rozdział 28

2.3K 219 31
                                    

Kate zamknęła kolejną stronę w swoim dzienniku. Nie wiedziała czy pisanie tak naprawdę pomoże jej w pozbyciu się bólu. W wielu filmach, które oglądała pomagało to bohaterom pogodzić się ze stratą, z bólem. Przecież nic nie traci. Ironiczne, ponieważ myślała że straciła już wszystko. Albo straciła tylko chłopaka którego kochała, a wszystko inne było kolejną kostką domina, która runęła zaraz po pierwszej.

Miała takie wrażenie, kiedy siedziała jak teraz w fotelu i patrzyła przez okno. Miała wrażenie, że właściwie może być już tylko gorzej. Popadała w depresję, w desperację i nie potrafiła się z tego wyrwać. W jednej chwili mogła siedzieć tak jak teraz niemalże bez ruchu wpatrując się w przestrzeń, a moment później przerażająco szlochać, wysyłając modły oraz rwać włosy z głowy. 

Chcąc nie chcąc z dnia na dzień stawała się formą bez uczuć. Człowiekiem który tylko egzystował, a nie żył. Kate czuła się jak namiastka tego, kim kiedyś była. Czuła, że została przeraźliwie pusta, nie potrafiąc zrobić kroku i błądząc w ciemności. Takie też odnosiła wrażenie; nagle zrobiło się ciemno, a ona nie mogła znaleźć włącznika światła, znaleźć bramki, aby wydostać się z tego okropnego labiryntu. Jej światłem był Harry. Niestety, jego światło również zgasło. 

To dziś. Przyszedł najgorszy dzień jej życia. Chociaż nie była pewna, być może ten w którym odszedł był najgorszy.. Ale wtedy przynajmniej się pożegnał. Tamtego dnia jeszcze przez chwilę miała okazję posłuchać jego głosu i popatrzeć w oczy, natomiast dziś.. Dziś jest jego pogrzeb. Ciało Harrego spocznie pod ziemią w dębowej trumnie i po tym chłopaku, po mężczyźnie jej życia zostanie tylko tabliczka upamiętniająca datę jego narodzin oraz śmierci. Oprócz wspomnień nie będzie już nic. Nic, co trzymało by ją samą przy życiu. 

Jej rodzina nawet nie miała pojęcia o tym co się stało. Przez ostatnie tygodnie rodziną dla Kate stała się Gemma i mały Tim. No i oczywiście, Harry. Nawet dr. Wilson był jej obecnie bliższy niż rodzony ojciec. Co z nich za rodzice, skoro nawet nie chcą dowiedzieć się co u ich córki?

Co z nich za kochający rodzice, jeśli nawet nie mają pojęcia jak wielką tragedię obecnie ich córka przeżywa? Jak bardzo cierpli, jak każdego dnia walczy ze sobą, żeby nie dołączyć do Harrego. Ale przecież obiecała. 

Potwierdzała upracie, że da sobie radę, przysięgała to temu osłabionemu chłopakowi na łożu śmierci. Trzymając ciasno jego bezwładną, zimną dłoń gorączkowo obiecywała wytrwać. Ale być może jest za słaba, człowiek nie da rady przetrwać wszystkiego. I to chyba była właśnie rzecz niemożliwa dla Kate. 

Czy jej uczucie można nazwać toksycznym? Uzależniła się od jego obecności, od żartu czy spojrzenia. I została tak strasznie pokrzywdzona. Nawet jeśli ktoś jest na odwyku, na terapii.. Jeśli będzie chciał wrócić do nałogu to będzie mógł to zrobić. Nawet jeśli będzie trudno, to nie zabraknie źródła uzależnienia. Dla Kate to źródło się właśnie wyczerpało. 

I co począć w takich chwilach? 

Kate otuliła się ramionami. Czuła to zimno otulające ją ze wszystkich stron jak co dzień. Czuła jakby wariowała. Z każdą godziną, minutą, sekundą było gorzej. Popadała w obłęd. Miała ochotę szlochać. Tęsknota wypełniała jej serce po brzegi, rozdrapywała brudnymi paznokciami otwartą, krwawiącą ranę w jej uczuciach. Sprawiała, że gubiła się we wszystkim.

Odetchnęła i wstała. To jest najwyższy czas by pójść i pożegnać miłość jej życia. Zdać sobie sprawę, że jego zimne i martwe ciało spoczywa pod zmienią. Być pewną, że zanim skrzynię przykryje pierwsza grudka ziemi ona wypowie do niego jeszcze raz te słowa, które były ich mantrą. 

Zapewni, że go kocha. 

Nie ważne czy on to usłyszy. Kate naiwnie ma nadzieję, że tak. Pragnie wierzyć, że być może ten chłopak tutaj jest. Może właśnie siedzi na krześle obok. Może kuca przed jej nogami i delikatnie głaszcze kolano mówiąc cichym, uspokajającym głowę kojące słówka. Miła nadzieję, że nie zapomniał o niej. Tak, jak ona nigdy nie zapomni o nim, o Harrym.

- Miałeś mnie nie zostawiać. - Wyszeptała w przestrzeń. I o dziwo nie poczuła się tak bardzo głupio, jak uważała że będzie. - Powinieneś tutaj być. Przytulać mnie teraz i oglądać ze mną filmy. Powinnam pić z tobą herbatę i jeść tysiące niezdrowych i tuczących rzeczy. Powinnam z tobą żartować i drażnić się. Powinnam do znudzenia przypominać ci o tym jak bardzo cię kocham. - Mówiła oszalała. - Powinnam całować twoje usta i patrzeć w twoje oczy. - Płakała. - Powinieneś tutaj być, Harry. Powinieneś być.. - Zsunęła się na kolana i składaniając głowę zaczęła płakać. - Byłeś dla mnie wszystkim. Nie wiem czy mnie słyszysz. Jeśli tak to wiedz, że powiem ci teraz te wszystkie słowa, których nie wypowiedziałam nigdy wcześniej. Byłeś moim początkiem i końcem, Harry. Moim zapomnieniem i oczyszczeniem. Mówiłeś, że ja uratowałam ciebie przed cierpieniem, ale to nie było tak. Nie tak, kochanie. To ty uratowałeś mnie. Sprawiłeś, że każdego dnia miałam po co wstawać. I nie ważne czy rozmawiałeś ze mną, czy trwałam przy tobie by potrzymać twoją dłoń. Wszystkie te chwile były tak samo cenne. A wiesz dlaczego? Ponieważ uczestniczyłeś w nich ty. Moje jestem chora z miłości do ciebie. Może twój brak z dnia na dzień mnie zabija, zasusza. Ale nigdy nie wyżekłabym się chodź chwili, którą mogłam spędzić przy twoim boku. Każdą z nich będę pielęgnować i trzymać w specjalnym miejscu w moim sercu. Aż po kres mojego życia, kochany. 

Świat w ostatecznym rozrachunku należy określić jako miejsce cierpienia. 

***

ten rozdział wieje nudą, ale obiecuje że w kolejnym (ostatnim) wszystko się wyjaśni :) właśnie wczoraj napisałam ostatni rozdział i poprawiłam epilog. endless będzie zamknięte jeszcze w tym tygodniu. co do nowego opowiadania będę was informowała na bieżąco. wciąż nie wiem czy je udostępnie :) + piosenka z filmu, który ostatnio pokochałam. 

Endless || h.sWhere stories live. Discover now