cabrio z 1965. Jego ojciec dostał go od znajomego i wspólnie postanowili go podreperować.

Uśmiechnęłam się pod nosem i podeszłam bliżej. W tym samym czasie mężczyzna wyprostował się i spojrzał na mnie, a na jego ustach wykwitł szeroki uśmiech.

Above all (chroń mnie)Where stories live. Discover now