Bycie człowiekiem, a bycie Malfoy'em

6.2K 500 266
                                    


  Gdy wróciłem do przedziału zastałem Gryfona smacznie śpiącego na siedzeniach po jednej stronie. Musiał być bardziej wyczerpany ode mnie. Ściągnąłem płaszcz z wieszaka i okryłem go nim w przypływie dziwnej opiekuńczości. W końcu czemu ma marznąć prawda? Sam wyciągnąłem jedną z ciekawszych książek traktujących o starożytnych zaklęciach i zagłębiłem się w lekturze.

    Czytanie tak mnie wciągnęło, że zanim się obejrzałem minęły dwie godziny, a na korytarzu dało się słyszeć dzwonki oznajmiające przybycie kobiety z wózkiem pełnym słodyczy. Zerknąłem na smacznie śpiącego Pottera i wstałem wyciągając sakiewkę. W końcu na śniadanie zjadłem tylko dwie małe kanapki, może apetyt mi jeszcze całkiem nie wrócił, ale potrzebowałem siły w końcu jakby to wyglądało gdyby Draco Malfoy zemdlał na uczcie powitalnej. Nie kupowałem niczego tak idiotycznego jak Fasolki Wszystkich Smaków czy krwiste steki, to było poniżej mojej godności wolałem coś do jedzenia, a nie do zabawy. Kupiłem kilka batonów i dwie zwykłe tabliczki czekolady mlecznej wiedząc, że to da mi najwięcej energii. Właściwie chyba nie tylko o sobie myślałem, gdyż sam nie byłem w stanie zjeść tyle słodkości na raz. Potter wyglądał jakby głodował od dłuższego czasu.

    Gdy wróciłem do przedziału dostrzegłem, że sen Gryfona nie jest już taki spokojny. Chłopak rzucał się po wąskim siedzeniu i jęczał przez sen. Podszedłem do niego i szarpnąłem go za ramie chcąc go obudzić.

    – Nie! Błagam zostaw mnie! – jęknął wciąż głęboko śniąc.

    – Potter! Potter! – bezskutecznie próbowałem go docucić potrząsając za ramie. – Harry!

    Najwyraźniej jego imię zadziałało gdyż otworzył szeroko oczy wciągając głęboko powietrze.

    – To był tylko sen Harry – próbowałem go uspokoić zupełnie nieświadomie ponownie używając jego imienia.

    Spojrzał na mnie zaskoczony, ale o dziwo w jego oczach nie było już strachu. Ogarnęło mnie dziwne przeczucie, że on mi ufa, ale to było zbyt głupie by mogło być prawdą.

    – Wiem, Draco – odparł cicho siadając z powrotem.

    Uśmiechnąłem się słysząc moje imię z jego ust, chyba nikt nie wymawiał tego tak po prostu jak on. Nie zdrabniał tego jak Pansy, nie wymawiał pogardliwie jak mój ojciec ani uniżenie czy usłużnie jak większość moich znajomych.

    – Co cię tak cieszy? – zapytał przyglądając mi się uważnie.

    Ja w odpowiedzi przybrałem z powrotem obojętną maskę karcąc siebie w duchu za takie okazywanie emocji.

    – Nazwałeś mnie Draco – wyjaśniłem.

    – A ty mnie Harry, nie powinienem do pana panie Malfoy mówić po imieniu? – zapytał, a w jego głosie ku mojemu zaskoczeniu dało się słyszeć iskierki radości.

    – Mów mi Draco – odparłem z godnością i po raz kolejny zrzuciłem maskę tym razem całkowicie świadomie uśmiechając się do niego.

    – Wiesz kiedy się uśmiechasz nawet przypominasz człowieka – stwierdził z zamyśleniem.

    – A gdy się nie uśmiecham to kim jestem? – zdziwiłem się.

    – Malfoy’em – przez jego twarz ponownie przeszedł cień strachu, jednak już wiedziałem, że to nie mnie się boi.

    Usiadłem naprzeciw niego zamyślony nad sensem jego słów. Miał racje traktując Malfoy’ów jak nie do końca ludzi, choć może genetycznie wyglądaliśmy jak oni staraliśmy odpychać jak najdalej od siebie tą cząstkę człowieka, skrywać ją głęboko, dusić w sobie, aż zginęła. Taki był mój ojciec – szaleniec i sadysta posłuszny tylko innemu szaleńcowi i własnej ambicji, nie okazywał człowieczeństwa ani swojej żonie, ani synowi, ani przyjaciołom, o reszcie świata nie wspominając. Istotą człowieka i zarazem tym co go odróżnia od zwierząt są uczucia wyższe takie jak miłość, przyjaźń, litość, współczucie… Lucjusz Malfoy tego nie posiadał.

    A ja? Czy byłem od niego lepszy? Nie, choć uważałem się za takiego. Nauczono mnie skrywać swoje uczucia i nie ufać nikomu, nauczyłem się tego zarówno z zachowania matki jak i „lekcji” jakie dawał mi ojciec. Dlatego też nie miałem przyjaciół, o ukochanych nawet nie wspomniawszy. Nie litowałem się nad innymi, nie potrafiłem im współczuć, uważałem się za kogoś lepszego od całej reszty, byłem Malfoy’em dokładnie tak jak to stwierdził Potter! No właśnie Harry, może dzięki niemu istniała dla mnie jakaś nadzieja? W końcu mu pomogłem i pomagałem dalej, bezinteresownie choć nie zawsze dobrowolnie, bo moje zachowania w stosunku do niego bywały nieprzemyślane, ale były słuszne. Pozostało mi schwycić tę ostatnią deskę ratunku, bo nie chciałem stać się takim draniem jakim był mój ojciec. Ale czy tą nadzieją musiał być Gryfoński Złoty Chłopiec, mój wróg odkąd się poznaliśmy?

Draco Malfoy Diary || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz