36.

389 20 0
                                    

Donata


Czas płynął bardzo szybko. Rzeczywiście miał rację, ale nawet mimo tego, że ja mało co robiłam, a to on harował, biegał z tyłkiem po tych arenach, to mnie również czas zleciał jak z bicza strzelił. Objechaliśmy już całe Stany, Mike był w wyśmienitym nastroju. Zauważyłam, że był w kiepskim stanie, kiedy wrócił po pierwszym koncercie w NY, ale potem po prostu tryskał energią. Cieszyłam się, że mimo tego wysiłku czuje się dobrze i nic mu nie jest.
W Las Vegas siedzieliśmy chyba najdłużej jak dotąd. Zwiedziłam już spory kawał świata dzięki niemu, w wolne dni między koncertami i kiedy nie miał prób zabierał mnie w miasto, i tam mogłam podziwiać malownicze ulice. Bardziej zurbanizowane nie mogły być. Wszędzie jakieś halogeny walące po oczach zwłaszcza w nocy. Jednak na swój sposób było to piękne.
Nie mogłam się już doczekać końca tej trasy, oznaczało to bowiem wizytę w Polsce i spotkanie z rodzicami. I oczywiście z Iwą, która zje mnie chyba na dzień dobry. Byłam też ciekawa czy Mike odważy się zajrzeć do mnie do domu. Poruszyłam nawet ten temat. Jego mina wyrażające skrajne przerażenie powiedziała mi wszystko.
- No i z czego się śmiejesz? - zapytał patrząc na mnie.
- Bo masz taką minę jakby ktoś miał cię tam pogryźć. Moi rodzice nie gryzą. - zaśmiałam się znów.
- Na pewno? Mam wrażenie, że twój ojciec ma na mnie bardzo długie zęby. - tymi słowami wywołał u mnie atak śmiechu. - Przestaniesz się w końcu ze mnie śmiać?! - burknął po czym skoczył na mnie, kiedy akurat usiadłam na łózku i powalił na nie siadając na mnie okrakiem. Popatrzyłam na niego wielkimi oczami.
- Em... Mike...?
- Co takiego? - zapytał zadowolony z siebie.
- Jesteś golusieńki... - mruknęłam patrząc na jego przyrodzenie, nie krępował się kompletnie z niczym. A niby taki nieśmiały. Ta, jasne. Wyszczerzył się w szerokim uśmiechu. Akurat minutę wcześniej wyszedł z łazienki spod prysznica. Na twarz kapały mi kropelki wody z jego mokrych włosów. Usmiechnęłam się lekko pod nosem.
- Przeszkadza ci to? - wymruczał pochylając się nade mną nisko, że niemal stykaliśmy się nosami. Uśmiechnełam się trochę szerzej.
- Nie, nie szczególnie. - bąknęłam powoli przesuwając dłoń w jego stronę po pościeli. Chyba tego nie zauważył, za bardzo był zajęty kąsaniem skóry na jej szczęce i szyi.
Z uśmiechem wciąż dążyłam w swoje ulubione miejsce na jego ciele. Otarł się o mnie sugestywnie, a ja w tym momencie delikatnym płynnym ruchem wśliznęłam się powoli dłonią na jego biodro, a dalej na pośladek. Macać dwadzieścia lat starszego faceta... Ekscytujące doświadczenie, naprawdę, pomyślałam z szerokim uśmiechem. Zaczęłam drapać to miejsce lekko paznokciami na co zamruczał mi do ucha. Ale moim końcowym celem było coś zupełnie innego.
Miałam na sobie krótką spódniczkę. Prawdę mówiąc to chyba ledwo zakrywała to co powinna, ale miała bardzo fajny krój, który mi się podobał, zostawała bowiem na swoim miejscu, kiedy się poruszałam, więc nie odkrywała tego co dla innych powinno pozostać niewidoczne. Mike szczególnie ją polubił. Zwinnym ruchem podrolował mi ją do góry odsłaniając koronkowe majteczki. Były tak cienkie, że kiedy mnie tam dotknął, miałam wrażenie, że dotyka mnie bezpośrednio a nie przez bieliznę.
Uśmiechnęłam się lekko patrząc mu w oczy.
- To jest ta twoja kara za śmianie się z ciebie? - zamruczałam błądząc teraz dłońmi po jego torsie. Białe plamy stawały się naprawdę co raz większe, ale nie zwracałam na to większej uwagi. Czasami widziałam jego ponurą mine, kiedy wychodził z łazienki i doskonale wiedziałam skąd się ona bierze. Mnie to jednak nie robiło różnicy. Był z tym piękny. I nawet jeśli uważał to za jakieś piętno to dla mnie ono nim nie było. Ze wszystkim co w sobie posiadał był wyjątkowy. Ale można mu było tłumaczyć, ale on i tak swoje. I ten jego tekst...

Gdyby istniał jakiś sposób na całkowite wybielenie barwnika w skórze to wydałbym na to nawet cały majątek.

Idiota. Może dobrze, że coś takiego nie istnieje. Ale ludzie właśnie w to wierzyli, że coś takiego sobie zrobił.
- Tak, to jest właśnie twoja kara, kochanie. - powiedział patrząc mi w oczy. Zagryzłam lekko wargę.
- Ile mamy czasu...? - spojrzałam na niego niewinnie. Pozornie niewinnie.
- Cały boży dzien... - odpowiedział przyglądając mi się. Wyszczerzyłam się cała zadowolona z siebie i zaczęłam się do niego łasić. Muskałam paluszkami jego skórę na szyi i ramionach, na piersiach, powoli badałam całe ciało. Znałam go już dość dobrze, ale wciąż było mi go mało. Cieszyłam się, że on też się mną nie nudzi.
- To może... - mruknęłam zerkając mu w oczy. - Zamiast mnie karać to pozwolisz mi ci to jakoś wynagrodzić...? - jego usta powoli rozciągnęły się w lubieżnym uśmiechu. Sama się uśmiechałam w dokładnie taki sam sposób.
- Mówił ci już ktoś, że kiedy tak mówisz jesteś niesamowicie seksowna? - wyszeptał mi do ucha po czym polizał je delikatnie na co przyszły mnie dreszcze. Zagryzłam lekko wargę.
- Nie, jak dotąd nikt mi tego nie powiedział. - powiedziałam cwaniakując.
- No to ja ci teraz mówię. - zaśmiał się cicho pod nosem. Pocałowałam go mocno jednocześnie popychając go na bok by położył się płasko. - Co pani chodzi po głowie? - wymruczał znów kiedy się od niego odsunęłam. Z lekko przygryzioną wargą popatrzyłam mu w oczy. Dotknęłam jego policzka, po czym zjechałam dłonią aż do jego pępka i tam się zatrzymałam. Ale tylko na moment.
Wyczułam jak się spiął. Mięśnie napięły się chyba do granic możliwości, czułam to wyraźnie na jego brzuchu. Pewnie był ciekawy co zrobię. Ja miałam ochotę na jedną konkretną rzecz.
- Zaraz zobaczysz... - wymruczałam mu tuż przy ustach i powoli składając po drodze na jego ciele czułe pocałunki zsunęłam się w dół. Ułożyłam się wygodnie pomiędzy jego nogami po czym przystąpiłam do przyjemności.


Michael

Robiła się coraz bardziej śmiała. Na początku, kiedy zrobiła to pierwszy raz była czerwona jak piwonia, co było naprawdę urocze. Teraz patrzyła mi hardo w oczy biorąc mnie głęboko, pieszcząc ustami, mruczała przy tym słodko.
Chciałem tego słuchać, jej ciche pomruki działały na mnie jeszcze bardziej pobudzająco. Przyjemnośc, którą mi sprawiała ogarniała powoli całe moje ciało. Zacisnąłem dłonie w pięści na pościeli ale nie wytrzymałem tak długo. Wplotłem palce w jej włosy i zaczałem lekko poruszać biodrami wychodząc jej na przeciw i tym samym penetrując ją sam. Nie sprzeciwiała się. Mruczała dalej przejeżdżając paznokciami wzdłuż moich ud sprawiając w ten sposób, że zacząłem cały wręcz dygotać.
Ciepło jej ust było obezwładniające, już samo to wystarczyło, bym całkowicie stracił zmysły. A ona jeszcze dokładała pikanterii, przeróżne odgłosy jakie z siebie wydawała kodowały mi się w mózgu, wiedziałem, że je sobie dokładnie zapamiętam.
Dyszący, z zagryzioną wargą wpatrywałem się w nią chcąc więcej i więcej. Patrzyłem na ten cudowny widok jak zdecydowanie jej ulubiona część mojego ciała znika w jej ustach, a po chwili powoli się z nich wynurza... A potem znów... Maltretowała mnie swoim językiem, ale to było najcudowniejsze uczucie. Dawno nie czułem takiego prądu.
Przez trasę, chociaż zabrałem ją ze sobą nie mieliśmy mimo wszystko zbyt wiele czasu na takie zabawy. Przerwa trwająca tydzień czasu wydawała mi się być wiecznością, więc kiedy teraz się mną zajęła... Czułem się co najmniej tak jakbym nie miał jej przez rok. Każde miejsce, które dotknął jej gorący język wydawało się parzyć, delikatne muśnięcia powinny łagodzić sytuację, ale tylko dolewały oliwy do ognia... który już skwierczał pod sufit.
Co chwila zmieniała tempo przez co szalałem za każdym razem. Kiedy zwalniała byłem w stanie zatracić się w tym już na zawsze, czułem na sobie jej chętne wargi, zwinny język, najchętniej to zatrzymałbym czas w tym momencie... A kiedy przyspieszała, wariowałem. Dochodziłem błyskawicznie, a potem znów zwalniała powstrzymując mnie. Zapragnąłem ją mieć, w tej chwili i w tym miejscu...
- Chcę cię... teraz... - wychrypiałem porywając ją i kładąc przed sobą na łóżku. Błyskawicznym ruchem pozbyłem się jej koronkowych majteczek... W sumie to i tak wszystko było przez nie widać, wiec tak jakby ich nie miała... Poczułem, że już dłużej nie wytrzymam.
Nie przejmowałem się nawet jej ubraniami. Rozpiąłem tylko drżącymi rękami jej bluzeczkę, uwielbiałem kiedy miała na sobie ciuch rozpinany z przodu, i odsunąłem miseczki stanika dobierając się do jej piersi. Była nieco zaskoczona moją brawurą, ale nie miałem już sił ani żadnego samozaparcia w sobie, by czekać jeszcze na cokolwiek. Chciałem w nią wejść, kochać się z nią przez godzinę, a potem powiedzieć, jak bardzo ją kocham, jak wiele zmieniła w moim życiu, we mnie. A ona sama nie odpychała mnie, wręcz przeciwnie, jęczała cicho przyciskając mnie bardziej do siebie, kiedy zaatakowałem jej sutki. Najsłodszy nektar... Jeśli jakiś facet nie widzi potrzeby w doskonałym zajęciu się wszystkimi częściami ciała swojej kobiety to jest to nie zawodny dowód na to, że jest frajerem.
Jęknąłem głośno wypełniając ją całym sobą. Z przymkniętymi powiekami zaczałem się w niej poruszać, najpierw powoli, sprawdzając wszystkie doznania na nowo, słuchając jej cichych westchnień. Chyba lubiła, kiedy byłem taki delikatny... Ale lubiła też ostrą jazdę, o czym nie raz już mi sama powiedziała.
Po niedługim czasie dałem się ponieść jakiemuś instynktowi, zacząłem brać ją mocno, aż z jej ust wydobywały się ciche okrzyki, kiedy tak za każdym razem uderzałem w nią, wchodziłem do samego końca. Serce waliło mi w piersi, czułem niemal jak obija się o żebra, ale nie przestawałem, dawałem upust wszystkiemu co się we mnie nagromadziło, całemu pożądaniu, pragnąłem jej, chciałem więcej i więcej, i ona chyba tez to czuła... Jej dłonie błądziły po moich plecach, chwytała się spazmatycznie moich ramion, wplatała palce we włosy. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nierównym oddechu, płytkim i nie zaspokojonym. Wiła się lekko, wyrzucała lekko biodra w góre, w moim kierunku, wychodząc mi nimi naprzeciw.
Patrzyłem na jej twarz, rozchylone usta, przymknięte oczy, słuchałem cichych westchnień przemieszanych z głośnymi jękami. To pieściło moje uszy. Była moja, tylko moja, miałem ją całą tylko dla siebie, na wyłączność. Tego własnie chciałem odkąd pierwszy raz ją zobaczyłem. Kiedy przyszła do mnie po raz pierwszy, kiedy zobaczyłem jaka jest piękna, jej długie zgrabne nogi, duże piersi... Byłem mistrzem w ignorowaniu oczywistych spostrzeżeń, dlatego tak długo się przed tym broniłem. Już wtedy zapragnąłem się do niej zbliżyć. Położyć ją nagą we własnym łózku i zrobić to, wejść w nią głęboko i pozostać w niej na całą noc...
Uczucie ciepła jakie temu towarzyszyło, kiedy byłem w niej było jak balsam. Cała ona, jej bliskość, koiła nerwy, pozwalała się odprężyć, a w takich chwilach jak ta, pozwalała wyżyć się dosłownie, zaznać prawdziwej rozkoszy, by potem móc ją utulić i zapewnić, że jest jedyna. Bo jest. Była moją jedyną i największą miłością.
Im bliżej byłem finału tym mocniej i szybciej się w niej poruszałem. Tym ona głośniejsze wydawałą z siebie dźwięki. W końcu pozwoliła mi to odczuć, swoją ekstazę, czułem ją wyraźnie za każdym razem, to było bardzo specyficzne uczucie, nie dające pomylić się z niczym innym. Pochłaniała mnie niemal, nie pozwalała się wycofać, zaciskała się na mnie prężąc pięknie przy tym całe ciało. Coś wspaniałego... Mógłbym patrzeć na to bez przerwy.
Powoli się rozluźniała, opadła lekko na pościel zamykając oczy i oddychając ciężko przez rozchylone usta, co chwilę wzdychając dźwięcznie, a ja wciąż działałem. Wciaz w niej byłem, czuła to, byłem co raz bliżej własnego finału, biłem w nią co raz gwałtowniej, to ją obudziło. Spojrzała na moją twarz za pewne widząc na niej pewnego rodzaju grymas, będący wyrazem zbliżającej się rozkoszy. Nic już nie widziałem, nic nie słyszałem, tylko czułem, kontakt z rzeczywistością już dawno został utracony... Łóżko dygotało, obijało się o ścianę, wydając z siebie za pewne charakterystyczne odgłosy.
Kiedy w końcu nadszedł ten moment z głośnym wręcz krzykiem wbiłem sie w nią ostatni raz i tak znieruchomiałem czując jak cała gorąca fala mnie opuszcza, wypełnia ją, jednocześnie pozostawiajac w moim umyśle cudowną błogość, choc ciało jeszcze nie skończyło. Przyjemność rozlewała się we mnie falami, powoli słabła pozostawiając mnie takiego drżącego, ciężko dyszącego i lekko skołowanego. Dostrzegłem w końcu jej uśmiechnięta twarz. Patrzyła na mnie bawiąc się moimi włosami. Nie chciałem się z nią rozstawać... Najchętniej... już bym tak pozostał.
Wycofałem się jednak w końcu opuszczając jej wnętrze, na co jęknęła cicho...
- Wszystko w porządku? - zapytałem natychmiast patrząc na nią uważnie. Zmarszczyła lekko nosek, po czym uśmiechnęła się.
- Tak, jak najbardziej. Po prostu... czuję się teraz taka... pusta. Kiedy ty tam byłeś, czułam się o wiele lepiej. - powiedziała, po czym uśmiechnęła się tak cudownie... Sam się wyszczerzyłem słysząc jej słowa. Schowałem twarz w jej szyi całując ją delikatnie.
- Co za dużo to nie zdrowo. - miałem raczej na myśli to, że mimo wszystko te moje 40 lat robi swoje. To był jeden z utajonych lęków. Że kiedyś znajdzie sobie może kogoś, kto będzie w stanie zaspokoić ją kiedy ona tylko pstryknie palcem...
- Kocham cię. - szepnęła tuląc mnie mocno, tak mocno jak tylko potrafiła. Zamruczałem cicho. Uwielbiałem to. Jak dziecko. - I mam ochotę na coś jeszcze. - szepnęła mi do ucha. W następnej chwili tym samym szeptem wyjaśniła mi o co jej chodzi. Zagryzłem wargę czując przyjemny ucisk w okolicy żołądka i z uśmiechem zsunąłem się w dół odpłacając się tym samym, co ona zrobiła dla mnie wcześniej.


Donata

Zajął się mną porządnie i długo. Kiedy w końcu zabawa się skończyła, uciekłam pod prysznic ale on i tak przyszedł za mną. Stwierdził, że nie ma zamiaru odstępować mnie teraz na krok. Wcale nie miałam nic przeciwko temu.
Nie mogłam się już doczekać wylotu do Polski. Kto by pomyślał, że dam radę tak się stęsknić. Ale w sumie tęskniłam tylko za paroma osobami. Rodzicami i Iwą. Jeszcze im o niczym nie powiedziałam. Pomyślałam, że zrobię im w ten sposób niespodziankę.
Trasa po Europie chyba tak naprawdę obejmowała większość miejsc z listy, a przynajmniej tak mi się wydawało. Mike twierdził, że za każdym razem przechodzi piekło jeżdżąc po świecie, że nienawidzi tras. Ale musi się w jakiś sposób promować. W sumie to nie byłam zdziwiona, że tego nie lubi. Fani pewnie byli wręcz święcie przekonani, że on kocha jeździć po obcych krajach. Pewnie był zmuszony odpowiadać tak we wszystkich wywiadach, zwłaszcza teraz jeśli chciał się utrzymać.
Mnie też to już zaczynało męczyć szczerze powiedziawszy.
Czas jednak mimo wszystko pomknął z zawrotną prędkością i zanim się obejrzałam koniec tego wszystkiego był już bardzo dobrze widoczny. Byliśmy w Berlinie, następnym przystankiem była Moskwa. Trochę dziwnie, bo Polska jest bliżej, ale ten koncert został dołączony znikąd na samym końcu więc Mike będzie musiał cofać się z Rosji. Chciałam normalnie lecieć z nim, a raczej jechać bo teraz poruszaliśmy czymś co nazywało się tourbusem. Było nawet dość wygodnie.
Mike uparł się, że wysadzą mnie w Warszawie, a jeden z jego ludzi odwiezie mnie do Konstancina, tam gdzie mieszkałam do chwili wylotu. Popukałam się jednak po głowie, powiedziałam, że istnieje coś takiego jak komunikacja miejska.
- Chyba o tym zapomniałeś siedząc w tej swojej jaskini w Neverland. - zrobił kwaśną minę.
- Nie, nie zapomniałem wyobraź sobie. Nie chcę tylko, żebyś poruszała się sama.
- Do tej pory jakoś się poruszałam sama i nikt mnie nie porwał. - mruknęłam patrząc mu w oczy.
- Nigdy nie mów nigdy. - odpowiedział mrużąc lekko oczy.
- To bez sensu, Mike. I co potem ten twój człowieczek zrobi, kiedy ty będziesz w Moskwie?
- Zatrzyma się w hotelu w Warszawie...
- I może jeszcze będzie mnie pilnował?!
- A to wcale nie jest głupi pomysł. Dzięki, że mi go podsunęłaś. - powiedział zadowolony z siebie.
- Zapomnij. - warknęłam. - Nie ma! Znam drogę, poradzę sobie sama. Ty jedziesz dalej. I bez dyskusji! Bo i tak się nie zgodzę. - powiedziałam w swoim mniemaniu kończąc rozmowę.
Marudził mi potem przez cały czas, ale nie miałam zamiaru zmieniać zdania. Najlepiej to powinien wziąc i sam zaprowadzić mnie może za rączkę pod same drzwi. Czasami naprawdę musiałam ostro hamować tą jego nadopiekuńczość.
- Czy twoje zawsze musi być ostatnie? - zajęczał mi któregoś razu. Pokiwałam głową na tak z ustami pełnymi jakimiś słodyczy. Patrzyłam na niego lekko rozbawiona, jak nie może tego przeżyć. Naprawdę to już była gruba przesada, ale on jak dziecko. Nie mógł zrozumieć, że tego nie potrzebuję i że nie może być na jego. - Ale...
- Jeszcze jedno ALE, a dostaniesz normalnie kopa w dupsko! - mruknęłam przełykając już lekko zirytowana i odeszłam siadając sobie gdzieś z boku. Pruliśmy właśnie z Berlina w stronę polskiej granicy. Serce troche mi waliło. Nie wiedziałam czemu się tak tym denerwuję. Przecież tam są moi rodzice i przyjaciółka, najlepsza. Obie z Janet były takimi moimi przyjaciółkami chociaz różniły się między sobą jak dzień do nocy.
Jechaliśmy całą noc. Nie wiedziałam czy tyle rzeczywiście wynosi trasa czy kierowca tak się wlókł, ale czasu mieliśmy w bród. To znnaczy, Mike go miał do następnego koncertu. W Moskwie, przedostatni. Cieszył się jak dziecko, że w końcu koniec. Próbowałam go namówić, żeby przed tym w Warszawie zajrzał do mnie do domu, ale natychmiast wymyślił miliard powodów, dla których nie zdąży, nie uda mu się itd. Śmiać mi się chciało. No ale nie powinno to być niczym dziwnym po tym jak mój ojciec chciał go zdyskryminować za to że się do mnie zbliżył.
- Dona... - wymruczał mi do ucha gdykimałam w rozsuniętym fotelu. Otworzyłam lekko oczy widząc jego twarz tuż przy mojej. Było już jasno, ale wciąż jechaliśmy. Do moich uszu doszedł jakiś ryk... Podniosłam się i przez okno dostrzegłam tłumy wiwatujące i machające, głównie dziewczyny. - No właśnie... - zaśmiał się. - Jesteśmy już prawie pod tą twoją Warszawą. - spojrzałam na niego ze ścisniętym żołądkiem. Uśmiechnęłam się mimo wszystko.
- Penwie chcesz się już mnie pozbyć, by móc poromansować z jakąś, co? - wyszczerzyłam się. Sam się zaśmiał.
- Głupia... - mruknął. - Budzę cię, bo do Moskwy polecimy samolotem, ciebie trzeba tu wysadzić. - powiedział już bez entuzjazmu. Dobrze wiedziałam o co mu chodzi.
- Mike. Nie puścisz nikogo za mną. Jeśli kogoś zobaczę idącego za mną w bezpiecznej odległości... - pogroziłam mu palcem przed nosem. Po jego minie zdałam sobie sprawę, że to właśnie chciał zrobić. - Jesteś niemożliwy.
- Martwię się po prostu. To źle? - burknął spoglądając na mnie, a potem sadowiąc się na miejscu obok zakładając ręce na piersi. W ogóle zdawał się nie zwracać uwagi na ludzi huczących na ulicy.
- Nie pomachasz im? - zaśmiałam się. Uśmiechnął się też w końcu.
- Pomacham jak wysiądziemy. Zresztą jesteśmy tylko przejazdem. Będziesz musiała wracać jakoś z lotniska, skoro się tak uparłaś...
- Tak, uparłam się. Zamówię sobie taksówkę. Trochę zapłacę, ale to nic. Wsiądę na lotnisku, a wysiądę pod domem. Rodzice się ucieszą.
- Mówiłaś im, że przyjeżdżasz?
- Nie. - powiedziałam z uśmiechem patrząc na niego. - Chciałam im zrobić niespodziankę.
- Taka dobra z ciebie córcia? - zaśmiał się. Trzepnęłam go lekko w ramię.
- Nie nabijaj się ze mnie.
W końcu zajechaliśmy na to lotnisko. To samo z którego ja wyleciałam do Stanów. Nie powiedziałam o tym Michaelowi. Bądź co bądź, skojarzyło mi się to pozytywnie. W końcu później poznałam własnie jego. Poczułam na sobie jego ręce. Przytulił mnie mocno wiedząc, że nie zobaczy mnie przez tydzień. Może nawet trochę dłużej. Czułam, że będę za nim tęsknić, ale przecież to nie tak długo. Słowa chyba nie był zbyt potrzebne. Wcisnęłam się w niego obejmując za szyję i starając się wyciągnąć z tej chwili jak najwięcej. Wdychałam jego zapach chcąc się nim niemal odurzyć. Zrobiłabym to gdyby to było możliwe.
- Niedługo się zobaczymy, uważaj na siebie, proszę cię. - wyszeptał mi do ucha po czym niechętnie wypuścił z objęć. Uśmiechnęłam się blado w odpowiedzi.
Postanowiłam poczekać na swoją taksówkę w hali lotniska a nie na zewnątrz, tak by Mike mógł spokojnie wsiąść do samolotu, a nie rozglądać się czy nic mi nie jest. Jego zdaniem tu byłam bezpieczniejsza. Była dziesiąta rano. Niby co mogło mi się stać? Ale wolałam już nie marudzić, jeśli ma być spokojny to poczekam tutaj. Dziesięć minut poźniej wyszłam się rozejrzeć i zobaczyłam, że jakaś taksówka już stoi i czeka. Mając nadzieję, że to moja podeszłam i istotnie dowiedziałam się, że to mój kurs. Odwróciłam się jeszcze jakbym spodziewała sie go tam zobaczyć, ale nie było go. Siedział już pewnie w hali odlotów, nie mógł mnie widzieć. Ale i tak się uśmiechnęłam. Uśmiech poszerzył mi się, kiedy wyobraziłam sobie miny rodziców, kiedy za pół godziny zjawię się w domu. Nie mogłam się już doczekać, także spotkania z Iwą, która chyba mnie udusi.
Całą droge trzęsły mi się nogi. Niby nic takiego się nie działo, po prostu jechałam do domu. Ale i tak... Nie widziałam się z rodzicami kilka dobrych miesięcy. Prawie pół roku. Pół roku spędzone z Michaelem Jacksonem. Aż nie mogłam w to uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Serce biło mi mocno na wspomnienia minionych miesięcy, od samego początku jak uciekałam przed nim, jak próbował się do mnie zbliżyć, a ja go wciąż odtrącała. Jak po raz pierwszy nocowałam w Neverland, żeby było śmieszniej, to w jego sypialni, w jego łóżku i z nim. Ten sen... Jak obudziłam się rano, a on przytulał mnie do siebie delikatnie obejmując od tyłu. Miałam wtedy ochotę odwrócić się do niego i wtulić. Szkoda, że tego nie zrobiłam.
Potem już wszystko samo się potoczyło. Wywlókł mnie do Hiszpanii, a tam... No. Od tamtej pory wszystko się ciągnie. Miałam nadzieję, że nigdy się nie skończy. Trzeba było przetrwać jeszcze te kilka dni i w końcu będzie po wszystkim. Widać było, że Mike jest już tym wszystkim wykończony. Powiedziałam mu nawet, że nie potrzebnie doprawił sobie ten koncert w Polsce, ale jak zwykle, uśmiechnął się tylko i powiedział, że cieszy się, że będę miała okazję pobyć trochę z rodziną. Że na pewno za mną tęsknią i będą szczęśliwi, że wróciłam do domu chociaż na chwilę. Sama byłam tego świadoma, ale... Miałam nadzieję, że wszystko będzie dobrze. Musiało być. Miałam na myśli jego zdrowie. Mógł sobie udawać, że wszystko jest w porządku, ale ja widziałam jak się męczył. Bardzo szybko.
Auto zatrzymało się przed tak dobrze znanym mi domkiem z ogródkiem. Dom nie był zbyt wielki, ale za to ogród był duży. Bawiłam się w nim, kiedy byłam mała. Była tam piaskownica i huśtawki. Okupowałam je zawsze z Iwą. Była w moim wieku. Wyciągnęłam bagaż, zapłaciłam facetowi i popatrzyłam przez chwilę jak odjechał. Potem przeszłam przez furtkę i wpakowałam się z tym wszystkim do środka. Robiąc przy tym nieco hałasu.
- Kto to się tak tarabani? - usłaszałam głos mamy z kuchni nie daleko. Z salonu dobiegał dźwięk telewizora, pewnie tata jak zwykle oglądał o tej porze wiadomości. A mama jak zwykle o tej porze kręciłą się w kuchni i gotowała obiad.
U nas w domu był taki zwyczaj, że wszyscy znajomi wchodzili od razu po zapukaniu. Więc moje wtargnięcie nie było niczym nie zwykłym. Nie odezwałam się jednak od razu z uśmiechem ustawiając swoją walizkę pod ścianą, obok szafki na buty. Po cichu przeszłam parę kroków po czym zapuściłam żurawia zza rogu obserwując jak mama grzebie w garnku.
- Pięknie pachnie. - powiedziałam w końcu na co spojrzała na mnie ogromnymi oczami. Momentalnie drewniana kopyść została odrzucona do zlewu, a mama z krzykiem rzuciła się w moją stronę.
- Dona, kochanie! - zaczęłam mnie ściskać i całować, jakby nie widziała mnie sto lat. Z prędkością światła obok pojawił się tata. - Matko Boska, dlaczego nic nie powiedziałaś, że przyjeżdżasz?! Ugotowałabym coś lepszego, a ten twój też tu jest?! - wychyliła się by zobaczyć, czy kogoś jeszcze nie ma na korytarzu. Zaśmiałam się.
- Nie, poleciał dalej do Moskwy.
- Jednak nie dał się namówić? - usłyszałam rozbawiony głos ojca, który przytulił mnie starając się wyglądać poważnie, ale wiedziałam, że też się cieszy.
- Ja też się cieszę, że was widzę. - zaśmiałam się po czym wszyscy przeszliśmy do kuchni.
- Dlaczego nie dałaś znać, nic nie mam! - mama jak zawsze zaczęła biadolić.
- Spokojnie, jak coś to pójdę do sklepu...
- Ooo! Powodzenia. - mruknął ojciec.
- Czemu? - spojrzałam na niego zainteresowana.
- W tym markecie nieopodal pracuje ta cizia, która podpierdoliła ci Darka.
- No proszę. - parsknęłam śmiechem. - Lalunia ubrudziła sobie rączki pracą?
- Taa. Ty pilnuj tego swojego Jacksona...
- Tata, Iwa już mnie ostrzegła dzięki. - zaśmiałam się. - Mike ma oczy bez przerwy wlepione we mnie. Zresztą wcale się tu nie pojawi. A właśnie, co z Iwą?
- Też złapała gdzieś jakąś robotę. - odpowiedziała mama. - Tęskni za tobą.
- Wiem. - mruknęłam rysując jakieś kółka na stole palcem. - Chyba wybiorę się do tego sklepu. - rzuciłam ze złośliwym uśmiechem. Tata parsknął kręcąc głowa. Wiedział, że potrafię być uparta i odegrać się za swoje. Chciałam widzieć jej minę, kiedy mnie zobaczy. Załatwiłabym ją tam na cacy. Inni mnie nie obchodzili. Sąsiedzi mogli se mówić i myślec co chcą. Ale najpierw musiałam spotkac się z Iwą. Znając ją, najpierw przyklei się do mnie, a potem własnoręcznie urwie mi łeb za to, że wyjechałam. Ale myślę, że mimo wszystko uda mi sie ją udobruchać.



Michael

Lot do Moskwy nie trwał długo. Przez całą drogę myślałem o niej. Brakowało mi jej. Czułem się, jakby ktoś obciął mi rękę. Albo nogę. Byłem taki... niepełny. Stała się już nieodłączną częścią mnie. Zakorzeniła się wręcz we mnie, w moim sercu. Zabrała go połowę ze sobą, zostając w Polsce. Ale z drugiej strony cieszyłem się z tego. Moze jej ojciec całkiem mi odpuści, jeśli zobaczy, że nie trzymam jej na smyczy. Ktoś inny mógłby sie tego spodziewać. Młoda dziewczyna, nie jedni się za nią oglądali, widziałem to doskonale. Ale była moja. Ufałem jej. I wiedziałem, że mnie nie zawiedzie.Ale to wszystko nie zmieniało wcale faktu, że już za nią tęskniłem, strasznie. Jeszcze dobrze nie poczułem, że jej nie ma, a już... Potrzebowałem jej do życia bardziej niż się spodziewałem, niż myślałem wcześniej. Westchnąłem. Jakoś to zniosę, w końcu... Nie rozstaliśmy sie na zawsze. To tylko kilka dni. A może... Jak już będę w tej Warszawie... może jednak przed koncertem dzien czy dwa zajrzę do niej do domu... Tak, to jest dobry pomysł. Mam tylko nadzieję, że wtedy jej ojca nie będzie w domu.Nie no, nie jestem mięczakiem, pomyślałem w końcu. Czy będzie czy nie, chcę się z nią wtedy zobaczyć. Tęsknota boli chyba najbardziej. To inny rodzaj bólu niż ten fizyczny, inny niż ten po nieprzemyślanych słowach, lub po stracie czegoś ważnego. Inny niż po rozstaniu, choć temu ostatniemu nieodłącznie też towarzyszy. To ból nawołujący kogoś do powrotu, pragnący sam się ukoić, potrzebujący znów złączyć się w jedną spójną całość z drugą osobą, wtedy może znów zasnąć, by za jakiś czas ponownie się obudzić i jątrzyć człowieka od środka. Dobrze, kiedy może zostać ujarzmiony. Gorzej, jesli jest to niemożliwe.Kochałem ją z całego serca i wiedziałem, że zrobiłbym dla niej wszystko. Także by ją przy sobie zatrzymać, starałbym się poruszyć niebo i ziemię. A jeśli nic by to nie dało... ból tej tęsknoty za nią zabiłby mnie. Dzięń po dniu wyżerałby mnie od środka trawiąc wnętrzności, zamieniając krew w kwas... Aż zabił by we mnie wszystko.Teraz jednak nie musiałem się niczym martwić. Tydzień to nie wieczność, w dodatku pracy będzie dość, by nie mieć czasu o niczym myślec. A potem... Potem kiedy już wsiądę do samolotu do Polski, nadejdzie najgorszy i najcięższy czas, a za razem tak wyczekiwany... Nie będe mógł się doczekać by już być na miejscu i ją zobaczyć. Przytulić, pocałować. To będzie najsłodszy pocałunek, na który oboje musimy czekać.


Nie płacz, kiedy odejdę... bo to będzie tylko jeden wielki żart.Where stories live. Discover now