Rozdział 21

395 29 20
                                    

-Alec?- spytał niepewnie Magnus.

-Ćśś...-mruknął Lightwood- Myślałem, że nie żyjesz.

-Tak byłoby lepiej dla ciebie.- stwierdził Bane, ale nie odepchnął od siebie przytulającego go Alexandra.

-Nie mów tak. Nie obchodzi mnie jakie będę mieć przez ciebie problemy. Liczy się tylko dla mnie to, że nadal żyjesz i mogę być obok ciebie.- odparł szepcząc mu do ucha. Magnus'a przeszedł pewien, nieznajomy mu dreszcz.

Lightwood chciał cieszyć się chwilą, jednak nie było mu to dane. Magnus za drzwi usłyszał głos swojego ojca. Od razu odepchnął od siebie Alec'a. To było oczywiste, że przyjdzie. W końcu jest nieletni i był zmuszony by przyjść do syna.

-Idź już.- odparł Bane- Szybko.

Alec posłusznie udał się do drzwi. Przemknął obok starszego Bane'a tak by go nie zauważył.

_________________________

-Co konkretnie mu jest?- westchnął mężczyzna o Azjatyckich rysach.

-Złamana prawa ręka, obite żebra, dużo siniaków i ran, w tym rozcięty łuk brwiowy i złamana kość w nadgarsteku u lewej ręki.- odparł mężczyzna patrząc w kartoteki.

-Jak długo zajmie mu wyzdrowienie?- zapytał Bane.

-Cóż dosyć długo. Szczególnie ta złamana ręka. Nie wygląda to ciekawie. Potrzeba mu czasu.- odrzekł lekarz.

-Mogę się z nim zobaczyć?- spytał Asmodeusz.

-Z czego wiem jest u niego chłopak, który był z nim podczas wypadku.- odpowiedział drugi mężczyzna.

-Chłopak?- spytał zdziwiony Azjata.

-Tak, chłopak. To on zadzwonił na karetkę. Myślę, że Pana syn jest dla niego ważny. Był bardzo roztrzęsiony po tym wypadku.- oznajmił lekarz.

-Dobrze, dziękuję za te informacje.- odrzekł Bane udając spokój.

Ojciec Magnusa wszedł do sali swojego syna. Gdy tylko go zobaczył miał ochotę się skrzywić na jego widok. Było to obustronne obrzydzenie. Magnus nienawidził go przez to co mu robił. Wiedział, że przez niego stracił swoją żonę, jednak jak można być tak nieludzkim? On to jedyne co zostało mu po żonie, dlaczego nie może zaakceptować jej śmierci? Stracił coś, ale również zyskał. Asmodeusz zaś widział w nim tylko problemy. Nie rozumiał jak jego ukochana mogła wybrać takiego śmiecia, a nie samą siebie. Nienawidził przez to żony i swojego syna. Jak Ezykiel mógł go uratować? Jego starszy syn przynajmniej wyglądał jak mężczyzna, a nie jak młodszy, obkuty od stóp do głów błyskotkami. Gardził nimi. Wszystkimi, całą swoją rodziną. Przynajmniej tak mu się wydawało. Wydawało? Był tego mocno pewien, jednakże czy słusznie?

-Czy możesz wreszcie przestać stwarzać problemy?- zapytał z wyrzutem starszy Azjata, próbując nad sobą zapanować. Były tu kamery, nie mógł od tak zrobić jeszcze większej krzywdy swojemu synowi.

-Nie planowałem wpaść pod samochód.- odparł Magnus.

-Nie planowałeś? A mogłeś skończyć jak Ezykiel. Byłby spokój.- odparł Asmodeusz.

-Aż tak mnie nienawidzisz?- spytał młodszy Bane, chociaż znał odpowiedź doskonale.

-Jak mogę lubić mojego syna, który jest gejem? Co sobie za fagasa znalazłeś? Dobry jest? Dobrze ci płaci? Jak się bawisz robiąc za dziwkę?- zapytał ojciec Magnusa powstrzymując się od wykrzyczenia mu tego.

-Nie robię za żadną dziwkę! Kocham go i on mnie też.- odrzekł zdenerwowany złotooki chłopak.

-Ktoś ciebie kocha? Ciebie? Czekam aż policja znajdzie cię nagiego, martwego w lesie. To będzie mój najszczęśliwszy dzień w życiu. Dzień, w którym wreszcie się ciebie pozbyłem. Nie chcesz stać się prawdziwym facetem? Niech ci będzie. Możesz umrzeć.- stwierdził Asmodeusz wychodząc z sali.

______________________________

-Dlaczego nie mam mamy, a inne dzieci tak?- rzekł mały chłopczyk, który dopiero co poznawał świat.

-Masz mamę, ale jest ona dalej od ciebie. Na pewno bardzo mocno cię kocha. Spójrz w gwiazdy. Widzisz? Jest tam. Patrzy na ciebie z góry.- odparła kobieta w starszym wieku.

-A co jak nie ma gwiazd? Jak jest jasno?- spytał maleńki chłopczyk o Azjatyckiej urodzie.

-Wciąż tam jest. Jest w niebie, chroni ciebie.- odpowiedziała kobieta.

-Nie męcz babci ciągle tymi pytaniami.- powiedział drugi, starszy chłopiec.

-Nic nie szkodzi wnusiu, nie przeszkadzają mi te pytania. Jak ja mu nie odpowiem to nikt tego nie zrobi.- stwierdziła ze smutkiem w głosie.

Nagle świat zaczął się zamazywać. Po chwili w głowie chłopaka wyłoniła się nowa scena. Miał na niej już z dziesięć lat.

-To przez ciebie ona nie żyje!- wykrzyczał mężczyzna.

-Nie prawda! Ona wciąż tam gdzieś jest! Wystarczy spojrzeć w niebo!- odkrzyczał młody Magnus.

-Nadal wierzysz w takie bajeczki? Nie ma jej, został po niej tylko szkielet zakopany w ziemii!- odparł zdenerwowany Asmodeusz.

-Ojcze przestań!- wykrzyczał Ezykiel wbiegając pomiędzy nich dwóch.

-Magnus?- usłyszał niepewne przebitki głosu Aleca- Magnus, obudź się.

-Co się dzieje?- spytał rozbudzony kociooki.

-Nie wiem, jęczałeś coś przez sen, więc cię obudziłem.- odparł Lightwood- Jak się czujesz?

-Całkiem dobrze.- odparł posyłając uśmiech do swojego chłopaka.

-To dobrze.- odparł zadowolony kruczowłosy-  Uzgodniłem wczoraj wszystko z moimi rodzicami. Zabieram cię do siebie do domu jak tylko będziesz mógł wyjść ze szpitala.

-Oni wiedzą o nas?- spytał niepewnie Bane.

-Powiedziałem im. Chociaż Izzy była pierwsza i już o wszystkim wiedzieli. Podobno czekali aż sam im wszystko powiem.- stwierdził Alexander- Matka nie była z początku szczęśliwa z tego powodu, ale chyba już trochę się z tym pogodziła.

-Nie chcę nikomu zawadzać. Najlepiej bym jednak wrócił do swojego domu.- oznajmił złotooki.

-Nie rób mi tego znowu Magnus. Nie udawaj, że nie ma problemu. Nie wrócisz do tamtego domu dopóki jest tam twój ojciec. Przynajmniej nie beze mnie. Nie puszczę cię tam.- rzekł zdenerwowany niebieskooki.

-Źle się z tym wszystkim czuję. Z tą całą niesamowystarczalnością. Nagle pojawiłem ci się w życiu i stwarzam tobie i twojej rodzinie sam problemy.- powiedział ze skruchą Azjata.

-Hej- rzekł hebanowłosy biorąc twarz złotookiego w dłonie- Kocham cię, i to wszystko nie jest dla mnie problemem. Najważniejsze jest to byś był bezpieczny. Zrobię wszystko by tak było. Rozumiesz? Proszę nie myśli już o tym. Daj sobie pomóc.

-Dobrze.- odparł Bane patrząc Alecowi w oczy po czym po chwili dodał z uśmiechem- Jesteś słodki kiedy jesteś poważny.

-Magnus, przestań...- odparł zawstydzony Alec z soczystymi rumieńcami na policzkach.

-Jesteś taki słodki.- stwierdził, kradnąc pocałunek zawstydzonemu Alexandorowi, który uśmiechał się pod nosem- I w dodatku cały mój, aniele.
_________________________________

"The heart wants what it wants. There’s no logic to these things. You meet someone and you fall in love and that’s that."/ Serce chce tego, czego chce. Nie ma w tym żadnej logiki. Spotykasz kogoś i się w nim zakochujesz, i tyle.

Woody Allen

Hej, ktoś tu w ogóle jeszcze jest? Brawo dla mnie, napisałam rozdział po yyy siedmiu miesiącach? I tak sądzę, że nie jest on wybitny, ale lepsze to niż nic. Nie jest też zbyt długi, ma tylko prawie tysiąc sto słów, a poprzedni rozdział ma aż ponad tysiąc siedemset. Mam jednak nadzieję, że chociaż w jakimś małym stopniu wam się spodobał.

Na przekór wszystkiemu || MalecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz