Tom V - ,,Mężczyzna zwany Chłopcem" -Wspomnienia Maxa Thompsona Jr.

14 0 0
                                    

Wspomnienie 3728

W ciemności swojej celi słyszy zbliżające się kroki. Słyszy śmiech i szepty. Jego ojciec z kimś innym. Nie ma pewności, z kim. Przykłada ucho do drzwi i słyszy śmiech – głęboki, gardłowy śmiech. Czuje ciarki i ścisk żołądka. To może być tylko Szef. Nienawidzi Szefa, szczególnie kiedy jest z jego tatkiem. Każą mu robić różne rzeczy dla zabawy. Tatko przechwala się swoją maszynką do zabijania – tak go często nazywa. Więcej śmiechu. Inne głosy. Szef przyprowadził zastępców na pokaz. Ma ochotę rozszarpać ich na kawałki, byle tylko przestali się śmiać. Wszyscy się z niego śmieją. Cały świat. Zgrzyta zębami z bezsilnej złości. Nie powinni się śmiać. Powinni go chronić, dobrze o tym wie. Widział to w telewizji – tylko ona go uspokaja i dotrzymuje mu towarzystwa, gdy jest po pracy. Telewizor to coś wyjątkowego... Przyjaciel i rodzic, którego nigdy nie miał... Jednak Szef... Szef jest inny niż ci ludzie w telewizji.

To inny rodzaj Szefa Policji. Taki, który współpracuje z tatkiem i pierze pieniądze. Nie wie nawet, co to znaczy, ale podsłuchał przy chlewie, jak rozmawiali o praniu mnóstwa pieniędzy i podzieleniu się nimi z sędzią i innymi prawnikami. Wszyscy razem piorą pieniądze. Dlatego Szef pozwala tatkowi i mamci robić z nim, co chcą. Tatko zawsze powtarza, że Szef jest pogięty. Pogięty jak twarz jego syna. Śmiech staje się coraz głośniejszy. Zbliżają się do jego ceglanego lochu. Drży na myśl o kolejnej rzezi. Zmęczył się zabijaniem dla uciechy oficerów. Naprawdę się zmęczył. Czuje, że gotuje się w nim krew, że przepływa przez jego szyję i naciska na jego twarz, jakby chciała wystrzelić z czaszki. Nagły wysoki gwizd wypełnia jego uszy. Uderza się w głowę w kółko, aż gwizd cichnie. Cisza powraca na chwilę, na krótką chwilę – zaraz potem słychać dzwonienie łańcucha. Rygle zatrzaskują się głośno, gdy traci równowagę i przewraca się na pośladki. Drzwi otwierają się, a jego celę wypełnia oślepiające słońce. Zasłania oczy ramieniem. Tatko wchodzi do środka, chwyta go i podnosi na nogi. ,,-Dalej, Chłopcze! Pokażmy oficerom, na co cię stać!"


Wspomnienie 3729

Stoi w dusznej stodole i wpatruje się z krew kapiącą z jego młotka. Czuje się, jakby był we śnie. Dziwnie. Nienaturalnie. Brakuje mu jakiejkolwiek równowagi. Nie. To nie sen. Bardziej jak... serial telewizyjny. Ogląda się z zewnątrz. Wokół niego leży mnóstwo zabitych krów. Siedem lub osiem wije się bezradnie w ciepłej, krzepnącej krwi. Ich głowy są porozbijane. Mózgi i wnętrzności porozrzucane. Wokół niego latają muchy – przy jego twarzy, przy uszach. Mówią mu, że tym właśnie jest – rzeźnikiem. Ta bezmyślna rzeź to jego wartość... Jego jedyna wartość. ,,-Zabijanie. Właśnie na to lubią patrzeć. Zabijanie, zabijanie, zabijanie." Muchy śmieją się z niego razem z Szefem i oficerami. Mówią mu, że jest tak bezużyteczny, że nie ma nawet imienia. ,,Chłopiec! Co to w ogóle za imię?!" Tatko popycha go w kierunku kolejnej krowy. ,,-Jeszcze nie skończyłeś!" Chłopiec podnosi młotek i strząsa krew z oczu. Czuje się dziwnie. Nienaturalnie. Brakuje mu jakiejkolwiek równowagi. Ma dość. Wystarczy mu na jedno życie. Cela. Przesypywanie obornika. Rzeź. Nieustanna rzeź. I zajmowanie się świniami. Drogocennymi świniami, które otrzymują od jego rodziców więcej miłości, niż on sam kiedykolwiek dostał. Muchy latają przy jego twarzy i śmieją się. Wysokie jęczenie powraca. ,,-Nawet świnie dostały imiona, a ty nie! Duke i Donny." Przepędza muchy. Tatko szturcha go. ,,-Dalej, Chłopcze, pokaż im, co potrafisz zrobić młotkiem!" Chłopiec... Tak nazywa go tatko. Chłopiec... Tak nazywa go mamcia. Myślą, że jest za głupi, żeby zorientować się, że nie ma imienia. Prawdziwego imienia. A on wie. Wiedział całe życie. Wiedział i wyobrażał sobie siebie jako Maxa. Maxa Thomsona. Wyobrażał sobie, że tatko był z niego taki dumny, że dał mu swoje własne imię. Marzył, żeby mieć imię ojca. Marzył... Tatko popycha go. ,,-Dalej! Pokaż im! Pokaż im teraz!" Chłopiec czuje, jak do twarzy napływa mu krew. Żyły puchną od wściekłości. Skronie zaczynają pulsować w szale. Kolejne chwile są rozmazane. Wszędzie krew i wrzaski. Nie bydlęce... Ludzkie... Jęki powracają i sam już nie wie... Szuka tatka, ale nie może go znaleźć. Jęki ustają i wszystko cichnie. Odwraca się i widzi, jak pędzi na niego Szef. ,,-Coś ty zrobił?!" Chłopiec tak naprawdę go nie słyszy. Czuje się jak wtedy, kiedy mamcia trzymała jego głowę w wiadrze z wodą, aby nie płakał i nie wołał jej, gdy był dzieckiem. Wszystko jest stłumione, zamazane, nierealne. Szef wpada na niego i wyrywa zakrwawiony młotek z ręki. ,,Zabiłeś ich! Twojego tatkę! Jima! Dona! Raya! Moich ludzi! Moich pieprzonych ludzi!" Chłopiec odpycha szefa i wytacza się ze stodoły cały we krwi. Rusza w stronę domu i woła mamcię wśród zapadającego zmroku.

Dead by Daylight - The Archives [PL]Where stories live. Discover now