• XI •

404 53 145
                                    




Artystka w końcu żyjąca w zgodzie ze sobą

         Adrastos nie lubił szpitali, ale regularnie odwiedzał Munga ze względu na przebywającą tam od dłuższego czasu pacjentkę. Na pamięć znał drogę na czwarte piętro, gdzie znajdował się oddział urazów pozaklęciowych. Kiwnięciem głowy przywitał kilka znajomych pielęgniarek i uzdrowicieli, którzy uśmiechali się do niego ciepło, ale zawsze zauważał krztynę współczucia w tych uśmiechach. Stanął przed jedną z sal i wziął parę uspokajających oddechów, zaciskając mocniej dłonie na trzymanym bukiecie składającym się z róż herbacianych, lilii i białych chryzantem. Wszedł bez pukania, bo wiedział, że nie przebywali tam żadni goście. Specjalnie zapytał oto Landona kilka dni wcześniej.

            Uchylił drzwi i zajrzał do białego pomieszczenia pozbawionego okien. Zawsze sprawiało mu to przykrość, bo pamiętał, że leżąca w tej sali młoda kobieta uwielbiała promienie słońca, świeże powietrze i otaczającą ją przyrodę. W przeciwieństwie do pierwszych kilku wizyt, które tam odbył, pomieszczenie było czyste – żadnych kwiatów, kartek czy nawet zapłakanego rodzeństwa Blofis, przeżywającego stratę siostry.

             Na łóżku pośrodku pokoju leżała Gianna przykryta do pasa białą pościelą i pusto patrzyła się w sufit. Nie zareagowała w żaden sposób na pojawienie się Adrastosa, ale on już był do tego przyzwyczajony. Podszedł bliżej i wziął przezroczysty wazon ze stolika nocnego. Nalał do niego wody w łazience i odstawił z powrotem, wstawiając do niego przyniesione kwiaty. Przysunął krzesło i usiadł obok łóżka.

              Gianna odwróciła do niego głowę i zamrugała kilka razy. Według Adrastosa tak się z nim witała.

— Hej, Gi — przywitał się z wahaniem sięgając po dłoń dziewczyny, która w żaden sposób nie zareagowała na jego dotyk. Przez myśli przeleciały mu wspomnienia, gdy trzymali się za ręce. Kiedy byli na ostatnim roku w Hogwarcie często łapał ją za rękę, gdy się uczyli, a ona zabierała ją z przekornym uśmiechem i po chwili całowała go w policzek. — Wiem, że jestem wcześniej niż miałem, ale ostatnio trochę się u mnie wydarzyło i nie do końca wiem, co z tym zrobić. Musisz mnie chwilę poznosić.

Zaśmiał się cicho. Gianna zamrugała.

— Pamiętasz młodszą siostrę Albusa, Lily? Zawsze była strasznie roztrzepana i robiła mnóstwo głupich rzeczy, była u nas nawet kilka razy — zaczął opowiadać, masując knykcie Gianny. Uśmiechnął się do kilku wspomnień sprzed paru lat, gdy wszyscy byli jeszcze w Hogwarcie. — Ta stara ropucha wyrzuciła ją z mieszkania i nie miała, gdzie pójść... Nie chciała zawieść rodziców, którzy w końcu jej zaufali. I nie mów Lily, że nazwałem tego wrednego babsztyla ropuchą, bo zawsze ją strofuje, gdy sama to robi. Wracając, nie miała gdzie się podziać i w końcu skończyło się na tym, że od półtora miesiące dzielimy razem mieszkanie.

Gianna zamrugała trzy razy.

— To, co się ostatnio dzieje trochę mnie zdezorientowało, wiesz? Minęło już trochę czasu, od kiedy tu jesteś. Ostatnio nawet sprzątnąłem twoje kosmetyki z łazienki i zbieram się w sobie, żeby je oddać Atlancie lub Landonowi — mówił spokojnie, opuszczając wzrok. Nie patrzył w jej oczy, bo nienawidził pustki, jaką widział w ciemnych tęczówkach. Wolał pamiętać je pełne życia. — Lily jest... Inna od ciebie, zdecydowanie, ale nie mówię tego w złym sensie. Obie jesteście wspaniałe na swój własny sposób. Wprowadziła w moje życie znowu życie... Zabrzmiało to jak masło maślane, ale taka jest prawda. Znowu czuję, że żyję.

— Wiem, że to, co między nami było zakończyło się wraz z momentem, kiedy tu trafiłaś, ale do niedawna ciągle nie przeżyłem do końca żałoby po tobie, po naszych planach na przyszłość... — Adrastos pociągnął nosem i zamrugał kilka razy, próbując odgonić łzy. — Mieliśmy wyjechać na wakacje, zbieraliśmy od dawna pieniądze i nigdy tego nie zrobiliśmy... Planowałem ci się wtedy oświadczyć, wiesz? Byłem w tobie po uszy zakochany i nie sądziłem, że kiedyś poczuję coś równie silnego. Kupiłem nawet pierścionek, oddałem go potem mamie.

• Wiśniowe Marzenia • Lily L. PotterWhere stories live. Discover now