Szlama i rudzielec

6.4K 487 136
                                    

   Ku mojemu zaskoczeniu Potter bez słowa wszedł do przedziału i zajął miejsce pod oknem wpatrując się w widoki za nim. Również przekroczyłem próg małego pomieszczenia i zasunąłem za sobą drzwi wyciągając różdżkę. Potter widząc to odwrócił na mnie zlękniony wzrok.

    – Powiedziałem, że nie zrobię ci krzywdy – stwierdziłem już ostrzej, gdyż jego zachowanie zaczęło mnie denerwować. Różdżkę wycelowałem w drzwi i wypowiedziałem zaklęcie blokujące – Teraz tylko ty i ja możemy otworzyć te drzwi. Bo chyba nie szukasz towarzystwa.

    Potter odetchnął z ulgą i chyba nawet spróbował się uśmiechnąć, ale bardziej przypominało to skrzywienie się z bólu starej, bezzębnej kobiety.

    Schowałem różdżkę do kieszeni mojej już szkolnej szaty i ostrożnie usiadłem naprzeciw chłopaka. Mimo, że siedzenia w pociągu były wygodne syknąłem z bólu gdy moje arystokratyczne cztery litery przejęły cały ciężar mojego ciała. Niestety Potter musiał to usłyszeć i teraz wpatrywał się we mnie tymi swoimi zielonymi tunelami śmierci.

    – Malfoy czy ty… – zająknął się. – Czy on…? – dodał równie niezrozumiale, jednak ja wiedziałem o co chce zapytać.

    – Czy mój ojciec mnie zgwałcił? – zadałem ostro pytanie, które jemu nie chciało przejść przez gardło. – Jeśli już musisz wiedzieć to tak, tej nocy. Zadowolony? – syknąłem nieprzyjemnie, gdyż był to drażliwy dla mnie temat. Z drugiej strony mogłem siedzieć cicho, przecież nie miałem obowiązku odpowiadać na jąkania tego Gryfona. Jednak z satysfakcją stwierdziłem, że zamilkł najwyraźniej przerażony moimi słowami i złością.

    To pytanie i bolący tyłek zdenerwowały mnie na tyle, że wstałem kierując się do drzwi.

    – Idę na obchód – rzuciłem. – Możesz zostać w tym przedziale ile chcesz, nikt inny tu nie wejdzie.

    Kątem oka dostrzegłem, że kiwnął głową. Wyszedłem wiedząc, że złość najlepiej wyładować na innych. Nie musiałem długo czekać już w następnym wagonie złapałem dwójkę drugorocznych Krukonów podkładających łajnobomby w korytarzu. Zarobili piękny tygodniowy szlaban, a ja jak wygłodniały smok ruszyłem dalej polować na uczniów. Po drodze szerokim łukiem ominąłem przedział, z którego dochodziły mnie lamenty Parkinson („Mój Dracuś zobaczył mnie w takim stanie, on mi tego nie wybaczy”) i ciamkania Cabbble’a i Goyle’a, za to przystanąłem w kolejnym wagonie słysząc znajome głosy. Uśmiechnąłem się jak kot na widok swojej ofiary i wsłuchałem się w rozmowę.

    – Ron jak mogłeś go puścić!

    – To nie moja wina Hermiono, teraz Ginny miała go pilnować, ja wyszedłem tylko do toalety, a gdy wróciłem już go nie było.

    – Chciałam go tylko przytulić, bo wyglądał jak kupka nieszczęścia. A on po prostu uciekł! – oburzyła się dziewczyna.

    – Wychodzę na kilka minut, a wy nie potraficie go upilnować? Musimy w tej chwili iść i go poszukać, jeszcze zrobi sobie jakąś krzywdę!

    – Taa ostatnio próbował się pociąć mugolskimi żyletkami – doszedł mnie głos najmłodszej latorośli Weasley’ów najwyraźniej zirytowanej tym, że wszystką winę zrzucono na nią.

    Postanowiłem włączyć się do tej jakże ciekawej konwersacji, może i traktowałem Pottera ulgowo, ale ci kretyni na pewno nie zasłużyli na to. Nie dziwię się, że Złoty Chłopiec od nich uciekł, z tą swoją opiekuńczością i pilnowaniem go byli gorsi od Cabble’a i Goyle’a.

    – No, no, no kogo my tu mamy? – syknąłem rozsuwając drzwi. – Weasley, Weasley i Granger… zaraz zaraz kogoś mi tu brakuje… a gdzie słynny Złoty Chłopiec? Porzucił swoich przyjaciół? – zadrwiłem rozkoszując się każdym słowem. Taak… ich naprawdę nienawidziłem.

    – Czego tu chcesz Malfoy?! – rudzielec klasycznie w mojej obecności przyjął postawę ofensywno-defensywną robiąc groźną minę i dużo krzyku jednocześnie chowając się za swoją łopatozębą dziewczyną.

    – Jestem Naczelnym Prefektem, mam obowiązek skontrolować przedziały – odparłem spokojnie.

    – Ja też jestem Naczelnym Prefektem, więc możesz uznać ten przedział za skontrolowany – Granger dzielnie odparła atak błyskając w moją stronę identyczną odznaką jak moja. Cholera, że też nie domyśliłem się, że to ona będzie.

    Z godnością wycofałem się z przedziału wiedząc, że gdy ta pupilka większości profesorów naskarży na mnie szybko stracę tak miłe mi stanowisko. Na odchodnym nie omieszkałem rzucić im wszystkim drwiącego spojrzenia i kilku ciepłych słów:

    – Szukanie Pottera radze zacząć od zastanowienia się nad tym czy on chce być znaleziony… przez was – ostatnie słowa podkreśliłem znacząco i z lubością obserwowałem jak Weasley rzuca się w stronę drzwi i… uderza w nie z impetem gdyż ja przezornie zdążyłem je zamknąć.

    W fantastycznym humorze powoli wracałem do mojego, a teraz też i Pottera przedziału delektując się wspomnieniem czerwonej ze złości twarzy Weasley’a. Naprawdę współczułem Złotemu Chłopcu takich przyjaciół, byli tak bardzo opiekuńczy, że aż się rzygać chciało. Podejrzewałem, że już zebrali ochotników i ustalili grafik kto ma kiedy pilnować Pottera by nie zrobił czegoś głupiego. Z drugiej strony tą „przyjaźń” można by było dobrze wykorzystać, zwalając prace domowe na tą kujonkę, a rudzielca używać jako mięsa armatniego, taa, ale tak działają tylko Ślizgoni, a Potter jest szlachetnym Gryfonem. W każdym razie nie dziwiłem się, że od nich uciekł. Zadziwiające jak byliśmy podobni, w końcu ja też porzuciłem swoje zwykłe towarzystwo dla chwili samotności.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now