Rozdział 9

1.9K 76 0
                                    

Co ja mam z nimi do jasnej cholery zrobić! Zabijcie mnie proszę! Błagam. Teraz mu się zebrało na wspaniałomyślność? Akurat teraz. Mam nadzieję jednak, że nie słyszał za dużo i nie wziął jej słów na poważnie. Trochę nie zręcznie się zrobiło, tak trochę. Ale oczywiście tylko mi, on jak gdyby nigdy nic sobie siedział na kanapie, a Katherine w drugim końcu pokoju posyłała mi rozbawione spojrzenie.

Dlaczego mnie to spotyka?

Narzuciłam na siebie szlafrok, bo w końcu byłam w samym stroju kąpielowym. Przynajmniej Katherine nie posyłała mi znaczących spojrzeń. Widział mnie w stroju, tyle mu wystarczy.

- Poszedłeś po rozum do głowy, czy wymyśliłeś kolejny głupi pomysł?- zapytałam.

- Mam informacje które mogą cię zainteresować. - ten jego głupi uśmiech. Jego nonszalancja kiedyś go zgubi.

Podeszłam do stolika z trunkami i nalałam sobie i jemu whisky. Podałam mu szklankę i usiadłam na przeciwko niego. Oparłam się wygodnie i założyłam nogę na nogę. Upiłam łyk i czekałam na wyjaśnienia.

- No to słucham.

- Kamertony, stworzono ich pięć. Jeden ma Marcel, a pozostałe to zagadka. Ty ich nie masz. I nie masz pojęcia kto ma.

Jebany dobry jest. Tylko czy to dobrze, że on o tym wie. Miałam poważną minę, staram się je znaleźć już od kilku lat. Nie liczni o nich wiedzieli, dla mnie to było na rękę. Szukam ich, ale tak by nie wzbudzić podejrzeń, że mogą być dla mnie niebezpieczne. Mam kilku wrogów, którzy chętnie by się mnie pozbyli.

- No tak, i co dalej ? - spytałam obojętnym tonem.

- Od jednego tylko będzie cie boleć głowa. Ale kiedy połączysz wszystkie pięć można stworzyć broń dość silna aby zabić syrenę. - przechylił szkło ciągle na mnie patrząc. - Jednak jest coś czego nie możesz zdobyć sama. - zakpił.

- Za duże ryzyko. Są daleko ode mnie, nic mi nie zrobią. Nie mam się czym przejmować. - wyznałam.

Cokolwiek bym nie zrobiła i tak jest ryzyko. Jeśli zacznę głośno o nie pytać, zaczną się pytania. Jeśli zostawię to w spokoju, moi wrogowie skorzystają z okazji. I tak źle, i tak nie dobrze.

- A co jeśli Marcel ma zamiar je zebrać? - zmarszczyłam brwi. Skąd by na to wpadł, skąd o tym wie? W tym momencie może mnie wkręcać. Ale to też było by dziwne, jemu zależy na tym bym mu pomogła.

- Nie uda mu się, nawet ja nie wiem gdzie są wszystkie.

- Ma czarownice. Wystarczy mocniejsze zaklęcie lokalizujące. Gadałem z Freyą. Jeśli jest tak silna za jaką ją uważamy do balu zdąży opanować zaklęcie.

- Jeśli je ma i ma się z kim uczyć. I jedno pytanie, kto to Freya? - roześmiał się.

- Moja starsza zaginiona - odnaleziona - siostrzyczka.

Znałam Freya, ale nie wiem czy mówimy o tej samej. Z tego co wiem powinna teraz smacznie spać. Nie mam pewności, że mówi o tej o której myślę ja. Ale w sumie. Mówiła coś o odnalezieniu rodziny, mówiła też, że jej rodzina jest dość specyficzna. Wszystko się zgadza.

- Blondynka wysoka, potężna? Budzi się raz na sto lat ze snu? Ale czy ona nie powinna teraz sobie spać? - mówiłam bardziej do siebie niż do niego. - Ona jest twoją siostrą?! - skrzywiłam się.

- Znasz ją? - zdziwił się, ale starał się tego nie okazać. No przecież to Niklaus, jego nie da się zaskoczyć. A przynajmniej on tak sądzi.

- Poznałam parę stuleci temu.

Dobrze pamiętam ten dzień. Byłam przejazdem w pewnej wiosce w której ona była. uciekała przed kimś, ale nie chciała powiedzieć przed kim. Nie wypytywałam, po prostu pomogłam jej. W zamian ona pomogła mi parę razy.

- Mam być zazdrosna? - wtrąciła Katherine.

Posłałam jej błagające spojrzenie. Freya nie była jakąś przyjaciółką czy coś, po prostu lubiłam jej towarzystwo i mi pomagała. Czy to powód do bycia zazdrosnym?

- Mniejsza, co miałabym zrobić? - Klausowi spodobała się moja zmiana zdania.

Może nie dla niego ale dla Frey. Polubiłam ja, wiele straciła i przeżyła. Cieszę się, że w końcu odnalazła rodzinę, którą tak bardzo chciała odnaleźć. Udało się jej.

- Będziesz robić co ci każe...

- Już mi się nie podoba. - przerwałam mu. - Ludzie nie denerwuj się. - dodałam kiedy zobaczyłam jego minę. Może miałam się tego bać, ale jakoś nie robiło to na mnie wrażenia.

- Będziesz robić co ci każę - powiedział szybko jakbym znów miała mu przerwać. - Mam plan jak obalić Marcela, ale potrzebuję silnych sojuszników. Ciebie Marcel nie był w stanie wykurzyć, jesteś jego słabym punktem. - wskazał na mnie palcem.

Czuję się taka doceniona. Jestem czyimś słabym punktem. Wow.

Już miałam powiedzieć coś ale jego wyraz twarzy znów mnie upomniał. Zgodziłam się na ten cyrk. Mogę już zacząć narzekać?

- Pomożesz Rebece odbić Elijah, przydadzą się też twoje umiejętności. Będziesz moim szpiegiem, będziesz w barze sobie pracować i nasłuchiwać. O i popchnij Camille w jego stronę tak wiesz, - pokręcił głową. - to go rozproszy.

- Jasne, a ty co będziesz robić? - Dlaczego to ja mam odwalać brudną robotę? On będzie sobie siedzieć i popijać bourbona, a ja będę biegać po mieście i załatwiać wszystko.

- Ja będę burzyć jego władzę od środka i jako oddany przyjaciel będę trwał przy nim. Marcelowi nie pozostanie nikt zaufany. Mam szpiega w szeregach jego armii, donosi mi o wszystkim.

- No tak. - przyznałam. - Czyli działamy razem? Fajnie. Dostane jakieś walkie-tolkie? - zaśmiałam się.

- Żarty się ciebie trzymają. - odstawił szklankę na stolik i wstał. - Do zobaczenia kochanie. - uśmiechnął się łobuzersko i znikł.

Spojrzałam na Katherine która śmiała się pod nosem. Wzniosłam oczy ku niebu. Za jakie grzechy? Szybko opuściłam salon żebym nie musiała słuchać żadnych uwag.

I co ja mam o tym myśleć? Jeśli chodzi o Klausa to wygląda bosko. Ale to wszystko! Przez te tysiąc lat nie szukałam nikogo, Katherine spotkałam przypadkiem tak jak Freya.

W sumie Klausa też spotkałam przypadkiem. O boże o czym ja myślę! Nie... jestem wariatką.

Pomyślmy o czymś ważniejszym, znaleźć Elijah. Mam pewien pomysł jak to zrobić, muszę jednak skontaktować się z Rebekah. Może już coś wiedzieć co mi pomoże, poprawa co nam pomoże.

Davina...

I hate you SWEATHEARTWhere stories live. Discover now