Jak w królewskiej sypialni

5K 342 54
                                    

    Po tym wszystkim bolała mnie głowa i wciąż byłem zdenerwowany, musiałem się odprężyć przed wieczorem. Dlatego przygotowałem sobie gorącą kąpiel wyjątkowo dodając czekoladowego płynu. Prawdziwym luksusem było mieć w łazience zarówno prysznic jak i niczego sobie sporą wannę wbudowaną w ziemię. Może nie była tak duża jak ta w łazience prefektów, z której przedtem korzystałem, ale zapewniała mi relaks w spokoju. Tam jakoś zawsze ktoś się napatoczył i to nie zawsze prefekt, a drzwi nie wolno było zamykać.

    Godzina spędzona w gorącej, pachnącej czekoladą wodzie ukoiła moje nerwy i mogłem zabrać się za zadania z tego dnia. Na pisaniu wypracowań minął mi pozostały do kolacji czas, więc powoli udałem się na posiłek. Mój spokój po raz kolejny został zakłócony w tym samym korytarzu-skrócie, co ostatnio, niestety nie przez Harrego. Już gdy wchodziłem usłyszałem coś jak zduszony jęk, ale nie przywiązałem do tego szczególnej wagi, szybko jednak dostrzegłem źródło tego jak i kilu podobnych dźwięków – dwie znane mi sylwetki połączone w namiętnym pocałunku. Na ten widok mogłem się tylko uśmiechnąć ironicznie:

    – Jeśli tym chciałeś wzbudzić moją zazdrość, Blaise to ci się nie udało – stwierdziłem. – Cześć Brad – przywitałem się z drugim chłopakiem.

    Zabini dotychczas przygważdżający mniejszego chłopaka do ściany oderwał się od niego i spojrzał na mnie chyba rozzłoszczony, że mu przeszkodziłem. Brad był czerwony jak piwonia i gdyby nie dłoń Blaisego przytrzymująca go za koszule na pewno by się przewrócił.

    – Przeszkadzasz nam – mruknął ostro Blaise.

    – Ty też mi dziś w czymś przeszkodziłeś – mruknąłem zanim zdołałem ugryźć się w język.

    – Taak? A w czym? – Zabini wykazał niezdrowe zainteresowanie.

    – Nie twój interes. A teraz zabierajcie się stąd, bo będę wam musiał wlepić szlaban – zagroziłem.

    – Dobra, daruj sobie i tak każdy wie, że od rana chodzisz jak podminowany. My już sobie idziemy.

    Zabini stanowczo złapał Brada za rękę i pociągnął w stronę kwater Slytherinu. A ja mogłem już spokojnie dotrzeć na kolację. O dziwo Harry był na posiłku, ale nie po to by jeść, choć pozornie był zasłuchany w monolog Grenger co chwilę zerkał w moją stronę i najwyraźniej starał się nie uśmiechnąć. Tak jak ja grałem zimnego arystokratę, tak on dla wszystkich wokół wciąż udawał skrzywdzonym przez Voldemorta chłopcem.

    Po posiłku jak wczoraj czekałem przed Wielką Salą patrząc na zegar i licząc upływające minuty. Harry pojawił się w ostatniej chwili najwyraźniej kłócąc się z przyjaciółmi:

    – Hermiono, nie jestem dzieckiem, sam trafie z powrotem do wieży! Zarobiłem szlaban i muszę go odpracować nie ważne z kim!

    – Czyżby Potter pokłócił się z kumplami – zadrwiłem, choć ciężko mi to przyszło.

    – Idziemy Malfoy, czy nie – warknął na mnie zupełnie jak dawniej.

    I poszliśmy odprowadzani oburzonym spojrzeniem Granger i obojętnym rudzielca, który wciąż jeszcze przeżuwał kanapki zabrane „na drogę”.

    – Nieźle grasz, kochanie – szepnąłem, gdy już nikogo nie było w pobliżu.

    – Nie, to oni są zbyt tępi by mnie przejrzeć – mruknął przybliżając się do mnie tak, że szedł tuż obok. – To gdzie dzisiaj szlaban panie Prefekcie?

    – Miałeś wysprzątać kolejną salę, ale już to zrobiłem – wzruszyłem ramionami. – Więc idziemy do mnie.

    – Aż taki bałagan masz w pokoju, że mam tam szlaban odrabiać? – zapytał z uśmiechem.

    – Nie, na szczęście już nie, ale odrobisz karę w inny sposób.

    Znów szliśmy tym tajnym przejściem i po prostu nie mogłem się powstrzymać, przyszpiliłem go do ściany i mocno pocałowałem. Harry śmiało rozsunął usta zapraszając do środka mój język, nie mogłem się oprzeć, on był taki kuszący i znów smakował czekoladą.

    – Znów kąpałeś się w czekoladzie – mruknął, gdy w końcu oderwaliśmy się od siebie.

    Tylko uśmiechnąłem się tajemniczo i zaprowadziłem go do moich komnat. Po drodze nie spotkaliśmy nikogo, inaczej musiałbym tłumaczyć czemu ciągam Harrego po lochach tak blisko kwater Ślizgonów.

    – Zmieniłeś wystrój? – Harry przystanął w progu patrząc to na lustro to na stos zielonych poduszek.

    – Można tak powiedzieć – mruknąłem nie chcąc wdawać się w szczegóły.

    Harry w jednym susie dopadł łóżka i rzucił się na nie całym ciężarem, aż jęknęło w proteście. Z odmętów puchowych poduszek doszedł mnie jego radosny dziecięcy śmiech:

    – Tu jest jak w królewskiej sypialni. Zrobiłeś to specjalnie dla mnie! Przyznaj!

    – Nie, dla własnej wygody – zaśmiałem się i usiadłem na skraju łóżka próbując wyłowić spomiędzy poduszek mojego ukochanego.

    Nie musiałem się specjalnie wysilać gdyż sam mi w tym pomógł wdrapując mi się od razu na kolana. Nasze usta ponownie spotkały się w namiętnym pocałunku tym razem zainicjowanym przez Harrego. Szybko jednak ja przejąłem kontrolę wysuwając swój język z jego ust i wodząc nim po jego szczęce, a następnie szyi. Chłopak odchylił głowę do tyłu jednocześnie mrucząc z zadowolenia jak kot. Pieściłem jego szyje całując ją, liżąc i gryząc delikatnie. Moje ręce już rozwiązały jego krawat i odrzuciły go gdzieś na podłogę, po czym zabrały się za guziki koszuli.

    – Masz zimne ręce! – pisnął Harry gdy położyłem dłonie na jego klatce piersiowej, a ja z przyjemnością zauważyłem, że jego sutki już są twarde.

Draco Malfoy Diary || DrarryWhere stories live. Discover now