44

1.5K 136 16
                                    

Później tego wieczoru, tuż przed północą, Harry i Tom opuścili swój zamek i przygotowali się do aportacji do Wielkiej Brytanii. Tom niósł skórzaną torbę, która mieściła hojną ilość eliksiru maskującego magię, a Harry sprawdził, czy ma swoją pelerynę niewidzialności wypchaną w kieszeni futrzanego płaszcza. V podskoczył kilka razy na ramieniu Harry'ego w nerwowym oczekiwaniu.

- Na razie damy Lestrange eliksir, tak jak wszystkim innym. - Tom powiedział, wpatrując się w dal. - Udamy, że planujemy ich uwolnić, tak jak zrobimy to z resztą moich zwolenników.

- Żeby nie wydać całego planu na początku. - Harry domyślił się spokojnym głosem. Rozumiał, że to musiało być bardzo trudne dla Toma, tak w zasadzie zdradzić część osób, które kiedyś były mu całkowicie lojalne. Ale Tom nie był już tym Czarnym Panem, którym był kiedyś. Ci wierni prędzej zwróciliby się przeciwko Tomowi, niż zaakceptowali spokojne życie wśród mugolaków i wilkołaków.

- Dokładnie. - Tom wziął głęboki wdech i wypuścił go powoli, wyraźnie rozdarty decyzjami, które musiał teraz podjąć. - A potem, w przyszłym tygodniu, kiedy udamy się do Azkabanu, aby faktycznie uwolnić więźniów, chciałbym, abyś zabrał ich dusze i sprawił, aby wyglądało to tak, jakby umarli nagle, być może jako efekt uboczny zażycia eliksiru. Upewnię się, że będę wyglądał na odpowiednio zszokowanego i zaniepokojonego.

Harry nie mógł powstrzymać chichotu, chociaż wiedział, że Tom podchodzi do tych planów zupełnie poważnie.

- Nie martw się. Nikt nie zauważy, że zbieram ich dusze. Po prostu padną martwi na miejscu i nikt się nie zorientuje.

- Dziękuję. - Tom wyszeptał i wyciągnął rękę. Harry umieścił w niej własną dłoń i bez dalszej zwłoki Tom aportował ich na wschodnie wybrzeże Wielkiej Brytanii. - Podejście do Azkabanu jest zabezpieczone przed łodziami i miotłami oraz latającymi dywanami. - Tom powiedział, jak zimny wiatr wirował wokół nich, plącząc ich włosy i rujnując pióra V. - Ale skoro wszyscy są przekonani, że czarodzieje i czarownice nie potrafią przepłynąć tak daleko ani latać bez narzędzi, to nie jest ono zabezpieczone przed magicznymi osobnikami.

- Dlaczego nie? - zapytał Harry, myśląc, że to raczej głupie, by nie odgradzać więzienia przed zakradającymi się ludźmi.

Tom obdarzył go szerokim uśmiechem, wyglądając na rozbawionego niekompetencją Ministerstwa.

- To sprawiłoby, że zmiana strażników byłaby zbyt skomplikowana. Bariery, które mogą filtrować jednostki w ten sposób są skomplikowane i bardzo drogie w utrzymaniu. Mistrzowie Barier mający pracować przy dementorach żądają hojnego wynagrodzenia za ryzyko. Więc ministerstwo stawia na dementorów, aby odstraszyć nieproszonych gości.

- Taa, te nie będą dla nas problemem. - Właściwie to Harry miał nadzieję, że niektóre z dementorów będą na tyle głupie, by ich zaatakować, dzięki czemu będzie mógł rozszarpać jeszcze kilka. Te wysysające dusze stworzenia, czymkolwiek naprawdę były, nie należały do tego świata, Harry był tego pewien.

- Dokładnie. - I z tym Tom wzniósł się w powietrze i wystrzelił do przodu w ciemną, wietrzną noc. Harry natychmiast podążył za nim, a V leciał z tyłu. V przeklinał i narzekał, bo jego lekkie ciało miało najwięcej trudności z leceniem pod wiatr, ale udało mu się dotrzymać kroku, gdy lecieli przez wzburzone fale.

Dotarcie do czarodziejskiego więzienia zajęło im może godzinę. Azkaban wznosił się wysoko na horyzoncie, krusząc czarną sylwetkę na tle rozgwieżdżonego nieba. Cały budynek wyglądał raczej na zniszczony, jakby obecność dementorów sprawiła, że nawet kamienne ściany uległy rozkładowi.

Wylądowali na skalistym brzegu tuż obok niewielkiego molo.

- Przejdziemy przez bariery tutaj, gdzie zazwyczaj dokują strażnicy, gdy wymieniają zmiany. - Tom szepnął, szybko ponaglając Harry'ego. - Kiedy już przez nie przejdziemy, będziemy mogli wlecieć na dach, gdzie otwory wentylacyjne są chronione jedynie przez bardzo słabe zabezpieczenia.

The Necromancer || Tłumaczenie tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz