Chapter 23.

622 55 50
                                    

Gwiazdki i komentarze mile widziane! 🖤











Zaśmiałam się, gdy po raz kolejny Puck nabijał się z Rachel. To się nigdy nie nudziło. Co najlepsze, kiedy on na chwilę dawał sobie spokój, Hunter, czy Sebastian godnie go zastępowali.

Nie zamierzałam być złośliwa względem Rachel Berry. Ona po prostu wszędzie i zawsze się narzucała. Bycie ambitnym, a natrętnym to ogromna różnica. Nie wątpliwie miała ogromny talent, ale gdy tylko coś szło nie po jej myśli to istny armagedon. Stawała się jeszcze bardziej nie do zniesienia. Ona po prostu musiała być w centrum uwagi, a ja miałam tego dość.

Nie rozumiałam, dlaczego Kurt, Blaine czy Finn tak bardzo ją uwielbiali. Była koszmarna.

-Mam dość. Jesteście nieznośni. Gdybyście mnie posłuchali, moglibyśmy zaoszczędzić wiele czasu i wysiłku. Pozwólcie mi zostać Julią, Finnowi dajcie rolę Romeo i...

-Jeśli usłyszę to zdanie jeszcze jeden raz to przysięgam, że wystrzelę cię w kosmos, kobieto! - wrzasnął Hunter, rzucając swoim scenariuszem o podłogę - Nigdy, w całym swoim życiu, nie poznałem nikogo bardziej nieznośnego i rozpieszczonego! I mówię ci to ja! - parsknął. Fakt... Chłopcy z Dalton raczej nie mieli, na co narzekać w życiu. Bogaci, utalentowani i inteligentni oraz w większości przypadków cholernie atrakcyjni. Nie da się ukryć, że rozpieszczeni.

-Jak śmiesz?! - pisnęła - Nie pozwolę sobie na...

-Rachel dość! - nie wytrzymałam - Tutaj w ogóle nie chodzi o ciebie! Pogódź się z tym, że wszyscy tutaj mamy totalnie gdzieś, co myślisz i co do nas mówisz. Jesteś okropna! Zapatrzona w siebie i egoistyczna! - wiedziałam, że nie powinnam była tego mówić przy wszystkich, ale przelała szalę goryczy - Mam cię dość. Jeszcze nie zauważyłaś, że większość osób ma dość twojego pierdolenia? Jedyną osobą przez, którą wciąż stoimy w miejscu jesteś ty. - syknęłam.

Ulżyło mi. Zdecydownie było to niepotrzebne przedstawienie, ale gdy to powiedziałam zrobiło mi się lepiej. Miałam dość zapatrzonej w siebie egecontryczki, która przy każdej możliwej okazji wytykała mi błędy.

"Źle przeczytałaś", "garbisz się", "nie nadajesz się do tak poważnej roli", "nie umiesz zaśpiewać tak wysoko". Miałam jej po dziurki w nosie...

Rachel rozejrzała się wokół, jakby szukała wsparcia. Osoby, która stanie po jej stronie. Nikt nawet nie drgnął. Finn jedynie wpatrywał się w nią smutnym wzrokiem, jakby chciał przekazać, że mu przykro.

Kurt wbił wzrok w podłogę, opierając się lekko o Blaine'a. Też jej nie bronił. Nie powiedział nawet słowa.

-Rachel, może lepiej będzie, jeśli sobie pójdziesz. - mruknęła Quinn. Nie była złośliwa. Nie zamierzała jej zranić, a jedynie uświadomić, że jej dziejsza obecność podczas próby nie była korzystna dla nikogo.

-Ah tak. - przyjęła. Zauważyłam jak zaszkliły jej się oczy. Nawet zrobiło mi się jej szkoda. To nie tak, że była złą osobą, było po prostu cholerną egoistką i nie dało się z nią wytrzymać. Każdy temat kończył się na niej i jej przyszłości. Mieliśmy tego dość. - Nie potraficie docenić moich rad. Jestem najbardziej doświadczoną scenicznie osobą i...

-Do jasnej cholery! - głos Sebastian przerwał jej monolog - Po prostu wyjdź. Przeszłaś dziś samą siebie i wkurwiłaś nawet przyjaciół i chłopaka. Już wystarczy. Wyobraź sobie, że nie jesteś nieomylna, popełniłaś błąd i każdy ma cię dość. A teraz wypad. - wskazał na drzwi.

Patrzyłam na nią i chyba po raz pierwszy w życiu widziałam, że cierpiała. Zmarugała dwa, czy trzy razy, aby pozbyć się łez, które gromadziły się w jej oczach. Było mi jej szkoda, ale sama zapracowała sobie na to, co miała. Nikt się na nią nie uwziął, ona po prostu zasłużyła na słowa, które dziś usłyszała.

Minęła mnie i Pucka i wybiegła z audytorium. Kilka osób odetchnęło z ulgą, kilka jedynie tępo wpatrywało się w ściany, jakby było na nich coś wyjątkowo interesującego.

-Ja... lepiej za nią pójdę. - mruknął Finn, niepewnie wstając z fotela - I tak się raczej dziś nie przydam. - wzruszył ramionami.

-Po prostu idź. - westchnął Kurt. Przytaknął i szybko wybiegł z sali. Przeniosłam wzrok na Hummela, który dziwnie na mnie patrzył.

-Co? - prychnęłam, krzyżując ręce na piersi. Wydawało mi się, że był na mnie zły. Jeśli był, to lepiej żeby powiedział mi to w twarz, a nie piorunował mnie wzrokiem, jak dziecko.

-Miałaś trochę racji, w tym, co powiedziałaś, ale mogłaś być delikatniejsza. - upomniał mnie.

-Żartujesz sobie ze mnie? - syknęłam - Cały dzień się mnie czepiała. Miała problem nawet ze sposobem w jaki stałam, a ty mi mówisz, że ja mogłam być delikatniejsza? - zbulwersowałam się.

-Ona chciała ci tylko pomóc. - stwierdził. Pokręciłam głową.

-Nie, Kurt. Ona chciała udowodnić, że nadawałaby się do tej roli lepiej ode mnie. A skoro tak bardzo ci przeszkadzało to, co mówiłam to mogłeś się odezwać wtedy. Teraz to już trochę po czasie. - zakpiłam.

-Przesadziłaś i powinnaś to wiedzieć.

-Nie interesuję mnie twoja opinia. Osobiście uważam, że dobrze zrobiłam. Ktoś w końcu musiał powiedzieć jej prawdę. Ona nie jest lepsza od nas, Kurt. Lepiej, że ja uświadomiłam jej to teraz niż ktoś inny później. Im szybciej tym lepiej. Taka jest prawda. - skrzyżowałam ręce na piersi.

-Ale...

-Ona ma rację. - wtrącił Sam - Rachel od jakiegoś czasu przesadza. Nie powiesz, że nie zauważyłeś, że z dnia na dzień jest coraz gorzej. - mruknął.

-Kurt, daj spokój. - spojrzałam na Artiego - Usłyszała to, co powinnam usłyszeć lata temu. Uważa się za dużo lepszą od nas, bo należy do kilkanstu dodatkowych kół. Niech nie przesadza.

-Nie wiem, jak wy, ale ja straciłem ochotę na jakąkolwiek próbę. - mruknął Puck - Możemy się po prostu spotkać w czwartek? Każdy nauczy się swojej roli i ruszymy z kopyta, zamiast sie teraz męczyć i czytać. - przytaknęłam.

-Nie głupi pomysł. - wzruszyłam ramionami.

-Jasne. - poparła nas Santana.

-Na przyszły tydzień powinniśmy też mieć już część dekoracji. - dodał Trent - Wtedy będziemy wiedzieli, ile miejsca na scenie będzie dla nas dostępne, a ile zajmie scenografia.

Po chwili zastanowienia reszta zgodziła się z nami, jedni zrobili to nieco opornie, ale się udało.

Westchnęłam, chwytając za swoją torbę. Nieco inaczej wyobrażałam sobie dzisiejszy dzień...

-Masz chwilę? - odwróciłam się, aby spojrzeć Sebastianowi w oczy. Uśmiechnęłam się pod nosem.

-To zależy. - westchnęłam, udając, że się zastanawiałam - Co chcesz? - uniosłam brew.

-Stęskniłem się za twoją osobą i potrzebuję choć chwili czasu w twoim towarzystwie, bo inaczej nie wytrzymam. - jego kpiący ton sprawił, że miałam ochotę zacząć się śmiać. Był uroczy, nawet, gdy grał dupka.

-Myślę, że w takiej sytuacji, znajdę dla ciebie pięć minut. - zaśmiałam się.

-Dzisięć? - lekko przechylił głowę na bok, przygryzając dolną wargę.

-Ale stawiasz mi hamburgera. - postawiłam warunek.

-Wtedy to będzie randka. - zauważył. Skinęłam głową i minęłam go, ruszając do wyjścia.

-To idziesz, czy zmieniłeś zdanie? - uśmiechnęłam się, opierając o framugę.

-Idę.








Emilia Mikaelson

The Boy From Dalton | Sebastian Smythe ✔ Where stories live. Discover now