Rozdział 25

1.4K 79 3
                                    

- Myślisz, że to Stefan z Damonem powstrzymali Seline i Sybil? Za dużo dziewczynki od tamtego czasu się nie zmieniły. Uwierz mi, gdyby nie ja, w tym momencie nie miałbyś kogo chronić! Mądrze by było mnie nie denerwować.

Caroline usiadła ponownie zajęła miejsce na przeciwko mnie. W tym momencie wbiegły dziewczynki z kartkami w ręce.

- Patrz to ty jako księżniczka!- zaczęły chichotać dziewczynki.

- A to kto? - spytałam, pokazując na postać obok mnie.

- To twój chłopak! - mała blondyneczka zasłoniła usta i zaczęła chichotać.

Spojrzałam na ich roześmiane buzię i poczułam takie miłe uczucie na sercu. Chciałabym mieć takie życie jak one. W sensie nie narzekam, aktualnie jest dobrze. Ale kiedy ja miałam niecałe osiemnaście lat, wygnano mnie z wioski bo miałam zdolność których inni nie posiadali. Kiedy umierałam z głodu znalazły mnie moje siostry.

A o nie walczy ich mama. Podejrzewam, że ich tata myśli jak pozbyć się zagrożenia. Wszyscy walczą o to by miały dobre życie. Pewnego dnia zakochają się, będą mieć dzieci. I tak doczekają się spokojnej śmierci.

- Możecie się zatrzymać tutaj. A my musimy jechać - spojrzałam na Klausa - Pani Weiss! Niech pani tu przyjdzie. - musi się w końcu ktoś nimi zająć.

- Ja dziękuję. I przepraszam. - powiedziała do mnie Caroline.

- Jasne, pani Weiss się wami zajmie.- odparłam bez emocji.

Wyszłam przed dom i czekałam na Klausa.

- Czemu nie wsiadłaś od razu? - zdziwił się.

- Bo czekałam na ciebie, nie oczekuję, że będziesz mi otwierał drzwi ale nie chciała... czekać na ciebie. - Klaus uśmiechnął się łobuzersko, otwierając mi drzwi.

- Myślałem, że ją rozszarpiesz.

- Tylko wyjaśniłam jej jak sprawa wygląda. Myślisz, że się mnie boi?

- Ja mówię o spotkaniu przy drzwiach. - spojrzał na mnie, czekając na reakcję.

- O co ci chodzi, grzeczna byłam. - zmarszczyłam brwi.

Co ja takiego zrobiłam? No właśnie, chodzi mu o ten tekst ze Salvatorem? Dla mnie to było śmieszne.

Spojrzałam na niego i mnie oświeciło.

- Naprawdę!? Serio!? Chodzi ci o to, że nam przerwała, nawet o tym nie pomyślałam.

Zaczął się jeszcze głośniej śmiać, ciężko było utrzymać poważną minę.

- Skończyłeś? Czy tobie chodzi... - zawahałam się, wiem, że jak to powiem to nie będzie odwrotu - tylko i wyłącznie o seks?

Spalę się zaraz ze wstydu, ja to powiedziałam na głos. Zaczęłam rozmowę i się rozkręci poważna rozmowa, boje się, że jej wynik końcowy, może mnie nie zadowolić. Siedzę wpatrzona przed siebie, czekając na reakcję. Nic, cisza, zero reakcji. To boli, a nie powinno, dlatego przez całe życie tego unikam. Czemu musiałam być tak głupia?

- Chcesz powiedzieć, że oczekujesz czegoś więcej? - spytał cicho.

Zastanowiłam się chwilę nad tym co usłyszałam.

- Klaus, ja po prostu nie wiem czy to co chcę jest możliwe, a przede wszystkim czy jest prawdziwe.

Zatrzymaliśmy się niedaleko domu Marcela. Sięgnęłam do klamki, aby ją otworzyć, ale mnie powstrzymał.

- Poczekaj chwile. - powiedział i wyszedł z auta.

Obszedł auto i otworzył mi drzwi. Posłał mi czarujący uśmiech i wyciągnął rękę. Złapałam jego dłoń i wysiadłam.

Czemu on musi tak mi mieszać w głowie.

Wziął mnie pod ramię i ruszyliśmy na bal. Weszliśmy do środka i zaczęłam rozglądać się po sali. Zobaczyłam Rebekah i Elijah.

- Ja idę do twojego rodzeństwa, ty idź do Marcela.

Wyplątałam się, i odwróciłam się w stronę Mikaelsonów.

- A ty gdzie? Wracaj, po pierwsze, nie będziesz mi mówić co mam robić, a po drugie idę z tobą. - marudził Klaus.

Objął mnie w tali, i podeszliśmy do Rebekah i Elijahy.

- Witaj braciszku! Siostrzyczko!

- Niklaus, Cassandro.

- Już wiem dlaczego Nik tak wcześnie wyszedł.

- Taa.

- Jaki macie plan i co mamy robić?

I hate you SWEATHEARTWhere stories live. Discover now