Rozdział 10

918 32 5
                                    

" Nie mogę żyć bez mego życia! Nie mogę żyć bez mojej duszy!" *


Oliwia


Powiedzieć wam jak czuje się kobieta po próbie gwałtu. Czuje się wściekła, cholernie wściekła. Gdy mija pierwszy szok i zaczyna docierać do ciebie co się stało, masz ochotę rozerwać swojego oprawcę na strzępy, zwłaszcza gdy jest nim mężczyzna, który twierdzi, że kocha cię nad życie. Po prysznicu i drugiej kawie postanowiłam w końcu wyjaśnić dziewczynom, że nie muszą patrzeć na mnie tym litościwym wzrokiem, który doprowadzał mnie do szału. Siedziały w salonie obserwując każdy mój ruch. Po ich przerażonych minach widziałam, że boją się zadać TO pytanie, zwłaszcza Angel, która wyglądała jakby miała zejść na zawał. 

- Przestańcie patrzeć na mnie jak na ofiarę gwałtu - powiedziałam w końcu siadając na przeciwko nich. 

Spojrzały na siebie, potem na mnie, a Angel zaczęła głośno płakać. Podbiegła do mnie i wtuliła się w moje kolana, tłumacząc jak bardzo jej przykro. Nawet Gośka, która była zawsze moją ostoją cynizmu i ciętej riposty zawiodła mnie na całej linii. Podniosłam się i wskazując palcem w ich stronę powiedziałam stanowczym głosem.

- Jeżeli macie zamiar beczeć, to lepiej zostawcie mnie samą. Nic mi nie jest!

- Skarbie wiesz, że możesz nam powiedzieć prawdę, to co zobaczyłyśmy... - urwała Gośka wlepiając wzrok w swoje dłonie. 

- Nie chce o nim rozmawiać, koniec tematu!

- Dzwoniłam do niego, ale jego komórka jest wyłączona. Wiem, że po tym co zrobił nie chcesz go znać, ale to mój brat, muszę jechać do niego, sprawdzić... - urwała jakby zawstydzona. 

Rozumiałam ją. To co zrobił Luka, nawet nie chcę myśleć, co by było gdyby dziewczyny nie zjawiły się w porę. To wszystko co mówił, na samo wspomnienie mam ciarki. Nie znałam go z tej strony, zawsze był wobec mnie szarmancki, kulturalny i śmiało mogę stwierdzić, że gdybym poprosiła go o gwiazdkę z nieba, zapytałby tylko którą. Teraz patrzyłam na niego inaczej, lecz mimo, iż chciałam go nienawidzić z całej siły, współczułam mu. Jednak musiałam się skupić na tym co stało się w nocy, na wizycie mojego cholernego męża, który zniknął bez słowa jak pieprzony Houdini. 

- Angel, czy Vincent jest w mieście?

Podniosła na mnie przerażony wzrok.

- Dlaczego o niego pytasz? Chyba nie chcesz mu powiedzieć co sie stało? Nie możesz, oni się pozabijają! - krzyknęła prawie płacząc.

- I dobrze. Bez twoich braci psycholi, będzie święty spokój - skwitowała Gośka.

Przewróciłam oczami na ten komentarz, choć przyznam szczerze, że był trafiony. 

- Nie zamierzam lecieć na skargę do Vincenta. Chcę wiedzieć czy nadal tu jest. 

- Jak to nadal? Z tego co wiem jest w Rzymie. Zaraz, czy ty chcesz nam powiedzieć, że Vincent tu był? - zapytała Angel

- O cholera! Spędziłaś z nim noc! - krzyknęła podekscytowana Gośka.

Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się pod nosem. Dziewczyny zarzucały mnie pytaniami, ale nie bardzo wiedziałam co mam im powiedzieć. Fakt, spędziliśmy razem noc, namiętną, cudowną, pełną czułości, ale nie byłam pewna czy dla mojego męża znaczyła ona tyle co dla mnie. Po tym co się między nami wydarzyło, nie byłam pewna czy powinnam robić sobie nadzieję, ale cholera tak bardzo pragnęłam ją mieć. 

- To dlatego te byczki nas zgarnęły. Angel dzwoń do jej męża - krzyknęła Gocha

Angel posłusznie wyjęła komórkę i wykręciła numer, a mi serce podeszło do gardła. 

- Poczta głosowa - stwierdziła po chwili.

Poczułam rozczarowanie. Sama nie wiem na co liczyłam. Vincent był nieziemsko przystojnym mężczyzną, panienki lgnęły do niego jak muchy, co noc mógł mieć inną. 

- Spróbuję zadzwonić jeszcze później, albo zapytam Luigiego, oczywiście dyskretnie i dam wam znać, ale teraz jadę do Luki, martwię  się o niego, proszę nie miejcie mi tego za złe, ale to mój brat. 

Wyjęłam z torebki kluczyki do czerwonej strzały, którą zabrałam z posiadłości Vincenta i rzuciłam w jej stronę. 

Sidła Namiętności - Odrodzenie #2Where stories live. Discover now