39. Wyrzuciłam aparat na zęby do iebanego kosza

60 12 238
                                    

24.07.2021r. sobota 22:12

A dzisiaj w tym nudnym i gorącym jak Fineasza z „Fineasza i Ferba" dniu (A w sumie to już nocy) wakacji mam dla was historię pełną emocji i adrenaliny. Niczym w czasie wychodzenia z domu do ludzi. Introwertycy wiedzą, o czym mowa.

Otóż jest to historia z nocy sprzed kilku dni. Bardzo niefortunna zresztą. Szlam spać jakoś po pierwszej, ułożyłam się już bardzo wygodnie, a wtedy w myślach zawitało mi bardzo dziwne... Zastanowienie. „Czy przypadkiem nie wyrzuciłam aparatu na zęby?".

Pojawiło się ono z jednego powodu. Tego aparatu nie miałam już na zębach od trzech dni, bo strasznie mnie obtarł i nie byłam w stanie w nim jeść ani mówić. A ostatnio tak sobie sprzątałam pokój i ogarniałam mój wieczny syf jak w jakiejś stodole pełnej dzikich świń, wyrzucając przy okazji chusteczki. Miałam ich pełno, bo dopiero co byłam chora. Uzmysłowiłam sobie w czasie tego spokojnego zasypiania, że chyba wraz z tymi chusteczkami, mądra żem ja wyrzuciła i aparat za tysiaka.

Po tym uzmysłowieniu tak lezalam zestresowana i co tu robić. Nie chciało mi się wstawać, bo przecież tak wygodnie się ułożyłam i byłam w trakcie mojej fikcyjnej zajebistej historii życia rodem z kina akcji. Nie mogłam przecież się oderwać ot tak, 8 nawet nie chciałam. Ale zbyt bardzo leżałam zestresowana, już wiedziałam, że nie zasnę, jak się nie upewnię, co z tym aparatem.

Wstaje, podchodzę do biurka, a tam lipa, pusto jak w kalwińskim dworze. (Pozdrawiam ziomka Kalwina, my się lubimy). Mój świat się ZAWALIŁ, nie, wcale nie dramatyzuje, w ogóle. Po prostu moja mama jest straszna. Nie w tym sensie, że jest jakimś złem wcielonym jak to zło w duszy każdego kota, tylko po prostu bardzo emocjonuje się i unosi. Już wiedziałam, że jak nie znajdę aparatu to mnie rozszarpie na strzępy.

Zaczęłam przeszukiwać cały pokój z dwa razy, spanikowana po tej pierwszej w nocy wysyłałam glosowki do przyjaciółki, bo nie wiedziałam, co zrobić, a ta ZDZIRA spala. Wiem, że to czytasz. Buhaha...

Potem zeszłam do kuchni, uzmysllwiajac sobie, że najpewniej ten aparat będzie w koszu wraz z chusteczkami, w których był schowany (nie w żadnej z gilem z nosa, łooo cie panie, nie świrujcie). Wywaliłam cały kosz do góry nogami, no i zguba tam była.

Ale to nie koniec historii XD

Bo kilka dni później kuźwa zgubiłam go jeszcze raz, tym razem znacznie niebezpieczniej, gdyż iż nigdzie nie mogłam go znaleźć i za Chiny nie wiedziałam, gdzie go w ogóle położyłam.

To było w środku nocy AGAIN. Koło lubi się zataczać, zwłaszcza w moim życiu, które nie ma w sobie żadnychin prostych, bo zawsze, kurde, muszą być jakieś zawiłe. Mickiewicz że mnie, ja wiem.

Przeszukałam cały pokój serio z pięć razy, a w pewnej chwili przez okno wleciała mi do środka mega giga ćma. Wstyd się przyznać, ale ćmy to mój jedyny lęk jeśli chodzi o robale. Innych też nie lubię, ale na ich widok nie panikuje, patrafię złapać pająka i go wypuścić na zewnątrz (rodzice się śmieją, ale ja nawet much nie zabijam, tylko wypuszczam przez okno. Chyba że zdzira wróci. Wtedy z kopyta jej w mordę). Natomiast jak widzę ćme to włącza mi się mój prymitywny instynkt od przodków małp i dostaje jakiejś padaczki.

Skończyło się na tym że jak pijana lunatyczka w koszuli nocnej siedziałam w korytarzu za dużym kwiatkiem i czekałam aż ta suka wyfrunie mi z pokoju do korytarza. A, zapomniałam jeszcze wspomnieć, że ta ćma była serio przepotężna. Nie zwykłych rozmiarów, serio. Ona była jakaś zmutowana, szczwana przeszła metamorfozę jak te wróżki z Winx. I nie chciała wylecieć. Kampiła się bitch na moich ścianach, kiedy ja ryczałam że strachu.

Wciąż nie wiem jak, ale obudziłam tatę XD On i mama mają sypialnie na parterze, ja na piętrze, a mimo wszystko jakoś go obudziłam. On wchodzi po schodach i ma widok, którego nie zpaomni do końca życia: jego córka kleczaca za wazonem z latarka w jednej dłoni, w drugiej z kapciem i rycząca jak dziecko bo jej ćma do pokoju wleciała XXDDD

On takie zaspane: „Co do chuja ty wyprawiasz...?". Nie wiedziałam, co odpowiedzieć, więc tylko wskazałam pokój 🙈

Załatwił mi tę ćmę i pomógł szukać aparatu, bo o tym też mu powiedziałam, ale nie znaleźliśmy. Kazał mi iść spać, a rnao mieliśmy szukać. Mój tata jest mega luźny i go za to kocham, nigdy nie ma do mnie pretensji i daje hajs bez pytania na co mi to ❤️ Tymczasem ja już po drugiej w nocy i tak szukałam jeszcze aparatu. Nie znalazłam.

Następnego rana tata wbił mi sztylet w plecy i mnie zdradził. Schodzę na śniadanie a w kuchni mama i tata stoją, a tata w pewnej chwili mówi kurde mamie o tym, że aparat zgubiłam. On to tka luźno że śmiechem rzuca, a mama takie rozemocjonowanym głosem jak facetka z polskiego, kiedy źle pójdzie wypracowanie klasowe: „CO?! I Z CZEGO SIĘ TAK SMIEJSZ, TO TYLE KASY!!!".

Wiecie, ja jej się nie dziwię, ale ja i tak już wtedy byłam rozryczana, tak się tym przejęłam, że zgubiłam. Ale potem mama mnie niesłownie przeprosiła, bo ze spokojem pomagała mi szukać. Przewrocilysmy do góry nogami dosłownie cały pokój, wszystko z szaf wywalilysmy, za łóżkiem szukaliśmy, więc przy okazji wysprzątałam każdy kąt.

Nie znalazłam.

A no dobra znalazłam. Mamie powiedziałam, że spadł z biurka, kiedy coś tam przesuwaliśmy, co możliwe, że było prawdą, ale możliwe też jest, że cały czas leżał na poldze obok a ja z ujemnym IQ oczywiście podłogi tom nie sprawdziła... XDD

Morał z tego prosty: Jak coś zgubisz, nie mów o tym rodzicom, tylko sam szukaj, bo dostaniesz wpierdol i będziesz musiał szukać zestresowany. To jest dokładnie taka sama sytuacja jak sobie pezypomniesz w nocy o zadaniu domowym czy kartkówce na jutro, kiedy oglądasz serial. Żaden normalny człowiek nie przestanie oglądać i nie weźmie się o tej godzinie za naukę, tylko będzie oglądał zestresowany.

Żyjcie w spokoju! I nie spalcie się przez ten upał. Dziękuję, że ze mną byliście w tym wpisie 💕

Myślodsiewnia, czyli to, co siedzi mi w głowieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz