Chapter 37.

650 56 48
                                    

Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! 🖤








Mocniej otuliłam się kocem i oparłam plecami o klatkę piersiową Sebastiana, który siedział tuż za mną. Objął mnie w talii, abym przylgnęła do niego całkowicie. Uśmiechnęłam się, unosząc głowę.

Cały dzień minął bezproblemowo. Graliśmy w piłkę plażową, piliśmy, ja jedynie piwo, ale chłopcy się nie ograniczali i sięgnęli w końcu po napoje wysokoprocentowe. Znaczy... Nie wszyscy. Smythe postanowił, że będzie odpowiedzialny i tak, jak ja ograniczył się do kilku piw.

Teraz siedzieliśmy przy ognisku i przy akompaniamencie gitary Huntera śpiewaliśmy najróżniejsze piosenki.

Ziewnęłam, zasłaniając usta dłonią.

- Chcesz iść spać? - zaproponował Sebastian. Lekko wzruszyłam ramionami.

-Jestem trochę zmęczona, ale nie chcę, żebyś rezygnował z zabawy z przyjaciółmi, więc...

-Kobieto, mam ich na codzień. - zaśmiał się. Jego klatka piersiowa zawibrowała, wprawiając moje ciało w lekkie drżenie. - Ciebie widuję rzadziej. Jeśli jesteś zmęczona możemy iść do domku i odpocząć. - oczy zaczynały mi się same zamykać. Nie miałam już siły udawać.

-Na pewno nie będziesz miał o to żalu? - odwróciłam się w jego stronę.

-Na pewno. - odparł - Ty zaraz mi tutaj zaśniesz. - zaśmiał się. Oboje wstaliśmy. Szatyn mocniej otulił mnie kocem, upewniając się, że nie zmarznę.

Przyciągnęłam się, poprawiając koc i popatrzyłam na Smythe'a.

-My idziemy spać. - mruknął, obejmując mnie w talii - Do zobaczenia jutro. - chłopaki pomachali lub krzyknęli zwykłe dobranoc, aby ponownie skupić nie na śpiewaniu.

-Dobranoc. - dodałam cicho, mocniej wtulając się w klatkę piersiową szatyna, który już prowadził nas w stronę najmniejszego z domków. 

Przyciągnęłam się po raz kolejny, kiedy z moich ust wydostało się kolejne ziewnięcie. Usłyszłam szczęk zamka i zobaczyłam, jak Smythe pociąga za klamkę, upewniając się, że drzwi naprawdę zostały zamknięte.

- Nie patrz tak na mnie. - parsknął - Lepiej mieć pewność, że się tu nie dostaną. Kto wie, co może im wpaść do głowy? - prychnął.

-Biorąc pod uwagę, że to twoi przyjaciele, to wolę sobie nie wyobrażać, co są w stanie zrobić. - westchnęłam, uśmiechając się szyderczo.

Przewrócił oczami i podszedł bliżej mnie, kładąc dłonie na moich policzkach. Przyciągnął mnie bliżej siebie i wpił się w moje usta. Odruchowo się uśmiechnęłam, gdy poczułam jego język na dolnej wardze. Szybko uniosłam ręce, oplatając je wokół szyi szatyna, aby znalazł się jeszcze bliżej mnie. Tym razem to on uśmiechnął się w moje usta.

Nie zarejestrowałam momentu, w którym zaczęliśmy się zbliżać do łóżka. W ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego, że ruszyliśmy się z miejsca. Chyba jednak wypiłam trochę za dużo...

Przesunął dłonie na moją talię i zacisnął na niej palce. Jęknęłam na ten nieoczekiwany gest, a Smythe nie potrzebował niczego więcej. Momentalnie wsunął język między moje wargi.

Moje nogi zderzyły się z łóżkiem i nim zdążyłam zareagować, opadłam na dół, a moje plecy przylgnęły do miękkiego materaca. Sebastian stał nad łóżkiem, wpatrując się we mnie z uśmiechem. Pokręciłam głową, widząc świetliki w jego oczach.

- Nie licz, że dziś do czegoś dojdzie. - zaśmiałam się, gdy powoli zbliżał się do mnie.

W końcu zawisł nade mną, siadając na moich udach i uniemożliwiając mi ucieczkę. Przygwoździł moje ręce do materaca, chwytając jedną dłonią za oba moje nadgarstki.

- Nie zamierzam Cię wykorzystać. - zaśmiał się zanim ponownie połączył nasze usta. Przylgnął do mnie całym ciałem, w międzyczasie przesuwając kolanem między moje nogi. Piął się coraz wyżej i wyżej, aż a końcu zatrzymał kolano między moimi udami.

Oparł się łokciami o materac po obu stronach mojej głowy. Uśmiechnął się, gdy tym razem to ja próbowałam pogłębić pocałunek. Robił to celowo. Świadomie próbował mnie podniecić, żeby udowodnić, że kręcił mnie tak mocno, jak ja jego.

-Jesteś nieznośny. - zaśmiałam się, gdy uniósł głowę w górę.

-Uwielbiasz mnie. - puścił mi oczko - I przyznaj, że masz na mnie ochotę. - wsunął wargę między zęby. Pokręciłam głową.

-Nie wiem, o czym mówisz, Smythe. - byłam równie uparta, co on. Przecież wiedział, że tak łatwo mnie nie zmusi do zmiany zdania. - Przyznaj, że na mnie lecisz i... - bez słowa połączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Westchnęłam, czując jego język na moich wargach. To nie było tylko głupie zauroczenie, on naprawdę wiele do mnie znaczył. Chyba zaczynałam się w nim zakochiwać.

-I co? - przerwał, odsuwając się ode mnie kilka centymetrów. Przymrużyłam oczy, zawzięcie wpatrując się w jego twarz. - Czemu tak na mnie patrzysz? - zapytał, uroczo marszcząc nos. Bez typowego dla niego cynicznego uśmieszku na twarzy, był wyjątkowo uroczy.

-Lepiej chodźmy spać. - zaproponowałam - Za dużo dziś wypiłam i mam życiowe rozkminy. - parsknęłam.

-Odnośnie mojej osoby? - lekko uniósł prawą brew i zagryzł wargę. Wpatrując się we mnie z góry, wyglądał cholernie seksownie. Powinnam była dostać order za to, że jeszcze się na niego nie rzuciłam. To wymagało silnej woli...

Lekko przytaknęłam głową, odpowiadając tym samym na jego odpowiedź.

-Słucham uważnie. - zbliżył się do mnie.

-Smythe, przeprowadzimy tę rozmowę, gdy będę trzeźwa... Teraz jestem zbyt...

-Szczera? - wtrącił swoje dwa grosze.

-Wylewna. - poprawiłam go - Mówię wszystko, co mi ślina na język przyniesie. Lepiej pogadać na trzeźwo. - spojrzałam na niego błagalnie.

-Teraz byłoby zabawniej. - wydął dolną wargę, robiąc maślane oczy - Więc...

-To rozmowa, która... - zauważyłam, że znów pochylił się w moją stronę - Nie... - przekręciłam głowę w bok, a jego usta zetknęły się z moim prawym policzku. Miałam nadzieję, że to go powstrzyma, ale się pomyliłam. Zaczął składać mokre pocałunki wzdłuż mojej szczęki. Zacisnęłam wargi, aby nie westchnąć z przyjemności. Dłońmi przesunęłam po kołdrze i chwyciłam materiał, mocno go ściskając.

-Może jednak...

-Sebastian, oskarżę Cię o molestowanie! - parsknęłam, wyginając się w łuk, gdy jego usta zassały skórę na moje szyi, robiąc mi na niej malinkę.

-Nie wyglądasz, jakby ci to przeszkadzało. - mruknął, odsuwając się od mojej szyi.

-Idziemy spać? - posłałam mu błagalnie spojrzenie. Westchnął i przytaknął.

-Przecież nie będę na ciebie nalegał. - ostatni raz cmoknął moje usta i położył się obok mnie. Przymknęłam oczy, gdy objął mnie ramieniem, przyciągając mnie do swojego torsu. Zadowolona  wtuliłam się w jego klatkę piersiową, a on szybko okrył nad kocem. - Wiesz, co, Anderson? - rozchyliłam powieki i uniosłam lekko głowę, aby spojrzeć mu w oczy - Chyba zaczynam coś do ciebie czuć. Coś więcej niż pociąg seksualny. - uśmiechnęłam się pod nosem.

-Mi też na tobie zależy. Z każdym dniem coraz bardziej. - odparłam zgodnie z prawdą.

-Cieszę się. - złożył czuły pocałunek na moim czole. Oparłam głowę o jego klatkę piersiową.

-Smythe... - zamierzałam mu powiedzieć, że myślałam o nim poważnie.

-Wiem. - przerwał mi - Ja też. - skąd mógł wiedzieć? Przecież...

Prawda była taka, że znał mnie lepiej niż mi się zdawało.











Emilia Mikaelson

The Boy From Dalton | Sebastian Smythe ✔ Donde viven las historias. Descúbrelo ahora