48.

195 14 0
                                    

Donata


Człowiek nigdy nie spodziewa się zwrotów akcji, a taki miał dzisiaj miejsce. Zawsze staramy się poukładać sobie wszystko, zaplanować tak by nic nas nie zaskoczyło. Trzeba jednak zdać sobie z tego sprawę, że nie zawsze i nie do końca jest to możliwe. Kiedy nie wiemy co może myśleć druga osoba, a tak naprawdę nigdy nie możemy być tego pewni, cięzko jest zaplanować cokolwiek tak, byśmy nie przeżywali później wstrząsu. A własnie tak zdarza się najczęściej, że wszystkie plany szlag trafia a my nie możemy wydostać się z szoku. Tak było i tym razem w moim przypadku.
Kiedy wstałam rano nawet się nie rozglądałam. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę i cos do jedzenia. Była sobota. Nie musiałam nic robić. Dzień wolny. Taa, super. Powinnam się cieszyć? Może, ale jakoś mi się nie chciało. W czasie kiedy kawa się parzyła patrzyłam niewidzącym wzrokiem w okno obok, którego stałam. Zastanawiałam się kiedy w końcu przyślą mi tu to pismo. Czas się kończył, w końcu muszą. Choć w sumie mam prawo tu siedzieć, aż nie dostanę go do ręki. Wcześniej modliłam się, by wszystko się udało. Teraz, będę przeszczęśliwa, jeśli nie zalegalizują mi tego pobytu i będe musiała wracać do Polski. O niczym innym nie marzyłam w tej chwili. Dusiłam się w tym domu i w tej sytuacji, która być może sama sobie stworzyłam, ale odrzucałam tego typu myśli. Wciąż coś mnie blokowało, wciąz coś mi w tym wszystkim nie pasowało i wciąż obwiniałam jego o wszystko. Nie przypuszczałam, że tego dnia diametralnie się to zmieni.
Ledwo zdążyłam usiaść na krześle przy stole w kuchni, a do tegoż że pomieszczenia wpadła Janet. Poznałam ją po głosie nawet nie podnosząc głowy. Ale za nią szedł ktoś jeszcze.
- O wstałaś już! To wspaniale, bo myślałam, że będziemy musiały wywalać cię z łóżka. - powiedziała Jan sadowiąc się obok mnie i patrząc na mnie uważnie. Ale ja patrzyłam na drugą kobietę, która powoli osunęła się na krzesło koło swojej byłej szwagierki. Tak, właśnie.
- A co wy, jakąś koalicję założyłyście? - byłam zdziwiona, że Janet przyszła tu z LISĄ. Tak. Obie siedziały obok siebie, a przecież powszechnie było wiadomo, że Janet nie znosi Lisy. Ja też jej w tym momencie nie znosiłam, ale to inna sprawa. Uśmiechnęły się.
- Tak jakby. - odpowiedziała Jan i spojrzała na towarzyszkę. Popatrzyłam na nie unosząc lekko brew, ale nic nie powiedziałam. - Mamy ci coś do powiedzenia. I chcę, żebyś siedziała cicho dopóki nie skończymy. - powiedziała poważnym tonem, aż popatrzyłam na nią jakoś tak podejrzliwie.
- O co chodzi? - zapytałam w końcu.
- Jako że - zaczęła Jan protekcjonalnym tonem. - sami nie umiecie ogarnąc własnych tyłków obie stwierdziłyśmy, że trzeba to zrobić za was. - teraz moje brwi już znajdowały się bardzo wysoko.
- Co takiego?
- Tak. I słuchaj mnie! Lisa sama do mnie zadzwoniła i po krótkiej rozmowie doszłyśmy do wniosku, że przyjście tu i wbicie ci wszystkiego nawet siłą do głowy to jedyne rozwiązanie. - wyjasniła. Nie miałam pojęcia o co jej chodzi, ale właśnie zdałam sobie sprawę, że Janet pojawiła się tu po raz pierwszy od dłuższego czasu. A wcześniej bywała tu bardzo często.
- O czym ty mówisz?
- O tym całym gównie, które żeście w okół siebie rozpętali! - westchnęłam.
- My? Chyba on.
- Nie powiedział ci, że chce się ze mną spotkać, bo przewidywał, że zaczniesz się w tym czegoś dopatrywać, jakichś niestworzonych rzeczy. - Lisa odezwała się po raz pierwszy. Spojrzałam na nią.
- A niby czego miała bym sie dopatrywać w takim spotkaniu, o którym by mi jasno powiedział? Co wy myślicie, że ja jakaś psychiczna jestem? Że jakies awantury bym mu tutaj robiła? Ja go na smyczy nie uwięziłam, mógł spotykać się z kim chciał, nawet z byłą żoną. Tylko to o czym mówicie brzmi po prostu śmiesznie. Bał mi się powiedzieć. - prychnęłam. Spojrzałam znów na jego byłą żonę. - Widzę, że udało ci się nawet ją omamić.
- Nikogo nie musiałam mamić, Dona. - spojrzała na mnie z uśmiechem. - To jest prawda, i każdy to widzi gołym okiem. To ty masz w sobie jakiś mechanizm samozaparcia.
- Jasne. - parsknęłam śmiechem.
- Tak. - powiedziała znów. - Ale to jest nawet proste do zrozumienia. I myślę, że Mike też się tego domyśla.
- Niby czego?
- Masz zaledwie 22 lata, nie znasz tak naprawdę świata ani niczego, weszłaś dopiero w życie. Do tego ta katastrofa po prostu u ciebie w Polsce z tym chłopakiem. W twoim wieku to są naprawdę tragedie na miare końca świata jak nie gorzej. I o to właśnie chodzi. Zaczynasz tak naprawdę dopiero zyć, przeżyłaś cios od ukochanego, który okazał się być debilem, i boisz sie po prostu powtórki z rozrywki. Dlatego zareagowałaś na to tak żywiołowo i kompletnie nie współmiernie do sytuacji. - patrzyłam na nią z lekko zmarszczonym czołem. Nie powiem, bo to co mówiła rzeczywiście do mnie przemawiało. Sama czułam sie tak jak mówiła. I może nawet miała racje.
- I co z tego? - zapytałam. Potwierdzając swoim zachowaniem to co mówiła. Uśmiechnęła się.
- To z tego, że oboje teraz się miotacie i popełniacie błąd za błędem. Naopowiadałaś mu jakichś kosmicznych bzdur o tym, że go nie kochasz, kiedy w tym samym czasie każdy widzi jak na niego patrzysz. Ja myślę, że ty doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że to co mówię jest prawdą. - odwróciłam od niej wzrok. Coś ścisnęło mnie w żołądku. Przez chwilę nikt nic nie mówił. - Dona... - zaczęła znów. - Nie możesz żyć wiecznie w strachu przed tym co już się stało, bo nikt nie powiedział, że taka sytuacja się powtórzy. Chyba poznałaś go już na tyle by wiedzieć, że jest stabilny w uczuciach.
- Tak, stabilny był zwłaszcza z tą PIPĄ w samochodzie! - wydarłam się aż purpurowiejąc z zazdrości. Lisa spojrzała na mnie wielkimi oczami.
- Jaką... pipą??
- Nieważne, z jaką pipą! - teraz Janet się wtrąciła. - Było minęło, był wychlany. - Lisa popatrzyła na nią wciąż wytrzeszczając oczy. Widocznie nic o tym nie wiedziała. Ale ja wiedziałam. No... nie mogłam i chyba nawet nie miałam mu tego jakoś za złe. Kto wie co ja bym zrobiła gdybyśmy sie zamienili rolami.
- Dobra. - Lisa widocznie postanowiła pozostawić to bez komentarza. - Jak myślisz, przychodziłabym tu do ciebie, gdyby to co usilnie sobie wmawiasz było prawdą? On by się tak do ciebie dobijał? Przecież to nie ma sensu. A Janet? Siedziała by tu ze mną zadowolona? - popatrzyłam na nie znów nie wiedząc już co zrobić. - Pomyśl.
- Nie wiem...
- Czego znowu nie wiesz, do cholery?! - znów Janet. - Gdzie on w ogóle jest?
- Nie wiem. - wzruszyłam ramionami. - Pojechał gdzieś wczoraj i jak do tej pory go nie ma. - nagle mnie to zastanowiło. One też chyba pomyślały coś podobnego bo spojrzały na siebie.
- Dobra, jak wróci to z nim porozmawiasz. Wszystko przecież da się wyjasnic. Jak ja dałam rade porozumiec się ze szwagierką to ty z nim chyba też. - uśmiechnęły się ale mnie wcale nie było do śmiechu. Złapałam się za głowę juz nie wiedząc co myśleć. Z jednej strony chciałam, żeby już tu był żebym mogła mu powiedzieć... a z drugiej wciąż cos mnie blokowało. Nerwy znów zaczęły dawać o sobie znać. Dłonie mi drżały...
- Kurwa mać. - zaklęłam pod nosem po polsku.
- Co? - westchnęłam. - Klniesz? - Janet się zaśmiała. O dziwo sama też się uśmiechnęłam.
- Nie wiesz gdzie on wczoraj pojechał? - pokręciłam głowa na nie patrząc na Lisę.
- Nie rozmawiałam z nim... od dłuższego czasu. Jeśli gdzieś go widziałam to głównie z daleka. - westchnęła.
- W niezłą kabałę się wpakowaliście, nie ma co...
Podparłam głowę na ręce i wpatrywałam się w blat stołu. Co ja miałam zrobić? Nagle wszystko się zagmatwało jeszcze bardziej, czułam się kompletnie rozbita, nie miałam pojęcia co powinnam zrobić. Miałam jeden wielki chaos w głowie. Jak miałam się teraz odnaleźć w swoim szambie? Miały rację, narobiłam sobie bigosu... Najtrudniej jest to sobie uświadomić.
I co ja miała bym mu teraz raptem powiedzieć? Przepraszam? Przecież to nie wystarczy. To co zrobiłam... Ja nie wiem czy to w ogóle można wybaczyć. W sumie to było nieporozumienie, ale... Przecież mam swój rozum. Bałam się, że on mi nie wybaczy. Przestał mnie zaczepiac gdzie tylko mnie zauważył, przeciwnie, znikał wtedy prawie natychmiast. Coraz rzadziej go widywałam w domu. Teraz też go nie było. Katastrofa.
Dziwił mnie też fakt taki, że w mediach było o nas cicho. Nikt nic nie wie? Nie napisali o naszym rozstaniu ani słowa, o niczym nic nie napisali. To było aż dziwne.
- Doszłaś już do jakiejs konkluzji? - odezwała się Jan po jakimś czasie.
- Taa. - mruknęłam.
- Jakiej? - podpytała. Obie patrzyły na mnie w oczekiwaniu.
- Że tu nie pomoże nawet pielgrzymka do Częstochowy po kolanach. - mruknęłam wciąz patrząc w blat przed nosem.
- Co? - zaśmiała się. Spojrzałam na nią. Jego siostra we wszystkim doszukiwała się powodów do smiechu. Bo to pewnie było śmieszne co odwaliłam, ale ja nie miałam ochoty na chichoty.
- Nie będzie tak źle, na pewno, uwierz mi. - poczułam jak Lisa chwyta mnie lekko za rękę. Uśmiechała się do mnie. Odwzajemniłam jej ten uśmiech choć nie wiedziałam czy mi wyszedł. Znów poczułam gulę w gardle, ale to było cos o wiele gorszego niż wcześniej. Uświadomiłam sobie, że sama wszystko spartoliłam, a jego wina w tym wszystkim była jedynie taka, że skłamał, że zamiast na spotkanie z przyjaciółką jedzie do studia. Zakryłam twarz dłońmi. Jak się z tego wyplątać...
Rozległ się jakiś hałas. Wszystkie spojrzałyśmy w stronę korytarza, ktoś wchodził do domu. Chyba dwóch ludzi. Coś mówili, ale przyciszonymi głosami, więc nic nie zrozumiałam... a potem mnie wmurowało.
I chyba nie tylko mnie, bo Janet i Lisa też patrzyły na to jakby zobaczyły obcego. Do kuchni wszedł Mike. I nie byłoby to nic dziwnego gdyby nie to kto mu towarzyszył. Jan i Lisa pewnie pomyślały to samo co ja, że mają zwidy. Ale to nie były zwidy. Razem z nim do kuchni weszła Madonna. I to jeszcze trzymała się jego ramienia...
Popatrzyłyśmy po sobie wszystkie trzy, a potem znów na nich. Cała zdrętwiałam momentalnie więc pewnie nic poza zaskoczeniem graniczącym z szokiem, takim samym jak u dwóch pozostałych kobiet, nie było widać. Ale to co poczułam... albo raczej czego się domyślałam...
- O witam kochane panie! - zaświergotała z szerokim uśmiechem. Popatrzyłam na nią unosząc jedną brew do góry. - Janet każdy zna. Witaj, moja droga. - podeszła do niej wyciągając rękę. Ta popatrzyła na nią, a dopiero potem lekko nią potrząsneła. Tak jakby starała się ją jak najmniej dotykać. - Lisa Presley też. Miło poznać. - Lisa uścisnęła jej dłoń w identyczny sposób jak Janet.
Mike cały czas patrzył na mnie. A może raczej na moją minę. Nie odrywałam oczu od kobiety, która w końcu zwróciła się do mnie.
- A ta piękna młoda dama? - normalnie bym prychnęła, ale nic nie zrobiła.
- To jest Dona. - odezwała się w końcu Jan. Nie wiedziała czy coś dodać.
- Dona...? - chyba próbowała sobie coś przywołać w pamięci.
- Moja była. - odezwał się w końcu. I w końcu spojrzałam na niego. Nie patrzył już na mnie tylko na nią.
- Kolejna. - zaśmiała się. - Ale to się na szczęście zmieni.
- Co się zmieni? - znów Janet. Lisie chyba na dłużej odebrało mowę. Tak jak mnie. 'Królowa' spojrzała na niego...
- No, powiedz. - szturchnęła go lekko.
- Jesteśmy razem.
Cisza.
A po chwili...
- PFFFFFFFFFFFFFFFF!!! - oczywiście że Janet. Po prostu go wyśmiała. Ja natomiast podobnie jak Lisa siedziałam i wlepiałam w niego oczy. Nie powiem co myślałam... Nie miałam nic w swojej głowie.
Kobieta jednak nic sobie z tego nie zrobiła. Uśmiechnęła się tylko z triumfem wymalowanym na twarzy patrząc po nas wszystkich. To ja już wiem, gdzie był od wczoraj. Teraz mnie samej zachciało się śmiać. Po prostu.
- Siadaj... kochanie. - powiedział i posadził ją obok siebie a sam usiadł koło Janet. Ta wyglądała jak naładowana torpeda, ale starała się uśmiechać.
- Szarmancki jak zwykle. Cały Michael. - miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę. Natomiast mina Lisy się zmieniła. Z twarzy nic nie dało sie wyczytać, ale oczy... Wbiła je w Michaela i jasno było w nich widać co myśli. Wyglądały jak stal po prostu.
- Oczywiście. - zaświergotała Janet naśladując ją. Idealnie jej to wyszło. - Od kiedy to mój brat... ekhem... znalazł sobie taką... królowa? - i spojrzała na niego jak na zdechłą rybę.
- Mam nadzieję, że nie wierzyłyście w to co pisali w gazetach? Dopiero wczoraj wieczorem dograliśmy się, prawda? - uśmiechnął się gdy na niego spojrzała.
- DOGRALIŚCIE. Rozumiem. - mruknęła znów jego siostra. Kobieta przeniosła wzrok na mnie. Teraz się zacznie.



Michael


Po wszystkim niczego nie rozpamiętywałem jak to miałem wcześniej w zwyczaju. Ot, zwykły seks, nic więcej. Sam nawet nie wiedziałem czemu wpakowałem się w coś takiego. Nikt nigdy jakoś długo z nią nie wiekował, pewnie ja też niedługo zostanę zastąpiony kimś innym, ale jakoś ta myśl mnie nie bolała. Sam nie wiedziałem po co to wszystko... Po co wiozłem ją właśnie do siebie do domu. Po co chciałem ją jej pokazać? Czy był to jakiś desperacji krok z mojej strony? Chęć zwrócenia na mnie jeszcze jej uwagi? Może nadzieja, że jak to zobaczy to cos się stanie? Być może tak. Ale na pewno nie spodziewałem się tego, co naprawdę się stało niedługo po tym jak pojawiliśmy się w tej kuchni.

Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Tahanan ng mga kuwento. Tumuklas ngayon