Rozdział 1

4.5K 149 2
                                    

* Klaus *

- Chodź napijemy się!

- Tobie nie odmówię.

Marcel mi nie ufa. Zabić go nie zabiję, ale zdobędę to co chce. Nowy Orlean znów będzie mój. Choćbym miał powybijać wszystkich. Musi się czegoś domyślać. Inaczej nie zabrał by mnie w miejsce pełne świadków. Muszę być ostrożny.

Najpierw dowiem się kogo ma po swojej stronie. Jak utrzymuję czarownice w ryzach? Czy ma jakiś wrogów?

W środku prawie nic się nie zmieniło od moich czasów. Tylko farba zżółkła, i gdzie nie gdzie zaczęła odchodzić.

Kiedy usiedliśmy, barmanka po raz kolejny zmierzyła nas wrogim wzrokiem. Nie wyglądała jak zwykła barmanka, trochę podejrzane. Może nie tyle mnie mierzy, co Marcellusa.

- Chyba wpadłeś w oko barmance. - zagaiłem.

Mój towarzysz spojrzał na dziewczynę i kiwnął do niej głową. Nie wyglądała na zadowoloną. Ciekawe, ciekawe.

- Burbon. - skinęła głową i sięgnęła po butelkę.

- Wampir?

Marcel roześmiał się i pokręcił głową. Nic jednak nie powiedział. Albo nie godna uwagi, chociaż wątpię i wolał przemilczeć, żeby czegoś za dużo, przez przypadek nie powiedzieć.

Dziewczyna podeszła z pełną gracją trzymając dwie butelki Burbona i trzema szklankami. Jedną z butelek położyła z hukiem na stoliku. 

- Po co ta druga butelka? I szklanka ?

Zignorowała jednak jego pytanie i odwróciła się do mnie. Machnęła ręką, żebym się posunął. Nie wiem kim jest, ale czuję się chyba z byt pewnie. Kim do jasnej cholery jest? Za kogo się ona uważa?

- Coś się stało?

- Posuń się, muszę pogadać z nim. - wskazała palcem na Marcela - Spokojnie nic ci nie zrobię.

Kiedy zajęła miejsca rozłożyła szklanki, polała każdemu.

Nie podobało mi się to. Nie zamierzałem tego pić, mogła być w tym trucizna albo coś całkiem innego.

Znam Marcela dość dobrze i wiem, że pod maską powagi kryje się strach. Coraz bardziej ta dziewczyna mnie intrygowała. Czułem, że jest kimś kogo szukam, tylko muszę znaleźć sposób by ją nakłonić do współpracy. Musze wiedzieć kim ona jest!

- Mieliśmy umowę Marcel! Ja nie wchodzę ci w drogę, a ty mi. Pragnę tylko spokoju.

Oho, czuję okazję.

- Nie rozumiem, o co konkretnie ci chodzi?

- Dlaczego twoi ludzie mnie obserwowali?

- Jesteś nowa tutaj, musiałem sprawdzić czy można ci ufać. - odparł szybko Marcel.

Dziewczyna zachichotała, i pokręciła głową.

- Och Marcellusie. Kopiesz sobie grób. Pamiętaj jestem starsza, wyrwę ci serce i nawet się nie zorientujesz.

- Ale tutaj ja rządzę. Jeśli chcesz tu zostać musisz się mnie słuchać.

- Poprawka, ja mogę, nic nie muszę.

Kim ona jest do cholery? Ich wymiana zdań bawiła mnie, biedy Marcel jednak nie jest taki wspaniały za jakiego się podaję. Nie znam jej, nie wiem czym jest i do czego jest zdolna. Nie spuszczałem jej z oczu, obserwowałem każdy jej ruch.

Marcel podporządkował sobie czarownice, wilkołaki jak jakieś są to siedzą na bagnach. Nie jest wampirem - prawdo podobnie- więc kim jest ta dziewczyna, której Gerard nie jest w stanie wykurzyć z miasta?

Spoglądałem na nich i czekałem aż któreś się odezwie.

- Zacznijmy jeszcze raz. Ty dajesz mi spokój i twoi ludzie też, a ja ci nie przeszkadzam. To jak?

- Zgoda, ale nie zabijesz już żadnego z moich ludzi.

Dziewczyna - której wciąż imienia nie znam - uśmiechnęła się sie życzliwie.

- A więc zgadzam się.

Marcel upił łyk ze szklanki. Kiedy Marcel zaczął się krztusić własną krwią, wstała i zabrała jedna z butelek.

Werbena. Mówiłem, to było oczywiste. No przynajmniej dla mnie, Marcel nie miał tego szczęścia, o czym świadczy jego koszulka w jego własnej krwi. Musiała być mocno stężona, że tak obficie krwawi.

- Ostrzegam nie kombinuj. To do zobaczenia Marcellusie, Niklausie. - kiwnęła głową i odeszła.

Usiadłem na przeciwko Marcela. Nie znam jej i nigdy nie widziałem. Gdybym ja spotkał to chyba bym zapamiętał. Albo po prostu moja sława mnie wyprzedza, co wcale mnie nie dziwi.

- Miła osoba.- zażartowałem - I taka kulturalna, pogodna, zabawna.

- Cassandra? O tak bardzo. Typowa hybryda.

I hate you SWEATHEARTजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें