8. "Nikt nie chce, żeby ktoś o nim źle myślał, nie zależnie od tego jaki jest."

348 19 0
                                    

Donata


Wieczór minał bardzo szybko, trzeba było iść spać. Jednak dzisiaj było to dla mnie wyjątkowo trudne zadanie. Wciąż miałam głowę pełną... jego. Dlaczego? Czy ktoś potrafi mi to wytłumaczyć? Nie miałam ochoty na nowe związki po Darku. Świnia obrzydził mi wszystkich facetów. Ale Michael... wydawał się być stworzony zupełnie inaczej niż reszta świata. Nie wiedziałam na czym konkretnie polega ta różnica, ale była widoczna gołym okiem.
Zaczęłam się już nawet zastanawiać nad dziwnymi sprawami... Dlaczego tak nagle przestałam odczuwać ból po rozstaniu z chłopakiem w Polsce? Teraz czułam tylko złość, że dałam się tak długo oszukiwać. Czy to było spowodowane spotkaniem z tym... piosenkarzem? Był o wiele starzy, a więc na pewno i bardziej odpowiedzialny i dojrzały. W pewien sposób na pewno był też mądrzejszy... W porównaniu z nim Darek wypadał naprawdę słabo. Z resztą... chyba każdy facet wypadał teraz przy nim słabo.
Musiałam zrobić coś, żeby pozbyć się go z mojej głowy. Nie wiedziałam tylko co. Nie podobało mi się to zafascynowanie, mogłoby ono być potencjalnym źródłem kłopotów. Jestem jeszcze smarkulą... Mam nadzieję, że nie narobię sobie kłopotów.
Sen w końcu przyszedł, ale był naprawdę ciężki. Co jakiś czas się budziłam. Ponowne zaśnięcie wymagało ode mnie jeszcze raz tyle czasu co zwykle... A wszystko przez niego. Kiedy się budziłam pół przytomna, przed oczami jak sen na jawie widziałam jego. W końcu, kiedy otworzyłam znów oczy i zobaczyłam, że w pokoju jest już jasno, postanowiłam, że po prostu wstanę i nie będę się już męczyć. Kiedy zobaczyłam, że na zegarze jest już godzina ósma, pogratulowałam sobie pomysłu.
Kompletnie nie miałam ochoty na jedzenie. Chyba zaczynał na mnie oddziaływać klimat, inny niz w Polsce i strefa czasowa. Wszystko mi się poprzestawiało, nie chciało mi się jeść, ze wszystkim zaczynałam mieć kłopot. Wiedziałam, że za tydzień lub dwa się do tego wszystkiego przyzwyczaję, ale w chwili obecnej uwierało mi to.
Nie miałam kompletnie pomysłu na dzisiejszy dzień. Do tej pory miałam cel, wstawać rano i zaraz ruszać, żeby porozwozić jak najwięcej CV, ale teraz już nie musiałam tego robić. Wyszłam na mały balkonik i wpatrzyłam się w błękitne niebo. Ani jednej chmurki... Będzie znów parno.
Z natury byłam taka, że nie mogłam wysiedzieć w jednym miejscu dłużej, niż kilka minut. Tak więc postanowiłam wykorzystać ten wolny czas o wiele przyjemniej niż dotychczas. Przypomniało mi się, że przecież mogę korzystać do woli z darmowych usług, takich jak chociażby sauna czy masaż. Wybrałam to drugie i po kilkunastu minutach już leżałam na kozetce rozebrana od pasa w górę. Masażystą był młody przystojny facet. Mógł mieć góra dwadzieścia parę lat, ale trzydzieści to już max. Okazał się tez być bardzo miły.
Ułożyłam się wygodnie, gdy on zaczął swoją pracę. Wylał mi na plecy pachnącą oliwkę i zaczął ją wcierać w skórę. Było całkiem przyjemnie, z resztą jak zawsze przy takich okazjach. Po jakimś czasie leżałam już na pół usypiając i ledwo kontaktując co się dzieje. Po jakichś trzydziestu minutach poszturchał mnie lekko.
- Już skończyliśmy, panienko. - powiedział z uśmiechem. - Chyba, że życzy pani sobie coś jeszcze?
- Coś jeszcze? To znaczy? - zapytałam mało przytomna.
- No, masaż nóg, rąk... ale prowadzimy też masaże erotyczne... - na te słowa otworzyłam szeroko oczy.
- Erotyczne? - bąknęłam.
- No... tak. Masujemy piersi i tak dalej. Oczywiście tylko wtedy, kiedy klientka sobie tego życzy. Nigdy wbrew jej woli. - popatrzył na mnie znacząco. O tyle dobrze, proszę bardzo.
- Nie, ja już podziękuję. Było miło, dzięki. - mruknęłam.
- Proszę bardzo. - odpowiedział wesoło i wyszedł zostawiając mnie taktownie za parawanem samą, bym mogła się ubrać.
No coś takiego! Chyba oszalał, jeśli myślał, że dałabym mu się dotknąć. Obcy kompletnie facet... Takie praktyki kojarzyły mi się z prostytucją a nie salonem masażu. Gdziekolwiek by się on znajdował. Masakra.
Postanowiłam popływać w basenie. Nawet po uprzednim prysznicu wciąż czułam na sobie zapach oliwki do masażu. Był przyjemny więc nie narzekałam. Ale fakt faktem, że był trwały. Może zapytam tego kolesia co to za oliwka i ją sobie kupię? Nie miałam jednak ze sobą żadnego stroju. Nie tylko w ręce ale w ogóle. Na szczęście można było go kupić na miejscu. Babka, która je sprzedawała zapisała mi rachunek, który później miałam zamiar uiścić. Całkiem przyzwoity był ten hotel... W Polsce to chyba nie do pomyślenia. Wciąż coś mnie tu zaskakiwało.
Pływałam, a raczej moczyłam się w pustym basenie chyba z godzinę. Licząc razem z masażem, oddawałam się tym przyjemnościom chyba ze dwie godzinki. Wszystko jednak się kiedyś kończy, a raczej nudzi, więc wyszłam w końcu z wody i doprowadziłam się do ładu, susząc mokre włosy i przebierając się w swoje rzeczy. Kostium kąpielowy zabrałam ze sobą do pokoju. Będzie niezła pamiątka po pobycie w tym hotelu. Nie długo pewnie będę musiała zacząć szukać jakiegoś lokum. Niech tylko dostane umowę do ręki. I pierwszą wypłatę.
Na korytarzach pachniało miło przygotowywanym obiadem. Aż się zdziwiłam, kiedy poczułam jak ślina napływa mi do ust. Chyba będzie coś pysznego, więc będzie trzeba iść. Przypomniało mi się jak mama nie raz przygotowywała coś egzotycznego jak na Polskę na święta, albo jakieś większe zjazdy rodzinne.
Weszłam do pokoju jakby nigdy nic nawet nie kontaktując jednego faktu. Gdy wychodziłam, pokój był zamknięty, ponieważ sama go zakluczyłam. Kartę miałam przy sobie, ale jakoś umknął mi ten fakt. Nie rozglądając się nawet podeszłam do komódki stojącej naprzeciw łózka i zaczęłam w niej za czymś szperać.
Właściciel hotelu miał gust, albo wynajął kogoś, kto go urządził. Na komodzie, przy której stałam, poustawiane były różne figurki i ładna stylowa lampka. Nigdy nie przyglądałam się takim rzeczom, ale te idealnie współgrały z resztą wystroju. Nad komodą wisiało potężne lustro w prostej, ale ładnej i pasującej do całości ramie. Kontem oka zauważyłam, że... ktoś siedzi na moim łóżku i się na mnie gapi.
Momentalnie jak oparzona okręciłam się na pięcie i z wielkimi oczami jak cebule wpatrzyłam się w faceta. O ile dobrze skontaktowałam, to był ten sam facet co w parku, którego spotkałam podczas tego spaceru w burzę. Ale pewności nie miałam, więc chwyciłam dziarsko za lampkę, która akurat stała najbliżej i wycelowałam nią w niego. Akurat gdy wstał.
- Mam lampę i nie zawaham się jej użyć. - powiedziałam wbijając wzrok w faceta. Ten... zaśmiał się.
- Spokojnie, to tylko ja. - usłyszałam, po czym zdjął kapelusz, okulary i maseczkę z twarzy.
Ręka z lampą opadła mi bezwładnie wzdłuż tułowia. Miałam szczęście, że jej nie upuściłam. - Przestraszyłem cię?
- Owszem... trochę. - wydukałam patrząc na niego.
Przede mną stał nie kto inny, jak... Michael Jackson. Wlepiałam w niego oczy, jakbym widziała go po raz pierwszy. A przecież miałam już z nim styczność. No tak. Do niego nie idzie się przyzwyczaić w ciągu pół godziny... Tak myślę.
- Dlaczego się pan tak obabulił tym wszystkim? Myślałam, że dostanę zawału. - burknęłam pod nosem odstawiając lampkę na jej miejsce. - Do tego zakradł się pan tutaj jak jakiś szpieg...
- Przyniosłem pani umowę o pracę. - powiedział wesoło wyciągając nie wiadomo skąd teczkę z papierami. Chyba bawiła go moja reakcja.
- Miałam przyjść w poniedziałek... - bąknęłam biorąc od niego teczkę i oglądając jej zawartość. Nagle znów wywaliłam oczy dostrzegając jeden z punktów umowy. - ILE???
Suma wynagrodzenia wynosiła... grubo ponad to co zapłaciłby mi ktokolwiek inny. W przeliczeniu na polskie... to było gdzie koło pięciu tysięcy...
- Coś nie tak? - zapytał przekrzywiając lekko głowę i przyglądając mi się uważnie. Spojrzałam na niego.
- Chyba pan przesadził... - bąknęłam.
- Z czym? - zapytał rzeczowo podchodząc do mnie i biorąc ode mnie papier.
- No... z tym, tak myślę. - wskazałam mu palcem o co mi chodzi. Popatrzył na mnie lekko zaskoczony.
- To mało? - otworzyłam szeroko oczy.
- Za dużo! - odpowiedziałam niemal krzycząc. Byłam w szoku...
- Za dużo? - powtórzył. - A czego się pani spodziewała?
- Nie tego. - mruknęłam. - Przepraszam, jeśli pana jakoś... zaskoczyłam... ale w moim kraju nas tak nie rozpieszczają. - wyjaśniłam siadając na łóżku. Uśmiechnął się.
- Ja będę panią rozpieszczał. Chyba trzeba panią przyzwyczaić do tutejszych standardów.
- Ooch, na pewno się przyzwyczaję. - powiedziałam nieco nerwowym tonem. Usiadł obok mnie.
Przyglądał mi się przez chwilę, jakby się nad czymś zastanawiał. Po chwili podniósł powoli rękę i delikatnym, trochę niepewnym ruchem, odgarnął mi włosy, które zsunęły mi się na twarz. Na to moje serce zareagowało natychmiastowym przyspieszeniem do 120. Chyba zauważył moje zmieszanie, bo cofnął natychmiast swoją dłoń.
- Przepraszam... - zaczął cicho, ale pokręciłam głową.
- Przecież nic się nie stało. - odpowiedziałam tak samo cicho. Atmosfera zrobiła się dziwna. Czułam, że coś zostało nie wypowiedziany i wisi teraz nad nami wciskając nas w podłogę. Ale nie miałam odwagi odezwać się pierwsza.
- Pomyślałem, że przyjdę tu do pani z tą umową wcześniej... Chciałem jeszcze z panią porozmawiać zanim zaczniemy współpracę. - odezwał się w końcu. Spojrzałam na niego.
- A o czym chciał pan rozmawiać? - znów się uśmiechnął. Miał naprawdę piękny uśmiech. I mogłam mówić co tylko chciałam, mama miała rację. Potrafił mnie nim oczarować w ułamku sekundy.
- Może najpierw zacznijmy od przejścia na 'Ty'. Trochę głupio mi tak... Co pani na to? - uniosłam lekko brwi do góry trochę zaskoczona jego propozycją.
- Ze wszystkimi swoimi pracownikami jest pan na 'ty'?
- Z większością. Nie którzy upierają się przy oficjalu, ale ja naprawdę wolę sobie nie panować. Tak będzie łatwiej. - znów posłał mi delikatny uśmiech.
Nie wierzyłam, że on tu ze mną siedzi i tak spokojnie sobie rozmawia. Czułam, że zaczyna się coś dziać... Byłam tylko ciekawa co to takiego. Coś dobrego? Czy skończy się tak jak wszystko do tej pory? Czyli nijak, albo katastrofą...
- Możemy mówić sobie na 'ty'. - zgodziłam się w końcu. - Choć nie wiem jak to wyjdzie w praktyce. - dodałam półgębkiem.
- Dlaczego? - podpytał. Popatrzyłam na niego znacząco.
- No nie wiem, może nie zdaje sobie pan z tego sprawy - rzuciłam protekcjonalnym tonem. - Ale jest pan najsławniejszym człowiekiem świata, chyba zaraz po Presleyu, który nas już opuścił. Chociaż oczywiście, znam osoby, które są święcie przekonane, że Elvis żyje, tylko został porwany przez kosmitów. - na te słowa roześmiał się głośno, a ja natychmiast spurpurowiałam. Co ja pieprzę?
- Jest pani urocza, naprawdę. Ale mam wrażenie, że pani nie wierzy w tą wersję o kosmitach, mam rację?
- Oczywiście, że nie. To jest wersja dla tych panienek które po nim płaczą, bo nigdy nie zdążyły go zobaczyć z bliska. Biedne. - mruknęłam kpiąco.
- Widzę, że nie ma pani dobrego zdania o ludziach pracujących w show biznesie. - zauważył wciąż mi się przyglądając. Zerknęłam na niego.
- W większości są to snoby, ludzie, którzy wcześniej nie mieli nic, poza jedną parą gaci, a teraz przez przypadek dorobili się fortuny. Uważają się za bóstwa, którym wszyscy inni powinni oddawać cześć tylko dlatego, bo są sławnymi aktorami albo piosenkarzami. Wszystkich innych traktują z góry, jak jakąś mniejszość... Palma już dawno im odbiła. Kasa psuje ludzi. - spojrzałam znów na niego kiedy skończyłam mówić. Przyglądał mi się z dziwnym wyrazem twarzy, którego nie umiałam określić.
- A co pani o mnie myśli? - zapytał prosto z mostu. Trochę mnie zatkało.
- A co mam myśleć? Jest pan... trochę inny, tak mi się wydaje, choć nie wiem, bo w ogóle pana nie znam. Ale miałam raz do czynienia z taką osobistością i moje słowa się sprawdziły. Uważał, że może wszystko, razem z zaciągnięciem piątki panienek do łóżka tylko dlatego że nazywał się tak a nie inaczej.
Nastała cisza. Spojrzałam na niego pewna, że powiedziałam za dużo. Wpatrywał się w okno przed nami z nieopisaną miną.
- A więc mnie też pani tak postrzega? - zapytał w końcu z lekkim uśmiechem, który jednak nie był wesoły.
- Tego nie powiedziałam. Powiedziałam, że WIĘKSZOŚĆ takich właśnie ma o sobie takie mniemanie. Może są tacy, którzy pozostali zwykłymi ludźmi. Ale już dawno ich nie widać spomiędzy tych wszystkich innych bufonów. - burknęłam. Uśmiechnął się, tym razem szczerze.
Nie wiedziałam co myśleć o tym jego zainteresowaniu moimi poglądami. Po co mu to wiedzieć? Nie umawiam się z nim na randki tylko do pracy. Faceci są jednak bardziej skomplikowani, niż wydaje się kobietom.


Michael


Jej podejście do świata, w którym żyję od dziecka bardzo mnie zmartwiło. Nie lubiła osób z tym wszystkim związanych, gardziła nimi po prostu. Nie wiedziałem, dlaczego aż tak mi zależy, żeby o mnie nie myślała w ten sposób. Chciałem jej pokazać, że ja taki nie jestem, że jestem inny, lepszy, prawdziwy. Niczego nie udaję na potrzeby mediów jak wiele moich kolegów po fachu. Nie godzę się na nic dla świętego spokoju, dążę do osiągnięcia swojego celu, choćby był trudny, niemal niemożliwy. Nie korzystam przy tym ze sposobów pójścia na łatwiznę. Staram się robić wszystko tak, by było zrobione dobrze, dokładnie i rzetelnie. To chciałem jej pokazać. Ale i to, że nie pogardzam zwykłymi ludźmi. Że ich szanuję, doceniam i wierzę, że są tak samo dobrzy jak ja. Choć na takich właśnie się przejechałem, to wierzyłem, że są tacy, którzy są naprawdę... dobrzy. Nie ma w nich fałszu ani zawiści, zazdrości, i wielu innych rzeczy. Doskonale wiedziałem, że wielu ludzi jest obłudnych. Przybierają maski dobrotliwości, życzliwości i udają empatycznych tak naprawdę w tym samym czasie mając w dupie cierpienie drugiego człowieka. Przyklejają się do niego jak pijawki i czerpią z niego póki mogą, a później, kiedy już się wykończy, odrzucają jak zepsutą zabawkę. Obmawiają, wyśmiewają... Ja już to wszystko przeszedłem, wiedziałem do czego są zdolni ludzie. Ale wciąż wierzyłem w tych, którzy są autentycznie dobrzy. To chciałem jej pokazać, by mogła czuć się przy mnie swobodnie, nie wyobrażając sobie niestworzonych rzeczy o tym, co ja mogę myśleć o niej. Że być może postrzegam ją jako coś gorszego. W żadnym wypadku. W moich oczach była klejnotem.
- Chciałbym, żeby pani wiedziała... - zacząłem starannie dobierając słowa. - Że ja nie patrzę na ludzi w takich kategoriach. - popatrzyła na mnie. - Dla mnie nie ma podziałów na jakieś kategorie... Jeśli ktoś jest z majętnej rodziny, to jest dobry, jeśli pochodzi z biedniejszej, to już nie zasługuje by na niego spojrzeć, nie. Tego u mnie nie ma. - powiedziałem wciąż patrząc jej w oczy. - Nie chcę, żeby mierzyła mnie pani tą samą miarą co innych, bo taki nie jestem. Postaram się to pani udowodnić. - dodałem po chwili, gdy nic nie powiedziała.
- Nie musi mi pan nic udowadniać. - odpowiedziała w końcu cicho.
- Krępuje panią moja obecność? - zapytałem wprost.
- Trochę. - przyznała.
- Nie chcę, żeby tak było. - sam powiedziałem szczerze. - Może się pani wydawać dziwne, dlaczego tak ciepło się do pani odnoszę nie znając pani, ale taki już jestem. - wyjaśniłem. - Potem dostaje za to po głowie, ale...
- Niech się pan nie martwi, ode mnie pan nie dostanie. - powiedziała z uśmiechem. Sam się uśmiechnąłem.
- Cieszę się. - mruknąłem. - To co? Podpiszemy tą umowę? - zapytałem w końcu bo cała sprawa chyba została przez nas zapomniana.
- Tak, tak, oczywiście. - pokiwała od razu głową skwapliwie.
- Mam jeszcze jedno pytanie... Tutaj cały czas będzie się pani kwaterować?
- No chyba tak. Na razie nie mam nic innego do wyboru. - uśmiechnęła się lekko. - Ale za jakiś czas na pewno coś się znajdzie.
Zastanowiłem się na moment. Coś będzie trzeba z tym zrobić. Pomyślę nad tym.
- No więc w takim razie... Proszę. - podsunąłem jej papier, który podpisała, a zaraz po niej ja pozostawiłem na nim swój podpis. - W takim razie jest już pani na mnie skazana. - zaśmiała się.
- Cieszę się z tego faktu niezmiernie. Dzięki temu będę mogła tu zostać na dłużej.
- Na jak długo? - podjąłem ten temat.
- Ta umowa gwarantuje mi pół roku legalnego pobytu. Nawet jeśli skończy się wcześniej. A później... to się zobaczy. - uśmiechnęła się blado.
- Nie mogę dać pani umowy dłuższej niż trzy miesiące. Ale potem chętnie ją z panią przedłużę, jeśli wciąz będzie pani chciała u mnie zostać. - powiedziałem z uśmiechem.
Takie było prawo, chyba wszędzie. Ale po tym okresie próbnym byłem pewny, że zostanie u nas na dłużej. O wiele dłużej. Nie miałem pojęcia dlaczego tak mnie cieszy ta perspektywa.
- Jak się pan tu w ogóle dostał? Zamykałam drzwi...
- Ach! - uśmiechnąłem się. - Mam nadzieję, że to pani nam wybaczy, i mnie i tej miłej pani w recepcji. Nie chciałem czekać na zewnątrz, ponieważ... Sama pani rozumie... - spojrzałem na nią porozumiewawczo. Pokiwała wolno głową, zrozumiawszy moje nieme przesłanie i patrząc na mnie z lekkim uśmiechem.
- Jeszcze ktoś by pana rozpoznał i miałby pan duży problem.. a propos... czy ten facet wtedy w parku... - zapytała z miną, która od razu odczytałem. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- Tak, to byłem ja. Proszę mi wybaczyć, że się wtedy nie przedstawiłem...
- Nic sie nie stało. Prawdopodobnie, gdyby się pan wtedy przedstawił, nie rozmawialibyśmy teraz ze sobą. - stwierdziła. Zdziwiło mnie to.
- Dlaczego?
- Bo za nic w świecie nie poszłam bym do pana świadoma, że idę do pana.
- A więc do samego końca nie wiedziała pani, że jedzie pani do posiadłości Jacksona? - zaśmiałem się. Pokiwała znów głową. - Ale dlaczego by pani nie poszła, wiedząc, że to ja?
- Po prostu jeszcze wtedy, zanim pana zobaczyłam na własne oczy, miałam o panu... kiepskie zdanie. - stwierdziła lekko się rumieniąc. Trochę mnie ścisnęło na te słowa.
- A teraz? Nadal ma pani o mnie takie złe zdanie?
- Nie. Teraz się trochę zmieniło. - przyznała, choć widać było, że nie chciała żebym o tym wiedział.
- To znaczy? - zacząłem od niej wyciągać.
- A czy to ważne?
- Dla mnie tak. - wciąż się jej przyglądałem z niemym zainteresowaniem. Widać było, że to ją krępuje, ale chciałem to wiedzieć.
- Po prostu... Mam nadzieję, że się nie mylę... ale wydaje się być pan całkiem inny niż, nawet wszyscy zwykli ludzie, których znam.
- Postaram się, żebyś się nie zawiodła. - jakoś automatycznie przeszedłem na 'Ty'. Spojrzała na mnie, a wtedy uśmiechnąłem się do niej.
- Też mam mówić panu na 'Ty'?
- Jak najbardziej.
- No więc, dlaczego tak bardzo ci zależy na tym, żebym dobrze o tobie myślała?
Bo mi się podobasz, przyszło mi na myśl, ale nie pozwoliłem temu wyjść przez moje usta. Aż przeraziłem się lekko na tę myśl.
- Nikt nie chce, żeby ktoś o nim źle myślał, nie zależnie od tego jaki jest. - wytłumaczyłem, co też poniekąd było prawdą.
- No tak... Ale tak na pierwsze spotkanie... może nawet na pierwszy rzut oka nawet widać, że o panu nie można źle myśleć. - stwierdziła patrząc na mnie uważnym wzrokiem.
- Tak? - uśmiechnąłem się. Poniekąd byłem zadowolony z jej odpowiedzi.
Kobieta nie zależnie od wieku potrafi oczarować człowieka. Zawrócić mu w głowie do tego stopnia, że zapomina na jakim świecie żyje. Potrafi nawet zapomnieć, że nie jest już nastolatkiem. Tak łatwo jest jej przedostać się do serca mężczyzny, choćby było nie wiadomo jak dobrze strzeżone. Tak jak moje... Nie chciałem by jakaś kobieta znów się do mnie zbliżyła. A ona to robi, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Sprawia, że ja sam chcę z nią rozmawiać, widzieć się... Przecież nie szukałem nikogo do pracy, nawet nie będzie miała w Neverland wiele do roboty. Ale już przy pierwszym spotkaniu coś mnie w niej urzekło. Podświadomie szukałem kontaktu z nią. Tak jak teraz, sam zainicjowałem to spotkanie. Nie wiedząc nawet czy sobie tego życzy, zaryzykowałem. Bynajmniej mnie nie wyrzuciła. Działo się ze mną coś dziwnego, coś czego nie umiałem określić. Czułem się znów jak nastolatek, który na chwilę stracił głowę dla jakiejś ładnej dziewczyny. W moim wieku bywało to niebezpieczne. Musiałem mieć się na baczności.

Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now