Rozdział 16

1.6K 75 3
                                    

Weszłam powoli na cmentarz. Szłam chodnikiem, powoli, rozglądając się dookoła. ZMienił się od mojej ostatniej wizyty. Przybyło więcej grobów, świątyń. 

Weszłam do jednej z nich i zastałam tam ostatnią ze starszyzny.

- Witam, Agnes. - rzuciłam niedbale.

Kobieta szybko się odwróciła i wbiła we mnie gniewny wzrok. Nie robił na mnie wrażenia, dlatego uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

- Czego tu chcesz? - warknęła.

- Dogadać się. - zrobiłam dwa kroki do przodu. - Wy chcecie dokończyć żniwa, ja uchronić Davine. Wystarczy podmienić dziewczęta o ile znajdzie się jakaś ochotniczka. - powiedziałam podkreślając ostatnie słowo.

- Znowu? - odparła - Za każdym razem to samo. 

- Za każdym razem popełniacie błąd. - odbiłam pałeczkę. - Dzięki mnie jeszcze możecie się nazywać czarownicami. Nie umiecie się uczyć na błędach, gdybyście byli szczerzy z tymi dziewczynami, one by wam zaufały.

- Na szczęście przodkowie uprzedzali mnie, i mamy ochotniczkę. - wysyczała i pokazała mi abym poszła za nią.

Coś za szybko poszło, zazwyczaj wykłócały się do ostatniej chwili. Zmarszczyłam brwi i zmrużyłam oczy.

- Nie kombinuj, wiele osób potężniejszych od was wszystkich, czeka w razie gdybym nie wróciła. Radzę ci się streszczać. - pogroziłam, ale to jakby po niej spłynęło.

Uniosła ręce w geście poddania i zaprosiła mnie za sobą. Niepewnie, ale ruszyłam za nią.

Dziewczyna była niska, drobna. Miała przyjazny uśmiech.

- Hej, jestem Cassandra. - zwróciłam się do ciemnowłosej. 

- Ja jestem Zoe. - uśmiechnęła się do mnie. 

Złapałam ją za rękę i spojrzałam jej w oczy. 

- Powiedz mi, robisz to z własnej woli? - spokojnie i powoli.

- Tak, chcę dostąpić zaszczytu.

- A wiesz o wszystkim? 

- O tym, że umrę? Poderżną mi gardło, umrę a podczas żniw odrodzę się silniejsza.

- Dobra może być. - poddałam się i stanęłam na równych nogach.

Kolejna rzecz z głowy. Wszystko układa się ładnie. Ale za szybko, coś tu śmierdzi. Spojrzałam na czarownicę.

- Coś jest n... - naglę poczułam ból głowy.

Spojrzałam na nie. One są głupsze niż sądziłam, jabłko nie pada daleko od jabłoni. Przodkowie popełniali te same błędy.

- Wasi przodkowi robili dokładnie to samo, i wiecie co? W tym momencie zazwyczaj były tak słabe, że nawet mi nie były w stanie zaszkodzić.

Spojrzałam na nie, podeszłam szybko do czarownicy. Złapałam ją za szyję i uniosłam do góry.

- Agnes, Agnes, Agnes. Dobrze wiesz, że beze mnie stracisz swoje czary-mary, tak jak cały sabat. Chcę się dogadać, ty utrudniasz. Doceńcie pomoc, jaką wam oferuję.

Powiedziałam jej to wszystko w oczy, z dumą i wyższością. Tak jak zrobiłam to trzysta i sześćset lat temu.

- Skoro ona się zgadza to jesteśmy umówione. Jutro ma przyjść do mnie, wejdzie sama. O piętnastej, nie spóźnić się. 

Puściłam ją i cofnęłam się o kilka kroków do tyłu, żeby mieć je na oku. Kiedy miałam się odwrócić i odejść, ziemia pode mną zadrżała. 

O niee. Davina! 


I hate you SWEATHEARTWhere stories live. Discover now