24. "Nic nas nigdy nie połączy."

493 20 0
                                    

Donata

Mike opowiedział mi dokładnie swoją rozmowę z moim ojcem. Nie podobały mi się jego słowa, ale odpuściłam tak jak mnie prosił Michael. Miałam ochotę znów sama zadzwonić i zwymyślać tatusia, zapytać się go co jest dla niego ważniejsze; moje szczęscie czy to co ludzie będą mówić czy już mówią. A gazety? Wcześniej obawiałam się tego co mogą pisać na ten temat i nadal się tego bałam, ale stwierdziłam, że nie mogę pozwolić by strach kierował moim życiem. Zdawałam sobie sprawę, że Michael nie będzie czekał na mnie do śmierci i któregoś dnia zjawi się jakaś odważniejsza i co ja wtedy zrobię? Nie będę tchórzem, postanowiłam sobie i tego postanowienie miałam zamiar się trzymać. Miałam nadzieję, że mi sie uda.
- Powinien usłyszeć co o nim myślę. - burczałam wciąż z założonymi rękami na piersiach.
- Zrozumie. - powiedział łagodnie podchodząc do mnie i gładząc uspokajająco po twarzy. - Sama to powiedziałaś. To twój ojciec, ma prawo się martwić. Ma prawo mieć obawy.
- Ale jakie obawy?! Ja nie mam piętnastu lat. - burknęłam znów.
- Dla niego zawsze będziesz małą dziewczynką. - uśmiechnął się. - Dla mnie też jesteś moją małą dziewczynką, ale w zupełnie innym tego słowa znaczeniu. - wyszczerzył się. Sama się w końcu uśmiechnęłam.
- Tak? Hm... - mruknęłam powstrzymując uśmiech. - To ciekawe, co powiedziałeś. - wymruczałam znów. Zaśmiał się w ten swój charakterystyczny sposób i pocałował mnie czule, lekko. Ale tylko pojedynczo. - Ej! - zaprotestowałam, gdy sie odsunąl.
- Co? Chcesz przesiedzieć cały dzień w tym pokoju? W Madrycie pchałaś się na dwór a teraz co?
- Robisz atmosferę, a potem uciekasz. - wyburczałam znów niezadowolona. Znów się zaśmiał. Uwielbiałam ten śmiech. Na początku, kiedy się poznaliśmy w ogóle się nie uśmiechał. A teraz? Zmiana o 180 stopni.
- Nauczyłem się tego od ciebie. - walnął na co znów się naburmuszyłam. Uśmiechnął się lekko pod nosem łapiąc mnie za rękę i przyciągając bliżej mnie. - Rozchmurz się. - spojrzałam mu w oczy.
- Lubię, kiedy się uśmiechasz. - szepnąłem unosząc powoli rękę i gładząc nią jego policzek. Przymknął oczy i docisnął moją dłoń bardziej do swojego policzka.
- Nie mogę się nie uśmiechać, kiedy jesteś ze mną. - spuściłam wzrok. To tak dziwnie zabrzmiało...
Jak coś całkowicie nowego. A przecież byłam już w związku. Ale wszystko co było związane z nim było całkowicie nowe dla mnie.
- Jestem z tobą... - powtórzyłam jego słowa cichym głosem nadal patrząc w podłogę.
- A nie jesteś ze mną? Nie jesteśmy razem? - bałam się teraz na niego spojrzeć, ale i tak to zrobiłam. I zobaczyłam to czego się spodziewałam. Bał się, że zaraz mu powiem to co powtarzałam cały czas do tej pory. Swoje zafajdane nieśmiertelnie 'Nie, Jackson, nie'. - Dona, jeżeli teraz powiesz mi, że z jakiegoś tylko sobie tak naprawdę znanego powodu nie możesz być ze mną... ja wysiadam. - powiedział patrząc mi w oczy poważnym wzrokiem. I wiedziałam, że mówi poważnie. - Ja mam swoje granice. Nie zniosę więcej twojego odtrącenia. Więc dobrze się zastanów zanim mi teraz odpowiesz.
- Ale ja nie muszę się nad niczym zastanawiać, Mike. Ja bardzo dobrze znam swoją odpowiedź. - zaczęłam patrząc mu w oczy. - Nie czytałam jeszcze tego co napisali o tym jak nas przydybali nad tym oceanem, ale rozmawiałam o tym z przyjaciółką z Polski. Zadzwoniła do mnie i to ona mi o tym powiedziała. I ta sprawa mi wszystko uświadomiła, nie muszę się nad niczym głowić. - patrzył na mnie uważnie pewnie ze ściśniętym żołądkiem. Ja też czułam w brzuchu pewne dziwne uczucie... ale to było miłe i pozytywne doznanie. - Niech piszą, co chcą Mike. Niech robią ze mnie gówniarę, z ciebie starą zardzewiałą rurę, proszę bardzo. Niech mój ojciec gada i myśli sobie co chce. Ja już nie chcę się przed tobą bronić. Po prostu przytul mnie i powiedz, że mnie kochasz i nigdy nie zostawisz i będzie dobrze. - poprosiłam wyciągając już sama do niego ręce.
Porwał mnie w ramiona przyciskając do siebie mocno. Czułam bicie jego serca, waliło mocno i szybko zapewne pompując teraz adrenalinę. Ja też ścisnęłam go najmocniej jak umiałam tuląc się do niego jakby miał zniknąć.
- Kocham cię i nigdy, przenigdy nie zostawię. Przysięgam. - usłyszałam tuż przy swoim uchu i natychmiast wpiłam się w jego usta. Oddał pocałunek zapalczywie wciąz mnie mocno trzymając abym nie oddaliła się ani o milimetr. Wplotłam palce w jego włosy, uwielbiałam te niesforne loki, które w jego wydaniu były po prostu jedyne w swoim rodzaju. Nigdy nie pociągali mnie faceci z kręconymi włosami. Iwa zawsze się ze mnie śmiała, bo zawsze mówiłam, że przypominają mi najprawdziwsze na świecie barany. Ale akurat Michael nie miał nic wspólnego z żadnym baranem.
Uśmiechnęłam się na te myśli. Pozwoliłam mu sie zdominować w tym pocałunku i badać do woli wnętrze moich ust. Zamruczałam cicho, czując jak ciarki zaczynają biegać mi po plecach. Pewnie przeszlibyśmy do sedna sprawy gdyby nie jego telefon.
- Mm... Mike... - wysapałam kiedy zdołałam odsunąc się od niego dosłownie na milimetr. - Telefon... twój.... - wpił się znów we mnie dając mi tym samym do zrozumienia gdzie ma swój telefon. - Michael... - zachichotałam w jego usta. Rozpływałam się już w tym pocałunku, ale dźwięk jego telefonu, któy wibrował wściekle na stoliku doprowadzał mnie do szału.
- W dupie mam ten telefon, Dona. - wysapał lekko zachrypłym głosem. Zachichotałam znów cicho. Popchnął mnie na łózko dobierając się już na całego. A telefon wciąż dzwonił.
- Mike, no ja tak nie mogę!
- Wyłącz uszy, nie będziesz słyszeć. - zaśmiał się. Wszystko byleby się tylko nie oddalać ode mnie. Co najmniej jakbym była jego ulubionym tortem bezowym.
- Nie posiadam akurat tej opcji. - parsknęłam śmiechem próbując nie zwracać uwagi na gnoja wibrującego na stole. Oparł czoło o mój dekolt. Mruknął coś niewyraźnie, czego nie zrozumiałam a potem wstał. Wziął telefon do lekko drżącej ręki po czym spojrzał na niego i przystawił sobie do ucha.
- Janet... Poprzysiągłem sobie, że jeśli to ty to cię zamorduję. I dokonam tego, przysięgam. - wyrecytował na co wybuchnęłam śmiechem wciskając twarz w poduszkę. Mogłam się spodziewać. kto inny ma TAKIE wyczucie czasu?? Tylko Janet.
Usłyszałam szmer dochodzący z jego telefonu.
- Nie przepraszaj tylko mów.
- ...
- Jak to?
- ...
- CO?! - wydał się być nagle czymś bardzo zdenerwowany.
- ...
- Chyba kpi...
- ...
- Niech zapomni...!
- ...
- Jak wrócę, będę rozmawiał z DAILY MIRROR, wszystkiego się dowiedzą, a przynajmniej tego co ja chcę, żeby wiedzieli...
- ...
- Nie denerwuj się. Już ja z nią sobie pogadam przy najbliższej okazji. - Janet jeszcze coś mu powiedziała, po czym pożegnali się i rozłączyli. Fuknął coś pod nosem. Usiadłam podpierając sie na łokciach lekko sfrustrowana. Z jednej strony chciałam, żeby tam do mnie wrócił, a z drugiej widziałam, że jest czymś zdenerwowany i przynajmniej na razie nic z tego nie wyjdzie.
- Co się stało? - zapytałam wyciągając do niego rękę. Podszedł, chwycił ją i usiadł blisko mnie. Moje ręce natychmiast bez udziału mojej woli zaczęły gmerać w jego włosach i przy pasku od spodni. Przymknął lekko oczy.
- Nic. - mruknął spoglądając na mnie. - Nic czym musiałabyś sie przejmować.
- Znowu nie chcesz mi czegoś powiedzieć. - mruknęłam patrząc mu w oczy. Spojrzał na moją ręką drapiącą akurat jego brzuch. Uśmiechnął się.
- To nic takiego. Po prostu, jak zawsze przy takich okazjach, jeszcze nic nie wiedzą a już układają sobie jakieś swoje wersje. I oczywiście są przekonani, że wszystko wiedzą lepiej ode mnie. - uśmiechnął się patrząc na mnie.
- A co to za ONA, z którą będziesz musiał sobie pogadać przy najbliższej okazji? - zapytałam niewinnym tonem spoglądając na niego i bawiąc się klamrą od jego paska na biodrach. Zagryzł lekko wargę. - No mów. - ponagliłam go.
- To naprawdę nieważne. Po prostu, wypisują coraz więcej głupot. Nie wiem czy to prawda czego się dowiedziałem, dlatego musze z tym kimś o tym pogadać, by wiedzieć...
- Ale kto to? - ciągnęlam go dalej za język z niewinną minką rozpinając mu już rozporek. Uśmiechnął się przymykając na chwilę oczy.
- A po co ci to wiedzieć, maleńka?
Zmrużyłam oczy. Trzeba zastosować ostrzejsze argumenty...


Michael

- Czy ja mam wyciągnąć to z ciebie torturami? - zapytała słodkim głosem tuż przy moim uchu. Od kilku już minut moja erekcja rozpierała spodnie, ale wciąz byłem w lekkim szoku.
Prawdę powiedziawszy, nie spodziewałem się czegoś takiego. Ten temat był już dawno zamknięty, zdążył już dosłownie zardzewieć, a tu... Cała Madonna. Jeśli czegoś nie dostanie potrafi na to czekać tak długo aż się jej to dostanie. Jak Czarna Wdowa.
To był typ kobiety drapieżnej. Próbowała zastawić na mnie tą swoją sieć, ale udało mi sie ją ominąć. Nie powiem, była piękna i w ogóle, ale jej charakter mnie odstraszał. Była zbyt dosadna i zbyt dzika, wolałem łagodne kobiety. Takie jak moja kotka, która teraz próbowała wszelkimi sposobami wyciągnąć ze mnie o co chodzi.
Nie chciałem jej mówić, nie chciałem by się tym denerwowała, by się zastanawiała czy ma szansę z taką rzekomą konkurencją. Koleżanka po fachu miała podobno stwierdzić, że ta dziewczyna ze zdjęcia to tylko przykrywka, dla naszej cichej zażyłości. Aż mi się niedobrze zrobiło, kiedy Janet to powiedziała. Niech to tylko dotrze do Polski do ojca Dony to zakatrupi mnie nie ruszając się nawet z własnego domu. Musiałem to wyjaśnić.
Miałem nadzieję, że to tylko wymysły tabloidów i ona naprawdę niczego takiego nie powiedziała. Nie raz wyczytywałem w czaropisnach słowa, któych ja sam nigdy nie wypowiedziałem, a zostały mi one włożone w usta. Musiałem się potem tłumaczyć, co i tak nie wiele dawało, bo ludzie wierzyli we wszystko co wyczytali w tych piśmidłach. Żałosne, ale takie były realia. Mało było ludzi, którzy podchodzili do tego z dystansem albo w ogóle machali na to rękami. Nie chciałem by Dona poczuła się zraniona.
- Kotku... - mruknąłem spoglądając na nią teraz. - Próbuj ile wlezie. Chętnie posmakuję tych twoich tortur. - szepnąłem tuż przy jej ustach muskając je lekko. Uśmiechnęła się lekko... Był to bardzo tajemniczy, drapieżny i pewny siebie uśmiech.
Jęknąłem cicho zaciskając zęby, kiedy ścisnęła lekko dłonią moje krocze. Byłem cały rozpalony, wiec ten dotyk obfitował w cudowne doznania. Poczułem jej ciepły oddech na mojej szyi i z poł przymkniętymi oczami odwróciłem twarz w jej stronę szukając jej ust... ale ich nie znalazłem.
Spojrzałem na nią płonącymi oczami. Uśmiechała się triumfalnie widząc, jak pragnę pocałunku. Już chyba zrozumiałem na czym będą polegać te jej tortury... Aż zamruczałem. Jak prawdziwy tygrys.
Roześmiała się wesoło.
- Jackson Mru-mru! - zachichotała znów tuż przy moim uchu. I znów odwróciłem twarz w poszukiwaniu jej ust i znów mi uciekła. Zagryzłem wargę.
Jej dłoń zsunęła się z mojego pulsującego już krocza i zaczęła powoli pełznąć w górę. Z brzucha przemieściła się na tors i rozpięła powolutku kolejno wszystkie guziki koszuli. Jeden za drugim... Okrutnie mnie przy tym drażniąc.
- Wiesz, że w każdej chwili mogę cię po prostu porwać, przyszpilić do tego łóżka i wziąć...? - wyszeptałem lekko ochrypnięty. Spojrzała mi zalotnie w oczy.
- Jeżeli to zrobisz, nie dostaniesz przez miesiąc. - wymruczała słodko się uśmiechając i gładząc skórę na moich piersiach. Westchnąłem odchylając głowę do tyłu. Jej palce zaczęły muskać Jabłko Adama, a skórę na odkrytym ramieniu i szyi zaczął drażnić jej gorący język. Byłem pewny, że jeszcze moment i oszaleję. I co miałem zrobić? Wolałem nie ryzykować spełnienia jej ostrzeżenia, o miesięcznym szlabanie...
- Przysięgam, że jak już się do ciebie dobiorę, będziesz biedna! - wyszeptałem oddychając nierówno. Zachichotała znów. Ten jej chichot jeszcze bardziej mnie nakręcał.
- Jestem bardzo ciekawa. - szepnęła mi do ucha owiewając jej gorącym oddechem. Przełknąłem ślinę. - To jak... powiesz mi co to za jedna? - zapytała znów. Spojrzałem jej w oczy...
- Nie. - odpowiedziałem ciekaw tego co zrobi dalej. Uśmiechnęla się słodziutko z błyszczącymi oczkami i...
- Och... - jęknąłem.
Z jednej strony poczułem się trochę lepiej, bo mój mały kumpel został uwolniony w końcu z więzienia jakim były dla niego moje spodnie. Ale już po chwili zdałem sobie sprawę, że to jeszcze nie wszystko...
Zaczęła powoli mnie pieścić. Tak kurewsko powoli, że nie umiałem tego znieść. Ciepło jej dłoni sprawiało, że miałem wrażenie jakbym się palił. Zacisnąłem zęby a ręce w pięści na pościeli.
- Mówiłam ci już, że posiadasz miło dla oka i ciała gabaryty? - wyszeptała mi znów do ucha. Przeniosłem na nią swoje wielkie oczy. Zagryzłem wargę po raz kolejny. Potrafiła wyciągnąc ostre pazurki... Podobało mi się to. Cicha woda brzegi rwie...
Jak mówiłem wcześniej. Koleżanka Madonna przypominała mi istną pajęczycę. Pazury miała długie i ostre, sieci mocne i lepkie, a ja wolałem innego rodzaju polowanie... Tak jak teraz Dona, jak lwica dobierała mi się do skóry... Najpierw uwodziła, a potem dobijała jednym uderzeniem, sprawiając, że zapominałem gdzie jestem i jak się nazywam. Takie kobiety uwielbiałem. Subtelne w swoich poczynaniach ale jednocześnie zdecydowane co do tego. Nie to co Królowa Popu. Bezwzględnie pożerająca swoje ofiary. Być może są faceci ,którzy to lubią. Ja do nich nie należałem.
Byłem już blisko finału i dawałem to wyraźnie znać. Wbiłem wzrok w to co robiła i zacząłem błagać przez zaciśnięte zęby by przyspieszyła.
- Nie. - odpowiedziała wciąz tym słodkim głosikiem zadowolona z siebie. - Dopóki mi nie powiesz, co to za baba.
- Nic ci nie powiem. - wydyszałem patrząc teraz na nią i czując, że już dłużej tego nie wytrzymam. I nagle... skończyło się... - Dlaczego przerwałaś? - zapytał kompletnie zaskoczony i sfrustrowany. Uśmiechnęla się znów. Niespodziewanie popchnęła mnie na łózko przez co klapnąłem płasko patrząc na nią. Usiadła na mnie okrakiem i popatrzyła na mnie zadowolona. Pochyliła się nade mną nisko omijając jednak to moje strategiczne miejsce, które domagało się rozpaczliwie uwagi... Tuż przed nosem miałem jej biust. Objąłem ją, ale złapała mnie za ręce i przycisnęła do łóżka.
- Nie wolno ci mnie dotykać. - szepnęła patrząc mi w oczy i znów uśmiechnęła się w ten sposób. Otworzyłem szerzej oczy. Bez słowa znów położyłem ręce na jej tyłku, na co ona bardziej agresywnie je z siebie zdjęła i przycisnęła znów do pościeli. - NIE WOLNO, rozumiesz? - powtózyła tuż przy moich ustach po czym przywarła do mnie gwałtownie, całując, ale tylko przez moment. Odkleiła się niemal natychmiast patrząc na moją twarz wyrażającą tysiąc pragnień.
- Jak możesz tak się nade mną pastwić... - wydyszałem znów. Zagryzła dolną wargę. Zbliżyła swoje usta do moich i skubnęła je lekko dwa razy ząbkami.
- Będę się pastwić tak długo, az się wszystkiego dowiem.
- Nie wiesz, że ciekawość to pierwszy stopień do piekła?
- Widać, nie jesteś jeszcze tak podniecony, skoro potrafisz jeszcze tak pyskować... - wymruczała po czym przeciągnęła językiem po mojej skóze od obojczyka przez szyję po same moje usta.
- Jeśli zejdę na zawał to będzie twoja wina...
- Nie zejdziesz, nie zejdziesz... - zaśmiała się. - Na pewno nie umrzesz z przyjemności. Prędzej byś się przekręcił, gdybym teraz tak po prostu wstała i sobie poszła zostawiając cie takiego niespełnionego. - otworzyłem szeroko oczy.
- Nie zrobisz mi tego. - szepnąłem.
- A chcesz się przekonać? - wyszczerzyła się. - Masz rację, nie zrobię. Za bardzo mi sie podoba to pastwienie się nad toba.... - znów przeciągnęła językiem po moich wargach. Usta miałem nadzwyczaj wrażliwe, więc o mal nie odleciałem.
- Pozwól mi się dotknąć... - wyszeptałem kiedy wciąż przytrzymywała moje ręce nad moją głową.
- Nie ma nic za darmo, kochanie.
- Dobra... powiem ci... - wychrypiałem w końcu. Uśmiechnęła się zadowolona.
- No? Co to za pinda? - mimo wszystko się uśmiechnąłem.
- A taka jedna... - chciałem się podroczyć, ale obróciło się to przeciwko mnie.
Zachłysnąłem się powietrzem otwierając usta, zaciskając oczy i wbijając głowe w pościel, kiedy znów zaczęła mnie pieścić. Tym razem jednak robiła to mocno. - Nie waż się przerywać! - syknąłem, ale... i tak przerwała. - Dona! - zajęczałem z bezsilności.
- Co, kotku? - usłyszałem tuż przy uchu.
- Przestań mnie już tak męczyć... - sapnąłem. - Nie mam już dwudziestu lat... - parsknęła śmiechem.
- No może i nie masz... ale jak to się mówi... Stary, ale jary. - popatrzyłem na nią wielkimi oczami.
- Stary??? - roześmiała się pięknie.
- Dla mnie jesteś idealny. Właśnie taki. - pocałowała mnie, tym razem czule. Ale za chwilę znów zaczęła się nade mną pastwić.
Bądź co bądź, było to coś cudownego. Jeszcze nigdy nie czułem takiego żaru i podniecenia. Zaskakiwała mnie. Nie sądziłem, że potrafi być taka... ociekająca seksem. Ale tylko dla mnie i tylko kiedy byliśmy sami...
- Chyba muszę posunąc się jeszcze dalej, skoro wciąż nie chcesz mi powiedzieć... - mruknęła jakby zastanawiała sie na głos. Po czym spojrzała mi w oczy i znacząco oblizała usta. Fuknąłem. Nie, no tego to na pewno nie zdzierżę.
- Powiem ci wszystko, tylko już... przestan. - wyszeptałem nie mogąc poradzić sobie z nadmiarem podniecenia. Zacząłem wiercić się niespokojnie.
- Szybko się poddałeś. - uśmiechnęła się po czym pocałowała mnie namiętnie kładąc się cała na moim ciele. Puściła w końcu moje ręce i w końcu mogłem ją dotknąć. Natychmiast przekoziołkowałem się z nią na łózku będąc teraz na górze. No, nadszedł czas zemsty...
- Mówiłem ci, że będziesz biedna. - wymruczałem wciskając ją niemal w materac.
Popatrzyła na mnie rozpłomienionymi oczami.
- No dalej, ulżyj sobie, Mike... Wcale nie mam zamiaru cię powstrzymywać... - poruszyła zadziornie brewkami. - Dla mnie to sama przyjemność... - fuknąłem znów kręcąc głową z niedowierzaniem, po czym zaatakowałem jej usta swoimi.
Dwie kolejne godziny były naprawdę bardzo przyjemne. Kochaliśmy się dziko, przy czym nie za każdym razem pozwalałem jej od razu dojść. Zemsta jest słodka, myślałem z uśmiechem patrząc jak sama porusza biodrami łaknąć spełnienia. Cały czas nad nią górowałem wbijając ją w materac łóżka. Jej jęki i błagania były najcudowniejszą melodią dla moich uszu... Kiedy skończyliśmy na naszych twarzach był tylko jeden wielki uśmiech.
- W życiu nie podejrzewałem, że potrafisz być taka... drapieżna. - wymruczałem, kiedy ułożyliśmy się wygodnie obok siebie, a ona wtuliła się w moją pierś. Wyczułem jak się uśmiecha.
- Szczerze? To ja sama siebie też o to nie podejrzewałam. - usłyszałem jak mruczy.
- Nigdy wcześniej tak nikogo...
- Nie. Bo i kogo miałabym tak dręczyć? - spojrzała na mnie. - Jesteś drugim mężczyzną w moim życiu, z którym poszłam do łóżka. Wcześniej robiłam to tylko z tym cymbałem, i to, że tak powiem... po bożemu. - parsknęła śmiechem. - A wydawało mi się, że to było COŚ. Teraz dopiero wiem ile przyjemności mogę z tego czerpać.
- Jakby ci to powiedzieć... - zacząłem nie chcąc jej urazić. - Może nie byłem w wielu związkach... ale w łózku miałem dość kobiet by wiedzieć co robić. Mam te swoje czterdzieści lat więc i doświadczenie też dość spore. To chyba zaleta.
- Jedna z wielu. - mruknęła z uśmiechem wciąz na mnie spoglądając. - Nie ró takiej miny, myślałem, że ja nie wiem, że przez twoje łóżko musiały przewinąc się tabuny kobiet?
- Nie no nie o to chodzi... - zacząłem kulawo. - Nie chcę po prostu byś myślała, że jesteś kolejną. Jesteś tą jedyną, ja to czuję.
- Nie myślę, że jestem twoją kolejną, Mike. - parsknęła śmiechem. - Zastanawiam się tylko co by było, gdybym tu nie przyjechała.
- Wolę nie gdybać. - mruknąlem gładząc ją po głowie. - Teraz nie wyobrażam sobie, że mógłbym cię nie spotkać. Tyle zmieniłaś w moim życiu, we mnie. Zmieniłaś cały mój świat. I dziękuję ci za to. Pod wpływem tego wszystkiego napisałem nawet jedną z piosenek na płytę nad którą teraz pracuję. - spojrzała na mnie zaskoczona.
- Tak? A jaką? Tą, którą mi śpiewałeś wcześniej?
- Tą też, ale nie ma już miejsca by ją tam umieścić. Żeby wcisnąć tą, o której mówie, musiałem wykopać Ala Capone. - uśmiechnąłem się.
- Musiałeś wykopać Ala Capone. - powtórzyła ze śmiechem.
- No tak. Chociaż troche ich oszukałem, bo całkowicie przetworzyłem ten kawałek i widnieje na liście jako 'Smooth Criminal'. - znów się zaśmiała.
- Jednak nie jesteś taki grzeczny. Ja widzę, że ty lubisz broić. - mruknęła chichocząc pod nosem. Uśmiechnąłem się nieśmiało pod nosem.
- Wiesz... już ci mówiłem, że nie jestem święty.
- Więc co to za piosenka? - zapytała patrząc na mnie swoimi ciemnoniebieskimi oczkami. Pokręciłem głową z uśmiechem.
- Chyba nie myślisz, że ci to teraz powiem.
- A czemu nie? - naburmuszyła się śmiesznie.
- Niespodzianka. Na pewno będziesz wiedziała, kiedy ją usłyszysz. Że to właśnie ta.
- Ale ja chcę wiedzieć teraz. Bo znowu zacznę cię maltretować!
- Dobra, dobra! - zaśmiałem się z jej miny. - Powiem ci tytuł, ale nic poza tym. Już ci mówiłem, że chcę cię chronić, ciebie i twoją prywatność, więc nikt nawet tego utworu z tobą nie skojarzy. A przynajmniej nie powinien. Nazwałem go 'Liberian Girl.' Ty nie jesteś liberyjską dziewczyną. - parsknęła śmiechem chowając twarz w mojej szyi.
- Zadajesz sobie dużo trudu, żeby mnie ukryć.
- Kocham cię. - to była odpowiedź na wszystko. Pocałowałem ją w czubek głowy przytulając mocniej.
Leżeliśmy tak jakiś czas, aż na dworze temperatura spadła dość, by móc wyjść na plażę. Przez ten czas zastanawiałem się jak rozegrać sprawę z Madonną. Nie podobały mi sie rewelacje Janet. Z tego mógł wyniknąć niezły bigos, pytanie tylko kto go potem będzie musiał zjeść... Miałem zamiar spotkać się z nią zaraz po powrocie do Stanów, porozmawiać krótko i na temat. Jeśli naprawdę to powiedziała, chciałem wiedzieć co chce przez to osiągnąć. Mnie? Otrzyma taką samą odpowiedź jak kilka lat temu. Nic nas nigdy nie połączy.


Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now