13. Białe róże to twoje ulubione?

Comincia dall'inizio
                                    

– Zimne – stwierdził.

– Dziwne, myślałam, że będzie ciepłe – rzuciłam z wrednym uśmieszkiem. Teraz już sam sobie trzymał kawałek kurczaka przy twarzy, a ja stałam obok, opierając się o blat. Nalałam sobie szklankę wody i wypiłam ją szybko.

– Kto by pomyślał, że będę tutaj siedzieć z kawałkiem kurczaka przy policzku, a ty będziesz stać na przeciwko mnie i patrzeć z chęcią mordu w oczach? – rzucił, a ja prychnęłam pod nosem, ale również się uśmiechnęłam. Nie chciałam robić wrażenia, jakbym faktycznie nie była w humorze, chociaż po części tak było.

– Nie jestem zła – odparłam, przekręcając głowę w bok i zagryzając policzek od wewnątrz. Rozłożyłam ręce i wzruszyłam ramionami. – Po prostu wiem, że nic nie powiesz i to mnie wkurwia. Naprawdę staram się zrozumieć, ale nie potrafię. Martwię się o ciebie. Boję się, że coś ci się stanie i będę się winić, bo mogłam ci jakoś pomóc, ale nawet nie byłam tego świadoma, bo mi o tym nie powiedziałeś.

– Powinnaś się przyzwyczaić – mruknął od niechcenia. Westchnął ciężko, wpatrując w blat przed sobą. – I nie musisz się nigdy winić, Marise. Wszystko co się stanie, nie jest twoją winą, tylko moją.

– Ale dlaczego nie możesz mi tego powiedzieć?

– Im mniej wiesz, tym jesteś bezpieczniejsza. Oboje jesteśmy – odpowiedział, odkładając kurczaka na stół. – Naprawdę chciałbym ci powiedzieć coś o sobie czy cokolwiek innego, ale wiem, że zadziała to na naszą niekorzyść. Potem to tobie mogłoby się coś stać i to ja miałbym wyrzuty sumienia, że to przeze mnie. I to rzeczywiście byłaby moja wina, bo ci powiedziałem. Nie sądzę, że chcę po raz kolejny przez to przechodzić.

– A co się dzisiaj stało? Kto to jest, co od ciebie chcieli? – spytałam, mimo że w głowie miałam o wiele więcej pytań. Chłopak westchnął głośno. – Przyłóż jeszcze tego kurczaka.

– Okej, powiem ci, ale tylko dzisiaj i tylko to – rzekł i spojrzał na mnie, a ja uśmiechnęłam się niewinnie, wzruszając ramionami. Nic nie mogłam poradzić na mój charakter. Mimo że bardzo chciałam go zmienić, nie potrafiłam wytrzymać z niektórymi rzeczami. – Chodź do salonu. Nie lubię siedzieć w kuchni – dodał i poszedł przodem, a później usiadł na kanapie, co zrobiłam też ja. Podekscytowana spojrzałam na Vincenta, który niezwykle się ociągał. Wreszcie osiągnęłam coś, na co pracowałam sporo czasu. Co prawda, nie było to to, czego chciałam najbardziej, ale i tak dostarczało mi to sporo satysfakcji.

– Więc? Co chcesz wiedzieć?

– Wszystko? – powiedziałam, spoglądając na niego głupio.

– Mhm, mogłem się tego spodziewać – rzekł i przewrócił oczami, a ja tylko wzruszyłam ramionami. Nic nie mogłam poradzić na swoją ciekawość. To była moja jedna z wielu wad, której nikt nie lubił. – Sporo lat temu w Paryżu poznałem chłopaka, który był trochę starszy ode mnie. Aaron nie był dilerem narkotyków, on je tylko sprowadzał. Miał ludzi od rozwożenia ich, a ci, z którymi się wtedy pobiłem, byli jednymi z nich. Powiedział, że jest z tego duża kasa i może mnie wkręcić, a ja potrzebowałem pieniędzy, więc się zgodziłem. Stałem się jednym z jego ludzi, którym, jak się okazało, słabo płacił, bo to on zbierał większość kasy, którą dla niego zarabialiśmy. Rozkazywał mi na każdym kroku i prosił o różne przysługi, których było więcej niż kilka. Po prostu był wyżej ode mnie, a ja miałem dość. Dlatego po pewnym czasie, kradłem im narkotyki i sprzedawałem je na własną rękę. Zysk byk podwójny, dopóki się nie dowiedzieli, że to ja ich okradam.

– I co dalej? – spytałam zniecierpliwiona, gdy przerwał na chwilę.

– On jest takim typem osób, z którymi lepiej nie zadzierać, bo gdy to zrobisz, nie uwolnisz się od niego i jego ludzi tak łatwo. Więc, wpadłem na pomysł, że wrócę na jakiś czas do Bordeaux podczas wakacji, ale jego ludzie znaleźli mnie też tu. Mimo tego mam w to wyjebane, delikatnie mówiąc – powiedział bez jakiekolwiek emocji, a ja ściągnęłam brwi.

SerendipityDove le storie prendono vita. Scoprilo ora