Rozdział 17 - Lloyd

1.1K 95 82
                                    

Krew huczała mi w uszach, a serce łomotało z taką siłą, że byłem wręcz pewny tego, że szatyn je słyszał.

Stałem przed drzwiami nie mogąc spuścić wzroku z chłopaka leżącego na łóżku z tak dobrze znanym mi łobuzerskim uśmiechem. Miał całą poobijaną twarz, pełno siniaków na odsłoniętym torsie i rękę w gipsie, ale jego oczy świeciły ze szczęścia na mój widok.

Zdążyłem zapomnieć jak potrafił podnieść temperaturę mojego ciała tylko jednym spojrzeniem tych nieziemskich bursztynowych tęczówek.

- Lloyd.. - wyszeptał, jakby mój widok był jedynym powodem, jaka w tej chwili trzymała go przy życiu.

Zmusiłem swoje kończyny i chwiejnie podszedłem bliżej łóżka chłopaka po czym usiadłem na krześle, który znajdował się obok.

Pragnąłem go dotknąć, poczuć znów strukturę jego skóry pod moimi opuszkami, ale natychmiast się opanowałem.

Muszę być silny. Nie mogę znów poddać się jego urokowi i przechodzić przez to co działo się między nami przez ostatnie miesiące.

- Jesteś tu. - głos mu się załamał przez co odchrząknął. - Tak się bałem, że cię nie ma.

Poczułem rozlewające się ciepło na sercu spowodowane jego słowami.

Potrzebował mnie tak jak ja jeszcze niedawno potrzebowałem jego.

- Jestem. - potwierdziłem, a kiedy zauważyłem, że chłopak wyciąga swoją dłoń w stronę mojej spoczywającej na krawędzi łóżka natychmiast ją zabrałem.

Szatyn zauważył to i widziałem przebłysk bólu w jego tęczówkach.

- Lloyd ja..tak bardzo cię przepraszam. - wycharczał słabo i musiałem spuścić wzrok, nie mogąc znieść intensywności jego spojrzenia. - Byłem skurwielem w stosunku do ciebie, teraz to widzę.

,,Dobrze, że chociaż teraz" pomyślałem, ale nie odważyłem się powiedzieć tego na głos, nie chcąc przerywać chłopakowi.

- Pogubiłem się w tym wszystkim, sam siebie nie poznawałem. Tak bardzo skupiłem się na swoich pragnieniach i marzeniach, że kompletnie zapomniałem o twoich potrzebach. Tak mi przykro. I..wiem, że zwykle przeprosiny nie wystarczą, ale kocham cię całym sercem i nie chce się stracić. Ostatni tydzień był gówniany, dowiedziałem się, że nie jestem wystarczająco dobry, aby Chen zwrócił na mnie uwagę i traktowałem cię jak gówno. Tak bardzo tego żałuje. - wymamrotał i usłyszałem szelest pościeli, jednak dalej nie byłem w stanie podnieść wzroku w stronę chłopaka, póki nie poczułem ciepłej dłoni na policzku.

- Zawsze przy mnie byłeś Lloyd. Wspierałeś mnie, broniłeś i nigdy ode mnie nie odwróciłeś, chociaż zdecydowanie na to zasługiwałem. Kochałeś mnie bezwarunkowo, a ja byłem tak do tego przyzwyczajony, że pozwalałem sobie na te okropne rzeczy, bo wiedziałem, że mnie nie opuścisz. Jesteś jedynym pewnikiem w moim życiu.

Po moich policzkach spłynęły łzy, kiedy słuchałem jego przeprosin i wyjaśnień na które tak bardzo czekałem i tak pragnąłem usłyszeć. Teraz, kiedy faktycznie je słyszałem były jak odległa rzeczywistość, jakbym słuchał o innej osobie.

- Tyle łez przeze mnie wypuściłeś. - starł kilka opuszkami palców. - Ale to się więcej nie powtórzy. Nie pozwolę, abyś ponownie cierpiał z mojego powodu, chce jedynie sprawiać, że będziesz śmiał się godzinami i zadbam o to, żebyś był traktowany tak jak na to zasługujesz. Naprawie swoje błędy, obiecuje ci to.

Pokręciłem desperacko głową, nie mogąc uwierzyć w to co słyszałem. Nie potrafiłem ułożyć sobie w głowie słów szatyna, czułem gule w gardle, która za nic nie chciała odpuścić.

- Bo w końcu się kochamy, prawda ? - spytał z nadzieją, dalej opuszkami jeżdżąc po moim policzku.

Wziąłem głęboki wdech, przygotowując się na to co muszę powiedzieć.

- Na prawdę doceniam to, że mnie przeprosiłeś i cieszę się, że zrozumiałeś to jak bardzo mnie zraniłeś. - zacząłem drżącym głosem, który za nic nie potrafiłem opanować. - Ale to nie wystarczy Kai. Nie potrafię ci zaufać, tyle razy karmiłeś mnie tymi wszystkimi kłamstwami, że się zmienisz, że mnie kochasz, ale dalej zachowywałeś się tak samo chwilami w ogóle cię nie poznawałem.

Chłopak otworzył usta, żeby coś powiedzieć i zapewne się obronić, ale nie pozwoliłem mu na to.

- Więc jak mogę zaufać ci teraz ? Skąd mogę wiedzieć, że faktycznie się zmienisz ? Tyle razy to słyszałem. I masz racje. Zawsze przy tobie byłem i potrafiłem wybaczyć ci te okropne rzeczy, to jak mnie poniżałeś, kiedy ja chodziłem za tobą jak pies. Bo cię kochałem.

Przymknąłem powieki, czując jak serce kraja mi się na pół, kiedy wypowiedziałem następne zdanie.

- Ale już nie kocham.

Przyjemny dotyk zniknął z mojej skóry i kiedy spojrzałem na szatyna, widziałem w jego oczach jak moje słowa wbiły sztylet w jego serce.

- Nie mówisz poważnie..

- Nie, Kai to co mówię jest najprawdziwszym zdaniem jakie kiedykolwiek ode mnie usłyszałeś. - skłamałem, udając niewzruszenie. W głębi ducha chciałem krzyczeć na cały szpital, że go kocham i wtulić się w niego, jakby jutra miało nie być. - Nie kocham cię i nie wrócę do ciebie.

- Błagam cię, nie mów tego. Daj mi ostatnią szanse, obiecuje ci, że się zmienię !

- Nie Kai. Dałem ci zdecydowanie za dużo szans i wszystkie zmarnowałeś. Nie mogę tak dłużej żyć. - wstałem i odszedłem kilka kroków w stronę drzwi.

- Nie możesz mnie zostawić, ja cię potrzebuje do cholery ! Błagam cię, nie rób mi tego. - mówił desperacko i chciał się podnieść, ale ból w całym ciele mu to uniemożliwił. - Kocham cię, błagam nie zostawiaj mnie...

- Przykro mi.. - szepnąłem cicho i chłopak nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo jak najprędzej wyszedłem z sali i ignorując ciekawskie spojrzenia, niemal biegiem ruszyłem do najbliższej łazienki.

Wbiegłem do środka i już nie mogąc wytrzymać rozdzierającego bólu sercu, zaniosłem się płaczem.

Łzy spływały jedne za drugimi po policzkach, cały drżałem, kiedy powtarzałem sobie w głowie wszystkie słowa Kai'a, desperację w jego głosie, abym go nie opuszczał, ból widoczny w jego tęczówkach po tym jak go odrzuciłem.

Nie mogłem się uspokoić, obraz miałem całkowicie zamazany i nie mogłem złapać oddechu, kiedy dławiłem się własnymi łzami.

Chciałem wrzeszczeć, rzucać wszystkim czym popadnie, ale jedynie co potrafiłem to łkać.

Usłyszałem ciche skrzypnięcie drzwi, a po chwili poczułem ramiona Akity oplatające się wokół mojego torsu.

Błagam, nie zostawiaj mnie..

A Teacher || BruiseshippingWhere stories live. Discover now