28

2.6K 196 1
                                    

Odgłosy ludzi wyrażających swój sprzeciw stawały się coraz głośniejsze teraz, gdy Harry pojawił się i stanął naprzeciw tłumu. Na szczęście mężczyzna miał już wcześniej do czynienia z tłumem i wiedział, jak radzić sobie w takiej sytuacji. Poławiacze krabów z Sildaru, których całe źródło utrzymania zniszczył, gdy stworzył więcej ziemi w niewłaściwym miejscu, również szturmowali jego zamek, wymachując w jego stronę swoimi garnkami z krabami.

Harry wyprostował się, nie zważając na to, że stał tam tylko w spodniach od piżamy, z wytatuowaną klatką piersiową wystawioną na świat.

- CISZA! - Harry krzyknął tak głośno, jak tylko potrafił. Odniosło to pożądany skutek i od razu ludzie przed nim zamknęli usta w szoku. Harry przybrał swój najlepszy wyraz rozczarowanego rodzica, a wychował czwórkę dzieci, więc przez lata doprowadził go do perfekcji. - Jestem głęboko rozczarowany wami wszystkimi, że myśleliście, iż szturmowanie mojego zamku jako bezmyślny tłum jest pożądanym sposobem rozwiązywania wszelkich sporów.

Kilka osób w tłumie zwiesiło głowy, gdy zdali sobie sprawę, że chyba trochę przesadzili.

- W przyszłości, jeśli macie do mnie jakieś pytania lub uwagi, o wiele bardziej cywilizowanym rozwiązaniem jest po prostu wysłanie jednej osoby, która grzecznie zapuka do moich drzwi i poprosi o spotkanie. Jestem waszym gubernatorem i jeśli macie pilne sprawy, chętnie się z wami wszystkimi spotkam, ale nie w ten sposób.

V zleciał z balustrady i wylądował na ramieniu Harry'ego.

- Chamstwo, chamstwo. - zawołał, patrząc na tłum z opuszczonym łbem. - Bardzo, bardzo niegrzeczne.

Więcej głów pochyliło się ze wstydem i Harry z zadowoleniem zauważył, że większość tłumu zdała sobie sprawę, że prawdopodobnie zareagowali jak dzieci, a nie jak cywilizowani dorośli.

- Za godzinę w ratuszu odbędzie się zebranie miejskie. Wszyscy są zaproszeni, oczywiście, i wszyscy będą mieli szansę zadać swoje pytania i wyrazić swoje obawy. Na razie chciałbym pójść się umyć i zjeść jakieś śniadanie, skoro wszyscy tak niegrzecznie mnie obudziliście, podczas gdy ja spędziłem pół nocy nie śpiąc i pracując nad obroną wyspy, która zapewni nam wszystkim bezpieczeństwo.

Tak, to było wszystko, co było potrzebne, Harry z zadowoleniem zauważył. Ludzie skinęli głowami i odeszli, a Harry zamknął drzwi i głęboko westchnął. Pierwszą rzeczą, jaką zrobił, było wysłanie Patronusa do Remusa, aby powiadomić go o sytuacji, a potem, po namyśle, wysłał jednego do Voldemorta, aby powiadomić go o nadchodzącym spotkaniu. Harry był pewien, że jego nowy przyjaciel za nic nie chciałby tego przegapić.

Harry wziął szybką kąpiel, która odświeżyła go na tyle, że w końcu poczuł się na tyle przytomny, by móc funkcjonować, a potem zjadł pyszne śniadanie przygotowane przez Violet. Upewnił się również, że Violet odeśle mnóstwo przygotowanego jedzenia do kobiet i dzieci, które uratował poprzedniej nocy, ponieważ żadne z nich nie miało pieniędzy na zakup czegokolwiek, a Harry nie zamierzał pozwolić im głodować nawet przez godzinę, kiedy i tak byli już o wiele za chudzi.

W końcu Harry złapał swoją miotłę i poleciał do Spellbridge, gdzie zobaczył mnóstwo ludzi, którzy wychodzili ze swoich domów na rynek, by dołączyć do spotkania. Remus, Syriusz i Regulus byli już w ratuszu, a dwaj bracia spierali się, czy powinni stworzyć podest, czy nie, ponieważ sala była zupełnie pusta, z wyjątkiem biurek Remusa, które na tę okazję zostały przysunięte do ściany. Syriusz był przeciwny dodawaniu podestu, upierając się, że muszą spotkać się z ludźmi na ich własnym poziomie, podczas gdy Regulus nalegał, by wynieść się ponad tłum.

- Potrzebujemy podestu. - Harry powiedział, przechodząc szybkim krokiem przez dużą, pustą salę, ignorując jęk niezgody Syriusza. - Wszyscy ludzie muszą nas widzieć, a my potrzebujemy na razie trzech krzeseł. Ja jako gubernator Magiki, Syriusz jako burmistrz Spellbridge, a Remus jako urzędnik imigracyjny.

V podleciał do góry, by usiąść na jednym z żyrandoli, które zwisały z wysokiego sufitu, dzięki czemu mógł mieć oko na wszelkie potencjalne zagrożenia i w razie potrzeby wołać ostrzeżenia.

- Dziękuję. - Regulus powiedział z irytacją przewracając oczami, po czym odsunął brata na bok i zaczął wyczarowywać potrzebne podesty i krzesła. Remus zajął pozycję obok drzwi, gdzie na zewnątrz czekał już tłum. Gdy tylko podest był gotowy, Harry usiadł na środkowym krześle, a Syriusz po jego lewej stronie. Remus otworzył drzwi i szybko dołączył do nich na podium, gdy ludzie wlewali się do sali. Wśród tłumu Harry dostrzegł Voldemorta i Quirrella. Trzymali się z boku i udało im się znaleźć miejsce w pobliżu podestu. Voldemort rzucił Harry'emu rozbawiony uśmieszek, który Harry skrzętnie zignorował. Na razie.

W końcu, gdy nie było już więcej ludzi na zewnątrz, by dołączyć do tłumu w środku, Harry podniósł rękę, by uciszyć pomruki i szepty wokół nich, a gdy ludzie w końcu ucichli, wstał ze swojego miejsca i przeszedł na przód podestu, by móc spojrzeć na cały tłum.

- Witajcie! - zawołał Harry, uśmiechając się miło i kiwając głową do kilku osób, które rozpoznał w tłumie. Było tam dobrze ponad sto osób i Harry był zadowolony, widząc, jak szybko Magica rozrosła się w ciągu ostatnich kilku tygodni. - Dla tych z was, którzy jeszcze mnie nie poznali, jestem Harry Potter, założyciel i zarządca Magiki. Tutaj jest mój ojciec chrzestny i burmistrz Spellbridge, Syriusz Black, a tam jest człowiek, którego wszyscy już przynajmniej raz poznaliście, nasz urzędnik imigracyjny Remus Lupin.

Na wzmiankę o Syriuszu rozległo się kilka zaskoczonych sapnięć, ale Harry ponownie uciszył tłum gestem dłoni.

- Mamy dziś kilka spraw do omówienia, a kiedy skończę mówić, chętnie wysłucham wszystkich waszych obaw i pytań. - Harry nie dał ludziom czasu na sprzeciw i kontynuował głośnym, ale spokojnym głosem, w którym wyraźnie pobrzmiewała autorytarna nuta. To nie był pierwszy raz, kiedy Harry przemawiał do swoich ludzi. - Kiedy stworzyłem Magikę i dowiedziałem się o trudnej sytuacji wilkołaków w Wielkiej Brytanii, przyrzekłem, że dopilnuję, by każdy wilkołak miał tu, na wyspie, mile widziany i bezpieczny dom. Ostatniej nocy starałem się dotrzymać tej obietnicy, odwiedzając ostatnią dziką watahę wilków w Wielkiej Brytanii. - Harry przerwał na chwilę, by dać ludziom czas na przyswojenie wszystkich informacji, a samemu ocenić ich reakcje. Jak na razie wszyscy słuchali każdego jego słowa. - Niestety spotkałem się z natychmiastową wrogością i nie miałem innego wyjścia, jak tylko się bronić.

Znowu Harry przerwał, zwężając oczy i rzucając tłumowi spojrzenie, które nie pozwalało na żadne argumenty.

- Fenrir Greyback nie żyje, podobnie jak jego wspólnicy w jego nikczemnym wykorzystywaniu dzieci.

Zaciekłe głosy krzyczały z niedowierzaniem, podczas gdy inne wyrażały jedynie ulgę na tę wiadomość.

- Ludzie, których zabrałem ze sobą do Magiki, to ofiary Greybacka. Kobiety i dzieci, wszystkie. - Harry wyjaśnił, łagodząc głos i patrząc kilku osobom w oczy. - Oni potrzebują naszego współczucia i pomocy, a nie pogardy czy strachu. Nie są większymi potworami niż wy czy ja.

Ludzie znów głośno pomrukiwali, ale Harry był zadowolony, że większość z nich mówiła o tragedii nowych mieszkańców i o tym, jakiej pomocy będą potrzebować.

- Te kobiety i dzieci nie mają nic. - Harry wyjaśnił, jego głos był pełen współczucia, aby dać przykład swoim ludziom, jak mają się czuć w tej całej sytuacji. - Tylko brudne i podarte ubrania na swoich plecach. Dałem im jedzenie, co z przyjemnością będę robił, dopóki nie będą w stanie sami się utrzymać, ale potrzebują więcej pomocy. Żaden z nich nie umie czytać ani pisać, potrzebują ubrań, zabawek i artykułów gospodarstwa domowego. Zbuduję im większy dom na obrzeżach Spellbridge, aby mogli żyć razem, tak jak sobie tego życzą. Ale zachęcam was wszystkich, abyście otworzyli swoje serca i pomogli tym ludziom, gdzie tylko możecie, poprzez dzielenie się dobrami materialnymi lub poprzez instruowanie ich, jak dbać o siebie, jak uprawiać żywność i cokolwiek innego, co przyjdzie wam do głowy.

Harry był bardzo zadowolony, widząc więcej niż kilka osób przytakujących i miał wielką nadzieję, że mieszkańcy Spellbridge będą hojni, pomagając ofiarom Greybacka odnaleźć się w nowym, bezpiecznym życiu.

- Co z nim! - krzyknął ktoś gdzieś z tyłu. - To Syriusz Black. On jest Śmierciożercą!

Harry potrząsnął głową i ponownie uniósł ręce, by nakłonić ludzi do uspokojenia się, gdy kolejne osoby w tłumie wyraziły swoje obawy o Syriusza.

- Jestem Harry Potter, syn Jamesa i Lily Potterów. - powiedział Harry, rzucając tłumowi wyzywające spojrzenie. - Czy naprawdę wierzycie, że miałbym Śmierciożercę, który zdradził moich rodziców Voldemortowi, siedzącego ze mną na scenie, gdyby rzeczywiście był winny którejkolwiek z tych rzeczy?

Mnóstwo ludzi przytaknęło Harry'emu, zgadzając się, że ten pomysł jest raczej niedorzeczny.

- Syriusz Black nigdy nie był Śmierciożercą i nie zdradził moich rodziców Voldemortowi. Został wrobiony przez prawdziwego zdrajcę, Petera Pettigrew. - Harry powiedział, krzyżując ramiona, wyzywając każdego, kto mógłby się z nim nie zgodzić.

Ktoś to zrobił, bo przecież zawsze znalazł się ktoś, kto lubił mieszać.

- Ale został uznany za winnego tych zbrodni przez Wizengamot!

Zanim Harry zdążył odpowiedzieć, Voldemort zbliżył się i wskoczył na podest tak płynnie, że Harry był pewien, że użył do tego magii.

- Nazywam się Marvolo Gaunt, wciąż jestem stosunkowo nowy na wyspie, ale w przyszłości obejmę godność Międzynarodowego Ambasadora Magiki. Byłem tam, gdy brytyjskie ministerstwo dokonało egzekucji Syriusza Blacka, przerzucając go przez zasłonę. W ten sposób Syriusz Black zakończył swój wyrok.

Kilka zdezorientowanych głosów podniosło się z tłumu, podczas gdy inni wdychali ostre, świadome oddechy. Harry spojrzał w dół, by ukryć swój uśmiech, gdy zdał sobie sprawę, do czego Voldemort zmierza.

- Ministerstwo skazało Syriusza Blacka na wrzucenie przez zasłonę, co też uczynił. Wyrok wykonany. - Voldemort powiedział, wzruszając ramionami i mrugając bezczelnie. Był takim samym showmanem jak Harry, jeśli chodzi o przemawianie do tłumów, to było oczywiste. - To, że Harry jest niesamowicie utalentowanym czarodziejem, któremu udało się uratować ukochanego ojca chrzestnego zza zasłony, nic tu nie zmienia.

- Poza tym. - zauważył Harry, zwracając się do tych nielicznych, którzy wciąż wyglądali na wątpliwych wobec obecności Syriusza. - To jest Magica. Mamy własne prawa i własny system sprawiedliwości, a na tej wyspie Syriusz Black jest niewinnym człowiekiem.

Brunetka po czterdziestce, której Harry nie widział wcześniej, wystąpiła naprzód i spojrzała na Harry'ego z wyzywającym uśmiechem.

- Kto może o tym decydować? Jakie są tu prawa?

Harry obdarzył kobietę miłym uśmiechem, wcale nie zdziwiony, że ktoś prędzej czy później podważy jego autorytet. Zawsze znajdował się ktoś, o czym Harry przekonał się już wielokrotnie na Sildarze, kto odmawiał uznania jego autorytetu bez mnóstwa bezsensownych argumentów.

- Chyba się jeszcze nie spotkaliśmy. - Harry powiedział do kobiety. - Wolałbym wiedzieć, z kim rozmawiam.

- Jestem Brenda Stout, to mój mąż Hugh, jesteśmy rodzicami Sue Stout. - Brenda wciąż zerkała na Harry'ego, podczas gdy łysiejący mężczyzna u jej boku zdawał się nie wiedzieć, jak patrzeć, bo jego brwi podążały w górę i w dół, wiecznie zakleszczone między zdziwieniem a irytacją. Sue, wilkołak i jeden z konstruktorów Harry'ego, stała z boku pokoju z twarzą ukrytą w jednej dłoni, wyraźnie zażenowana zachowaniem matki. Harry pamiętał, jak Remus opowiadał mu o tej parze, która pojawiła się w jednym z nielicznych przypadków, kiedy Harry nie był obecny na powitaniu nowych mieszkańców. Hugh był magicznym portrecistą, a Brenda pisarką magicznych książek kucharskich i miała dość fanatycznych fanów dzięki swoim kulinarnym felietonom w Tygodniku Czarownic.

- Cóż, Brendo. - Harry powiedział z szerokim uśmiechem, pochylając się nieco, by zwrócić się do Brendy osobiście. - Ja decyduję, jakie prawa tu panują, bo to ja stworzyłem tę wyspę i ja jestem gubernatorem na najbliższe pięć lat.

Brenda wykrzywiła twarz w wyraźnym niesmaku.

- A co, jeśli się z tym nie zgadzamy? Co, jeśli uważamy, że ktoś inny powinien być u władzy?

- Więc wracaj tam, skąd przyszłaś! - Ktoś krzyknął od tyłu i Harry był pewien, że to Billy Malone, ich nowy właściciel pubu, bo irlandzki akcent był raczej żywym znakiem rozpoznawczym. Kilka osób zgodziło się z nim, podczas gdy inni głośno się roześmiali.

- Kto tutaj ma doświadczenie w tworzeniu całego kraju od podstaw, od przekształcania skały macierzystej, przez budowanie domów, aż po zapraszanie ludzi do zamieszkania w nim? - zapytał Harry, podnosząc własną rękę. - Proszę, niech każdy, kto ma takie doświadczenie, podniesie rękę.

Oczywiście, nikt tego nie zrobił, ale Harry poświęcił temu dobrą minutę, zanim spojrzał z powrotem na Brendę.

- Dlatego jestem gubernatorem na następne pięć lat. Po tym czasie, gdy nasz kraj zostanie ustanowiony i uznany przez MKC, nasz rząd otworzy się na wybory. Zostanie powołana rada, do której każdy będzie mógł kandydować, a mieszkańcy Magiki będą mogli głosować na nowego Gubernatora, który będzie sprawował władzę przez następne pięć lat. I tak dalej, i tak dalej.

Brenda rozejrzała się dookoła siebie, wyraźnie próbując przekonać ludzi do siebie, ale kiedy nikt nie zgadzał się z jej początkowymi zarzutami, postanowiła spróbować z innej strony.

- Ale ty jesteś mrocznym czarodziejem, który pozwala na czarną magię. Słyszeliśmy o tobie różne niepokojące plotki, że wskrzeszasz ludzi z martwych.

Harry odciął ją ostrym gestem ręki, podczas gdy on zwęził na nią swoje oczy.

- Zatrzymam cię w tym miejscu, Brenda. Magica została założona na zasadzie, że cała magia jest tu legalna. Cała magia, wliczając w to czarną magię.

- Więc klątwa uśmiercająca jest tu legalna? - krzyknęła Brenda, a jej głos przybrał histeryczny ton. - A klątwa cruciatus? To też?

Harry westchnął i potrząsnął głową.

- Cała magia jest legalna w Magice. - Harry powiedział, ale zanim więcej osób mogło dołączyć do protestu, dodał - Ale morderstwo jest nielegalne, tak jak tortury, tak jak kontrola umysłu. Więc chociaż Klątwy Niewybaczalne nie są jednoznacznie nielegalne w Magice, każdy, kto ich użyje na bliźnim, zostanie ukarany. Wszyscy otrzymaliście kopię naszych praw. Sugeruję, żebyście je przeczytali. - Harry w końcu znów skierował słodki uśmieszek na cicho dymiącą Brendę. - A jeśli się z tym nie zgadzasz, najdroższa Brendo, to zapraszam cię do kandydowania do rządu za pięć lat. Jeśli uważasz, że nie możesz czekać tak długo, zawsze możesz wrócić tam, skąd przybyłaś. Nikt nie zmusza cię do mieszkania tutaj.

Brenda próbowała jeszcze raz zaprotestować, ale szybko została zagłuszona przez inne osoby, które kazały jej wracać do Wielkiej Brytanii i w końcu zamknęła usta, choć jej wściekła twarz mówiła wyraźnie, że to nie będzie ostatni raz, kiedy będzie się kłócić o autorytet i prawa Magiki.

- Czy są jakieś inne wątpliwości? - Harry zawołał, a kilka osób miało kilka praktycznych pytań, nic szczególnie interesującego, ale Harry odpowiedział na nie sumiennie. Kiedy nie było więcej pytań, powiedział: - Ponieważ nasze społeczeństwo jest wciąż tak nowe i jestem pewien, że pojawi się więcej pytań i wątpliwości, proponuję, abyśmy od tej pory organizowali cotygodniowe zebranie miejskie tutaj, w ratuszu. Następny dzień i godzinę umieszczę na tablicy ogłoszeń obok drzwi wejściowych.

Zanim jednak Harry mógł oficjalnie zakończyć spotkanie, Remus wstał i zwrócił się do tłumu.

- Jutro jest pełnia księżyca. - Spotkało się to z kilkoma wilczymi skowytami z tłumu, co wywołało salwę śmiechu. - Dokładnie. - Remus powiedział z rozbawionym uśmiechem. - Jutro od dziewiątej rano będziemy cały dzień w ratuszu rozdawać eliksiry tojadowe. - Spotkało się to z aplauzem i wieloma radosnymi okrzykami. - Pozwolę naszemu gubernatorowi wyjaśnić, co powinno się stać, gdy wzejdzie pełnia księżyca.

Harry skinął na Remusa, po czym ponownie zwrócił się do tłumu.

- W zasadzie każdy teren na zachód od rzeki i gór jest otwarty dla was wszystkich do zbadania jutro wieczorem, ponieważ nikt tam jeszcze nie mieszka. Proszę tylko, abyście nie zabijali żadnych zwierząt i uważali na drzewa, ponieważ są one jeszcze młode i delikatne. Zasadziłem ładny kawałek lasu na południowy zachód od Spellbridge, który nasz oficer ds. rozwoju naturalnego, Rachel, rozbudowywała przez ostatni tydzień. W przyszłości, gdy drzewa będą już nieco bardziej dojrzałe, las ten będzie otwarty dla Was przy każdej pełni księżyca i będzie obfitował w dziki i jelenie, na które będziecie mogli polować, jeśli tylko będziecie mieli na to ochotę. Chciałbym oficjalnie nazwać go Lasem Pełni Księżyca.

Wiele wiwatów i wilczych skowytów podniosło się z tłumu i Harry pozwolił ludziom wyrazić swoją wdzięczność przez chwilę, zanim gestem nakazał im się uciszyć.

- Pozostałym mieszkańcom mówię po prostu, że w noc pełni księżyca prawdopodobnie najrozsądniej będzie zaszyć się w domu, być może z dobrą książką, która dotrzyma Wam towarzystwa, ponieważ nasza biblioteka jest już w pełni zaopatrzona. Życzę wszystkim bezpiecznej i spokojnej pełni księżyca. Dziękuję wszystkim za przybycie. Spotkanie zakończone.

Podczas gdy wszyscy znów wymykali się z budynku, Harry zauważył kogoś, z kim musiał porozmawiać. Kashvi Anand była trzydziestoletnią mugolaczką, która przyjaźniła się z Arniem, jednym z wilkołaków i specjalistą budowlanym, od czasów, gdy byli puchonami w Hogwarcie. Kashvi niedawno rozwiodła się z mugolem i potrzebowała nowego startu, więc Arnie zaproponował jej Magikę. Kashvi, która w mugolskim świecie pracowała jako ekspedientka i kelnerka, zasugerowała, że bardzo lubi uroki i chciałaby się tym zajmować, ale w momencie jej przybycia ani Harry, ani Remus nie mieli pomysłu, jaką pracę jej dać. Ale ostatniej nocy Harry miał sen o sprzedaży swoich starych mioteł mieszkańcom Magiki, który dał mu odpowiedź.

- Kashvi! - zawołał Harry, zeskakując z podestu i spiesząc w jej stronę. - Kashvi! Mam pomysł na biznes, w który możemy się razem zaangażować.

Kashvi spojrzała na niego z wyczekującym uśmiechem.

- Co to za biznes?

- Mówiłaś, że grałaś w drużynie Quidditcha Hufflepuffu, prawda? Więc musisz kochać miotły. - powiedział Harry, zadowolony, że właśnie tworzy kolejną okazję do zrobienia interesu dla siebie i dla jednego ze swoich ludzi. - Robię miotły jako hobby, w większości przypadków, i zrobiłem ich całe mnóstwo przez te wszystkie lata. Większość z nich jest delikatnie używana, przydałyby im się jakieś nowe zaklęcia, ale moglibyśmy je sprzedawać jako miotły używane. W międzyczasie, mogłabyś nauczyć się robić miotły i w końcu budować je na sprzedaż sama, a ja zbuduję jeszcze kilka mioteł, kiedy będę miał na to czas. Weszlibyśmy w ten interes pół na pół. - Harry powiedział, ledwo łapiąc oddech, gdy wyjaśniał swój genialny pomysł, jeśli w ogóle można tak powiedzieć.

- Nauczyłbyś mnie, jak robić miotły? - zapytała Kashvi, jej brązowe oczy były szerokie i niedowierzające.

- Chętnie bym cię nauczył, ale ostatnio brakuje mi czasu. - Harry powiedział z uśmiechem. - Ale znam kogoś, kto mógłby cię nauczyć wszystkiego, co chciałbyś wiedzieć o robieniu mioteł. Moja praprababka Eustice MacMillan, która jest genialna w urokach.

- Wow. - Powiedziała Kashvi, wyraźnie pod wrażeniem. - Twoja praprababka wciąż żyje?

- Nie - odparł Harry z prychnięciem. - Ale to jeszcze nie powstrzymało jej od dzielenia się swoim bogactwem wiedzy z każdym, kto będzie słuchał.

- Ach - podsumowała Kashvi, kiwając głową. - Jest duchem.

Harry mrugnął do niej, ani nie potwierdzając, ani nie zaprzeczając. To był chyba dobry pomysł, żeby jeszcze nie pokazywać wszystkich swoich mrocznych mocy.

- Obok sklepu Roberta jest pusty lokal, który idealnie nadawałby się na sklep z miotłami. Czy dasz radę przekształcić ladę i takie tam?

Kashvi przytaknęła szybko, cała jej twarz rozpromieniła się z radości na myśl o prowadzeniu własnego biznesu z Harrym.

- Super. - Harry powiedział szybkim skinieniem głowy, ściskając krótko jej ramię. - Wyślę moje skrzaty domowe z kawałkami drewna, które możesz wykorzystać do dekoracji sklepu, i wszystkie starsze miotły, które możesz przygotować do sprzedaży. Ciotka Eustice będzie tam za godzinę, aby rozpocząć twój trening.

- To jest niesamowite! Dziękuję ci, Harry. - Kashvi rozejrzała się trochę, zanim pochyliła się bliżej Harry'ego, żeby móc z nim porozmawiać na osobności. - Proszę, nie słuchaj ludzi takich jak Brenda. Większość z nas jest zachwycona, że tu jesteśmy i podoba nam się pomysł, że cała magia jest tu dozwolona. Jeszcze bardziej cieszy nas fakt, że mugolaki mogą tu dostać przyzwoitą pracę, więc masz nasze wsparcie, nie wątp w to.

The Necromancer || Tłumaczenie tomarryWhere stories live. Discover now