Cabble i Goyle

5.6K 442 98
                                    

Nie wiem ile tak rozmyślałem, ale w końcu dotarł do mnie nocny chłód, którego jakoś nie zauważałem podczas rozmowy z Harrym. Zdecydowałem się wrócić do sypialni, gdzie o dziwo zapadłem w głęboki sen bez żadnych koszmarów.

    Przez kolejny tydzień nie miałem szansy by zamienić choć słowo z Harrym i to nie dlatego, że go nie widziałem. Mieliśmy w końcu wspólne lekcje i jadaliśmy posiłki o tej samej porze. Tyle, że on zawsze miał przy sobie ochronę, zawsze ktoś mu towarzyszył, albo Granger, albo Longbottom, albo Weasley albo siostra tegoż rudzielca, albo wszyscy naraz. Nie rozmawialiśmy o tym, ale sądziłem, że on podobnie jak ja nie chce jeszcze ujawniać naszej przyjaźni. Wiedziałem ile by z tego wynikło problemów zarówno dla mnie jak i dla niego, od odrzucenia przez otoczenie do jawnej wrogości niektórych osobników. Może i mówił, że Granger, Weasley i ta cała reszta nie są już jego przyjaciółmi, ale byłem pewien, że w głębi duszy nie chciał ich stracić, a może po prostu bał się kolejnych zmian w swoim życiu. Dodatkowo, gdy nazbyt zbliżyłem się do Harrego, ktoś z jego obstawy odciągał mnie od niego nieraz w tak prymitywny sposób jakim było obrzucanie mnie obelgami, trochę mnie to irytowało, ale lubiłem wlepiać im szlabany za obrażanie Prefekta Naczelnego. Tylko Granger jako równa mi stanowiskiem była nietykalna, ale wystarczająco dawałem popalić jej ukochanemu rudzielcowi. Początkowo obawiałem się, że Harry będzie miał coś przeciwko, ale w jego wzroku widziałem ulgę, może miał więcej luzu gdy oni odrabiali kary?

    W piątek było tyle zadane, że w bibliotece siedziałem od południa do wieczora, ledwo zdążyłem na koniec kolacji. Gdy pochłaniałem pospiesznie kanapki wciąż zastanawiając się czy aby nie zapomniałem o czymś w wypracowaniu o skutkach nadużywania eliksiru Bezsennego Snu podświadomie czułem, że coś jest nie tak. Po jedzeniu skierowałem się do dormitorium Slytherinu by oddać Zabiniemu notatki z numerologi, wychodząc dostrzegłem Bruno, czwartoklasistę i zarazem najlepszego kumpla Cabble’a i Goyle’a. I wtedy zorientowałem się co mi się nie zgadzało podczas kolacji, w Wielkiej Sali brakowało tych dwóch osiłków. Może nie byli oni zbyt rozgarnięci, ale jeśli chodziło o posiłki stawiali się zawsze przed czasem i wychodzili jako ostatni. Rozejrzałem się uważniej po Pokoju Wspólnym, ale nigdzie nie dostrzegłem tych rzucających się w oczy małpich sylwetek. Normalnie zupełnie nie obchodziło mnie co oni robią, ale teraz miałem jakieś złe przeczucie z nimi związane dla uspokojenia podszedłem więc do Bruno i zapytałem:

    – Widziałeś gdzie Cabbley’a i Goyle’a?

    – Wyszli przed kolacją, wspominali coś o Potterze i dobrych lodach więc pewnie będą w kuchni – odparł chłopak nie zastanawiając się głębiej nad słowami.

    Krew zastygła mi w żyłach gdy to usłyszałem. Może byłem przewrażliwiony, ale połączenie słów lody i Potter skojarzyło mi się tylko z jednym – gwałtem w lochach Malfoy’s Manor. Bardzo możliwe, że Cabble i Goyle seniorzy pochwalili się swoim synom jak zabawiali się z Harrrym i podpuścili ich na niego.

    Nie zważając na godność Prefekta Naczelnego wybiegłem z Pokoju Wspólnego zdjęty strachem o mojego przyjaciela. Zatrzymałem się już za trzecim zakrętem i walnęłam pięścią w ścianę. Zamek był wielki, a oni mogli być wszędzie, nie miałem szans znaleźć go na czas. Musiałbym wiedzieć gdzie są… Mapa! Przypomniałem sobie o skarbie Złotego Chlopca i w tym samym momencie ta iskierka nadziei zgasła, bo mapa zapewne była w dormitorium chłopaka w wieży Gryffindoru gdzie nawet Prefekt Naczelny nie miał wstępu. Co miałem robić powiadomić nauczycieli dyrektora? Jego kumplom? Przecież jeśli dowiedzą się, że ktoś chce zgwałcić Harrego rozgłoszą alarm na całą szkołę, a potem chłopak nie będzie miał tutaj życia. A jeśli to tylko moje urojenia, może te osiłki naprawdę poszły tylko do kuchni na lody, a potem zgubiły drogę powrotną. Kuchnia! Przecież ten skrzat, przyjaciel Harrego mógł mi pomóc, tylko jak on miał na imię.

    – Zgrywek… Zgrepek… – próbowałem sobie przypomnieć. – Zgredek! – tak to to. – Zgredku, Harry Potter cie potrzebuje – powiedziałem dość głośno w przestrzeń korytarza.

    Nie sądziłem by to zadziałało, byłem pewny, że skrzat nie darzy mnie sympatią, ale może na imię Harrego zareaguje.

    W powietrzy rozniósł się suchy trzask, a przede mną pojawił się ten stworek rozglądający się niepewnie wokół.

    – Harry Potter sir? – wyskrzeczał. – Pan powiedział, że Harry Potter sir mnie potrzebuje – zwrócił się do mnie, a w jego oczach widziałem złość.

    – Tak, Harry może być teraz w ogromnym niebezpieczeństwie, ale nie wiem gdzie go znaleźć. Potrzebuje twojej pomocy, proszę – pierwszy raz w życiu byłem miły dla skrzata, ale tym razem było to konieczne.

    - Harry Potter sir powiedział, że jest pan jego przyjacielem więc spełnię prośbę o ile będę wstanie – skrzat skłonił się, aczkolwiek nie tak nisko jak przed Gryfonem.

    – Posłuchaj Zgredku, na pewno widziałeś czarodziejską mapę Harrego przedstawiającą Hogwart – ucieszyłem się gdy skrzat pokiwał głową. – Ona zapewne jest u niego w dormitorium w kufrze lub szafce nocnej, mógłbyś mi ja przynieść.

    Skrzat wyraźnie się stropił, a ja przez chwilę straciłem nadzieję.

    – Nie wolno nam pokazywać się za dnia w sypialniach, żeby nas nikt nie zobaczył… – skrzat przyglądał się swoim skarpetom.

    – Od tego może zależeć jego życie – jęknąłem w rozpaczy.

    – Jeśli to ma uratować Harrego Pottera jestem gotów ponieść konsekwencje – powiedział hardo skrzat po czym rozpłynął się w powietrzu.

Draco Malfoy Diary || DrarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz