Rozdział 26

741 31 5
                                    



" Zawsze trzeba wiedzieć, kiedy kończy się jakiś etap w życiu. Jeśli uparcie chcemy w nim trwać dłużej niż to konieczne, tracimy radość i sens tego, co przed nami" *


Oliwia


Święta zbliżały się szybciej niż ktokolwiek by się tego spodziewał. Ulice mieniły się przeróżnymi kolorami, a ludzie biegali w poszukiwaniu ostatnich prezentów. Wychodziłam właśnie z pracy gdy zaczepił mnie szef wręczając małe czerwone pudełeczko przewiązane złotą kokardą. Noah Davis był dość przystojnym kawalerem około czterdziestki. Wysoki blondyn o szaro - niebieskich oczach, zawsze wyglądał nienagannie. Gdy pojawiłam się w jego biurze prawie dwa miesiące temu, był zwykłym facetem u którego miałam pracować. Z czasem jednak stał się dla mnie przyjacielem, powiernikiem i opiekunem. Oczywiście wyznanie mu całej prawdy nie wchodziło w grę. Dla niego byłam Lucy Brown, a Gośka Lexi Brown, siostry które przyjechały z jakiejś zapadłej dziury na obrzeżach Luizjany. Noah nie miał żony ani dzieci, zawsze powtarzał, że jest jeszcze młody i nie znalazł tej jedynej dla której warto rezygnować z kawalerskiego życia. Bywał w naszym domu, zabierał nas na kolacje, a czasem zwyczajnie wpadał obładowany torbami z jedzeniem na wynos do naszego mieszkania i wszyscy troje zalegaliśmy na kanapie do białego rana oglądając telewizję lub grając w jakieś gry. Wiedziałam, że ta dwójka sypia ze sobą od pewnego czasu, ale gdy zapytałam Gośkę czy to coś poważnego machnęła tylko ręka twierdząc, że seks jest ok, ale Noah nie jest typem faceta dla którego jest w stanie zrezygnować z wolności. Tak więc bez problemu nadal mogliśmy spędzać czas we trójkę bez zbędnych dramatów. Po woli przyzwyczajałam się do nowego życia i do nowego domu którym teraz był Nowy Jork. 

- Chciałem dać ci mały drobiazg, zanim wyjdziesz - powiedział wkładając mi pudełeczko w rękę

- Myślałam, że zjesz z nami świąteczną kolację, Lexi przygotowała całą masę pyszności i nie wybaczy ci jeśli nas zawiedziesz  

- Za nic tego nie przegapię, ale chciałem wręczyć ci ten drobiazg zanim spotkamy się we trójkę

 Obdarzyłam go lekkim uśmiechem i zaczęłam otwierać starannie zapakowany prezent. W moich oczach stanęły łzy gdy wyjęłam zdjęcie w srebrnej ramce. Przedstawiało mnie, Lexi i Noah na karuzeli w Central Parku. Noah zabrał nas tam krótko po tym jak zaczęłam dla niego pracować i powiedziałam mu o ciąży. Uznał wtedy, że jako przyszła mama obowiązkowo muszę wypróbować karuzelę na której co tydzień będzie bawił się mój syn, bo jak się okazało spodziewałam się chłopca. 

- Dziękuję to wspaniały prezent - uścisnęłam go

- Wiedziałem, że ci się spodoba, a teraz zmykaj bo będę miał wyrzuty sumienia, że przyszła mama za dużo czasu spędza w pracy i powiedz Lexi żeby nie była zazdrosna, dla niej mam bon na zakupy do Saksa. Do zobaczenia za dwa dni i nie zapomnijcie o przyjęciu - powiedział całując mnie w czoło i znikając w swoim gabinecie. 

Wyszłam z budynku i ruszyłam w stronę apartamentu. Było mi przykro, że okłamuję człowieka który w tak krótkim czasie stał się dla mnie ważny. Nie byłam pewna czy nie wiedział o mojej przeszłości, czy może tylko udawał. Nigdy nie zadawał nam zbyt wielu pytań o nasze życie w Luizjanie, po prostu przyjął mnie do pracy, Gośce, a raczej Lexi załatwił posadę u swojego kolegi, który większość czasu spędzał w Europie i po prostu był gdy go potrzebowałyśmy. Czułam w tym macki Benottiego, wiedziałam, że to, że poprosiłam by pomógł mi zniknąć, nie sprawi, że ukryję się też przed nim. 
Tamtej nocy gdy zadzwoniłam do niego, by prosić o pomoc nie sądziłam, że moje życie zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni. Tak jak zapowiedział zjawił się dwa dni później w drzwiach mieszkania otoczony swoimi gorylami i po prostu powiedział mi jak będzie dalej wyglądało moje życie. Co prawda dał mi wybór, bo jak twierdził, nawet zwierzę w potrzasku go ma, może umierać po woli w męczarniach, albo odgryźć sobie łapę i żyć dalej. Ja wybrałam życie bez łapy. Mogłam się nie zgodzić, mogłam uciec nie oglądając się za siebie, ale coś w środku podpowiadało mi, że przeszłość i tak w końcu mnie dogoni. Wiedziałam że lepiej będzie jeśli przystanę na warunki Francesco, bo tylko w ten sposób mogłam chronić to co teraz było dla mnie najważniejsze, mojego syna. Na początku mnie to przerażało, ale gdy poznałam prawdę, kawałki układanki wskoczyły na swoje miejsce. Czy postąpiłam słusznie? Miałam sześćdziesięciometrowy apartament na Manhattanie, dobrą pracę w jednej z lepszych Nowojorskich firm, siostrę która mnie wspierała i obietnicę spokojnego życia. Oczywiście Francesco nie dawał nic za darmo, aż tak dobrego serca nie miał, jednak ja żyjąc w tym całym mafijnym gównie przez krótką chwilę nauczyłam się jednego, mając coś na czym zależy drugiej osobie, możesz przynajmniej pozornie kontrolować rozwój sytuacji.  Po tym jak moja ciotka, a raczej całkowicie nie spokrewniona ze mną siostra tajnego agenta z wydziału do walki z narkotykami i handlu ludźmi zaszczyciła mnie bogatą historią na temat mojego życia, postanowiłam złożyć jej kolejna wizytę. Bolało mnie to, że tak bliska mi niegdyś osoba stała się dla mnie zupełnie obca. Nie była zdziwiona wpuszczając mnie do środka, widać było, że nawet się mnie spodziewała. Przekazała mi wszystkie informacje jakby wygłaszała jakieś przemówienie, a potem wręczyła mały srebrny kluczyk do jednego z największych szwajcarskich banków Credit Susisse i życzyła powodzenia. Na koniec dodała jeszcze że jej brat i bratowa poświęcili życie by uchronić mnie przed przeszłością w którą i tak nieświadomie się wepchałam i że teraz  już tylko Bóg może mi pomóc. W jej głosie słyszałam precesję, niemy wyrzut, że przeze mnie straciła rodzinę, ale nie skomentowałam tego, ja straciłam równie wiele jak ona, a może i więcej, po prostu zamknęłam za sobą drzwi. Byłam wściekła i  rozczarowana. Ojciec sprzedał mnie obcym ludziom w zamian za bezpieczeństwo swoich interesów. Jak się okazało moi przybrani rodzice nie mogli mieć dzieci. W zamian za dokumenty dotyczące przestępczej działalności wielkiego Dona, po prostu zażądali dziecka, a że tatuś miał córkę na zbyciu... Z tego co powiedziała moja nie ciotka, stary Benotti nigdy nie ogłosił światu, że ma dwie córki. Nie rozumiałam tego, jego motywów. Jak można być tak bezdusznym, by potraktować jedno ze swoich dzieci jak towar?  Z tego co się dowiedziałam ojciec wszedł w interes z jakimś Rosjaninem. Zajmowali się handlem żywym towarem i polowaniem na ludzi. Dla Włocha takie interesy były wręcz hańbą wśród innych rodzin. Zastanawiałam się czy Francesco też prowadzi takie interesy i dlatego tak mu zależy na tych dokumentach i nagraniu jednak szybko doszłam do wniosku, że jego motywy są inne. Nasza umowa była prosta, ja przekazuję mu wszystko co dostałam od tej kobiety, a on zapewnia mi możliwość spokojnego życia z dala od mafii, co oznaczało, również od Vincenta. Musiałam to zrobić, nie mogłam pozwolić, by moje maleństwo które rosło we mnie było zagrożone. Przez ten cały czas nie potrafiłam przestać go kochać. Zdawałam sobie sprawę z tego, że on zastąpił mnie już kimś innym, ale moje serce nadal należało tylko do niego. Każdej nocy gdy kładłam się spać marzyłam by znów poczuć jego ciepły oddech na szyi i gorące wargi na ustach. Marzyłam żeby mnie szukał, a gdy już odnajdzie chwycił w ramiona i wyznał, że kocha mnie tak mocno jak ja jego, a potem pieprzył do utraty tchu. Myśli które kłębiły się w mojej głowie znowu sprawiły, że sięgając do torebki po telefon odkryłam jego brak. Cofnęłam się do biura i znajdując zgubę spokojnie leżącą na biurku skierowałam się ponownie do wyjścia. Przechodząc obok gabinetu Noah usłyszałam dyskusję i znajomy głos. Nie wiem co mnie podkusiło żeby wejść do środka, ale to był cholerny błąd, który nauczył mnie, by już nigdy więcej nie wtykać nosa w nie swoje sprawy. 

Luka

Boże Narodzenie zawsze wywoływało we mnie nostalgiczny nastrój. Nienawidziłem świąt odkąd ojciec wysłał mnie do Europy. Każdy kolejny rok był pusty, a te dni tylko wzmagały we mnie złość i nienawiść do mojego brata. Odebrał mi wszystko, rodziców, siostrę i spokojne życie. Zapijałem smutki w zaciszu mojego mieszkania i wtedy w mojej głowie zrodził się plan. Przez pięć pieprzonych lat skrzętnie go realizowałem dopracowując każdy szczegół i kreując swój wizerunek przykładnego, prawego obywatela który wszystkiego dorobił się ciężka pracą. Moje interesy przynosiły krocie. Dobrze prosperujące firmy na całym świecie i jedna z najlepszych sieci hoteli sprawiały, że w końcu mogłem stanąć do równej walki z moim braciszkiem. On w tym czasie też nie próżnował. We Włoszech wszyscy wiedzieli kim jest Vincent Russo, ale jego sława była owiana ciemnymi interesami co nie wszystkim pasowało. Wiadomo, że każdy kto jest kimś, senatorem, gubernatorem, prokuratorem, sędzią czy nawet pieprzonym prezydentem musi mieć coś za uszami. Ja w przeciwieństwie do mojego narwanego braciszka potrafiłem wykorzystywać słabości innych. Nie brudziłem sobie rąk, gdy zachodziła potrzeba miałem od tego ludzi. Wolałem wyciągać brudne sprawki, a potem wykorzystywałem je do swoich celów, w ten sposób mogłem zdziałać znacznie więcej niż latając z gnatem i narażając się, że albo ktoś mnie w końcu zastrzeli, albo trafi się glina z wizją lepszego świata i wpakuje mnie za kraty. Z Iwanowem zacząłem prowadzić interesy  w tym samym czasie co Vincent. Rusek szybko zrozumiał, czego od niego chcę i po kilku miesiącach stał się psem na moich usługach. Wielki przywódca Rosyjskiej Bratvy był tak naprawdę pionkiem na moich rozkazach. Na początku się stawiał, ale szybko zrozumiał, że nie ma ze mną szans. Miałem coś co pozwalało mi trzymać go w ryzach. Ten głupi pseudo gangster zajebał własnymi rękami rodzinę prokuratora który próbował go udupić. Traf chciał, że ten właśnie prokurator był moim dobrym przyjacielem i regularnie korzystał z uciech moich prestiżowych lokali, tak zwanych hoteli dla elit gdzie kilka milionów euro gwarantowało ci że możesz pozostawać niewidzialny i oddawać się uciechom dla ciała i duszy.  W przypadku tego człowieka były to dziwki, prochy i polowania na ludzi, które organizowaliśmy raz w tygodniu. Handel żywym towarem okazał się najbardziej dochodowy, a dzięki temu że moje nazwisko nigdy nie ujrzało światła dziennego mogłem spokojnie żyć. Dupę nadstawiał Iwanow. Oczywiście mógł mnie zajebać, trafić do paki i dalej kierować swoją rosyjską armią w Nowym Jorku, ale miałem coś jeszcze, czego nie był w stanie stracić, jego siostrę. O tym że w ogóle ją ma dowiedziałem się właśnie od mojego przyjaciela. Przekazał mi wszystkie dokumenty na przestępczą działalność Iwanowa i informację że skurwiel też ma rodzinę. Słodka Irina Iwanow była w moich rękach od dłuższego czasu. Przetrzymywałem ją na jednej z wysp na południowym Pacyfiku o której istnieniu wiedziałem tylko ja i kilku zaufanych ludzi. Raz w miesiącu pozwalałem mu na minutową rozmowę z siostrą, by wiedział że żyje i tak Nowy Jork stał się moim królestwem, a teraz przyszedł czas na Sycylię. Problemem był jebany Benotti. Ten kutas potrafił prowadzić interesy tak dobrze jak ja, nie miał słabych punktów, a nie wiedzieć czemu był gotów iść w ogień za moim bratem. Otwarta wojna z nim nie wchodziła w grę, o ile mogłem dobrać się do dupy Vincenta, Francesco był nie do ruszenia. To jak rozjebali Neapol i przejęli go w jedną noc dawało im teraz cholerną władzę, ale byłem cierpliwy, każdy w końcu musi się potknąć. I tak się też stało.  Moi ludzie dowiedzieli się, że moja słodka Oliwia, a raczej Lusi przebywa w Nowym Jorku, bo mój braciszek debil zrobił jej dziecko, o którym nawet nie ma pojęcia. Lekarz z posiadłości Vincenta wyznał to dopiero gdy moi ludzie zarżnęli mu żonę na jego oczach, ale przynajmniej ocalił córkę. To gwarantowało, że nie puści pary z gęby, a cała wina i tak spadłaby na Iwanowa, który też w razie wpadki wolałby zginąć niż zaryzykować życie siostry. Wiedziałem, że w zniknięciu pomógł jej Benotti i to za plecami Vincenta, nie wiedziałem tylko dlaczego. Jednak dodając dwa do dwóch, albo ten głupek zrobił to z sentymentu, bo Oliwia była kopią Giovanny, albo odkrył, że w słodkiej Polce płynie jego krew, co przyznam byłoby nawet logiczne, bo ich podobieństwo od początku było podejrzane. Dlatego siedziałem teraz w gabinecie mojego przyjaciela Noah Davisa tłumacząc jak jestem załamany przez to, że brat odebrał mi miłość życia i namawiałem go na to byśmy poszli razem na świąteczne przyjęcie charytatywne. Nie mogłem tak po prostu wpaść do niej i zapytać co słychać. Nie wiedziałem czy ma kontakt z Francesco, a jego wizyta tutaj byłaby mi teraz nie na rękę. Poza tym to co zaszło w jej mieszkaniu nie działało na moja korzyść, ale w tamtej chwili pierwszy raz od dawna całkowicie straciłem nad sobą kontrolę. Niestety Oliwia znowu mnie zaskoczyła wpadając bez pukania do gabinetu Noah, a na mój widok straciła kurwa przytomność.

~~~~~~~~~~~~~~
* Paulo Coelho

Sidła Namiętności - Odrodzenie #2Место, где живут истории. Откройте их для себя