• IX •

566 63 71
                                    





Artystka ze zbyt czarującym dotykiem.

Po raz pierwszy w swoim dwudziestojednoletnim życiu Adrastos Flint pomyślał, że zgłupiał.

Świat zadrżał w posadach, ziemia się rozstąpiła, nastąpił zgrzyt we wszechświecie, symulacja zawiodła, a w sklepach przestano sprzedawać wiśniowe lizaki.

            Sam nie wiedział, co w niego wstąpiło, gdy zobaczył przystojnego, zbyt przyjaźnie uśmiechniętego jegomościa stojącego naprzeciw Lily. Obudziły się w nim jakieś pierwotne instynkty, które nie miały prawa zaistnieć w relacji jego i Potter. A nawet jeżeli ów prawo miały, to zbyt bardzo szanował jej niezależność jako osobnej jednostki mogącej samodzielnie decydować za siebie. Zaborczość i zaznaczanie terenu, jak jakiś dzikus, było w tym wypadku absolutnie absurdalne i Adrastos sam się za siebie wstydził.

            A Lily wstydziła się za nich podwójnie i to czyniło tę sytuację znacznie gorszą. Zwłaszcza, że Adrastos zaprosił Lorcana Scamandera do nich na kolacje. Do nich – jakby zapomniał, że nie mieszkają ze sobą na stałe. Już nie myślał o swoim mieszkaniu, ale o ich mieszkaniu, co według niego stanowiło znaczący problem.

No i zaprosił do nich na kolacje jej byłego chłopaka. Jej eks, o którym rozmawiali, którego wielokrotnie malowała i Adrastos widział pewne obrazy.

No, ale przecież nie będzie aż tak niezręcznie, prawda?

— Co ci strzeliło do łba?! — Krzyknęła do niego Lily, spinając grzywkę błękitnymi spinkami. Nabuzowana wpadła do kuchni, w której Adrastos przygotowywał lasagne na tę nieszczęsną kolację. W pasie miał zawiązany uroczy fartuszek z ilustracjami wisienek, w którym czuł się wspaniale.

— Potrzebuję kogoś ze zmysłem smaku, bo ty nie doceniasz mojego wspaniałego geniuszu kulinarnego, kocie — wytłumaczył najradośniejszym tonem, jakim potrafił. Sam nie miał najmniejszej ochoty na to spotkanie, ale nie chciał dać tego po sobie poznać. Głupia, absurdalna zazdrość. 

— Papierosy zniekształciły Lorcanowi smak, więc nie ufałabym aż tak jego osądom — prychnęła gniewnie, stając na palcach i wyciągając z szafki trzy talerze. Zostawiła swoją różdżkę w salonie, bo rozsądnie stwierdziła, że nie powinna czarować pod wpływem emocji.

— A tobie opary z farb uszkodziły mózg i jakoś ci tego nikt nie wypomina — mruknął cicho, ale chciał, żeby to usłyszała. Miał nadzieję, że jak trochę się z nią podroczy, to uda mu się oderwać jej myśli od nieuchronnego spotkania, które miało wkrótce nastąpić.

          Lily odstawiła trzymane naczynia na stół z taką siłą, że cudem nic nie stłukła. Groźnie wycelowała w niego palcem, który znalazł się tuż pod jego nosem. Jej oczy ciskały błyskawice.

          Miał ochotę ugryźć ją w ten palec, a przez wzburzone spojrzenie rudowłosej z trudem trzymał rączki przy sobie. Kiedy Lily przeżywała silne emocje, jej oczy wyglądały tak zjawiskowo, że Adrastos musiał sobie przypominać, dlaczego nie powinien się do niej dobierać.

Merlinie, miej nad nim litość, bo przez nią zwariuje albo przez to, jak na niego działała.

— Grabisz sobie — warknęła, a Adrastos pomyślał w myślach do dziesięciu i z westchnięciem zmusił ją do opuszczenia dłoni. Zanim dał się przekonać swojej mniej myślącej części mózgu do ugryzienia jej.

Chociaż oczami wyobraźni zobaczył, co mogło nastąpić, gdyby ugryzł ją w ten palec. A raczej, o czym skrycie marzył. Zapomnieć o wizycie Lorcana i obściskiwać się w najlepsze w kuchni.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterTempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang