Rozdział 27

1.1K 85 48
                                    

Leżałem bez ruchu na moim łóżku od dobrych dwudziestu minut wpatrując się bez przerwy w sufit i licząc znajdujące się na nim pęknięcia. Możliwe, że po prostu czekałem aż zawali się na mnie, abym nie musiał czuć tych skomplikowanych uczuć oraz abym mógł zapomnieć o najbliższych 24 godzinach, najgorszych w całym moim życiu.

Dopiero kiedy karetka wraz z policją zjawiła się na miejscu zaprzestałem wpatrywania się w martwe ciało mojej matki.

Nie czułem żadnych emocji, kiedy jej się przypatrywałem, zupełnie jakbym został kompletnie z nich wyprany. Jakbym przyglądał się obcej kobiecie pogrążonej w głębokim śnie i czekałem aż się obudzi.

Wyjaśniałem to sobie szokiem, ale prawda była taka, że wcale nie żałowałem jej śmierci. Nie współczułem jej nawet w najmniejszym stopniu, a widząc ją w tej kafelkowej łazience poczułem niemal ulgę. Ulgę, że nie będę musiał jej oglądać czy słuchać jej dalszych kłamstw. Że ta okropna osoba, które dała mi życie, więcej nie pojawi się w nim.

Czy to oznaczało, że byłem złym człowiekiem ?

Prawdopodobnie.

Do moich uszu doszło nieprzyjemne skrzypnięcie paneli, przerywając moje myśli. Odwróciłem niechętnie głowę w stronę z której dobiegł odgłos, widząc jedynie Eda wpatrującego się we mnie ze współczuciem.

- Hm wybacz, że przeszkadzam..ugh.. - wyrzucił nerwowo, łapiąc się ręką za kark. - Cóż, chciałem zapytać jak się czujesz ?

Westchnąłem, nie ukrywając przy tym zirytowana.

Współczucie. Nienawidziłem tego. Takim samym tonem zwracał się do mnie policjant, kiedy zadawał mi pytania w związku z odnalezieniem zwłok oraz lekarz składający mi kondolencje, kiedy potwierdził zgon z powodu przedawkowania. Rodzice również przepraszali mnie i przytulali, a w oczach mieli ten okropny wyraz przygnębienia po tym jak skończyłem im wszystko opowiadać monotonnym tonem.

Nie potrzebowałem, aby ktokolwiek mi współczuł. Właściwie to czułem się przez to jedynie gorzej, bo miałem wrażenie, że każdy kto składał mi najszczersze kondolencje przejmował się tym wydarzeniem bardziej ode mnie.

Było to świeża sprawa, ale pragnąłem ją jak najprędzej zapomnieć, a ludzie mi w tym nie pomagali nawet w najmniejszym stopniu, jedynie pogarszali moje samopoczucie.

- Czuje się jak gówno. - warknąłem. - Ta sytuacja to jedna wielka chujnia i chce jedynie spokoju. Więc skoro już odpowiedziałem na twoje durne pytanie to mógłbyś mi to zapewnić ?

Widząc zawstydzony wyraz twarzy ojca, kiedy wyrzuciłem z siebie te słowa sprawił, że poczułem się źle tak się do niego odzywając, ale na prawdę nie miałem dłużej siły na uprzejmość. Swój limit wyczerpałem przy odpowiadaniu policjantom na ich pytania oraz podczas opowiadania rodzicom całego zdarzenia.

Jednak Ed nie był typem człowieka, który chował długo urazę czy byłby natrętny. Wręcz przeciwnie, kiedy ktoś dawał mu do zrozumienia, że ma wypierdalać, robił to natychmiastowo i bez większych konfliktów. W tym przypadku najwidoczniej również to zrozumiał, bo przytaknął głową i wyszedł, nic więcej nie mówiąc.

Kiedy byłem pewny, że mężczyzna zniknął, schowałem twarz w dłonie z jękiem frustracji i żalu.

Po chwili uniosłem się z materaca, opierając się na łokciu i ręką sięgając po telefon, który wcześniej rzuciłem na stolik obok. W czasie gdy odblokowałem ekran w domu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi.

A Teacher || BruiseshippingWhere stories live. Discover now