Powrót do domu

3.8K 262 35
                                    

 maraton 6/7

   - Właściwie co oni tam znaleźli? –zapytałem wędrując przez lochy.

    - Nie wiem, nie powiedzieli. Miałem cię tylkoprzyprowadzić.

    - Czemu ty, a nie Blaise?

    - On śpi. Trudno go obudzić.

    Zmarszczyłem nos zdziwiony, pamiętałem, żeZabini miał bardzo lekki sen, byle szmer w dormitorium go budził. Czyżbywieczory z Bradem aż tak go męczyły?

    W miarę zagłębiania się w labiryntpodziemnych korytarzy, do których od wieków nie zaglądał nikt o zdrowym umyśle,budziłem się. Resztki snu i rozkojarzenia związanego z bliskością Harry’egomijały, a mi coraz bardziej nie podobała się ta sprawa.

    - Czy ty na pewno wiesz gdzie idziesz? Dotej części lochów nikt się nie zapuszcza.

    - W-wiem – zająknął się chłopakrozglądając się wokół lękliwie jakby zza następnego rogu miał wyskoczyćbazyliszek. – To już niedaleko.

    - Ty coś kombinujesz – zatrzymałem siępatrząc nieufnie na dzieciaka.

    - N-nie, już prawie j-j-esteśmy! – chłopaknajwyraźniej chciał znów mnie pociągnąć za rękę ale się zawahał.

    - Dobra, ale jeśli to jakiś głupi kawał topamiętaj, że nie wygrzebiesz się ze szlabanów do końca szkoły!

    Wyciągnąłem różdżkę starając się zachowaćczujność. Jeśli czyhali tu jacyś dowcipnisie nie zamierzałem dać się złapać wich pułapkę. Puściłem Brada przodem idąc zaledwie kilka kroków za nim.Przecisnęliśmy się jakimś ciasnym tunelem do trochę szerszego korytarza, gdychłopak się zatrzymał niepewnie rozglądając wokół.

    - Co jest zgubiłeś się? –warknąłemzirytowany całą tą sytuacją.

    - Expelliarmus! – rozległ się czyjś głos,a moja różdżka pod wpływem zaklęcia została mi wyrwana z ręki.

    Tego zupełnie się nie spodziewałem.Zaskoczony odwróciłem się i ujrzałem dwie zamaskowane postacie w czarnychszatach – śmierciożerców. Przerażony zrobiłem krok w tył i nadziałem się naczyjąś różdżkę.

    - Nie ruszaj się Malfoy – warknął Brad jużbez śladu lęku w głosie.

    - Ty gnido! – warknąłem. – Plugawyzdrajca!

    - To nie moim kochankiem jest najgorszywróg Czarnego Pana – odparł chłopak, a w jego głosie wyraźnie wyczułem drwinę.

    Na te słowa wyższy śmierciożerca ten,który odebrał mi różdżkę zaśmiał się rubasznie:

    - Wygadany jesteś, mały.

    - Wykonałem zadanie, przyprowadziłem wamMalfoy’a, czy teraz będę mógł wstąpić w szeregi śmierciożerców?

    - Ah tak… Rzeczywiście Lord wspominałcoś o nagrodzie dla ciebie. Marcus byłbyś łaskaw? – zwrócił się do milczącegotowarzysza.

    - Podejdź tu, a wypale ci znak naszegoPana – Marcus miał głęboki hipnotyzujący głos.

    Różdżka wbijająca mi się w plecy zniknęła,Brad mnie wyminął kierując się w stronę niższego śmierciożercy, w połowie drogiodwrócił się w moją stronę z tryumfującym uśmiechem.

    - Avada Kedavra!

    Mogłem obserwować jak wyraz triumfuzastępuje zaskoczenie, zielony promień trafił chłopaka w plecy. Jak nazwolnionym tempie widziałem jak upada zaledwie metr ode mnie, towarzyszył temuzadowolony śmiech Marcusa.

    - Naiwny dzieciak myślał, że jest wart bysłużyć Czarnemu Panu. Był tylko narzędziem, dzięki któremu zdobyliśmy ciebieMalfoy – odezwał się ten pierwszy. – Przyjrzyj mu się uważnie smarkaczu bo jużniedługo będziesz żałował, że nie zginąłeś tak szybko i bezboleśnie. Co dociebie Lord ma inne plany.

    Przed moimi oczami stanęła wizja saltortur w podziemiach Malfoy’s Manor, strach niczym lodowata jaszczurka wpełzłpo moim karku i zacisnął żelazna obręcz paniki na moim umyśle. Nie zastanawiającsię nad tym co robię rzuciłem się do ucieczki. Przez chwile myślałem, że mamszanse uciec. Być może śmierciożercy byli zaskoczeni moim nagłym zrywem, gdyżzdołałem dobiec prawie do zakrętu, za którym byłbym poza zasięgiem czarów…

     - Drętwota!

    Poczułem jakby uderzenie w plecy. Zaklęcierozchodząc się promieniście od źródła zaczęło paraliżować moje ciało.

    - Wybacz mi Harry – zdołałem szepnąćupadając.

    Zanim opanowała mnie kompletna ciemnośćprzypomniałem sobie zmartwiony wzrok mojego ukochanego kiedy wychodziłem.Najwyraźniej jego złe przeczucia się spełniły.

    Nikt nie lubi gwałtownych pobudek,wyrwanie z krainy sennych marzeń, albo przynajmniej stanu nieświadomości tookropne przeżycie. Miałem wiele nieprzyjemnych przebudzeń w życiu, ale to byłonajgorsze:

- Enervate.

Właściwie nieusłyszałem zaklęcia, ale poznałem efekty. Normalnie po gwałtownym przebudzeniuczłowiek jeszcze kilka chwil jest nieprzytomny, nieświadomy, nie pamięta jakijest dzień, czy co robił przed snem. To zaklęcie pozbawia tych kilku sekund,momentalnie przywraca pełna przytomność umysłu, a wraz z nią wszystkiewspomnienia. Nie wiedziałem ile byłem nieprzytomny, nie wiedziałem jaki dzieńtygodnia za to niczym głaz toczący się po stromym zboczu uderzyła we mnie jednamyśl – „Jestem w łapach Voldemorta”. Otwarcie oczu też nie należało doprzyjemnych skutków zaklęcia, szczególnie gdy nad głową widziało się kamiennysufit. Zapewne wiele komnat miało taki, ale ja właśnie po nim rozpoznałem gdziejestem, w lochach Malfoy’s Manor.

    - Witaj w domu, synu – drwiący głos mojegoojca tylko dopełnił koszmarnego przebudzenia.

Drgnąłem chyba zestrachu zwijając się w kłębek na kamiennej posadzce. To był odruch jeszcze zdzieciństwa, tego tonu mój ojciec używał gdy zamierzał mnie za coś boleśnieukarać.

    - Tak smarkaczu, wij się w pyle przedCzarnym Lordem, gdyż teraz twoje życie należy do niego.

    Słysząc te słowa otworzyłem oczy, któreniemal natychmiast napotkały spojrzenie czerwonych wężowych ślepi. Strach takmnie sparaliżował, że nie mogłem nawet mrugnąć, a co dopiero oderwać wzroku.Kątem oka mogłem dostrzec jak cienkie, blade usta wyginają się w straszliwymuśmiechu, a prawa dłoń uzbrojona w różdżkę unosi się do góry.

- Crucio…

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now