22- dyżur

314 23 5
                                    

Dostaliśmy z Lucyferem te same pokoje, jakie w tamtym roku miałam ja i Draco. Rano nic ciekawego się nie działo, przebrałam się w mundurek, ogarnęłam włosy i makijaż. Wyszłam na śniadanie z Lucyferem.

- rozdajecie te plany lekcji, macie tu napisane patrole na korytarzach- powiedział Snape w wielkiej sali. My jedynie machnęliśmy nad nimi dłońmi, więc od razu każdy Ślizgon miał swój plan. Nie był jakiś skomplikowany.

Po śniadaniu poszliśmy na lekcje, na których nie słuchałam. Sprawa tajemniczego chłopca nie dawała mi spokoju.

Od razu po ostatniej lekcji- transmutacji- poszłam na błonie. Usiadłam na drzewie niedaleko jeziora, kiedy przyleciała do mnie sowa. Odebrałam od niej list.

Droga Julie,
Jak pewnie się domyślasz, piszę do ciebie w sprawie czarnej różdżki. W tym momencie ma ją Dumbledore. Ehh, to nie będzie łatwe. Miał bzika na ich punkcie tak samo jak ja, dopóki nie umarła jego siostra. . . przez pewien wypadek, to historia na inny dzień. W każdym razie proponuję zakraść się do jego gabinetu, z zabezpieczeniami sobie poradzimy. Czekam na odpowiedź,
G.G

- ten człowiek jest niezrównoważony psychicznie- mruknęłam

- kto taki?- spytał ktoś, dosiadając się obok mnie

- Cedrick, nie strasz- warknęłam, chowając list

- nie chciałem cię wystraszyć- zaśmiał się chłopak- kto taki jest "niezrównoważony psychicznie"?

- nikt ważny- odparłam

- Ślizgoni. . . - mruknął

- Puchoni. . . - odparłam tym samym tonem- właściwie to miałeś lekcje z Moodym?

- jutro- stwierdził- nie mogę się doczekać

- trochę go znam, ja bym się tak nie cieszyła

- zobaczymy- odparł podstępnie

Pokiwałam smętnie głową.

Idąc w stronę zamku czułam się obserwowana. Dyskretnie rozglądałam się na boki, jednak niczego nie dostrzegłam. Gdy weszłam do zamku zza ściany wyszedł Louis, który dziwnie się zachowywał, jednak to zignorowałam.
Uczucie nie przeszło jednak do wejścia do swojego pokoju. Usiadłam smętnie na łóżku.

Następnego dnia pierwsze miałam ONMS, więc koło chatki pół-olbrzyma słuchałam o czerwonych kapturkach.
Później były eliksiry, na których mieliśmy jedynie wiedzę teoretyczną.
A następnie nadeszła pora na OPCM. Lekcja z "Moodym" nie może być spokojna. Lekcja ze śmierciożercą.

Jako pierwsze omówił temat jak bardzo jest niebezpiecznie, po czym zaczęły się zaklęcia niewybaczalne.

- ktoś zna jakieś?- spytał

Rękę podniósł między innymi Ronald i Nevile. Ron powiedział o Imperio, a Nevile o Crucio.
Wkrótce profesor stanął przed moją ławką.

- a może panna Riddle zna ostatnie?

- Avada Kedavra- odparłam bez zająknięcia, co przyjął lekkim uśmiechem

Następnie wyjął pająka, którego powiększył.

- Imperio!

Pająk zaczął skakać po ławkach i głowach uczniów, nie zrobiło to na mnie wrażenia. Dużo osób się śmiało, więc Moody powiesił pająka nad wodą.

- to nie jest śmieszne! Lepiej uważajcie! Pająk może robić WSZYSTKO czego zapragnę. Może się utopić! Słudzy tego którego imienia nie można wymawiać bronili się klątwą Imperio, przez co trudno było rozpoznać, kto kłamie!

W sali nastąpiła cisza.

- Crucio!

Pająk próbował uciec.

- dosyć!- krzyknęła Granger. Przewróciłam oczami- dosyć, jego to boli!

Profesor też najwyraźniej nie był zadowolony.

- Avada Kedavra- wypowiedział na koniec- to już tyle na dzisiaj, możecie iść. Riddle, ty zostajesz

- czego profesor chciał?- spytałam

- nie wygłupiaj się, dobrze wiesz kim jestem- mruknął- mów mi po imieniu

- więc czego Barty chciałeś?

- ojciec kazał ci przekazać, że za tydzień w sobotę masz zebranie

- dzięki, to tyle?

- tak, ale uważaj na siebie. Nikt z nas nie chce twojej krzywdy

Pokiwałam głową i wyszłam na korytarz. Ostatnia lekcja- historia magii. Miałam jeszcze pół godziny, więc udałam się do biblioteki, wchodząc na dział o wampirach i wilkołakach. Nie mam pojęcia czemu. Wzięłam pierwszą lepszą książkę "Wampiry, jak je rozpoznać?" i zaczęłam czytać.

"Wampiry mają bladą skórę, nie wychodzą na słońce. Są to przyciągający ludzie, jednak gdy ofiara im zaufa . . . ."

- zaraz się spóźnisz- powiedział Lucyfer, wchodząc do działu

- już idę

Historia magii jest. . . Nudna. Nie ma tu nic do opisywania, po prostu nie ma.

Zobaczyłam na plan lekcji. Dzisiaj mam "dyżur" na korytarzu niedaleko wielkiej sali. Nie ma źle. Napewno będzie druga osoba, bo korytarz jest dość duży.

~*~

Godzina 23:00, a ja jestem na dyżurze. Słysząc hałas odwróciłam się i poszłam w jego kierunku spokojnym krokiem. Widząc ślady krwi przyspieszyłam.

- Julie?- spytał Diggory, zjawiając się z nikąd- też dostałaś ten korytarz?

- jak widać- syknęłam, idąc dalej. Chłopak szedł tuż obok

- o Merlinie- mruknęłam, widząc dziewczynę młodszą ode mnie leżącą na ziemi. Kucnęłam obok, sprawdzając puls- żyje

Lewitowałam jej ciało za pomocą dłoni, aby była tuż obok. Zdziwiony Puchon szedł z drugiej strony ciała.
Wkrótce dotarliśmy do S.S. Obudziliśmy panią Pomfrey.

Gdy tylko podeszłam do łóżka zauważyłam dziwnie wygięty kołnierzyk u poszkodowanej. Lekko go odchyliłam, odsłaniając szyję. Zobaczyłam ślad ukąszenia. Dwa zęby.

- pani Pomfrey! Ta dziewczyna ma śladu ukąszenia. . . Wampira

- co takiego?- spytała, podchodząc- na Merlina. Dzieci, idźcie do swoich pokoi, zaraz powiadomię Dumbledora.

Wyszliśmy więc.

- skąd wiedziałaś?- spytał Cedrick

- dużo się czyta- odparłam

- myślisz, że z tego wyjdzie?

- tak, wampir nie zdążył za dużo zrobić

Pokiwał głową. Ten dzień był bardzo dziwny.


Córka Czarnego Pana || Julie Avada RiddleWhere stories live. Discover now