Rozdział 12

1.6K 86 2
                                    

- Co ty wyprawiasz! Oszalałaś!? - pochylił się do przodu i rzucał laserami z oczu.

- Nie Klaus, nie oszalałam. - odparłam spokojnie. - A po za tym, pomagając jej pomogę czarownicą. Jak coś to możesz mówić, że to twój pomysł.

Co on myśli, że będę słuchać tylko i wyłącznie jego? Niech się cieszy, że się w ogóle zgodziłam. Równie dobrze mogłabym teraz siedzieć w basenie i popijać drinki z Katherine.

- Co to w ogóle za pomysł? - spojrzałam na jego oczy płonce od gniewu.

- Nie będę się przed tobą tłumaczyć, i tak bym to zrobiła. - odpowiedziałam. Nonszalancko się założyłam nogę na nogę, utrzymując z nim kontakt wzrokowy.

- I co z tego będziesz mieć? - bitwa na spojrzenie wciąż trwa.

- Ja nic, ale ona odzyska normalne życie. Dla mnie to dużo. - wzruszyłam ramionami. - To po pierwsze, a po drugie nie muszę ci się tłumaczyć. Miałam znaleźć Elijah i znalazłam.

Sama w życiu lekko nie miałam, nie mogę patrzeć jak cierpią inne dzieci a skoro mogę pomóc. Nie tworzę z tego akcji charytatywnej, działam sama, nie jest mi potrzebne wielbienie. Wykonałam swoje zadanie. I co z tego mam? Wielkie gówno, wydziera się jeszcze na mnie.

Ona potrzebuję kogoś kto jej pomorze, i kimś takim jestem ja.

Klaus powrzeszczał na mnie jeszcze trochę, nie ruszało mnie to. Dobrze wiem co robię i nie potrzebuje jego przyzwolenia. Znudzona poddałam się i spojrzałam na swoją szklankę, wypełniona brunatnym płynem. Upiłam sporą część i siedziałam w ciszy.

W końcu usłyszeliśmy kroki przed domem.

Elijah. Nie był sam, razem z nim byłą Davina. Rebekah rzuciła się w ramiona brata, Klaus obserwował ich z daleka, powitał go i to wszystko. Nie dziwię się. Wpakował go do trumny i oddał wrogowi. Urwałabym mu głowę i powiesiła na ścianie.

- Davina opowiedziała mi wszystko, prosiła mnie o radę. Dałem jej słowo, że nie pożałuję. - uśmiechnęłam się szeroko. Nie znał mnie, ale mi zaufał. To miło z jego strony.

- Dziękuję. To dla mnie wiele znaczy. - wyznałam szczerze. - Zatrzymasz się u mnie, ale najpierw poznasz moją znajomą. Właśnie tu jedzie. Ja jutro pogadam z czarownicami z twojego sabatu, potrzebujemy osoby która cię zastąpi. - wytłumaczyłam Davinie wszystko to co powinna wiedzieć.

- A co będzie później? Po tym wszystkim? I jak ja ci mam się odwdzięczyć, ratujesz mi życie.

- Sama zdecydujesz co chcesz robić dalej, możesz zostać ze mną tak jak długo będziesz tego potrzebować. Wystarczy, że będziesz wolna, pójdziesz do szkoły, zaczniesz od nowa.

- Mdli mnie. Musisz?

Klaus prosi się o wpierdol. Spojrzałam na niego wściekła, jak on śmie się z tego śmiać. On powinien wiedzieć jak to jest być z tym sam, aa zapomniałam on miał rodzeństwo.

- Ty miałeś rodzeństwo które było przy tobie i do dziś walczy u twego boku, nawet kiedy na to nie zasługujesz. Nie każdy miał takie szczęście. W niektórych rodzinach najchętniej spalono by cię żywcem, na stosie. - wysyczałam. Jestem wściekła! To mało powiedziane. Za kogo on się uważa?

- Przepraszam za zachowanie Niklausa. - Elijah stanął pomiędzy nami. Bał się, że się na siebie rzucimy? Trochę mu się nie dziwię.

- Kiedy nie wejdziesz, zawsze jakieś kłótnie w tym domu. Typowy dzień życia Mikaelsonów. - wtrąciła nowo przybyła osoba.

- Freya!! - zarzuciłam jej ręce na szyję. Poznaj Davinę, to o niej ci mówiłam. Davino to Freya Mikaelson.

Freya przywitała się ze wszystkimi. Nawet Klaus się chyba rozchmurzył. Uścisnęłam ją mocno.

- Dobrze cię widzieć. Dobrze, ze twój brat wygadał się, że już nie śpisz po sto lat. - rzuciłam.

- Ciebie też, Cassandro. Jak widzę wciąż nie umiesz trzymać języka za zębami. - sięgnęłam myślami do czasów kiedy nie znałam Katherine i Freya towarzyszyła mi podczas polowań na grzeszników.

- Jak zawsze. Ale co do Daviny. Założysz zaklęcie ochronne na mój dom, tak żeby nikt nie proszony nie zbliżał się. - spojrzałam na Klausa. - No i ta zamiana.

Na szczęście znałam kogoś takiego jak Freya, rozumiała to co robiłam i kiedy tylko mogła zawsze mi pomagała. Sama nie miała lekko, rozumiała mnie. To już nie pierwsza taka sytuacja, kiedy Freya mi pomaga.

- Czy zostawiłaś Marcelowi jakąś wiadomość? Lepiej, żeby czarownice się nie dowiedziały o tobie za wcześnie. - zwróciłam się do stojącej w kącie dziewczyny.

- Zostawiłam mu liścik, że odezwę się kiedy będzie po wszystkim. I żeby się o mnie nie martwił.

- Mogę go do mnie zaprosić. Pogadasz z nim na spokojnie, uratował cię zasługuję na to. - Jeśli Marcel zobaczy, że dbam o Davine, zaufa mi. No nie?

Przytuliłam ja i pogłaskałam po głowie zapewniając, że wszystko będzie dobrze.

- Klausowi to się nie podoba.- zauważyła.

- Bo to gbur. - zaśmiałyśmy się.

Mam nadzieje, że to usłyszał.

- Muszę z nim pogadać, za chwilę będę.

- Spokojnie, włos jej z głowy nie spadnie pod tym dachem.

- Dziękuję Elijah.

I hate you SWEATHEARTWhere stories live. Discover now