30

2.6K 198 15
                                    

W momencie, gdy Harry wszedł do wąskiej, cienistej uliczki, gęsta fala mrocznej magii spłynęła na niego, niemal jak ciepłe powitanie.

- Wow. - odetchnął, podążając za Voldemortem w głąb alejki. Mężczyzna zerknął przez ramię z podniesioną brwią, więc Harry dodał szeptem. - Magia tutaj jest taka... mocna. Potrzebujemy tego na Magice.

Voldemort zaśmiał się.

- Przekonaj wystarczającą liczbę ludzi, aby przenieśli się na naszą wyspę i będziesz to mieć.

Gdy szli wąską uliczką z ciemnymi ścianami, poczerniałymi witrynami i brukiem pod stopami, Harry wysłał swoje moce, by sprawdzić, jakie dusze żyją w tak cudownym miejscu. Prawie natychmiast znalazł podwójną duszę wilkołaka, ukrytą w małej wnęce, tuż przed nimi. Harry przepchnął się obok Voldemorta i wszedł do wnęki, gdzie zobaczył siedzącego na ziemi mężczyznę w średnim wieku, o ciemnych, nieumytych włosach i bladej twarzy. Wilkołak rzucił mu ostrzegawcze spojrzenie, ale Harry nie dał się tak łatwo zastraszyć i przykucnął, by porozmawiać z mężczyzną na jego poziomie.

- Nie musisz tak żyć. - powiedział, przechodząc od razu do sedna sprawy. - Jest wyspa, na którą możesz się przenieść już teraz, gdzie dostaniesz dom i eliksir tojadowy, więc będziesz miał spokojną przemianę dzisiejszej nocy.

Mężczyzna prychnął i potrząsnął głową z niedowierzaniem.

- Tak, słyszałem te plotki. To tylko pułapka. Będą tam czekać Aurorzy, którzy wsadzą cię do Azkabanu i wyrzucą klucz.

Harry zacisnął wargi, nie spodziewając się takiego odzewu. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę ilość zarządzeń przeciwko wilkołakom, które ministerstwo uchwalało przez lata, może nie powinien się dziwić, że niektórzy uwierzyli, że to pułapka, a nie prawdziwa magiczna wyspa, na której wilkołaki mogą żyć i biegać swobodnie.

- Czy ja wyglądam jak Auror? - Harry zapytał z krzywym uśmiechem, krótko rozkładając ręce. - Jestem Harry Potter i stworzyłem Magikę własnymi rękami. Dziś w nocy tamtejsze wilkołaki będą biegać razem w dziczy, tak jak powinny móc to robić przy każdej pełni księżyca. - Harry pochylił lekko głowę, by spojrzeć mężczyźnie w oczy. - Gdzie będziesz dziś wieczorem?

Mężczyzna zamrugał i wpatrywał się w Harry'ego z lekko otwartymi ustami.

- Czy ty naprawdę jesteś Harrym Potterem?

Harry skinął powoli głową i wskazał na swoje czoło, gdzie wciąż widoczna była bardzo słaba blizna. Kiedyś była czerwona i znacznie bardziej wyraźna, ale po tym, jak Figury stworzyły V, blizna się zagoiła i teraz była już prawie niewidoczna. Przez większość czasu Harry nawet zapominał, że ją ma.

- Żyj wolny, żyj wolny. - V zawołał klaszcząc dziobem w stronę mężczyzny. - Bądź wilkiem, bądź wilkiem.

- Hah. - powiedział mężczyzna z ostrym śmiechem. - Będę dziś wieczorem wilkiem w Białej Karczmie. Wynajmują swoją wzmocnioną piwnicę wszystkim okolicznym wilkołakom za kilka sykli przy każdej pełni księżyca.

Wyciągając różdżkę, Harry podniósł przypadkowy kamień i zaczarował go światoklik. Następnie wręczył go mężczyźnie.

- Jest to klucz do rynku miasta w Spellbridge, który aktywuje się za godzinę. W ratuszu znajdziesz Remusa Lupina, który da ci eliksir tojadowy i przydzieli twój własny dom.

- Gdzie jest haczyk? - zapytał mężczyzna, wpatrując się w kamień w swoich rękach, jakby w każdej chwili mógł eksplodować. - Musi być jakiś.

Harry rozluźnił nieco swoje osłony i uwolnił część swojej mocy w taki sposób, aby inni mogli ją wyczuć. Oczy mężczyzny rozszerzyły się natychmiast, gdy gapił się na Harry'ego.

- Jestem nekromantą. - wyszeptał Harry. - Brytyjskie ministerstwo wysłało by mnie prosto na stryczek, więc stworzyłem własny kraj, w którym cała magia jest legalna i tyle.

Mężczyzna skinął powoli głową, ponownie wpatrując się w kamień w swoich dłoniach, ale teraz z większą ciekawością niż strachem.

- Jestem Sebastian Parkinson, najstarszy syn prominentnej rodziny czystokrwistych, co nie wyszło mi na dobre, gdy zostałem zarażony. Moi rodzice wyrzekli się mnie, a po śmierci zostawią wszystko mojej siostrze i bratu. Spójrz na mnie teraz, żyję w brudzie.

- Nie musi tak być. - Harry wyszeptał, bardzo chcąc, żeby ten człowiek mu uwierzył, bo wiedział, że sama przeprowadzka do Magiki może odmienić jego życie. - Wyczuwam więcej wilkołaków w alejce, siedem, jeśli się nie mylę. Czy wiesz, kim oni są?

- Tak, znam ich. - potwierdził Sebastian, ponownie zwężając oczy w przejawie podejrzliwości.

- Zabierz ich ze sobą. Wszyscy jesteście mile widziani na Magice. - Harry powiedział tak przekonującym tonem, jakim tylko potrafił. - Porozmawiaj z nimi i niech wszyscy dotkną świstoklika. Przysięgam, że nie będziecie tego żałować.

Sebastian skinął głową i wrócił do wpatrywania się w skałę.

- Porozmawiam z nimi.

- W porządku. - Harry znów wstał, zdając sobie sprawę, że niewiele więcej może teraz powiedzieć Sebastianowi. Mężczyzna musiał sam podjąć decyzję. - Mam szczerą nadzieję, że zobaczymy się jeszcze dzisiaj w Magice.

I z tym Harry odwrócił się, zauważając Voldemorta opierającego się o ścianę, ze skrzyżowanymi ramionami, czekającego cierpliwie, aż Harry skończy swoją pierwszą rekrutację dnia.

- Najpierw pójdziemy do baru. - Voldemort zaproponował, gdy już zaczęli ponownie iść. - Możemy tam rozpowszechnić wieści o Magice.

- Może powinniśmy wydrukować broszury. - powiedział Harry, tylko półżartem. Ciężko byłoby przekonać obcych ludzi, że magiczna utopia naprawdę istnieje, a co dopiero, że powinni się tam przenieść bez uprzedzenia.

Voldemort prychnął i potrząsnął głową.

- Cóż za wspaniały pomysł. Ktoś zostawia go w pobliżu lub wyrzuca w miejscu publicznym i zanim się obejrzymy, cały świat się o nas dowie.

- Tak, tak. - Harry westchnął. - Na razie ustne przekazywanie wciąż jest najlepszą metodą rekrutacji.

Voldemort zerknął na Harry'ego i jego twarz nieco złagodniała.

- Ledwo nadążamy za wszystkimi nowymi mieszkańcami, Harry. Bądź cierpliwy, a wkrótce damy każdemu nowy dom.

O to właśnie chodziło, prawda? Harry był po prostu niecierpliwy i nie znosił patrzeć, jak ludzie mają pecha z powodu czegoś, na co nie mieli wpływu, a także dlatego, że inni ludzie byli bandą uprzedzonych drani. Mimo to Voldemort miał rację. W końcu doprowadzą wszystkich do Magiki.

- No i jesteśmy. - Voldemort oznajmił, gdy zatrzymali się przed pubem z czarnymi oknami i drewnianym szyldem nad drzwiami, na których widniał napis 'Biała Wywerna'. Weszli do ciemnego przedsionka za kolejnymi solidnymi drzwiami, które prowadziły do samego pubu, pogrążonego w cieniu z kilkoma świecami palącymi się wokół pomieszczenia.

- Dzień dobry. - powiedział właściciel pubu, który stał za ladą. - Co mogę panom podać?

- Dwa piwa. - Voldemort powiedział, podchodząc do lady.

Harry zamierzał pójść za nim, ale zatrzymał się w miejscu w chwili, gdy wypuścił swoje moce po pustym pubie. W rogu, przy okrągłym stole siedziało około sześciu ożywionych trupów. Była to najbardziej osobliwa rzecz i Harry wpatrywał się w nich szerokimi oczami. Ich ciała były zdecydowanie martwe i jakaś zewnętrzna magia zdecydowanie je ożywiała, ale jednocześnie miały dusze.

Wszystkie sześć trupów, czterech mężczyzn i dwie kobiety, podniosło wzrok i wpatrywało się w Harry'ego, a ich usta powoli się otwierały.

- To są wampiry. - Voldemort szepnął mu do ucha, wciskając mu do ręki pełny kufel piwa.

Harry automatycznie pociągnął zdrowy łyk, po czym postanowił pójść porozmawiać z trupami. Co za niesamowite stworzenia z nich były, naprawdę. Tymczasem Voldemort przewrócił oczami i wrócił do wyjaśniania, kim są i dlaczego się tam znaleźli barmanowi, który był prawdopodobnie najlepszym źródłem rekrutacji dla wszystkich ludzi mieszkających w okolicach Nokturnu.

- Cześć. - Harry powiedział, gdy dotarł do stołu wampirów. Może i brzmiał na lekko zauroczonego, ale nie przejmował się tym. Widząc ożywione ciała z duszami i pełną świadomością, był po prostu zdumiewający dla kogoś w jego zawodzie.

- Jesteś nekromantą. - powiedziała najbliższa mu kobieta-wampir i, co zabawne, brzmiała tak samo zamroczona jak Harry. - Dawno nie widzieliśmy żadnego z was.

- Kim jesteś? - zapytał mężczyzna siedzący naprzeciwko niego.

- Harry Potter.

- Nie jesteś Harrym Potterem. - powiedziała kobieta z zaskoczonym śmiechem. - Harry Potter nie jest nekromantą!

Harry wzruszył ramionami.

- Obawiam się, że jest. Szuka również mieszkańców do swojego nowego kraju. Dostaniecie darmowe mieszkanie. Zainteresowani?

- Co? - zapytała kobieta, wyglądając jakby właśnie usłyszała najśmieszniejszy żart w historii.

I tak Harry wygłosił ładną, małą prezentację na temat Magiki, dlaczego ją stworzył i jakie były ich cele, a po pięciu minutach miał sześć wampirów gotowych do natychmiastowego przeniesienia się na Magikę i ogłoszenia Harry'ego ich wiecznym przywódcą.

- Wystarczy, że załatwisz nam krew. - powiedziała kobieta, która miała na imię Daniella, patrząc na niego ostrym wzrokiem. - Mamy charłaka Harrisa Firtha, który kupuje worki krwi od mugolskich szpitali i nam ją dostarcza.

- Zaproś Harrisa, żeby też przeniósł się na Magikę. - Harry odparł spokojnie. - Również witamy charłaków.

- To się dzieje naprawdę, prawda? - powiedział Emir, podczas gdy Gianluca, Shiv i Kianna wyglądali na równie rozdartych między uniesieniem a strachem. - Chyba z nami nie pogrywasz, co, kolego?

- To jest prawdziwe, obiecuję. - Harry powiedział z uroczystym skinieniem głowy. - Możesz założyć własną firmę, na to też udzielamy nieoprocentowanych pożyczek.

- Kolego, kolego! - powiedział Gianluca, prawie podrywając się z krzesła z czystego entuzjazmu. - Kiedyś byłem szefem kuchni, zanim mnie przemienili. Chciałbym otworzyć małą restaurację.

- Jeszcze takiej nie mamy. - przyznał Harry, zadowolony, że jego nowi mieszkańcy tak chętnie chcą założyć biznes. - Możecie założyć restaurację, która będzie otwarta tylko po zmroku, i nazwać ją wieczorny obiad. Będę waszym pierwszym klientem.

- Ty będziesz gotował. - Montell powiedział z wielkim uśmiechem, wskazując palcem na Gianlucę. - Ale będziesz potrzebował nas do prowadzenia tej restauracji. Obsługiwać bar, podawać do stołów.

- Możemy wszyscy razem założyć tę restaurację. - Shiv powiedział, a Daniella zarzuciła mu rękę na ramiona i złożyła głośny pocałunek na jego policzku. - Bylibyśmy dobrymi ludźmi biznesu!

- Będziemy szczęśliwi, jeśli was przyjmiemy. - powiedział Harry, dopijając ostatni łyk piwa. - Napiszcie do Remusa Lupina, on załatwi wam transport. Mogę zrobić dla was kilka podziemnych domów, które będą miały dużo pomieszczeń pod ziemią, abyście mogli bezpiecznie poruszać się w ciągu dnia.

Shiv podskoczył ze swojego miejsca i zarzucił Harry'emu rękę na ramię, przyciągając go do siebie.

- To jest nasz król, mówię wam. Harry, kolego, daj nam to wszystko, a będziemy twoimi dłużnikami przez długi czas.

V, który siedział na drugim ramieniu Harry'ego, sięgnął za tył jego głowy, by dziobnąć ucho Shiva, ale wampir nawet nie zwrócił na to uwagi.

Harry uśmiechnął się do wampira, ignorując jak zwykle dramatyzm V.

- Zaproście do nas wszystkich swoich wampirzych kumpli, mamy dużo miejsca.

Shiv wyglądał, jakby mu się łezka w oku zakręciła i dał Harry'emu buziaka w policzek.

- Kurwa, twoja magia jest niesamowita, stary. Jesteś wolny?

V ponownie dziobnął Shiva, tym razem mocniej.

Voldemort pojawił się tam nagle, obdarzając Harry'ego rozbawionym uśmiechem.

- Właściciel baru, Ruben Lyon, jest bardzo chętny do rozpowszechnienia informacji o Magice. Może być również zainteresowany przeniesieniem tam całego swojego pubu, jeśli wystarczająco dużo stałych bywalców zdecyduje się na przeprowadzkę.

- Jasne - zgodził się Harry z łatwością, odsuwając się od Shiva, który natychmiast wydał z siebie zawiedzione westchnienie i usiadł z powrotem. - Do zobaczenia wkrótce na Magice. - Harry powiedział do wampirów, żegnając się.

- Wampiry są niesamowite! - zakrzyknął Harry do rozdrażnionego Voldemorta, gdy stanęli przed pubem.

- Tylko ty możesz tak powiedzieć. - wyznał, prowadząc Harry'ego w głąb Nokturnu. - Większość ludzi patrzy na nich jak na jakiś rodzaj robactwa.

- Nie! - odetchnął Harry, autentycznie zszokowany tym pomysłem. - Są cudowne. Przy nich jest jak... powrót do domu, prawie.

- Mówi prawdziwy miłośnik martwych ciał. - Voldemort zażartował z przekomarzającym się uśmiechem, uderzając łokciem o bok Harry'ego.

- Och, możemy tu wejść? - zapytał Harry, gdy mijali sklep o nazwie Rzeźnia-Futra i Skóry. - Potrzebuję nowej futrzanej peleryny, a ostatnio nie mam czasu, żeby samemu chodzić na polowania. - Ukochana futrzana peleryna Harry'ego została spalona przez smoka, ale Harry nadal ją nosił.

Uśmiechnął się, gdy wszedł do środka i zobaczył dziesiątki i dziesiątki skórzanych skór i wszelkiego rodzaju futrzanych skór zwisających z drewnianego sufitu.

- Jak możemy dziś pomóc panom? - z cienia za ladą dobiegł niski, gardłowy głos, a zza niego powoli wyłoniła się pochylona starsza kobieta o wydatnym nosie, z twarzą pokrytą brodawkami, i rzuciła im przeszywające spojrzenie.

- Potrzebuję nowej peleryny z futra. - Harry zdjął swoją starą pelerynę i wyciągnął ją do przodu, żeby kobieta mogła ją zobaczyć.

Z cienia wyszła kolejna, wyglądająca podobnie do tej pierwszej, ale była tylko o cal wyższa.

- Tak, ta widziała już lepsze dni. Stałeś zbyt blisko kominka?

- Nie, porwałem smoka. - Harry powiedział z bezczelnym uśmiechem i mrugnięciem.

Obie kobiety parsknęły z zachwytu i pomachały mu aby podszedł bliżej, podczas gdy badały jego spalony płaszcz, Harry zapytał je, kim są.

Okazało się, że to były Wiedźmy i siostry, a nazywały się Midge i Marge.

- Z łatwością możemy uszyć ci coś podobnego. - powiedziała Midge, składając płaszcz Harry'ego. - Jakieś preferencje co do rodzaju futra?

- Nie. - odpowiedział, opierając łokieć na blacie. - Upewnijcie się tylko, żeby była czarna. Lepiej ukryje krew.

Midge i Marge znów zaśmiały się i Harry zdecydował, że lubi te staruszki.

- Więc dlaczego reszta czarodziejskiego świata patrzy na Wiedźmy z góry? - zapytał Harry, bo był tego szczerze ciekaw.

Midge prychnęła i potrząsnęła głową.

- Mówią, że zjadamy dzieci. - Wskazała między siebie a siostrę. - My nie jemy dzieci.

- Aż tak często. - Marge dodała, i znów zaśmiały się, tym razem z Harrym.

- Ale tak na poważnie. - Midge powiedziała po tym, jak złapali oddech. - Wieki temu czarodziejom nie podobała się całkowicie żeńska rasa magiczna, która potrafiła czarować bez różdżki, więc wymyślili o nas straszne historie, aby upewnić się, że nikt nie będzie nas chciał w pobliżu. W końcu ustanowili prawa, aby nas powstrzymać.

Marge wzruszyła ramionami.

- Lubimy surowe mięso, to prawda, ale nie jemy ludzi. I tak wszyscy smakujecie dziwnie. - Następnie zmrużyła oczy, patrząc na V. - Choć twój ptak wygląda smakowicie.

- Zła wiedźma, nie jeść! - V krzyczał, trzepocząc skrzydłami, podczas gdy Marge zarechotała w odpowiedzi.

- Na Magice byłybyście wolne, by żyć swoim życiem bez żadnych ograniczających praw. - Harry powiedział, kładąc teraz oba łokcie na blacie, by móc spojrzeć siostrom w oczy. V odchylił się tak daleko do tyłu, jak tylko mógł, nie spadając z ramienia Harry'ego.

- Co to jest Magica? - zapytała Midge, a Marge przymrużyła oczy.

- Pozwólcie, że wam opowiem. - Harry powiedział i tak zrobił, a zanim skończył, Midge i Marge wymieniły między sobą wiele spojrzeń.

- Czy to tam poszły wszystkie wilkołaki? - zapytała Midge, patrząc na Harry'ego przez swój duży nos.

- Krążyło wiele plotek, że ministerstwo wyłapywało wilkołaki na lewo i prawo i zamykało je w więzieniach. - Marge dodała, jakby nie była pewna, w co wierzyć.

- Te wszystkie wilkołaki żyją bezpiecznie na Magice, obiecuję. - Harry powiedział z uspokajającym uśmiechem. - Właśnie rozmawiałem z kilkoma wampirami i one też chętnie do nas dołączą.

- Cholera. - Midge powiedziała ze zmarszczeniem czoła. - To jedni z naszych najlepszych klientów.

- Mają talent do dramatyzowania, wampiry już tak mają. - Marge gestem wskazała na własne ramiona. - Lubią ozdabiać się mnóstwem futrzanych kołnierzy.

Midge parsknęła śmiechem.

- Nie zapomnij o skórzanych spodniach. Z jakiegoś powodu, wszyscy musieli mieć skórzane spodnie.

- Możecie się przenieść do Magiki. - Harry zaoferował, patrząc między siostrami. - Jeśli jesteście skłonne zamieszkać nad sklepem, dostaniecie go za darmo.

Oczy Midge rozszerzyły się, gdy szybko zerknęła na Marge.

- Już samo to sprawia, że jest to dla nas opłacalne.

Marge zmarszczyła swój duży nos, kilka brodawek jeszcze bardziej wysunęło się z jej twarzy.

- Wszyscy ci cudowni czarodzieje nienawidzą nas i innych w alei, ale z pewnością lubią wykupować wszystkie nieruchomości tutaj, a następnie naliczać nam absurdalne kwoty czynszu.

- Zaraz wyślę Remusowi Lupinowi sowę, a on wpisze was na listę i wyśle świstoklik. - Harry powiedział z ostatnim uśmiechem. - Wrócę za kilka dni po moją pelerynę.

- Do zobaczenia, czarodzieju. - Powiedziała Midge, a Marge pomachała wesoło.

Voldemort znów stał z boku, ze skrzyżowanymi ramionami, obserwując Harry'ego w milczeniu, ale nie dawał żadnych oznak, że jest to dla niego ciężarem. Wręcz przeciwnie, wydawał się bardzo rozbawiony sytuacją.

- Zostałeś do tego stworzony. - Voldemort powiedział, gdy tylko weszli ponownie do zaułka.

- Do czego? - zapytał Harry z zakłopotaniem.

- Tego. - Voldemort machnął ręką dookoła, gestykulując na całą alejkę. - Rozmawianie z tymi wszystkimi różnymi rasami i nakłanianie ich do zaufania ci.

- Nie rozumiem. - Harry powiedział, nadal marszcząc brwi i rzucając Voldemortowi pytające spojrzenie. - Ja po prostu rozmawiam z tymi ludźmi. Nie różnią się niczym od ciebie i ode mnie.

Voldemort krótko wskazał na niego palcem.

- To, właśnie tutaj. Przypuszczam, że musi być ci łatwo postrzegać wszystkich jako równych sobie, skoro nie zostałeś wychowany z typowymi uprzedzeniami właściwymi dla świata czarodziejów.

- Tak przypuszczam... - Harry powiedział, wciąż brzmiąc nieco wątpliwie. - Po prostu nie widzę powodu, dla którego miałbym traktować któregokolwiek z nich inaczej.

- Nie powinieneś. - Voldemort powiedział łagodnym głosem, obdarzając Harry'ego uspokajającym uśmiechem. - Dokonujesz czegoś, co nie udało się nikomu od bardzo dawna.

- Co takiego?

- Zjednoczenie wszystkich magicznych ras. - Voldemort szepnął i podszedł nieco bliżej. - Jestem przekonany, że koniecznie musimy to zrobić, zanim mugole nas odkryją, a ja próbowałem to zrobić przez dziesiątki lat i osiągnąłem tylko ułamek tego, co tobie udało się w ciągu godziny tutaj.

- Chcę tylko, by magiczni ludzie mieli dom, w którym mogliby żyć bez strachu i ograniczeń. - Harry powiedział szczerze, czując się nieco przytłoczony słowami Voldemorta.

Voldemort przytaknął.

- I właśnie dlatego ty odniosłeś sukces, a ja poniosłem porażkę. Oczekiwałem zbyt wiele w zamian i dostałem bardzo niewiele. Ty nie chcesz nic w zamian, a ludzie chcą ci dać wszystko.

Harry nie był pewien, co na to odpowiedzieć i Voldemort również dał temu spokój, jak kontynuowali swój spacer po Nokturnie. Odwiedzili jeszcze kilka sklepów, takich jak Apteka Pana Mulpeppera, sklep z eliksirami, którego właściciel był bardzo zainteresowany przeniesieniem się do Magiki z tego samego powodu, co Midge i Marge, a mianowicie niebotycznych czynszów, jakie pobierali bogaci właściciele nieruchomości. 

The Necromancer || Tłumaczenie tomarryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz