rozdział 27

2.2K 231 19
  • Dedicated to zakochanym :3
                                    

Kate siedziała już kolejną godzinę na podłodze w korytarzu szpitala. Miejsca gdzie od kilku lat niezmiennie przychodziła co dzień by dodać otuchy, pomóc i pocieszyć dobrym słowem. Lubiła to miejsce, ale nigdy wcześniej te ściany nie wydawały się jej takie puste, takie obce. 

Siedziała i nie wiedziała co począć dalej. Jak wrócić do domu? Jak miała żyć dalej, skoro obecnie nie potrafiła wziąć nawet porządnego, głębokiego oddechu? Straciła go.. 

Straciła swoją miłość, uśmiech, powód do życia. Straciła Harrego. Jak teraz ma w zasadzie wyglądać jej życie? Czuła się otumaniona. Nie docierały do niej żadne bodźce, żadne słowa. Gdzieś w słabych otchłaniach umysłu przetworzyła fakt, że jest już tutaj Gemma, że o wszystkim wie. 

Gdzieś w jej psychice błąkał się obraz tego, jak wzięła ją w ramiona i wybuchnęła szlochem. Jak bardzo przejmujące to musiało być? Dwie dorosłe kobiety w swoich ramionach płakały tak przeraźliwie... Tak, jak gdyby odebrano im serce, jakby rozdzierało się ich ciało. Gemma może i wychowała się z nim, znała go całe życie, kochała ponad wszystko, ale ona miała rodzinę. Gemma miała męża, miała dziecko i musiała być dla nich silna. A Kate? Poza Harrym nie miała nikogo dla kogo mogłaby wstać rano. Jasne, miała rodziców. Ale co z tego? To nie jest to samo. Oni są już także sędziwego wieku. I nie wiedzą o tym wszystkim, o czym wiedział Harry.

Nikt, nie potrafił zrozumieć jej tak jak on. 

W jej oczach zebrała się nowa fala łez, gdy tylko uświadomiła sobie, że te silne ramiona już nigdy nie zacisną się na jej wątłej sylwetce. Zapach ciała Harrego już nigdy więcej do niej nie dotrze. Nigdy nie poczuje jego ust na jej karku tuż przed snem. Nigdy więcej nie powie, że ją kocha. 

I może to co myślała było złe, może nie powinna się załamywać, ale wiedziała że nigdy nikomu już nie pozwoli zbliżyć się do siebie tak bardzo. To nie dlatego, że bała się zranienia. Wolała do końca życia był sama z mglistym wspomnieniem największej i najpiękniejszej miłości swojego życia, niż marną namiastką, zastępstwem. Nie ważne jak wspaniały byłby ten mężczyzna, on nigdy nie będzie chorym chłopakiem z burzą loków na głowie i przenikliwym, zielonym spojrzeniem. 

- Jak się czujesz? - Usłyszała szept. 

Zaraz obok niej na podłodze usiadła Gemma, podkulając pod siebie nogi i owijając je ramionami. Czuła jej mentalne wsparcie, nawet jeśli obie były teraz załamane. 

- A jak mogę się czuć? - Powiedziała zła. - Przepraszam. - Szepnęła patrząc w czerwone oczy siostry Harrego. - Nie umiem sobie z tym poradzić. 

- Jak każdy.. Wciąż nie wierzę, że mój mały braciszek... - Przełknęła ciężko ślinę. - Chodź, musimy jechać do domu. Straszymy naszym wyglądem dzieci. - Wskazała na dwie bliźniaczki siedzące na krzesełkach i wpatrujące się w nie ze strachem. 

Kate ledwo podniosła się z miejsca. Gdyby mogła zostałaby tutaj na zawsze. W miejscu gdzie poznała Harrego, pokochała go, gdzie był do końca. Mijając jego salę przystanęła na chwilę. Pociągnęła koniuszkami palców po drzwiach i spojrzała przez okienko, przez które ostatnio zwykła bardzo często zaglądać. 

Tym razem nie było tak nikogo. Nie byłoby mężczyzny, który zawładnął jej sercem. Nie było słychać jego cichego śmiechu. Jedynie w wyobraźni mogła przytaczać sobie jego obraz, tylko tak mogła zapanować nad przejmującą pustką pojawiającą się z każdej strony i wchłaniającą ją w nicość. 

Gemma chciała pójść z nią na górę, do mieszkania, ale jej nie pozwoliła. Wolała zostać sama, wyżalając się pustce i mówiąc do ścian, miając nadzieję, że Harry ją słyszy tak jak obiecał. Być może siedzi tuż obok i patrzy na nią mówiąc, żeby się nie martwiła i nie rozpaczała.. Przypominał jej o tym przecież tyle razy.

Kate nie potrafiła się jednak opanować. Została sama, albo przynajmniej tak jej się wydawało. Czuła, że jej zimno. Przeraźliwie marzła, nawet jeśli ogrzewanie było włączone a ona siedziała w ciepłej bluzie pod kocem. Może to przez płacz, lub przez nerwy. 

Zdawała sobie sprawę, że perspektywa przeżycia kilkunastu lat bez niego wydawała się nierealna, wręcz śmieszna. Mało tego, nie chciała tego robić. Zmuszać się do bycia szczęśliwą. Wiedziała, że bez Harrego nie da rady uśmiechać się bez poczucia straty nawet za kilka lat.

Czas zabliźnia rany, lub też tylko przyzwyczaja nas do bólu, ale wspomnienia tej wielkiej miłości zostaną w Kate na zawsze. Jest samolubna chcąc odciąć się od wszystkiego. Pracy, rodziny, przyszłości. W tym momencie miała wszytko gdzieś daleko za sobą, chciała pobyć sama. 

Chciała tylko wciąż i wciąż od nowa wyobrażać sobie jego pocałunki. 

I wmawiać sobie, że czuje uścisk jego ramion na sobie. 

"Miłość rani, ale też umacnia. Droga idealnej miłości nigdy nie jest gładka, nie jest usłana różami. Potrzeba włożyć w nią mnóstwo pracy, aby przybrała piękny, nieskazitelny kształt."

***

wielu z Was myślało, że poprzedni rozdział jest ostatnim. no cóż, nie jest. będą jeszcze około 3 rozdziały i epilog :)

miłych Walentynek. dla tych, którzy odnaleźli miłość życzę, żeby umacniali się w tym uczuciu codziennie i celebrowali ją w każdej chwili. a dla tych, którzy jeszcze jej nie mają, życzę aby w końcu do nich przyszła. buziak :*

Endless || h.sWhere stories live. Discover now