- Kilka godzin później -


Big Ben wybił pierwszą w nocy, a ja jestem cholernie zmęczona i marzę o ciepłym prysznicu i łóżku. O niczym więcej. Mój plan jak zapewne się domyślacie.. nie powiódł się. Dlaczego? Ponieważ nie mam dowodu osobistego. Nikt nie chciał się zgodzić na jedną noc albo budynek nie przypominał nawet motelu tylko jakiś dom publiczny. Na samo wspomnienie przechodzą mnie ciarki. Nie mam żadnego planu B, więc wychodzi chyba na to, że będę musiała jakoś sobie poradzić do rana, a później wznowić plan od załatwienia dowodu osobistego i napisaniu CV. A dodatkowo jest sobota, dla niektórych nadal piątek co oznacza, że ludzie zabawiają się w klubach, więc zapewne będzie pałętać się dużo osób pijanych po ulicach. Gorzej być naprawdę nie może. Zatrzymuję się przy jakiejś wystawie sklepowej i się zastanawiam przez moment. Widzę taką samą bransoletkę jaką mam w torbie. Kosztuje prawie.. Ile? 2 499,99 zł. Powiedźcie, że źle widzę. To dwa i pół tysiąca! Czy on zgłupiał? Oczywiście istnieje jeszcze taka możliwość, że tą którą mam wygląda podobnie do tej, którą mam przed sobą, więc mogła dokładnie kosztować mniej z czym czuję się o wiele lepiej. Idę dalej i podziwiam inne sklepowe wystawy. Gdybym zarabiała to chętnie wybrałabym się tutaj i kupiła kilka ciuchów. Na przykład ten szary sweter albo czarne spodnie. Bluzka na manekinie obok w ogóle nie powinna zostać nazwana bluzką, bo to tylko kawałek materiału do którego jest dołączona krótka, obcisła spódniczka. Nigdy czegoś takiego nie włożę. 

     - Hej, Mała. 

Spoglądam na wysokiego chłopaka w dresie. 

     - Cześć. 

Odpowiadam, ale wiem, że to był błąd z mojej strony i najlepiej jakbym zaczęła uciekać jak najdalej od niego. Patrzy na mnie, a po chwili na moją torbę. Uśmiecha się szeroko i wraca wzrokiem na moją twarz. Przez chwilę myślę, że chce mnie okraść. W sumie nawet by nie miał z czego. 

     - Nie masz się gdzie podziać, prawda? Chodź ze mną. 

Chwyta moją torbę i idzie wolnym krokiem, a ja protestuję.

     - No chodź i nie stój tak. Chcę Ci tylko pomóc. 

Mówi patrząc na mnie i idzie dalej. Czuję, że nie mam wyjścia, więc idę za nim. Szczerze? Boję się. Nie wygląda na kogoś kto pomaga innym, ale zawsze powtarzano, żeby nie oceniać innych po ubiorze, prawda? Można kogoś ocenić mylnie. Dlaczego więc ogarnia mnie przeczucie, że źle robię? Chłopak zwalnia przez co idziemy obok siebie. Skręca po kilku minutach w jakąś ciemną uliczkę, a ja zwalniam swoje kroki. 

     - Hej! Zaczekaj! Nie musisz mi pomagać, dam sobie radę.

Krzyczę mając nadzieję, że mnie usłyszy, zawróci, odda torbę i da spokój. Chłopak kiwa na mnie głową, abym szła za nim. Wzdycham cicho i idę niepewnie. Zbliżając się coraz bardziej dostrzegam niewielkie światło i dwóch innych chłopaków. 

     - Mamy nową współlokatorkę chłopaki. 

Co? Nie zamierzam tutaj zostać ani chwili dłużej. Chwytam swoją torbę, gdyż chłopak, który ją niósł postawił ją na ziemi i kieruję się w stronę przeciwną. Wolę już pałętać się gdzieś po mieście niż spędzić z nimi czas. Jestem tak przerażona, że mam ochotę krzyczeć. Ktoś wyrywa mi torbę z ręki i przyszpila do zimnej ściany budynku. Jego wzrok przeszywa moją sylwetkę od góry do dołu, po czym patrząc na mnie uśmiecha się w idiotyczny sposób. 

     - Stoisz za blisko.

     - Naprawdę? 

W jego głosie wyczuwam rozbawienie.

     - Powiedz mi jak masz na imię i dlaczego nie leżysz teraz grzecznie w łóżku jak przystało na dobrą dziewczynkę? Cokolwiek się stało nie martw się. Zaopiekujemy się Tobą, Kotku.

Posyła mi ohydny uśmiech, przez co mam ochotę zwymiotować. Czy moje życie jest przekreślone i nigdy nic nie pójdzie po mojej myśli? Czy zawsze będę musiała się o siebie martwić i nie zaznam chociaż trochę chwili wytchnienia? Bo jeśli tak to nie widzę innego wyjścia. Poproszę ich grzecznie, aby mnie zabili, a następnie zrobili co tylko zechcą. Skoro nie będę wiedziała, co się po tym ze mną stanie to wszystko mi jedno. Nie mam zamiaru dłużej żyć życiem, które jest do dupy. Wiem, że nie powinnam się poddawać i próbować, ale od początku w moim życiu nic mi się nie układało. Kompletnie. Zawsze było źle i rzadko kiedy miałam powód do uśmiechnięcia się.

 Czuję na swoim udzie dłoń przez co wybudzam się ze swoich myśli i patrzę martwym wzrokiem na chłopaka. Już drugi raz tego muszę doświadczyć? Czemu ktoś dał mi taki scenariusz mojego życia, a nie inny? Moje dłonie odpychają go. 

     - Przestań. Nie jestem dziewczyną do towarzystwa. 

Mówię odpychając się od ściany, ale na marne, bo chwilę później i tak jestem do niej przyszpilona. Cholera. Czy ja w ogóle dzisiaj przeżyję? I co on chce ze mną zrobić? Nie podoba mi się to wcale.

     - Będziesz tym kim chcę żebyś była. 

Zaczynam się z nim szarpać. Może zmieni zdanie i mnie puści. 

     - Przestań do cholery się wiercić, bo inaczej Cię skuję. 

     - Zostaw mnie. Jesteś ohydny. Wymiotować mi się chce. 

Czuję mocne pieczenie na lewym policzku przez co pojawiają się w moich oczach łzy. Co za.. Nie, Brooklyn. Nie pokazuj mu słabości.

     - Lubisz bić dziewczyny? Czujesz się teraz silniejszy?

Odpyskuje i nawet nie zważam na słowa. Jestem zbyt wściekła i wcale nie jestem zdziwiona, kiedy czuję mocniejsze uderzenie. To oczywiste, że nie uderzyłby mężczyzny. Jest za słaby. Bałby się, że skopałby mu ktoś tyłek i dlatego bije kobiety przez co czuje się silniejszy. Oczywiście, że będzie zgrywał bohatera. Moje usta się rozchylają, kiedy dostrzegam nóż za jego plecami. Trzyma go jeden z jego kolegów, który mu go podaje. Mój oddech przyśpiesza. Zaraz zacznę krzyczeć. 

     - Cholera, przepraszam. Nie chciałam Cię urazić.

Bronię się. Nie chcę, aby mnie okaleczał. 

     - Wydaje mi się, że na przeprosiny jest za późno. 

Przykłada chłodny metal do mojego policzka. Zaczynam drżeć.

     - Proszę, nie rób tego. 

Cicho go proszę, a on kręci głową uśmiechając się złowieszczo. Ostrą końcówką przejeżdża lekko po moim policzku. Moje serce zaraz wyskoczy z piersi. To niemal pewne. Za kilka minut będę leżeć w kałuży swojej własnej krwi. Moje życie się zakończy, a miałam na nie trochę planów. Szkoda, że nie uda mi się ich spełnić, ale ktoś tam z góry tak chce, prawda? Moja historia nie będzie jak film ze szczęśliwym zakończeniem. Zaciskam mocno powieki i zęby, kiedy czuję mocniejszy nacisk ostrza. Mogłabym się jakoś ruszyć, ale to spowoduje jeszcze większą szkodę na mojej twarzy, więc nie mam wyjścia jak stać cicho. 

     - Mike, ktoś tu idzie!

Krzyczy cicho jakiś chłopak, który chce go ostrzec. 

     - Co do chuja? 

Odpowiada odwracając się gwałtownie, przez co przejeżdża ostrzem po mojej skórze. Wydaję z siebie pisk, a on przykrywa moje usta dłonią i kiwa palcem, abym była cicho. Czuję na policzku ciecz i jestem pewna, że to krew. Moja krew! Oddycham nierówno. Serce zaraz mi eksploduje i ryknę płaczem. Do moich uszu docierają coraz głośniejsze i cięższe kroki. Mam nadzieję, że to nie jest jego kolejny kolega, a osoba, która będzie wstanie mi pomóc. Boję się. 

HARSH | [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz