Above all (chroń mnie)

By jaskierka_

86.3K 2.5K 2.5K

ZAKOŃCZONA! ~Pierwsza część dylogi Suffering~ Camilla wiedzie spokojne życie. Do czasu, aż z niewyjaśnionych... More

Prolog
Rozdział 1 - Rumienisz się
Rozdział 2 - Nic Ci nie jest?
Rozdział 3 - Jake zjebałeś
Rozdział 5 - Brud i krew
Rozdział 6 - Rany
Rozdział 7 - Coraz bliżej
Rozdział 8 - Cisza przed burzą
Rozdział 9 - Prywatny ochroniarz
Rozdział 10 - Zbyt wiele
Rozdział 11 - Poznając mordercę
Rozdział 12 - Powrót zła
Rozdział 13 - Nadzieja
Rozdział 14 - Z nią
Rozdział 15 - Zmartwienie
Rozdział 16 - Zdrajca
Rozdział 17 - Moja Camilla
Rozdział 18 - Przepowiednia
Rozdział 19 - Ucieczka
Rozdział 20 - O losie...
Rozdział 21 - Kawałek okrutnej prawdy
Rozdział 22 - Gdzie ona jest?
Rozdział 23 - Odsiecz
Rozdział 24 - To koniec
Rozdział 25 - Nadzieja umiera ostatnia
Rozdział 26 - Jej już nie ma
Rozdział 27 - Pożegnanie
Rozdział 28 - Nostalgia
Rozdział 29 - Ból psychiczny
Rozdział 30 - Cała prawda
Epilog
Druga część

Rozdział 4 - Od miłości do nienawiści

3.3K 84 148
By jaskierka_


Co?

Nie wierzyłam w słowa dziewczyny. Po prostu nie chciałam w to wierzyć. On nie mógł tu przyjść. Mówiłam mu, aby nie przychodził. Byłam na niego potwornie zła, że mnie nie posłuchał. Miałam ochotę się na niego wydrzeć.

Przyglądałam się dziewczynie z kamienną twarzą. Nie odwróciłam się. Nie chciałam. Obserwowałam dokładnie twarz Sonii, aby wyczytać jej reakcję. W myślach prosiłam, aby nie spanikowała. Nie oderwała od niego wzroku nawet na moment, tak samo jak ja od jej twarzy.

Każde z nas milczało i stało w tej niezręcznej sytuacji. Było tak dobrze. Wszystko było pod kontrolą, a on musiał tu przyjść i wszystko zepsuć. W pewnym momencie dziewczyna przeniosła swój wzrok na mnie i z zawiedzioną miną zmarszczyła brwi.

- Prosiłam. - wyrzuciła z siebie cicho z rozczarowaniem w oczach. Pomrugałam powiekami i westchnęłam.

- Nie Sonia, to nie tak. Naprawdę, nie wiem co on tu robi. - zaczęłam tłumaczyć. Wściekle odwróciłam się za siebie, gdzie stał mój brat. Swój wzrok utkwiony miał w dziewczynie, ale gdy na niego spojrzałam, przeniósł go na mnie. - Co ty tu robisz, do chuja? - zapytałam wściekle.

- Musiałem przyjść.

- Skąd w ogóle wiedziałeś gdzie...

- Szedłem za tobą. - przerwał mi. Swój wzrok znów utkwił w dziewczynie. Spojrzałam na nią spowrotem. Na jej twarzy nie malowało się już zawiedzenie, a raczej strach.

- Przysięgam, że o niczym nie wiedziałam. - odparłam.

- Posłuchaj. - Chłopak zrobił dwa kroki i stanął nad dziewczyną. Sonia nagle wstała od stolika.

- Nie. Ja naprawdę...

- Proszę. Wysłuchaj mnie. - zatrzymał ją Jake. - Chce Ci to wytłumaczyć.

Dziewczyna przez chwilę się zastanawiała, patrząc gdzieś obok chłopaka. Po chwili jednak westchnęła, dając znak aby mówił. Tak bardzo się bałam co on powie. Miałam nadzieję, że tego nie zepsuje i będzie walczył. Dokładnie przypatrywałam się tej scenie, ponieważ nie chciałam im przerywać. Jeśli Jake już przyszedł to niech coś zrobi, a jeśli to nie zadziała, nie mam zamiaru mu już pomagać. Prosiłam go aby nie przychodził, ale jak zwykle mnie nie posłuchał.

- Wiem, że zjebałem i to na całej linii. Potraktowałem cię koszmarnie i jestem cholernie zły na siebie. - chłopak mówił powoli i patrzył głęboko w oczy dziewczyny. - Przepraszam. Cholernie Cię za to przepraszam Sonia, że zostawiłem Cię w najgorszym momencie. Jestem cwelem i oboje to wiemy.

-Jake...

- Nie przerywaj mi, proszę. Nigdy, nikomu nie mówiłem podobnych słów. - chłopak miał rację. Nigdy, do nikogo nie powiedział takich słów i sama byłam pod wrażeniem. - Sonia, mimo że zachowałem się jak totalny dupek, chce to naprawić bo...jesteś pierwszą dziewczyną, która cokolwiek dla mnie znaczy. - albo miałam zwidy, albo w oczach dziewczyny właśnie pojawiły się łzy. Ja za to nie mogłam wziąć głębszego oddechu z wrażenia. - Nie wierzyłem, że kiedyś to powiem, ale Sonia zależy mi na tobie. - powiedział to. Jezus maria on to powiedział. Nie mogłam się nie uśmiechnąć. Byłam taka dumna z niego, że wypowiedział te słowa.

Patrzyłam na nich z szerokim uśmiechem na twarzy, ale ciągle z niepewnością, ponieważ dziewczyna tylko stała i patrzyła na Jake'a. Po jej policzku spłynęła jedna łza. Sonia zrobiła krok do przodu i wpadła w ramiona chłopaka, obejmując go w pasie. Jake westchnął ciężko, oplótł swoje ramiona wokół jej szyi, kładąc brodę na czubku jej głowy i mocno przycisnął do siebie. Ten widok był tak strasznie uroczy, że nie mogłam oderwać od nich oczu. Dziewczyna była niższa od Jake'a o głowę i idealnie wpasowała się w jego ciało.

Byłam naprawdę szczęśliwa, że mu się udało. Teraz na pewno będzie jej łatwiej przez to wszystko przechodzić, ponieważ ma przy sobie Jake'a. Może teraz wszystko się ułoży.

***

Siedziałam właśnie na swoim oknie i czytałam książkę, gdy do mojego pokoju z hukiem wszedł mój brat. Wystraszona, wzdrygnęłam się i spojrzałam na roztrzęsionego chłopaka. Zatrzasnął za sobą drzwi i spojrzał na mnie. Uniosłam pytająco jedną brew.

- Przyjechali do niej. Kurwa, ona będzie z nimi rozmawiać. - zaczął bez sensu.

- Nie odzywam się do Ciebie. - powiedziałam wściekle.

- Żartujesz sobie? - oburzył się.

- Nie! To chyba ty sobie żartujesz, że kazałeś jej usunąć ciąże. - powiedziałam wściekle. Nie ruszałam tego tematu aż do teraz.

- Skąd ty to wiesz? - chłopak widocznie się zmieszał.

- Powiedziała mi.

- Nie przemyślałem tego.

- No raczej, bo na taki głupi pomysł możesz tylko Ty wpaść. - skitowałam.

- Byłem zły. - Jake zaczął gestykulować dłońmi. - Źle zrobiłem, wiem. Żałuję, ale czasu nie cofnę.

- Przeprosiłeś ją chociaż? - zapytałam i postawiłam stopy na podłodze. Chłopak chaotycznie rozglądał się po pomieszczeniu.

- Nie. - odpowiedział ledwo słyszalnie.

- No Ciebie chyba do reszty coś potrzepało. - energicznie wstałam i zrobiłam parę kroków w stronę chłopaka.

- Chryste, nie bij. - chłopak wystawił dłonie i cofnął się o parę kroków. Spojrzałam na niego z politowaniem i głośno westchnęłam.

- Mam ochotę Cię zabić za taki durny pomysł. - zwęziłam na niego oczy.

- Przepraszam. - powiedział, a mnie momentalnie ciśnienie podskoczyło.

- Ale nie mnie masz przepraszać, tylko ją debilu! - odparłam.

- Wiem. - podniósł głos.

Już nikt się nie odezwał. Patrzyliśmy tylko na siebie morderczym wzrokiem. - Co wcześniej mówiłeś? - przypomniałam sobie.

- Jej rodzice. Przyjechali do niej z niezapowiedzianą wizytą i ona chce im to powiedzieć. - wytłumaczył.

- To chyba dobrze. Im szybciej tym lepiej. - nie rozumiałam w ogóle zdenerwowania chłopaka.

- No ale co jeśli oni tego nie zaakceptują? Co jeśli będą na nią źli? Ona się załamie.

- Jake...

- Jest młoda i jest w ciąży. Myślisz, że to zrozumieją? Co jeśli nie? - chłopak dostał jakiegoś słowotoku, bo za żadne skarby nie mogłam go uspokoić.

- Jake. - powiedziałam już trochę głośniej.

- Powinienem chyba być z nią tam, nie sądzisz? Wspierać ją w tej rozmowie. Może ja pojadę do niej? Co myślisz?

- Jake, kurwa! - krzyknęłam. Chłopak w końcu przerwał swój monolog i spojrzał na mnie z nierównym oddechem.

- Nie myślisz, że odrobinę przesadzasz? Da sobie radę. A jakby nawet nie, to jestem pewna, że zadzwoni do Ciebie. Uspokój się. - wywróciłam oczami na jego zachowanie.

- Masz rację. Przesadzam. Będzie dobrze. - znów spojrzałam na chłopaka, który chodził po moim pokoju w kółko i coś mówił pod nosem. Mam wrażenie, że po tej sytuacji w kawiarni, Jake ze świrował i ma obsesję na punkcie dobra Sonii. Pogodzili się i Sonia przyjęła go spowrotem. Chwilę jeszcze rozmawialiśmy, a potem ja wróciła do domu, a Jake odprowadził dziewczynę do hotelu.

- Czekaj cierpliwie, na pewno Cię powiadomi. - uspokoiłam go.

- Okej. Dzięki. - uśmiechnął się lekko i odwrócił w stronę wyjścia. Gdy już wychodził, zatrzymałam go.

- Jake. - chłopak odwrócił się w moją stronę z pytającym wyrazem twarzy. - Wiesz, że Ciebie to też czeka? - uświadomiłam go. On też musiał powiedzieć rodzicom, że będzie rodzicem. I o tyle co do mnie ta informacja jeszcze nie zdarzyła całkowicie dojść, boję się jak zareagują rodzice.

- Wiem. - uśmiechnął się blado.

- Nie martw się, będę z Tobą. Może Cię nie pozabijają. - zaśmiałam się pod nosem.

- Dzięki. - chłopak wyszedł z pokoju, zamykając za sobą drzwi.

Odetchnęłam głęboko, a w tym samym czasie zadzwonił mój telefon. Podeszłam do urządzenia i przesuwając palcem po ekranie przyłożyłam go do ucha.

- Hej, co jest? - odezwałam się jako pierwsza.

- Ty. Ja. Dzisiaj. Na plaży. O dwudziestej. Ognisko. Idziemy. - odezwałam się Olivia, na co mimowolnie przewróciłam oczami.

- Nigdzie nie idę. - oświadczyłam dobitnie.

- Ale mnie w ogóle nie obchodzi twoje zdanie. Ja Cię nie pytałam o zgodę tylko powiedziałam, że idziesz i koniec.

- Olivia nigdzie nie...

- Za pół godziny jestem u Ciebie, masz się umyć i mnie to nie obchodzi. Paaa. - dziewczyna rozłączyła się, zostawiając mnie bez prawa głosu.

Rzuciłam telefon na łóżko i głośno jęknęłam. Nic mi się nie chciało, a co dopiero iść na jakieś ognisko. Niestety znam Olivię i wiem, że ona zrobi wszystko, żeby wyciągnąć mnie z domu i prawda była taka, że nie miałam wyboru i musiałam iść.

Niechętnie więc wzięłam nową bieliznę i skierowałam się do łazienki. Po dwudziestu minutach już wychodziłam. Na szybko włożyłam szare spodenki i czarny top. Stanęłam przed lustrem w łazience i zaczęłam suszyć włosy, gdy zza drzwi dało się słyszeć głos.

- Mam nadzieję, że nie leżysz na łóżko. - w tym samym czasie drzwi gwałtownie się otworzyły a do pokoju weszła dziewczyna. - Gdzie się chowasz? - skierowała swój wzrok na mnie, a na jej ustach wykwitł zwycięski uśmiech. - Noo i to rozumiem.

- Robię to tylko dlatego, bo wiem, że i tak bym przegrała. - oświadczyłam, wskazując na nią suszarką w dłoni.

- Mów co chcesz. - dziewczyna zniknęłam za ścianą, a zaraz potem słychać było jak otwiera moją szafę.

- Proszę Cię, tylko wybierz mi coś normalnego. - krzyknęłam. Dziewczyna często wybiera mi zbyt odważne ciuchy, w którym nie czuję się komfortowo. Postanowiłam, że dzisiaj się nie dam i nie założę nic co będzie odkrywać więcej niż jedną czwartą mojego ciała.

Wysuszyłam włosy, a następnie je wyprostowałam i wyszłam z łazienki. Dziewczyna siedziała przy oknie, wgapiając się w telefon. Na łóżku leżały czarne, dopasowane spodnie z wysokim stanem, oraz top z krótkim rękawkiem.

- Odpuściłam Ci dzisiaj, za to że tak chętnie się wyzbierałaś. - powiedziała, nie odrywając oczu od urządzenia.

Podeszłam do toaletki z zamiarem pomalowania się ale przerwała mi w tym dziewczyna. - Daj, ja Cię pomaluje. - westchnęła, odkładając telefon na parapet i odwracając się w moją stronę. - Zrobimy coś ładnego, a nie to co zwykle. - skitowała.

Odwróciłam się w jej stronę i lekko zadarłam głowę. W sumie to nie chciało mi się malować, więc zgodziłam się. Czułam jak dziewczyna nałożyła korektor pod oczy, a następnie przypudrowała moją twarz. Cieszyłam się, że nie dała mi podkładu, ponieważ nie lubię mieć za wiele produktów na twarzy. Nałożyła również bronzer, oraz lekko podkreśliła brwi. Czułam, że nakłada mi cienie na powieki, ale nie wiedziałam jakie kolory i musiałam przyznać, że się bałam rezultatu.

- Zrób sobie kreski. - poinstruowała mnie, co od razu uczyniłam. W między czasie przypatrzyłam się swoim powiekom. W zewnętrznym kąciku miałam czarny cień, który efektownie rozcierał się w kierunku środka, a od kącika miałam błyszczący, beżowy cień. Byłam zadowolona z efektu jaki wyszedł. Olivia wytuszowałam mi rzęsy, oraz nałożyła odrobinę rozświetlacza na kości policzkowe i końcówkę nosa. - Skończone. - oznajmiła zadowolona.

Przyjrzałam się w lustrze i byłam zachwycona. Makijaż idealnie podkreślam moją urodę, a oczy dodawały pazura. Westchnęłam i posłałam dziewczynie wdzięczny uśmiech. - Ile mamy czasu? - zapytałam.

Jakieś pół godziny. - poinformowała mnie dziewczyna, układając kosmetyki na toaletce. Podeszłam do łóżka i zabierając ciuchy skierowałam się do łazienki, gdzie przebrałam się w wybrane przez dziewczynę ubrania.

Po chwili wyszłam już gotowa. Popsikałam się swoimi ulubionymi perfumami i wyciągając torebkę z szafy, wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze rzeczy razem z telefonem. Wyjęłam jeszcze z szafy flanelową koszulę w czerwoną kratę i przewiązałam sobie ją w pasie. Była ogromna i gdy miałam ją na sobie, sięgała mi do połowy ud, za co ją uwielbiałam.

- W sumie to możemy już jechać. Nic się nie stanie jak będziemy wcześniej. - oznajmiła dziewczyna i wstając z siedziska ruszyła w kierunku drzwi, a ja zaraz za nią.

Gdy znaleźliśmy się już w korytarzu, z salonu dobiegł nas głos mojej matki. - Idziecie gdzieś?

- Tak, na plażę. Jest ognisko. - odparłam, w duchu prosząc, aby nie miała nic przeciwko. Kobieta stanęła w progu salonu i zmierzyła mnie wzrokiem.

-Będzie Ci ciepło? - zapytała.

- Tak. - przewróciłam oczami na jej opiekuńczość.

- Będzie z wami Patrick?! - z salonu usłyszeliśmy głos mężczyzny. Przejrzałam już tatę na wylot i wiedziałam co odpowiedzieć.

- Tak. - odparłam zadowolona.

- To możesz iść. - odpowiedział mężczyzna. Mama posłała mi rozbawiony uśmiech i zniknęła za ścianą. Razem z dziewczyną opuściłyśmy dom i skierowałyśmy się w stronę jej samochodu.

- Co to było z Patrickiem? - skitowała Olivia wsiadając do samochodu.

- Nie mam pojęcia. - zaśmiałam się pod nosem. Dziewczyna odpaliła samochód i włączyła się do ruchu.

Po dziesięciu minutach byliśmy już na parkingu. Olivia znalazła wolne miejsce i zgasiła silnik. Słońce chyliło się już ku zachodowi i na plaży stworzył się klimatyczny letni wieczór. Powietrze było bardzo ciepłe i takie utrzymywało się do późnej godziny co szczerze uwielbiałam.

Wysiadłyśmy z pojazdu i skierowałyśmy się w stronę wejścia. Na plaży było sporo młodych osób. Nieopodal nas paliło się spore ognisko, wokół którego na ławkach siedzieli już ludzie. Inni pływali i wygłupiali się, a jeszcze kolejni siedzieli przy mini barach.

- Sezon na melanże uznaje za otwarty. - oznajmiła ucieszona dziewczyna. Na jej twarzy widać było podekscytowanie. Ta dziewczyna uwielbia imprezy i tego nie mogłam zaprzeczyć.

Gdy weszłyśmy już na plażę, w nasza stronę zmierzał jakiś chłopak. Na oko wyglądał na starszego. Uśmiechał się, więc zmarszczyłam brwi i spojrzałam na dziewczynę. Ona również się uśmiechała co oznaczało, że go zna. Więcej nie potrzebowałam.

- Cześć gwiazda. - odezwał się chłopak, gdy już podszedł do nas i przytulił Olivię.

- Heej. - uśmiechnęła się i odwzajemniła uścisk. Gdy już oderwali się od siebie, chłopak skierował swój wzrok na mnie.

- A Ciebie chyba jeszcze nie znam. - posłał mi szeroki uśmiech.

- To jest Camilla. Moja przyjaciółka. A to jest Derec. - przedstawiła nas sobie.

- Miło mi Cię poznać. - chłopak wystawił zaciśnięta pięść w moją stronę.

- Mi również. - odparłam i przybijał z chłopakiem żółwika.

- Koło ogniska są skrzynki z piwem, a w barach coś mocniejszego. - wytłumaczył nam Derek. - Miłej zabawy. - odparł i posyłając mi oczko, odszedł od nas.

- Wpadłaś mu w oko. - mruknęła dziewczyna, gdy kierowałyśmy się w stronę ogniska.

- Że co? Nie wymyślaj.

- Laska, znam go od pięciu lat i wiem kiedy jakaś dziewczyna mu się spodoba. - skitowała dziewczyna, wyciągając ze skrzynki przy ognisku dwa piwa i podając mi jedno. Usiadłyśmy na wolnym miejscu przy ognisku. Z samochodu, który stał niedaleko leciała muzyka, a ludzie wokół skakali i tańczyli do rytmu.

***

Po trzech godzinach Olivia już była totalnie pijana i rozmawiała z jakimś chłopakiem przy jednym z barów. Ja też dałam się dzisiaj ponieść i byłam mocno wstawiona. Właśnie siedziałam na jednej z ławek i rozmawiałam z randomowym chłopakiem, którego pierwszy raz na oczy widzę. Przysiadł się do mnie jakiś czas temu, a że ja po pijaku zawsze jestem chętna do rozmowy, bez problemu zaczęłam z nim konwersacje.

- Jakie masz zdanie o ludziach? - zadałam pytanie kompletnie wyrwane z kontekstu.

- Ludzie to ścierwo. - odparł chłopak, lekko kołysząc się na boki.

- Dlaczego?

- Bo nie liczą się z twoimi uczuciami. Mają je w dupie. - ostatnie zdanie wręcz wypluł.

- Nie wszyscy. - zaprzeczyłam.

- Wszyscy moja droga. Ranią osoby, którym na nich zależy. A to jest kurewsko nie w porządku.

- Dobra. Tu masz rację. - odparłam.

Chłopak przeniósł swój wzrok na moją twarz. Ponieważ siedzieliśmy obok siebie, nasze twarze były niebezpiecznie blisko siebie, ale nie obchodziło mnie to. Nie w tym stanie. Chłopak przyglądał mi się dokładnie, skanując każdy centymetr mojej twarzy.

- Masz bardzo ładne usta. - odparł z pijackim uśmiechem.

- Ooo, dziękuję. - odpowiedziałam robiąc słodką minkę.

I wtedy stało się coś czego kompletnie się nie spodziewałam. Chłopak przycisnął swoje usta do moich, a ja nijak na to nie zareagowałam. Gorzej, ja ten pocałunek odwzajemniłam. Nie obchodziło mnie, że nie znam nawet jego imienia. Byłam pijana i miałam wszystko gdzieś.

Po dobrych paru sekundach, oderwaliśmy się od siebie i po prostu bez słowa patrzyliśmy na siebie nawzajem. Nie ruszyło mnie to, mimo że powinno. Przełknęłam ciężko ślinę, a wtedy ktoś inny, stojący za chłopakiem, zwrócił moją uwagę. Nie wierzyłam w to co widzę i w jednym momencie, jakby cały alkohol ze mnie wyparował. Energicznie pomrugałam powiekami i odsunęłam się od chłopaka.

Patrzyłam na osobę, która z cynicznym uśmiechem przypatrywała mi się. A był to Aiden. Aiden, który z dłońmi w przednich kieszeniach spodni, stał nonszalancko i patrzył prosto na mnie. Nie wiem dlaczego, ale poczułam się winna. Przecież nic złego nie zrobiłam.

- Szybko poszło. - mimo głośnej muzyki, dobrze słyszałam co powiedział. Zmarszczyłam tylko brwi i gwałtownie wstałam, nie zwracając uwagi na chłopaka. Zrobiłam dwa kroki do przodu i spojrzałam na Aidena.

- O co Ci chodzi? - założyłam ręce na piersi i posłałam mu pytające spojrzenie. Chłopak patrzył na mnie z nonszalancją i pewnością siebie.

- Szybko się pocieszyłaś. - parsknął pod nosem. - Tak bardzo za mną tęskniłaś, a teraz liżesz się z jakimś typem.

- A co mam ryczeć za tobą? - tchnęłam głośno. - Nie mam zamiaru tracić na Ciebie czas, tylko dlatego, że Ty potrzebujesz atencji. - odparłam. Chłopak pokiwał głową z politowaniem i zaczął iść wzdłuż brzegu, oddalając się od ogniska. Mogłam odpuścić i puścić to mimo uszu, ale alkohol zrobił swoje i nagle nabrałam odwagi, aby z nim poważnie porozmawiać. Ruszyłam więc za nim. - Najpierw mnie zostawiasz, a teraz masz pretensje, że o tobie zapomniałam? Ale Ty jesteś zadufanym w sobie gnojem. Dla Ciebie liczy się tylko to, żeby ludzie zwracali na Ciebie uwagę na każdym kroku. Cieszę się, że tak szybko o tobie zapomniała i z całego serca, szczerze Ci dziękuję, że mnie zostawiłeś. - wyrzuciłam z siebie to co myślałam. Aiden stanął w miejscu i zadarł głowę, a zaraz potem gwałtownie się odwrócił i podszedł do mnie na bardzo bliską odległość. Przez pierwsze chwilę się przestraszyłam, ale zaraz potem stanęłam pewnie i uniosłam hardo głowę.

- Ale Ty jesteś pusta. - wręcz wypluł te słowa. Przez alkohol nie zabolało mnie to tak, jakby zabolało na trzeźwo. Mimo wszystko coś mnie lekko ukłuło. Chłopak, który dawał mi tyle radości, teraz stał się moim wrogiem i miałam ochotę napluć na niego, za to co mi zrobił. Nieugięcie patrzyłam w jego oczy, a w głowie zrodziło mi się pytanie, o które bez zawahania zapytała.

- O ile się założyłeś? - zwęziłam na niego oczy.

- Że co? - chłopak widocznie nie wiedział o co mi chodzi.

- Ile wynosił zakład? Ile dostałeś...za mnie? - w pewnym momencie się zacięłam, ponieważ te słowa, mimo nietrzeźwości nie potrafiły przejść mi przez gardło. Chłopak parsknął pod nosem i zbliżył swoje usta do mojego ucha. Czułam jego oddech na karku co kompletnie mnie irytowało i miałam ochotę go odepchnąć.

- Skrzynka piwa. - wyszeptał tuż koło mojego ucha. Przełknęłam ciężko ślinę, gdy chłopak oddalił swoją twarz i posłał mi obojętne spojrzenie. Czyli dla niego znaczyłam tyle co skrzynka piwa. Byłam warta jakąś cholerną skrzynkę piwa. Chodził ze mną dla jakiejś pierdolonej skrzynki piwa. Nie, to mnie nie zabolało. W ogóle.

Ani odrobinę.

Byłam na niego wściekła, jak nigdy dotąd. Przez alkohol moja złość i nienawiść do tego człowieka rosła z każdą kolejną sekundą. Momentalnie zrobiło mi się gorąco od tych emocji. Chciałam na niego nawrzeszczeć i zwyzywać go od najgorszych. Nagle nabrałam ogromnej odwagi i bez zastanowienia uniosłam dłoń i wymierzyłam mu mocny cios w policzek. Głowa chłopaka przekręciła się w bok od siły, jaką włożyłam w ten ruch.

Chłopak chwilę trzymał głowę w tej pozycji ale zaraz potem odwrócił się i spojrzał na mnie z obrzydzeniem. W ogóle mi nie ulżyło i nadal byłam na niego wściekła. Również patrzyłam na niego z niechęcią w oczach. Przez swoje zachowanie kompletnie nic już do niego nie czułam, prócz nienawiści i chęci mordu.

Miałam do niego okropny żal, że tak się zachował. Nigdy nie spodziewałam się, że będzie zdolny do takiego czegoś. Naprawdę umiał perfekcyjnie kłamać, ponieważ ani przez moment nie przyszło mi na myśl, że wszystko było udawane. No właśnie. Wszystkie słowa, które kierował w moją stronę, że niby mnie kocha i jestem najważniejsze, to były zwykłe puste słowa, które nic dla niego nie znaczyły. Wypowiadał je bez żadnego problemu i poczucia winy.

Już nigdy nie spojrzę na niego tak samo. Widzę w nim tylko bezuczuciowego debila, który bawił się moimi uczuciami. Nie potrafiłam nadal pojąć, jakim cudem tak świetnie udawał i kłamał. To było niemożliwe, żeby tak dobrze grać.

Cały czas mierzyliśmy się spojrzeniami, które przepełnione były nienawiścią i obojętnością. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będę potrafiła na kogoś tak patrzeć, jak wtedy patrzyłam na Aidena.

- Szmata. - wtedy z jego ust wyszły te słowa. Zrobiło mi się okropnie przykro, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie mogłam sie ugiąć i pokazać mu, że mnie to ruszyło. Nie chciałam dawać mu satysfakcji, że mnie zranił. Wypowiadając to jedno słowo, biła od niego pustka i obrzydzenie do mojej osoby. Gołym okiem widać było, jak bardzo ten człowiek mnie nienawidzi i jestem mu obojętna. Wystarczyło zobaczyć, jakim spojrzeniem na mnie patrzył. W jego oczach biła taka niechęć, że robiło mi się zimno na samą myśl o tym.

- Tylko na tyle Cię stać? - uśmiechnęłam się cynicznie do chłopaka, tym samym prowokując go.

- Jesteś nic nieznaczącą szmatą, która leci tylko na hajs. - wypluł kolejne słowa w moim kierunku.

- Na hajs? - prychnęłam pod nosem. - Nic lepszego nie potrafisz wymyślić? - dalej go prowokowałam. Widać było jak bardzo zdenerwowany już był, że po takich słowach nadal nic mnie nie ruszyło. Ale prawda była inna. Niszczyło mnie to od środka i nie dawałam tego po sobie poznać.

- Zdradziecka suka z Ciebie, wiesz? - parsknął i kolejne słowa wypłynęły z jego ust. Każde słowo wbijało się w moje serce, niczym najostrzejszy nóż w plecy. - Nienawidzę Cię. - i kolejny nóż. - Nigdy nic do Ciebie nie czułem. - i kolejny. - Kiedy Cię widziałem, jedyne co czułem to obrzydzenie do Ciebie. - kolejny. - Spędzanie z Tobą wolnych chwil, było zwykłym marnowaniem czasu. - i kolejny cios.

Dłużej nie wytrzymałam i nie myśląc za wiele, podeszłam do chłopaka i zaczęłam go szarpać oraz bić po torsie. Aiden w pierwszej chwili nie wiedział co się dzieje, ale zaraz potem zaczął mnie odpychać i blokować moje ruchy. Nieskutecznie, ponieważ nie dawałam za wygraną i cały czas waliłam w jego klatkę piersiową.

- Nienawidzę Cię, rozumiesz? Jesteś okropnym chujem bez uczuć. - mówiłam przez zaciśnięte zęby.

- Uspokój się! - niestety nic nie powstrzymywało mnie przed ciągłym szarpaniem się z chłopakiem. Teraz nie tylko ja się na niego rzuciłam. Aiden trzymał mnie za ramiona i próbował odepchnąć, ale jakimś cudem miałam więcej siły przez złość i nie dawałam za wygraną. Z pewnej odległości, na pewno wyglądaliśmy, jakbyśmy się bili i szarpali.

- Nienawidzę Cię, nienawidzę! - powtarzałam ciągle. - Jesteś tępym chujem! - ciągnęłam za koszulkę chłopaka i biłam pięściami.

W pewnym momencie chłopakowi udało się mnie odepchnąć. Przez ilość wypitego alkoholu, moja równowaga była niestabilna i lekko się zachwiałam, ale szybko stanęłam prosto. Wzrok chłopaka padł na coś za mną, ale chwilę potem znów spojrzał na mnie, więc nie zwróciłam na to szczególnej uwagi.

- Jesteś totalnie pojebana. Odwal się ode mnie. - odparł chłopak z widoczną nienawiścią w głosie i przechodząc obok mnie, skierował się w stronę barów.

- Jeb się! - wykrzyczałam, jednocześnie odwracając się w stronę odchodzącego chłopaka.

Mój wzrok od razu padł na kogoś innego. Niedaleko stał Aron, którego wzrok skierowany był w moją stronę. Od razu do mojej głowy napłynęły pytania. Czy widział jak kłócę się z Aidenem? Czy widział jak go szarpie? Czy słyszał co do siebie mówiliśmy?

Mentalnie przywaliłam sobie w twarz. Dlaczego on tam stał i mi się przyglądał? Widziałam jak Aiden idzie w jego kierunku.

W momencie gdy chłopak przechodził obok Arona, wymienili się zimnym spojrzeniem, a następnie Aiden odszedł. To było dziwne, ale nie przywiązałam do tego szczególnej uwagi. Odwróciłam wzrok od chłopaka i patrząc w niebo, westchnęłam ciężko i ruszyłam przed siebie. Miałam ochotę się przejść i odetchnąć. Zaczęłam powolnie kroczyć wzdłuż brzegu z rękami spuszczonymi wzdłuż ciała i wzrokiem wbitym gdzieś przed sobą.

Cała ta sytuacja była dziwna. Słowa, które wypowiedział Aiden cały czas krążyły mi po głowie. Mimo że alkohol zmniejszył ból, te słowa i tak bolały kurewsko bardzo. Wypowiedział je chłopak, który znaczył dla mnie tak dużo i w jednej chwili po prostu był mi obojętny. Na niego byłam zła. Zła, że zachował się okropnie, ale to słowa, które wypowiedział mnie bolały.

- Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna. - usłyszałam za swoimi plecami.

Aron.

Przewróciłam oczami i powolnie odwróciłam się do niego. Chłopak stał około pięć metrów ode mnie z rękami w kieszeniach bluzy. Kolor jego oczu był wyjątkowo jasny i mimo mroku, były wyraźnie widoczne i jaskrawe. Patrzyłam na niego obojętnym wzrokiem, nie mając najmniejsze ochoty na jego kolejne zaczepki.

- Wytłumaczysz mi jak to jest, że cały czas na ciebie wpadam? - parsknęłam pod nosem. To było niedorzeczne, że gdziekolwiek poszłam, on też tam był. Nasze spotkania nie zawsze kończyły się dobrze. Przypomnę tylko, że raz prawie zginęłam.

- Po prostu robię wszystko, żebyś na mnie wpadała. - odpowiedział z nonszalancją w głosie.

- Po co? - miałam złe przeczucie, że miał co do mnie, jakieś niecne zamiary. W końcu to nie jest normalny chłopak jak każdy inny w mieście. On jest w jakimś pieprzonym gangu. Ostrzegali mnie przed nim, a to on sam za mną chodzi. Nie wiedziałam czego się spodziewać.

- Powiedzmy, że mnie zainteresowałaś. - zwęził na mnie wzrok i lekko się uśmiechnął. Zainteresowałam chłopaka, z którym nie chciałam mieć nic wspólnego. Najgorsze jest to, że nie mam na to wpływu i nic nie mogę na to poradzić. Nie chciałam pojawiać się w jego życiu i starałam się nie stawać mu na drodze. Najwidoczniej gdzieś popełniłam błąd, bo chłopak sam za mną chodzi.

- Niby czym Cię zainteresowałam? - zadałam kolejne pytanie. Byłam ciekawa jakie miał zamiary ale też obawiałam się ich.

- Swoją osobą. - odparł, a ja mimowolnie wywróciłam oczami. Nie takiej odpowiedzi się spodziewałam.

- No to inaczej, bo widzę, że twój mózg nie pojmuje. Co Cię we mnie zainteresowało? Jaki był powód? Dlaczego? - zaczęłam powolnie tłumaczyć, a chłopak patrzył na mnie z lekką irytacją.

- Nieładnie pogrywasz. - pokręcił lekko głową. - Lepiej dla Ciebie, jeśli nie wiesz. - posłał mi cwany uśmiech. Westchnęłam głośno i odwracając się, znów ruszyłam przed siebie. W duchu miałam nadzieję, że chłopak odpuści i mnie zostawi. Niestety, pomyliłam się. - Dlaczego ciągle uciekasz, kiedy na siebie wpadamy? - usłyszałam jego głos za sobą.

- Mama mówiła, żeby nie rozmawiać z psycholami, bo można się zarazić. - skitowałam dumnie.

- Zaryzykuje. - chłopak odbił pałeczkę, a ja pokręciłam głową w rozbawieniu.

- Dlaczego za mną idziesz? - zwilżyłam usta i czekałam na jego odpowiedź. Gdy jej nie dostałam, postanowiłam się odwrócić. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nie dostrzegłam tam chłopaka. W duchu odetchnęłam, że zostawił mnie w spokoju i odwróciłam się spowrotem. Wtedy chłopak wyrósł jak z pod ziemi przede mną, a ja cicho pisnęłam i stanęłam jak wryta. Tchnęłam głośno i przejechałam dłonią po czole.

- Pilnuje, żeby nic Ci się nie stało. - odparł dumnie.

- Coś lepszego mógłbyś wymyślić. - skitowałam i omijając go, znów ruszyłam wzdłuż brzegu.

W pewnym momencie, kątem oka zauważyłam, że chłopak wyrównał ze mną kroku i szedł obok mnie. Wtedy dotarło do mnie, że się nie odczepi. Szliśmy tak bez słowa. Ja obserwowałam fale, które obijały się o brzeg i horyzont, który rozciągał się przed nami, a chłopak patrzył pusto w piasek.

- Wiesz, że oddalasz się od ogniska? - chłopak przerwał ciszę, która panowała między nami.

- O kurde, naprawdę? - zapytałam z udawanym szokiem. - Może chce.

- Nie wątpię. Po takiej aferze, też bym spierdolił jak najdalej. - westchnął. Jego słowa uświadomiły mnie, że chłopak słyszał i widział co się działo. Przymknęłam na moment powieki i nie odezwałam się. - Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna i tak potrafisz. - chłopak nie dawał za wygraną i dobijał mnie jeszcze bardziej.

- Co chcesz przez to powiedzieć? - zapytałam lekko zirytowana.

- Miałem cię za cichą, szarą myszkę, która boi się odezwał i wyrazić swoje zdanie. - odparł. Warto wiedzieć, że ludzie tak mnie widzą. Może było w tym trochę prawdy, ale jeśli chodziło o wyrażenie swoich poglądów, nie byłam ugięta i bez problemu o tym mówiłam. Tak samo było, gdy ktoś mnie zdenerwuje. Nie jestem złym człowiekiem, ale kiedy trzeba, potrafię postawić na swoim. Chyba.

- Super. - westchnęłam.

- A mama nie wspominałam Ci, że nie rozmawia się też z nieznajomymi? - nagle zmienił temat, za co mimo wszystko byłam wdzięczna i odetchnęłam z ulgą.

- Coś wspominała, ale tak tylko przypomnę, że to Ty za mną chodzisz. - posłałam mu puste spojrzenie.

- Tak, ale gdybyś słuchała mamy, to robiłabyś wszystko, aby się mnie pozbyć. A Ty sobie po prostu ze mną rozmawiasz. - wytłumaczył chłopak.

- A ty zawsze jesteś taki irytujący? - znów na niego spojrzałam, marszcząc jednocześnie brwi.

- Tylko dla wyjątkowych osób. - odparł.

- Mam się czuć zaszczycona?

- Coś w tym stylu. - skitował. Między nami znów nastała cisza. Po prostu szliśmy w nieznanym nam kierunku. Tak bardzo ciekawiło mnie dlaczego ten chłopak się mnie tak uczepił, ale poznałam go już na tyle, aby wiedzieć że choćbym zapytała go o to, on mi nie odpowie. Musiałam, więc pogodzić się z porażką i żyć w niewiedzy.

- Śmieszne, że spotkaliśmy się tyle razy, a ty nic nawet o mnie nie wiesz. - chłopak znów przerwał błogą ciszę, tym samym wyrywając mnie z przemyśleń. Miał trochę racji. Nie wiedziałam o nim nic, prócz tego jak ma na imię, i że nie powinnam z nim zadzierać, ponieważ z pewnością stoją za nim jego ludzie i wystarczy jego jedno skinienie palcem i będę skończona.

- Mylisz się mój drogi. - odparłam dumnie. - Wiem, że masz na imię Aron. - spojrzałam na niego z dumą w oczach.

- Wielkie mi halo. Jestem znany, więc masz prawo znać moje imię.

- Wypraszam sobie. Jeszcze miesiąc temu nie wiedziałam o Twoim istnieniu. - odparłam.

- Teraz to mnie zdziwiłaś. - zaśmiał się pod nosem. - Wszyscy mnie tu znają.

- W tym problem, że ja nie jestem wszyscy. - uniosłam do góry swoje brwi i zwęziłam usta.

- No ale teraz już mnie znasz, więc wszyscy. - odparł.

- Jesteś strasznie drobiazgowy. - stwierdziłam.

- Wydaje Ci się. - chłopak uniósł palec wskazujący, prawej dłoni do góry. Więcej już się nie odezwałam. Nie chciało mi się iść dalej, więc przystanęłam i usiadłam po turecku na piasku. Chłopak przypatrywała mi się z góry z uniesioną jedną brwią.

- Możesz sobie już iść. - odparłam obojętnie. Chłopak westchnął głęboko i usiadł kawałek dalej, przede mną. Miałam idealny widok na jego profil, więc mu się przypatrywałam. Aron wyciągnął nogi przed siebie, zginając lewą w kolanie i podparł się na dłoniach za plecami. Swój wzrok umieścił w morzu, gdzieś w oddali. Musiałam przyznać, że był cudowny pod każdym kątem i ukradkiem mu się przyglądałam.

Miał na sobie czarne dresy ze ściągaczami na kostkach i białą koszulkę. Jego twarz jak zwykle była poważna i skupiona. Wyglądał bosko, czego nie mogłam zaprzeczyć. Prezentował się nienagannie, jak zresztą zawsze, kiedy go spotykałam. Cały czas zastanawiałam się dlaczego ze mną siedzi. Przecież mógłby być teraz z jakąś ładną dziewczyną albo z kumplami i popijać alkohol, a właśnie siedział ze mną na piasku, zdala od całej imprezy i wgapiał się w morze. Miałam przeczucie, że on miał do mnie jakąś konkretną sprawę. Nie wiedziałam tylko jaką. Nie chciałam jednak zaprzątać sobie głowę niepotrzebnymi sprawami, więc jak najszybciej o tym zapomniałam.

- Przyszedłeś tu sam? - zapytałam z ciekawości.

- Nie, z kumplami. - odparł chłopak, ciągle wpatrując się w wodę. Czyli miałam rację. Chłopak nie był tu sam, a zamiast spędzać czas ze znajomymi, postanowił siedzieć z nieznajomą mu dziewczyną.

- To dlaczego z nimi nie siedzisz? - zadałam kolejne pytanie. Chłopak przekręcił głowę i skrzyżował ze mną swoje spojrzenie.

- Nie interesuj się. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. - odparł poważnie i znów skierował swój wzrok na horyzont. Wywróciłam oczami, oderwałam od niego wzrok i zaczęłam bawić się swoimi dłońmi.

Nie wiem co ja jeszcze tu robiłam, ale nie chciało mi się nigdzie ruszać. Nie chciało mi się nawet wstawać z piasku, a co dopiero gdzieś iść. W pewnym momencie zdjęłam z bioder koszule i podkładając sobie ją pod głowę, po prostu położyłam się na piasku. Kątem oka widziałam jak chłopak mi się przygląda, ale zaraz potem odwrócił swój wzrok. Zaplotłam dłonie na brzuchu i zgięłam jedną nogę w kolanie.

Niespodziewanie telefon chłopaka zaczął dzwonić. Oderwałam wzrok od nieba nade mną i spojrzałam na Arona. Wyciągnął telefon z kieszeni dresów i spoglądając na ekran telefonu, zmarszczył brwi, a następnie odebrał i przyłożył go do ucha. Każdy jego ruch był czymś niesamowicie idealnym. Można było na niego patrzeć i zachwycać się każdym jego ruchem. Ja właśnie to robiłam i byłam na siebie za to zła.

- Co jest? - odezwał się od razu chłopak. Nagle spojrzał na mnie i zmierzył mnie wzrokiem. - Poszedłem się przejść. Jestem niedaleko, a co? - znów oderwał ode mnie wzrok. - Jak to, kurwa? Jak się dowiedzieli? - chłopak widocznie się zdenerwował. Energicznie wstał i spojrzał na mnie z góry. - Zaraz będę. - odparł i odrywając telefon od ucha, włożył go spowrotem do kieszeni.

Nie przejmując się nim, znów spoglądałam na gwiazdy na niebie. Przez światło, jakie rzucało miasto, gwiazdy były widocznie dopiero nad morzem. Niebo było bezchmurne, a księżyc świecił blado, odbijając się w wodzie.

- Muszę iść. - oświadczył chłopak, robiąc parę kroków w moim kierunku i stając tuż obok mnie.

- Okej. Pa. - posłałam mu krótkie i obojętne spojrzenie.

- Idziesz ze mną. - dodał znudzony. Zmarszczyłam brwi i skrzyżowałam z nim wzrok. Wydawało mi się, że się przesłyszałam.

- Co proszę? A z jakiej racji ja mam gdzieś z Tobą iść? - zapytałam obojętnie. Chłopak przewrócił oczami i posłał mi zirytowane spojrzenie.

- Nie dyskutuj, tylko wstawaj. Spieszy mi się. - powiedział dobitnie.

- Ale ja Cię nie trzymam. - odparłam. - Idź, ja zostaje. - dodałam dumnie i ułożyłam się wygodnie.

- Wstań! - nakazał mi ze zdenerwowaniem w głosie. Nie odezwałam się, tylko patrzyłam na niebo. Po krótkiej ciszy chłopak podszedł do mnie i stając nade mną w rozkroku, nachylił się nade mną i chwytając mnie za nadgarstki, podniósł do góry. Mimowolnie pisnęłam, a zaraz potem stałam już na baczność przed chłopakiem, ze złą miną. Wyrwałam swoje dłonie z jego uścisku i sięgnęłam po swoją koszulę.

- Do reszty Cię chyba...

- No co mnie? - przerwał mi. Spojrzałam na jego zirytowaną twarz. Miał zaciśniętą szczękę, przez co jego kości policzkowe były jeszcze bardziej widoczne. Przygryzłam wargę, jednocześnie zakładając koszulę, ponieważ zrobiło mi się dziwnie zimno. Chłopak westchnął ciężko i wymijając mnie, zaczął iść w kierunku imprezy.

- Pojebało. - dodałam pod nosem. Odwróciłam się, aby sprawdzić czy nie powiedziałam tego zbyt głośno. Na szczęście tego nie słyszał, ponieważ w żaden sposób nie zareagował.

Niechętnie ruszyłam za nim. Chwilę później odwrócił się, aby sprawdzić czy posłusznie wykonuje jego polecenie. Nie wiem dlaczego, ale bałam się mu sprzeciwić. Nie podobał mi się ten chłopak i nie chciałam go jeszcze bardziej denerwować. Chłopak szedł strasznie szybko, przez co ledwo za nim nadążałam. Skutkiem było to, że zostałam daleko z tyłu. Nie przejęłam się tym specjalnie i nie starałam się go dogonić. W pewnym momencie chłopak był dobre pięćdziesiąt metrów przede mną. Nie odwrócił się w tym czasie ani raz, aby sprawdzić czy idę. Przez myśl przeleciał mi pomysł, aby gdzieś się schować, ale naprawdę szybko odgoniłam go, ponieważ nie wiedziałam co by mi zrobił za to.

Z nudów wyjęłam telefon z torebki i zaczęłam przeglądać instagrama. W między czasie dostałam wiadomość od Olivii z zapytaniem gdzie jestem. Odpisałam jej tylko, że byłam się przejść i już wracam. Zapatrzona w ekran telefonu nie zauważyłam, gdy nagle wpadłam na czyjś tors. Podnosząc wzrok, dostałam małego zawału na widok Arona. Jego mina była zacięta i zła.

Patrzył prosto w moje oczy z irytacją w swoich. Kolor jego oczu był tak niesamowity, że wciągał z każdą sekundą coraz bardziej. Mimo że były tak bardzo jasne, przerażały i było w nich coś co budziło niepokój.

- Działasz mi na nerwy. - wyszeptał przez zaciśnięte zęby.

- To po chuj mnie za sobą ciągniesz? - zapytałam już lekko zdenerwowana. Skoro tak bardzo mu przeszkadzam, to dlaczego chce żebym z nim szła i w ogóle się mnie uczepił. Tak bardzo go nie rozumiałam. Ten chłopak był tak cholernie skomplikowany.

Nie odpowiedział, a tylko chwycił mój nadgarstek i pociągnął za sobą. Zacmokałam w zdenerwowaniu i po omacku włożyłam telefon do kieszeni. - Możesz mnie do cholery puścić? - szarpnęłam dłoń, wyrywając ją z jego uścisku. Stanęłam w miejscu i spojrzałam na niego. Odwrócił się i posłał mi zdenerwowane spojrzenie. Widać było, że ma dość mojej osoby i najchętniej wrzuciłby mnie do basenu z rekinami. - Co ty do chuja robisz? Najpierw za mną łazisz, a teraz mnie za sobą ciągniesz, jakbym była jakąś rzeczą. Przywaliłeś się do mnie i nawet nie wiem czego ty ode mnie chcesz. - wyrzuciłam z siebie.

- Posłuchaj, nie chce mi się z tobą gadać. Ognisko jest tam, więc sama dasz sobie już radę. Ja się spieszę, cześć. - odpowiedział poważnie i odszedł. Po prostu odszedł. Ten człowiek jest niemożliwy. Tak bardzo mnie denerwował.

- Kurwa, pojebany jakiś. - dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedziałam. Nim zdążyłam spojrzeć na chłopaka, aby sprawdzić czy to słyszał, a on zaczął kierować się w moją stronę.

Podszedł do mnie ze wściekłą miną i chwycił moją szczękę w bardzo bolesny sposób. Teraz już nie kryłam przerażenia w moich oczach. Po prostu się go bałam. Miałam wrażenie, że jego oczy pociemniały z wściekłości. Nie chciałam na niego patrzeć, więc patrzyłam w bok.

- Ty chyba kurwa, nie wiesz co robisz. Jeszcze raz odezwiesz się do mnie w ten sposób, a gorzko tego pożałujesz. Przysięgam. - wywarczał wściekle. Jego twarz była tak blisko mojej, że czułam ciepło, które od niego biło. Czułam też jego perfumy, ale w takim momencie wydawały mi się ostre i nieprzyjemne. - Wracaj grzecznie do swojej bajki. - dodał i energicznie puścił moją szczękę. Już w tamtym momencie wiedziałam, że będę miała ślady po jego dłoni, ponieważ miałam bardzo wrażliwe ciało i siniaki wychodziły mi nawet po lekkim uderzeniu pięścią, a co dopiero po takim czymś.

Przełknęłam ciężko gule w gardle i spojrzałam na chłopaka. Posłał mi ostatnie, ostre spojrzenie i odszedł. Westchnęłam ciężko, a przy wypuszczaniu powietrza z ust, mój oddech był nierównomierny i drżał. Przetarłam swoją twarz dłońmi, zatrzymując je dłużej na czole. Gdy już się uspokoiłam, ruszyłam w stronę ogniska. Chłopaka już nigdzie nie widziałam i szczerze się z tego cieszyłam. Odnalazłam wzrokiem Olivię, która siedziała przy jednym z barów i podeszłam do niej.

- Gdzie ty byłaś? - zapytała leniwie.

- Poszłam się przejść kawałek. - posłałam jej spokojny uśmiech.

- Piłaś coś w ogóle? Wyglądasz jakbyś nawet kropli nie wzięła. - zaśmiała się.

-Piłam, tylko wszystko jakby ze mnie uleciało.

- No to dołączasz do nas. - oświadczyła i spojrzała na chłopaka za ladą. - Kelner, jeszcze jeden kieliszek. - zwróciła się do niego. Usiadłam na wolnym krześle i włączyłam się do rozmowy. Siedzieli z nami jeszcze dwójka chłopaków i jedna dziewczyna. Nikogo z nich nie znałam, ale nie przeszkadzało mi to, ponieważ przez alkohol się rozluźniłam i szybko złapałam kontakt.

Z jednym z chłopaków, który nazywał się Cameron, dogadywałam się wyjątkowo dobrze. Był zabawny i zwariowany. Wyłączyliśmy się z rozmowy i zaczęliśmy razem dyskutować. Po parunastu kieliszkach, mój humor był bardzo dobry, a wręcz wyśmienity. Śmiałam się z wszystkiego co powiedział chłopak.

- Wiesz, że kiedyś chciałem zrobić żart koledze i... wkradłem się do jego domu... i pomyliłem pokoje... i przez przypadek wszedłem do sypialni jego rodziców? - opowiadał, cały czas się śmiejąc i nie mogąc wydusić słowa. Również się śmiałam, a momentami brakowało mi powietrza.

- I co? - ledwo wydusiłam.

- Wbiłem tam w najmniej odpowiednim momencie. Tyle Ci powiem. - dodał i wybuch śmiechem.

- O nieee! Żartujesz?! - również zaczęłam się niekontrolowanie śmiać.

Po dobrych paru minutach, uspokoiliśmy się na tyle, żeby wlewając w siebie kolejne kieliszki, nie zakrztusić się.

- Mój przyjaciel ostatnio zrobił żart nauczycielce i wysmarował się sztuczną krwią i tak przyszedł na lekcje. - zaczęłam opowiadać historie z niedawna.

- Mocne. - przyznał chłopak.

Po dwóch godzinach ciągłego picia ledwo stałam na nogach. Było już wpół do drugiej, kiedy postanowiłyśmy wrócić do domu. Przez nasz stan nie mogliśmy wrócić samochodem, więc ledwo trzymając się na nogach, pożegnaliśmy się z innymi i ruszyliśmy powolnym i chwiejnym krokiem w stronę wyjścia.

- Ja, to Ci szczerze współczuję moja droga, wracania samej do domu. - oświadczyłam dumnie, potykając się i prawie lądując na ziemi.

- Zamknij się. - odparła pijackim głosem. Szłyśmy nawzajem obejmując się ramionami. Przez cały czas ściągało nas na lewo lub prawo, więc szliśmy po chodniku slalomem. W pewnym momencie straciłam równowagę i wylądowałam w ulicznym rowie. Zaczęłam się z siebie śmiać, a Olivia wyjęła telefon i niezdarnie zrobiła mi parę zdjęć.

- Kurwa, nie rób mi zdjęć tylko mi pomóż, szmato. - powiedziałam w niekontrolowanym śmiechu.

- Dobra, uspokój się. - parsknęła pod nosem.

Dziewczyna bez opamiętania zaczęła iść w moim kierunku, co skutkowało potknięciem się o krawężnik. Chwilę później leżała obok mnie i zwijała się ze śmiechu.

- Japierdole, co za idiota. - znów wybuchłam śmiechem. Leżałyśmy w tym rowie dobre dziesięć minut, płacząc ze śmiechu.

Po ciężkich dwudziestu minutach, staliśmy już pod moim domem. Po drodze, jeszcze dwa razy się wywróciłam, ale końcowo dotarliśmy do celu. Olivia miała jeszcze jakieś dziesięć minut drogi, więc pożegnałam się z nią i chwiejnym krokiem skierowałam się do drzwi. Gdy już do nich podeszłam, oparłam się o nie i sięgnęłam do torebki w poszukiwaniu kluczy, które wzięłam jak wychodziłam.

Gdy już odnalazłam je na dnie torebki, próbowałam trafić nimi w zamek. Przez mój stan nie było to zbyt łatwe. Za cholerę nie mogłam wycelować, co koszmarnie zaczęło mnie denerwować. Gdy już jakimś cudem udało mi się, przekręciłam klucz i nacisnęłam na klamkę, wchodząc do środka. Zamknęłam drzwi i ściągając byty, ruszyłam w stronę schodów. No właśnie, schody. Największa zmora, nietrzeźwego człowieka to właśnie te cholerne stopnie. Westchnęłam ciężko i postawiłam stopę na pierwszym stopniu. Zaczęłam wchodził stopień po stopniu, trzymając się jedną ręką poręczy, a drugą ściany. W pewnym momencie potknęłam się i runęłam na schody.

Co za ironią.

Leżąc tak na tych schodach, przysłuchiwałam się czy ktoś zaraz nie przyjdzie sprawdzić co tak huknęło. Nie miałam siły już wstawać, więc zaczęłam wchodzić na górę na czworakach. Boże, jak do tego doszło, że wchodzę o drugiej w nocy, kompletnie pijana, na czworakach po schodach. Stoczyłam się.

Kurwa.

Gdy już dotarłam na szczyt, podreptałam do pokoju. Też na czworakach. Cicho zamknęłam drzwi i oparłam się o nie, wypuszczając powietrze z ust. Przeczołgałam się do łóżka, zdjęłam torebkę i wyciągając telefon, podłączyłam go do ładowarki. Z trafieniem ładowarką do telefonu też miałam problem. Następnie wspięłam się na łóżko i nie zahaczając nawet o łazienkę, po prostu zasnęłam.

***

Przeciągnęłam się na łóżku i rozchyliłam powieki. O dziwo czułam się wyspana. Głowa mnie tylko lekko bolała. Po dziesięciu minutach leżenia, postanowiłam wstać. Sprawdziłam godzinę, która pokazywała prawie dwunastą i skierowałam się do łazienki. Po drodze zabrałam świeżą bieliznę i ubrania. Zmyłam to co zostało po wczorajszym makijażu i wskoczyłam pod prysznic. Porządnie wyszorowałam swoje ciało, żelem o zapachu kwiatów i wyszłam. Ubrałam się i podeszłam do lustra. To co zobaczyłam, przyprawiło mnie o niemały zawał. Na mojej szyji oraz szczęce rozciągał się ogromny fioletowo zielony siniak. Był lekko w kształcie dłoni co mnie przerażało. Byłam zła na swoje ciało, że wystarczyło niewiele aby na wyskoczył siniak. Jednak Aron użył więcej siły przez co siniak jest okropny. Niestety będę musiała to wytrzymać i ukrywać go pod toną podkładu przez jakiś tydzień, jak nie więcej.

Stwierdziłam, że nie idę dzisiaj do szkoły, ponieważ nie miałam siły, a poza tym mam dzisiaj jeszcze egzamin pisemny, którym swoją drogą się strasznie stresowałam. Nie wiem czy to był dobry pomysł, aby wczoraj tyle pić. Co jeśli odbije się to na egzaminie i nie zdam?

Wyszłam z łazienki i zabierając po drodze telefon oraz książkę do nauki, zeszłam na dół. Zrobiłam sobie jajecznicę i usiadłam w salonie. Zajadając śniadanie, wertowałam całą książkę, aby utrwalić swoje wiadomości. Umówiłam się z Patrickiem, że zawiezie mnie na egzamin. Czytałam wszystko powoli i powtarzałam dwa razy, aby jak najwięcej zapamiętać. Miałam szczerą nadzieję, że ten egzamin pójdzie mi dobrze. Mimo że się stresowałam, byłam dobrej myśli.

Egzamin miałam na czternastą i coraz bardziej się stresowałam. Skończyłam jeść śniadanie i odniosłam naczynia do kuchni. Była dzisiaj piękna pogoda, więc wyszłam na dwór. Usiadłam na jednym z leżaków i czytałam ten cholerny podręcznik.

Było lekko po trzynastej, gdy skierowałam się do pokoju. Usiadłam przy toaletce i zrobiłam sobie delikatny makijaż. Musiałam również zamaskować ten okropny siniak, więc wzięłam korektor od mamy, ktory korygował. Po nałożeniu sporej ilości podkładu i przypudrowaniu go, udało mi się go ukryć. Nie wiem jakim cudem, ale nie było go w ogóle widać. Następnie podeszłam do szafy z zamiarem wybrania ubrań. Wybrałam lekką sukienkę z krótkim rękawkiem, która efektownie dolegała do mojej talii. Włosy związałam w wysokiego kucyka i popsikam się moimi ulubionymi perfumami. Wzięłam torebkę i wrzuciłam do niej telefon oraz klucze od domu. Było za piętnaście czternasta, kiedy wychodziłam z domu. Patrick już czekał na mnie przed bramą. Zamknęłam dom i wsiadłam do samochodu.

- Jesteś gotowa na egzamin? - zapytał chłopak z chytrym uśmiechem na twarzy.

- Oprócz tego że się cholernie stresuję, to tak. - odparłam z udawanym śmiechem.

Chłopak ruszył spod domu i skierowaliśmy się w stronę ośrodka. Po dziesięciu minutach już tam byliśmy. Dopiero gdy znalazłam się pod budynkiem, mój stres nagle okropnie się zwiększył.

- Czekać na Ciebie? - zapytał Patrick.

- Nie wiem ile to potrwa. Jeśli chcesz możesz jechać, a ja najwyżej dam ci znać. - odparłam.

- Okej. - zgodził się i posłał mi ciepły uśmiech, który odwzajemniłam. - Będzie dobrze zobaczysz. Trzymam za ciebie kciuki. - pocieszył mnie. - A teraz spierdalaj bo się spóźnisz. - dodał ze śmiechem.

Niepewnie wysiadam z auta i skierowałem się w stronę wejścia do ośrodka. Weszłam do środka i zaczęłam iść do odpowiednich drzwi. Nacisnęłam klamkę i lekko popchnęłam drzwi. Była to sala przypominająca zwykłą salę w szkole. Nie miała tylko tablicy, a ławki były daleko od siebie. Przy biurku siedział starszy mężczyzna, który na mój widok szeroko się uśmiechnął i posłał mi ciepłe spojrzenie.

- Ja przyszłam na egzamin pisemny. - poinformowałam go.

- Cieszę się. Usiądź na wolnym miejscu. - wskazał dłonią i podał mi parę kartek złączonych razem. Wzięłam swój test i usiadłam na wolnym miejscu.

Po niecałych trzydziestu minutach, oddałam arkusz i wyszłam z sali cała w nerwach. Wyszłam na korytarz i zadzwoniłam do Patricka.

- Jak Ci poszło krówko? - od razu zapytał, gdy tylko odebrał.

- Nie wiem jeszcze. Czekam na wyniki. Przyjedziesz i poczekasz ze mną? Stresuje się. - wyrzuciłam.

- No pewnie, zaraz będę. - poinformował mnie i się rozłączył. Usiadłam na jednym z krzeseł w poczekalni i czekałam na Patricka. Po dziesięciu minutach chłopak wszedł do budynku i odnalazł mnie wzrokiem.

- Jeszcze nic nie wiesz? - zapytał, siadając obok mnie.

- Nie. - odpowiedziałam zdawkowo.

- Jak myślisz, jak Ci poszło?

- Nie mam pojęcia. Miałam wrażenie, że wszystko mi się pomieszało. - odparłam przejęta.

-Spokojnie. Najwyżej się upijemy do nieprzytomności. - zaśmiał się.

- Weź mi nawet nie mów. Po wczorajszym mam dość. - odparłam. Przez myśl przeleciały mi wszystkie wczorajsze wspomnienia. Kłótnia z Aidenem i te bolesne dłonie Arona. Miałam tylko nadzieję, że podkład nie spłynął mi z szyi przez wysoką temperaturę na dworze.

- Co się tam działo? Nie dałem rady być niestety. Opowiadaj co mnie ominęło. - poinstruował mnie z entuzjazmem w głosie. Po krótce opowiedziałam chłopakowi co się działo. Nie uwzględniłam siniaka, ponieważ nie chciałam zbędnych komentarzy i pytań. Gdy skończyłam opowiadać, jakaś młoda kobieta wyszła z korytarza i podeszła do lady, która stała w głównym korytarzu.

- Pani Camilla Moore? - zwróciła się do mnie.

- Tak. - odpowiedziałam zdawkowo i wstając, podeszłam do lady.

- Wyniki egzaminu. - poinformowała mnie. - Proszę. - wręczyła mi teczkę oraz kartkę, którą podpisałam.

Trzęsącymi dłońmi wzięłam teczkę i kiwnęłam do chłopaka w stronę drzwi. Gdy wyszłam na świeże powietrze, wzięłam głęboki wdech i podeszłam do samochodu chłopaka. Rzuciłam teczkę na maskę i przetarłam twarz dłońmi. Tak bardzo stresowałam się tym, co miałam zobaczyć.

- Cokolwiek tam będzie, idziemy pić. - oświadczył chłopak, opierając się o maskę samochodu.

- Dobra, ale tak żeby nikt nie wiedział, że coś opijamy. - dodałam, śmiejąc się pod nosem.

Wzięłam głęboki wdech i sięgnęłam do teczki. Otworzyłam ją powolnie i spojrzałam na Patricka, który dokładnie mi się przypatrywał. Wyjęłam kartkę i położyłam ją na teczce, nie odrywając wzroku od chłopaka.

- Raz kozie śmierć. - powiedziałam i spojrzałam na kartkę. Na samej górze widniało moje imię i nazwisko, oraz dane osobowe. Zjechałam wzrokiem trochę niżej i wtedy to zobaczyłam. Egzaminujący Camilla Moore ukończyła egzamin teoretyczny z wynikiem...o boże. - O kurwa mać zdałam!!! Ja zdałam! Jezus chrystus, zdałam!! - zaczęłam krzyczeć i podbiegając do chłopaka, rzuciłam się na niego i mocno go przytuliłam.
Patrick objął mnie w pasie i okręcił wokół siebie.

- O kurwa!! Super. Jestem z Ciebie dumny. - chłopak podzielał moje szczęście. Postawił mnie na ziemi, a ja znów spojrzałam na kartkę, aby sprawdzić czy się nie przewidziałam. To była prawda. Zdałam egzamin pisemny. Byłam tak bardzo szczęśliwa, że mogłabym skakać na środku ulicy.

Gdy już jakimś cudem udało mi się uspokoić, zapakowaliśmy się do samochodu i wróciliśmy do mojego domu. Umówiliśmy się że Patrick przyjdzie do mnie wieczorem, aby opić sukces. Musiałam się pilnować, aby przez przypadek nie wygadać się rodzicom. Byłam bardzo podekscytowana, ale nikt nie mógł się dowiedzieć, ponieważ to była niespodzianka. Przez resztę dnia miałam bardzo dobry humor i trudno było mi nie mówić co się stało, gdy ktoś pytał mnie dlaczego.

Około godziny dwudziestej przyszedł Patrick z przemyconymi czterema piwami w plecaku. Rodzice byli na jakimś spotkaniu biznesowym, więc nie było ich w domu, co było mi na rękę. Jake spotkał się z Sonią, więc jego też nie było. Przygotowałam coś do jedzenia i siedzieliśmy u mnie w pokoju, słuchając muzyki i rozmawiając.

- Kiedy masz jazdy? - zapytał chłopak, biorąc łyk piwa.

- W czwartek mam egzamin praktyczny. - oświadczyłam, wpychając sobie do buzi dwa ogromne winogrona.

- Od razu egzamin? Nie chcesz wykupić sobie jazd? - zapytał zdziwiony chłopak.

- idę na żywioł. Co będzie, to będzie. - wzruszyłam ramionami.

- Ryzykant z Ciebie. - zaśmiał się pod nosem.

- Jestem dobrej myśli po dzisiejszym egzaminie. - odparłam.

- Może to było tylko jednorazowe szczęście? - Patrick uniósł jedną brew do góry.

- Zamknij się, bo zacznę się stresować. - posłałam chłopakowi ostrzegawcze spojrzenie, na co tylko się zaśmiał.

Oczywiście że się stresowałam tak samo jak egzaminem teoretycznym. Bałam się, że mogę się pomylić i nie zdać. To było normalne. Bałam się, że zrobię jakiś głupi błąd i wszystko pójdzie na marne. Wiedziałam to, ale mimo wszystko miałam wiarę i nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze i zrobię bliskim miłą niespodziankę.

- Jeśli chcesz, możemy pojeździć po mieście nocą, abyś mogła poćwiczyć.

- Naprawdę mógłbyś? - spojrzałam na niego z podekscytowaniem. Wiele to dla mnie znaczyło i jestem pewna, że by mi to bardzo pomogło.

- No pewnie. Nie ma problemu. - odparł z uśmiechem.

- Jeju dziękuję. - odparłam piskliwym głosem. - Możemy w noc przed egzaminem?

- Okej. O której godzinie go masz?

- Piętnasta. - odparłam.

- Okej. To przyjadę do Ciebie w środę, jakoś około godziny dwudziestej drugiej. - poinformował mnie, biorąc kolejny łyk.

- Dziękuję. - powiedziałam szczerze.

- Tylko pamiętaj, że masz mi nie mówić czy zdałaś? - wskazałam na mnie palcem.

Miał rację, umówiliśmy się, że nie powiem mu czy zdałam i dowie się wtedy, kiedy wszyscy. Nie wiem czy będę potrafiła tego dnia ukryć emocje, jakie będą mi towarzyszyły. Jeśli nie zdam, od razu będzie to widać, ponieważ będę smutna. Natomiast jeśli zdam, ogarnie mnie ogromna radość i będę miała ochotę wykrzyczeć całemu światu, jaka jestem szczęśliwa. To nie będzie takie proste, ale myślę, że dam radę.

- Pamiętam, nie powiem Ci nawet słowa. - oznajmiłam dumnie.

- Emocji też nie okazuj. - upomniał mnie, na co tylko pokiwałam głową.

Resztę czasu spędziliśmy na jedzeniu, piciu i dyskutowaniu o najgłupszych rzeczach. Kłóciliśmy się nawet, który smak płatków do mleka jest lepszy. Miodowy czy karmelowy. Skończyło się na tym, że po ich połączeniu, są o niebo lepsze niż oddzielnie.

Razem też doszliśmy do wniosku, że niektóre osoby w naszej szkole są wyjątkowo tępi. Obgadywaliśmy dosłownie każdego ucznia, którego nie lubiliśmy. Omawialiśmy jego minusy, niczym jury przy aplikacji do wyższej uczelni. Tamci patrzą tylko na twoje wady.

Patrick poszedł do domu przed północą, ponieważ jutro była szkoła, a kolejnego dnia nie miałam zamiaru przesiedzieć przed telewizorem. Przez cały dzień również, omijałam domowników szerokim łukiem, aby przez przypadek nie wyskoczyć z wiadomością, że właśnie zdałam egzamin teoretyczny na prawo jazdy. Wiem, że to tylko teoria i ważniejsza jest praktyka i nie powinnam się tak z tego cieszyć, ale się cieszyłam. Mimo wszystko byłam szczęśliwa i zadowolona, że udało mi się go napisać poprawnie.

Niestety, gdy o w pół do pierwszej byłam gotowa, aby pochłonął mnie błogi sen, drzwi do mojego pokoju zostały ostrożnie otwarte. Zirytowana sięgnęłam do lampki obok łóżka i pociągnęłam za sznureczek, rozświetlając tym swój pokoje, w którym teraz nastał klimatyczny pomrok. Klosz od lampki odbijał się na suficie, a żarówka zostawiała jasne paski na ścianach.

Zwróciłam swój wzrok na szparę między drzwiami, a framugą w której dostrzegłam parę zielonych oczu. Badały pomieszczenie, a następnie padły na moją twarz, aby sprawdzić czy już śpię. Gdy westchnęłam głośno, drzwi zostały popchnięte i stanął w nich Jake. Posłał mi słaby uśmiech, który rzucony w moją stronę, nie dotarł do jego oczu. Zmartwiło mnie to, więc marszcząc swoje brwi, wskazałam głową aby wszedł i zamknął za sobą drzwi. Podciągnęłam się i usiadłam po turecku. Chłopak zamykając za sobą drzwi, podszedł do łóżka i usiadł na jego końcu.

- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.

- Chodzi o Sonie. Jest źle. - wyjawił. Teraz naprawdę się bardzo martwiłam.

- Jake, co jest? - przysunęłam się bliżej chłopaka.

- Powiedziała im. Nie przyjęli tego za dobrze. Co ja gadam, w ogóle tego nie przyjęli i są koszmarnie źli. Nie chcą jej znać i wyjechali szybciej niż tu przyjechali. - zaczął opowiadać. - Gdy się spotkaliśmy, przyszła zapłakana. Była roztrzęsiona i nie wiedziała co zrobić. Cudem udało mi się ją uspokoić. Nie chciała żebym ją zostawiaj, więc powiedziałem, że przyjdę z samego rana. - wyrzucił z siebie.

- Biedna dziewczyna. To jest okropne. Jest w tak trudnej sytuacji i zamiast ją wspierać, zostawili ją w najgorszym momencie. - powiedziałam, patrząc pusto przed siebie.

- Będziemy musieli powiedzieć rodzicom o tym jak najszybciej. Stwierdziliśmy, że jutro wieczorem ją zaproszę i z nimi porozmawiamy. Dasz radę być? Będzie jej na pewno lepiej. - chłopak posłał mi pełne nadziei spojrzenie.

- No pewnie. Nie ma problemu. - odparłam, posyłając mu szczery, pocieszający uśmiech.

Byłam gotowa być z nimi. Nie wiemy jak zareagują rodzice, ale można spodziewać się wszystkiego. Mam jednak nadzieję, że przyjmą to w spokoju i im pomogą. Jeśli jej rodzice odwrócili się od niej, mam nadzieję, że chociaż nasi zrozumieją i okażą pomoc.

Sonii musi być teraz tak bardzo ciężko. Najważniejsze osoby w jej życiu odwróciliśmy się od niej w momencie, kiedy właśnie najbardziej ich potrzebowała. Nie wyobrażam sobie co ja czułabym na jej miejscu, gdyby rodzice odwrócili się ode mnie w takim momencie i zostałabym z tym sama.

Spojrzałam na chłopaka, który swój wzrok utkwiony miał w pościel. Był skupiony i nad czymś myślał, co jakiś czas marszcząc swoje brwi. Martwiłam się też o niego. Nagle spadła na niego taka ogromna odpowiedzialność. Teraz już nie mógł myśleć tylko o sobie, ale też o Sonii i dziecku. Już wcześniej wydawał się pogubiony.

W pewnym momencie chłopak zrobił grymas na twarzy i zacisnął szczękę. Coś go trapiło i to mocno. Widać było po nim, że bardzo się martwi i przejmuje, co szczerze mnie ucieszyło, ponieważ to znaczy, że naprawdę mu na nich zależy.

- Jake co jest? - zapytałam, kładąc swoją dłoń na jego ramieniu. - Coś Cię trapi, widzę to.

- Ja poprostu...ugh to jest takie cholernie popieprzone. - westchnął ciężko. - To miała być tylko następna laska do zaliczenia, a teraz tak bardzo się o nią martwię. Nie wiem dlaczego. Nie rozumiem tego do chuja. - chłopak spojrzał na mnie z widocznym smutkiem w oczach. Było mi go tak bardzo szkoda. Nigdy nic go nie obchodziło i nagle coś czuję do dziewczyny. Jestem pewna, że coś do niej czuje, ponieważ nie jest mu obojętna i się o nią martwi.

- Jake, ty po prostu coś do niej czujesz. - powiedziałam delikatnie.

- Jak? Przecież byłem zły na nią, gdy powiedziała mi o ciąży. Nie chciałem jej znać. I tak nagle mi się odmieniło? - wbił we mnie swój wzrok, jakby czekał, abym mu to wszystko wytłumaczyła.

- Nie wiem jak, ale to widać, że coś do niej czujesz. Martwisz się o nią, a jeszcze miesiąc temu nie obchodziła Cię żadna dziewczyna i traktowałeś je przedmiotowo. Nie wypieraj się tego, bo to jest więcej niż pewne, że coś do niej czujesz. - wytłumaczyłam.

- To jest chore. - odparł. Posłałam mu pocieszający uśmiech, który odwzajemnił unosząc tylko kąciki ust do góry.

- Cieszę się, że ją wspierasz. - powiedziałam szczerze. Jake tylko pokiwał lekką głową, a jego wzrok padł na moją szyje. Momentalnie zesztywniałam i nabrałam więcej powietrza do płuc. Serce zaczęło mi szybciej bić i byłam zdenerwowana.

- Co to jest? - zapytał gniewnie i chwytając moją brodę, uniósł do góry.

- Nic. - odpowiedziałam zirytowana i odchyliłam głowę, chowając szyję. Makijaż zmyłam, więc mój siniak był bardzo dobrze widoczny. Po całym dniu zrobił się jeszcze bardziej fioletowy i wyraźny.

- Cam, kto Ci to zrobił? - zapytał już widocznie zdenerwowany.

- Jeju to nic takiego. Nawet nie pamiętam od czego to jest. - kłamałam, błagając aby uwierzył i odpuścił. Nie przewidziałam tego, że przyjdzie do mnie w nocy, kiedy siniak jest odkryty i dobrze widoczny.

- Kurwa Camilla! Przecież do chuja widzę, że masz odbite palce na szczęce. - posłał mi wrogie spojrzenie, a on sam był wściekły. - Pytam jeszcze raz. Kto Ci to zrobił? - wysyczał przez zęby. Wiedziałam już, że nie uda mi się przed tym uciec. Jake złapał lewą ręką moją brodę, a drugą przyłożył mi do szyi i odchylił mi delikatnie głowę do tyłu. Nie protestowałam już, ponieważ wiedziałam, że nie mam najmniejszego sensu. Mój brat jest uparty i jeśli coś powiedział, tak miało być.

- Wkurzyłam go i poprostu się zdenerwował. Lekko mnie chwycił, ale wiesz jak jest u mnie z siniakami. - tłumaczyłam, próbując go uspokoić. Niestety nic nie pomagało. Chłopak oglądał dokładnie każdy centymetr siniaka i gładził go palcami. Po chwili zabrał ręce i spojrzał mi w oczy z powagą na twarzy. Patrzył na mnie przenikliwie, jakbym czegoś mu nie powiedziała.

Serio?

- Imię. - nakazał, a mi mimowolnie zrobiło się gorąco. Nie wiedziałam czy powiedzieć, kto stał za tym siniakiem. Z jednej strony nie chciałam mówić. Nie dlatego, że się go bałam. Nie miałam zamiaru się bać tego człowieka, ale bałam się, że Jake pójdzie do niego, a on mu coś zrobi. Z drugiej strony chciałam o tym powiedzieć, aby ktoś zareagował, ponieważ miałem dość tego chłopaka.

Zachowuje się jakby cały świat należał do niego. Zachowuje się jakbym ja należała do niego. Wpada na mnie, kiedy tylko chce i robi co mu się żywnie podoba. Jest zadufanym w sobie gnojem, który widzi tylko czubek swojego nosa i myśli, że jest pępkiem świata. Tak strasznie ten człowiek mnie irytował.

Jake patrzył na mnie z wyczekującym spojrzeniem. Wiedziałam, że właśnie przegrałam. - To był Aron. - odparłam cicho pod nosem. Widziałam jak w krótkiej chwili na twarz chłopaka wpływa gniew. Zacisnął mocno szczękę, przez co jego kości były bardziej widoczne i ostre. W oczach błysnęły mu iskierki gniewu. Patrzył na mnie nawet nie mrugając. Przełknęłam ciężko ślinę i pomrugałam szybko powiekami.

- Ma przejebane. - wysyczał przez zęby, nie odrywając wzroku od moich oczu.

- Jake nie. Nie ma po co. Sam mówiłeś, żeby z nim nie zaczynać. - próbowałam go uspokoić.

- Widziałaś swoją szyję? To wygląda okropnie. - wspomniał.

- Dobrze wiesz jak łatwo mi siniaki wychodzą. Wystarczy, że się lekko uderzę. - zaprzeczałam.

- Camilla, ten siniak wygląda wyjątkowo źle, więc nie wmawiaj mi, że użył mało siły. Kurwa, on w ogóle nie miał prawa Cię nawet dotknąć. - oburzył się chłopak. Nie wiedziałam już co odpowiedzieć, więc jedynie westchnęłam, wywracając oczami. - Nie zostawię tego tak. - westchnął i wstał z łóżka. Posłałam mu zawiedzione spojrzenie.

- Jake, nie rób nic głupiego. Nie chcę, żeby coś Ci się stało. Już nie możesz myśleć tylko o sobie. - odparłam z nadzieją. Chłopak trzymając dłoń na klamce, zawiesił na mnie swój wzrok i nad czymś myślał. Po dłuższej chwili tylko westchnął i nacisnął na klamkę.

- Dobranoc. - powiedział i opuścił mój pokój, zamykając za sobą drzwi. Przyłożyłam dłoń do siniaka na mojej szyi. Miałam nadzieję, że Jake nie będzie próbował się zemścić. Nie chciałam, aby coś mu się stało. Miał teraz poważniejsze sprawy na głowie i to Sonią powinien się zająć, a nie takimi głupotami. Przetarłam twarz dłońmi i kładąc się spowrotem na swoje miejsce, zasnęłam.

***

Siedziałam właśnie w bibliotece szkolnej i czytałam książkę. Nie chciałam siedzieć w domu i zadręczać się myślami. Martwiłam się dzisiejszą rozmową Jake'a i Sonii z rodzicami. Chciałam też po prostu posiedzieć sama i poczytać. Od zawsze lubiłam czytać książki i pochłaniałam je setkami. Pod siedziskiem, przy oknie miałam półkę z książkami. Często sięgałam po nie i spoglądając przez okno, siedziałam na parapecie i czytałam.

Byłam sama, ponieważ było już po lekcjach, a u nas w szkole uczniowie nie za bardzo interesują się książkami. W kącie pomieszczenia, przy jednym ze stolików czytałam właśnie książkę fantastyczną. Były tutaj cztery kwadratowe stoły, a nad każdym wisiała lampa, która klimatycznie oświetlała blat. Lubiłam tu przychodzić i w ciemnym kącie, przy ciepłym świetle wkraczać w inny, lepszy świat. Nie byłam kujonką, po prostu lubiłam czytać.

Pochłonięta czytaniem nie zwróciłam uwagi, gdy nagle ktoś stanął obok mnie. Gdy już chciałam podnieść głowę aby sprawdzić kto raczył zaszczycić bibliotekę swoją obecnością, zostałam gwałtownie przekręcona razem ze swoim krzesłem. Wzdrygnęłam się na ten ruch i spojrzał na twarz osoby, która przerwała mi czytanie. Momentalnie zalała mnie złość i chęć mordu, gdy przed oczami dostrzegłam Arona.

W jego oczach palił się ogromny gniew, przez co jego oczy lekko pociemniały, jednak nadal były jasne.

Był zły i to bardzo, a ja najwyraźniej miałam pecha, że znów stanęłam mu na drodze. Chłopak oparł swoje dłonie na podłokietnikach krzesła po obu stronach mnie i nachylił się nade mną. Jego twarz była teraz na wysokości mojej i patrzył mi prosto w oczy z gniewem. Był tak cholernie poważny i przerażający, że miałam ochotę uciec stąd i schować się pod łóżkiem w moim pokoju.

Jestem pewna, że widział strach w moich oczach. Jestem tego tak cholernie pewna, ponieważ spoglądając mi w oczy, prychnął pod nosem. Po ostatnim spotkaniu miałam do niego obawy. Mimo tego, że wcześniej mówiłam, że nie mam zamiaru się go bać, gdy stawałam z nim oko w oko coś we mnie pękało i nie umiałam tego zatrzymać. W moim gardle nagle znikąd pojawiła się ogromną gula, przez co nie mogłam wykrztusić nawet słowa. Nie mogłam nawet pisnąć. Pani bibliotekarka miała biurko po drugiej stronie biblioteki, zaraz obok wejścia, przez co nawet nas nie widziała. Poza tym miał gdzieś uczniów czytających książki, gdzieś po drugiej strony biblioteki. Przychodzili tutaj tylko grzeczni uczniowie i po prostu takim ufała. Kto by się spodziewał, że przyjdzie tutaj sam Aron.

Dotarło właśnie do mnie, że musiał tu jakoś wejść. Nie wzbudził żadnych podejrzeń bibliotekarki? Nie wierzyłam w to. Musiał tu przyjechać. Czy naprawdę nikogo już nie było i nikt go nie widział? Jednak przerażał mnie jeden istotny fakt. Wiedział gdzie mnie szukać. On wiedział, że ja tu jestem. Wiedział gdzie jestem, a to oznacza, że albo on, albo jego ludzie mnie obserwują, co nie powiem, bardzo mnie wystraszyło.

- Kujonka czyta książeczki? - zakpił chłopak z udawanym uśmiechem. Nie odpowiedziałam nawet westchnięciem, ani przewróceniem oczami. Nic. Nie chciałam nic robić, więc tylko patrzyłam na te jego cholernie jasne oczy. - Chyba musimy sobie coś wyjaśnić. - zaczął z poważną miną. - Przekaż swojemu kochanemu braciszkowi, że jak jeszcze raz raczy do mnie przyjść, to skończy gorzej niż dzisiaj. Albo ktoś ważny dla niego, jakimś cudem nagle zniknie. - wyszeptał w moim kierunku. Jego twarz była bardzo blisko mojej, przez co bez problemu czułam jego gorący oddech na swoim policzku. W pewnym momencie przyłożył swój policzek do mojego. - A ty nie wygaduj głupot maleńka, bo gorzko tego pożałujesz. - odparł pewny siebie. Nagle poczułam jego usta na krawędzi swojego ucha, co okropnie mnie zdziwiło, a po moim ciele przeszedł nieprzyjemny dreszcz. - Poza tym, wydaje mi się, że już raz Ci to mówiłem. - dodał z udawanym zastanowieniem w głosie, a następnie odsunął twoją twarz i znów spojrzał mi w oczy.

Ja za to znów nie mogłam nic z siebie wykrztusić. Gula w gardle była coraz większa i uniemożliwiała mi wypowiedzenie jakichkolwiek słów. Chłopak posłał mi ostrzegawcze spojrzenie i mrugając do mnie okiem, wyprostował się i zaczął kierować w stronę wyjścia. Patrzyłam na jego sylwetkę, jak znika za regałami. Gdy byłam pewna, że już go nie ma, wypuściłam głośno powietrze, które zalegało mi w płucach. Gdy był blisko brałam krótkie oddechy, jakbym bała się aby go tym nie rozzłościć.

Przyłożyłam sobie dłoń do czoła, aby chociaż trochę się uspokoić. Ręce mi się trzęsły, jak zresztą całe ciało. Bałam się go. Nie ukrywałam tego już. Cholernie się go bałam. W poprzednich spotkaniach nie był taki. Wydawał się miły jak na gangstera. Od ostatniego razu jak go widziałam, to się zmieniło. Był agresywny w stosunku do mnie. Pokazał prawdziwe oblicze siebie. Oblicze, którego się bałam i za wszelką cenę chciałam uniknąć kolejnych spotkań z nim.

Otrząsnęłam się i zamykając pospiesznie książkę, odłożyłam ją na odpowiednią półkę i wyszłam ze szkoły, po drodze żegnając się z bibliotekarką. Cała w nerwach zacząłem kierować się w stronę domu. Nie było ze mną nikogo, więc musiałam wracać na nogach. Na szkolnym parkingu nie było żadnego auta. Nawet jego.

Przebierałam szybko nogami, nie zwracając uwagi na zmęczenie. Było dzisiaj wyjątkowo ciepło, przez co po chwili było mi gorąco. Mimo wszystko nadal szłam przed siebie.

Po niecałych trzydziestu minutach, cała mokra od potu i zmęczona dopadłam klamki. Ciężką ręką nacisnęłam na nią, ale drzwi nie odstąpiły, a ja sama wpadłam na drewnianą płytę. Zirytowana wyciągnęłam z torebki klucze i przekręciłam w drzwiach. Już teraz wiedziałam, że skoro drzwi były zamknięte, nikogo nie ma w domu. Mimo wszystko, gdy drzwi zamknęły się za mną, wykrzyczałam imię mojego brata. Niestety odpowiedziała mi tylko głucha cisza.

Westchnęłam tylko ciężko i wpadając do kuchni, chwyciłam za butelkę wody i wzięłam pierwszy łyk. Zimna woda rozlała się po moich wnętrznościach, przynosząc mi ogromną ulgę. Gdy opróżniłam całą butelkę, stwierdziłam że muszę się umyć. Nie mam zamiaru dzisiaj biegać, ponieważ wystarczył mi bieg ze szkoły.

Weszłam do pokoju i od razu skierowałam się do łazienki. Zdjęłam przepocone ubrania i wrzuciłam je do kosza na pranie. Następnie stanęłam pod prysznicem i odkręciłam zimną wodę, która od razu schodziła moje rozgrzane ciało. Nałożyłam żel o zapachu brzoskwiniowym i porządnie wtarłam go w skórę.

Po piętnastu minutach wyszłam z prysznica i owijając się ręcznikiem, podreptałam do pokoju po czyste ciuchy. Wyjęłam biały komplet bielizny oraz krótkie, pudrowo różowe szorty, do których dobrałam biały top na ramiączkach. Ubrałam wybrane ciuchy i podsuszyłam włosy.

Podeszłam do toaletki z zamiarem nałożenia kremu na twarz, gdy usłyszałam z dołu głośne trzaśnięcie drzwiami wejściowymi, następnie ciężkie kroki na schodach, a potem huk otwieranych drzwi do mojego pokoju. W progu stanął zadyszany Jake. Jedną dłoń trzymał na klamce, a drugą framugi drzwi. Przeleciał wzrokiem cały pokój, a następnie spojrzał na mnie. Moją uwagę przykuła jego twarz. Z jego brwi, nosa oraz ust leciała mu krew. Zamarłam, natychmiast wstałam i szybkim krokiem podeszłam do niego.

- Nic ci nie jest? - zapytaliśmy w tym samym momencie siebie nawzajem. Zmarszczyłam na niego swoje brwi. Z bliska widziałam jego twarz dokładniej. Krew w większości była już zaschnięta ale z kącika ust ciągle sączyła się świeża.

- Jesteś cała? Czy coś Ci zrobił? Spotkałaś go? Spotkałaś Arona? - zaczął rzucać pytaniami. Wykrzywiłam twarz w jeszcze większym niezrozumieniu. Pokręciłam delikatnie głową i skupiłam swój wzrok na jego krwi.

- Kto Ci to zrobił? - spojrzałam w jego oczy. Chłopak przez pierwsze chwile tylko patrzył na mnie. Po chwili spojrzał na coś za mną, wzdychając ciężko i następnie wrócił wzrokiem do moich oczu.

- Aron. - odparł cicho. Natychmiast ogarnęła mnie złość. Mówiłam mu żeby do niego nie szedł. Jak zwykle mnie nie posłuchał. Nie wiem co między nimi zaszło, ale najwyraźniej nic dobrego, ponieważ nie skończyło się dobrze.

- Mówiłam Ci żebyś nic nie robił. - powiedziałam zirytowana.

- Nie może być tak, że on sobie nas podporządkuje. Typ myśli, że jest niezniszczalny. - widać było, że Jake był bardzo zdenerwowany. - Spotkałaś go dzisiaj gdzieś? - powtórzył pytanie.

Długo zastanawiałam się co mam odpowiedzieć. Bałam się, że jak Jake dowie się, że Aron odwiedził mnie w szkole i mi groził, wścieknie się jeszcze bardziej. A tego nie chciałam. Coś kazało mi podjąć taką decyzję, nie inną. - Nie. - odpowiedziałam zdawkowo. Nie chciałam go dodatkowo martwić i postanowiłam, że zachowam to dla siebie.

- Proszę Cię bądź ostrożna. - posłał mi zatroskane spojrzenie.

- Dlaczego, co się stało? - zapytałam zdezorientowana. Chłopak przez chwilę się wahał, ale zaraz potem westchnął.

- Powiedział mi, że ma zamiar Cię odwiedzić. Proszę Cię, bądź ostrożna jak wychodzisz z domu. - Jake widocznie się o mnie martwił. Byłam zła, że nie powiedziałam mu prawdy, ale naprawdę tak jest lepiej. Kiedy nic nie wie. Poza tym, nie stało mi się nic poważnego.

- Dobrze. Będę uważać. - przytaknęłam, posyłając mu uśmiech.

Jake chwilę na mnie patrzył, a następnie opuścił mój pokój. Dokończyłam czynności i zeszłam na dół do salonu. Rozejrzałam się dookoła w poszukiwaniu mojego brata. Dostrzegłam go na tarasie, pływającego w basenie.

Po drodze zabrałam z kuchni paczkę chipsów oraz sok i wyszłam na zewnątrz. Postawiłam na stoliku przy leżakach i rozsiadłam się na jednym.

- Opierdzielasz się, tak? - chłopak posłał mi chytry uśmiech.

- Należy mi się chwila odpoczynku. - odparłam dumnie. Chłopak tylko prychnął pod nosem i zniknął pod powierzchnią wody.

Po południe spędziliśmy miło na korzystaniu z pięknej pogody. Rodzice wyjątkowo wrócili dzisiaj z pracy wcześniej i dołączyli do nas. Całą czwórką opalaliśmy się przed domem. Jake próbował ich zagadywać, aby mieli jak najlepsze humory wieczorem. Wiedziałam, że chłopak się koszmarnie stresuje. Nawet ja się stresowałam, mimo że nie dotyczyło to mnie.

Siedziałam właśnie na brzegu basenu z nogami w wodzie. Mama krzątała się po ogrodzie, tata czytał gazetę na jednym z leżaków, a Jake właśnie wszedł na taras. Widać było, że jest zdenerwowany co oznaczało tylko jedno.

- Chciałbym z wami porozmawiać. - zwrócił na siebie uwagę. Mama spojrzała na niego spod ogrodzenia, a tata uniósł wzrok z nad gazety.

- Coś się stało Jake? - mama podeszła bliżej. Ja sama wyszłam z basenu, ponieważ wiedziałam co nas czeka.

- Zaprosiłem kogoś. Chcielibyśmy z wami porozmawiać. - powiedział niepewnie. Chłopak posłał mi krótkie spojrzenie. Ale takie wystarczyło, aby dostrzec w jego oczach zdenerwowanie. Na twarzy mamy natomiast można było dostrzec zdziwienie, a także radość.

- Kochanie, czy ty masz dziewczynę? - zapytała kobieta z ogromnym entuzjazmem w głosie.

Żeby tylko.

- Tak jakby? - odparł niepewnie chłopak. Widać było, że sam nie wiedział i w sumie nie dziwiłam się mu. Owszem, pogodzili się, mają razem dziecko, ale czy to od razu oznacza, że są parą? Nie rozmawiali o tym, a przynajmniej nic o tym nie wiem i Jake też wydawał się nie wiedzieć.

- Jake to wspaniale. - zapiszczała uradowana rodzicielka.

- Już myślałem, że się nie doczekam. - skitował tata.

- William. - skarciła go mama. - I mamy rozumieć, że chcesz nam ją przedstawić? - zwróciła się znów do mojego brata.

- Mam nadzieję, że nie jest jakąś ćpunką. - znowu odezwał się ojciec. Teraz już nawet ja nie wierzyłam w jego słowa.

- Eeej. - odpowiedzieliśmy chórem. Tata przeleciał wzrokiem po każdym z nas.

- Nie mamo. Chcemy z wami o czymś porozmawiać. - wytłumaczył chłopak.

- No dobrze. To gdzie ona jest? - mama wychyliła się, aby spojrzeć za Jake'a, do środka domu.

- Właśnie będę po nią jechał. - oznajmił i odwracając się, wszedł do środka. Widać było, że mama jest podekscytowana. Nie wiedziała jednak jeszcze, co usłyszy. Westchnęłam ciężko i ruszyłam w stronę domu.

- O matko, no przecież. Trzeba zrobić coś do jedzenia. - usłyszałam za plecami. Szybko odwróciłam się w stronę mamy, która pospiesznie ruszyła w moim kierunku.

- Myślę, że jedzenie nie będzie potrzebne. Raczej tylko woda. - zainterweniowałam z szerokim uśmiechem.

Mama zniknęła w kuchni, a ja usiadłam na sofie w salonie. Na dworze robił się już półmrok, więc tata również wszedł do środka, uprzednio zamykając drzwi balkonowe. Podążył za mamą do kuchni, a ja zaczęłam przeglądać social media.

Po niecałych 30 minutach w oknie dostrzegłam światła reflektorów, co oznaczało, że Jake i Sonia właśnie przyjechali. Zerwałam się z kanapy i ruszyłam w kierunku drzwi. Wyszłam na zewnątrz i opierając się o ścianę, patrzyłam jak Jake wychodzi z samochodu, a następnie okrąża go i otwiera drzwi dziewczynie. Zdziwiłam się, ponieważ jeszcze nigdy nie widziałam, aby Jake otwierał drzwi jakiejkolwiek dziewczynie. Nawet mnie tak nie traktował. Czy mam być zazdrosna i brata?

Sonia wyszła z samochodu i razem zaczęli iść w moim kierunku. Dziewczyna miała na sobie śliczną, niebieską sukienkę oraz dżinsową katanę. Jak zwykle wyglądała uroczo i niewinnie. Nadal zastanawiałam się jakim cudem, ta dwójka na siebie wpadła. Gdy dziewczyna mnie dostrzegła, na jej twarzy zagościł szeroki i szczery uśmiech. Nie mogłam go nie odwzajemnić. Zwykłym uśmiechem potrafiła uszczęśliwić drugiego człowieka. To była cudowna dziewczyna i cieszyłam się, że Jake ją poznał.

- Hej. - przywitała się niepewnie, gdy stanęła naprzeciwko mnie. Przytuliłam ją delikatnie, co dziewczyna odwzajemniła. Widać było, że tego potrzebowała. Wsparcia ze strony jakiejś dziewczyny, a ja chciałam upewnić ją, że ma we mnie wsparcie.

- Jak się czujesz? - zapytałam z troską.

- Dobrze. - uśmiechnęła się. - I już mniej wymiotuję. - dodała z lekkim śmiechem. Również się zaśmiałam i razem z nimi weszłam do środka.

- Nie martwcie się. Będzie dobrze. - pocieszyłam ich oboje, gdy staliśmy na korytarzu. Po obojgu było widać, że bardzo się stresują. Nie dziwiłam się im. Jake w tak młodym wieku miał zostać ojcem, a dziewczyna jest w moim wieku, więc rodzice na pewno będą zaskoczeni.

Zostawiłam ich na chwilę samych i udałam się przez salon do kuchni. Mama razem z tatą właśnie robili herbaty, a gdy usłyszeli, że weszłam, odwrócili się w moim kierunku. Mama posłała mi pytające spojrzenie. Pokiwałam lekko głową i stanęłam przy blacie, opierając się o niego.

W tym momencie tak bardzo się stresowałam, że zacisnęłam swoje dłonie na krawędzi blatu. Przełknęłam ciężko ślinę i spojrzałam na tatę. Po nim nie było, w ogóle widać, że coś go to rusza. Jakby to, że Jake przyprowadził jakąś dziewczynę, nie robiło mu różnicy.

Patrzyłam właśnie na mamę, gdy jej twarz nagle się rozjaśniła, a na jej ustach wykwitł lekki uśmiech. Popatrzyłam w stronę salonu, gdzie właśnie szedł Jake, a za nim Sonia. Wstydziła się i chowała się za plecami Jake'a. Uśmiechnęłam się pod nosem na ten widok. To było tak bardzo urocze, gdy Jake palcem wskazującym trzymał dłoń dziewczyny.

Stanęli w progu kuchni, a chłopak pociągnął za dłoń Sonii i stanęła obok niego. Tak strasznie miło patrzyło się na tą dwójkę, że robiło się ciepło na sercu. Zazdrościłam im tego. W tym momencie powróciły do mnie złe wspomnienia z ogniska i słowa Aidena, które do mnie powiedział. Szybko jednak odgoniła te myśli i skupiłam się na tym co teraz było ważniejsze.

- Dobry wieczór. - odezwała się niepewnie dziewczyna. Mama przeszła przez kuchnie i stanęła naprzeciwko nich z iskierkami w oczach.

- Mamo, to jest Sonia. - oznajmił zdenerwowany chłopak. Mama nie wytrzymała i mocno przytuliła dziewczynę. Na początku Sonia była zdziwiona, ale potem odwzajemniła uścisk.

- Nawet nie wiesz jak miło mi Ciebie poznać. - oświadczyła uradowana kobieta. - William, przywitaj się. Co tak stoisz jak słup. - mama odwróciłam się do taty z oburzeniem. Ten tylko pomlaskał i wywracając oczami podszedł do nich.

- Cieszę się, że mój syn w końcu sobie kogoś znalazł. - odparł dumnie. Jake posłał mi krótkie spojrzenie, które wyrażało więcej niż tylko "o boże ratuj mnie".

- Sonia jest w moim wieku. - odparłam, ponieważ zrobiło się niezręcznie cicho, a mama jak zahipnotyzowana patrzyła na dziewczynę.

- O jak fajnie. Będziecie się dogadywać. - mama poszerzyła swój i tak już szeroki uśmiech. - Zrobiłam herbatę, napijesz się?

- Z chęcią, dziękuję. - uśmiechnęła się Sonia, a mama prawie podskoczyła z radości. Widać, że już ją bardzo lubi. Mam nadzieję, że jak usłyszy nowinę to nadal będzie ją lubić.

- Siądźcie przy stoliku, ja przyniosę herbatę i porozmawiamy. - oświadczyła kobieta i odwróciła się.

Wszyscy usiedliśmy przy stole w salonie, przy ścianie. Usiadłam tak, aby ich dobrze widzieć. Po lewej stronie stolika siedziała Sonia oraz Jake, a po prawej tata.

- Gdzie mieszkasz? - ojciec zaczął rozmowę. Nie wiem dlaczego, ale każde pytanie wydawało mi się trudne i niemożliwe do odpowiedzenia. Bo jak miała teraz odpowiedzieć? Nie jest stąd, a chce się spotykać z Jake'iem. Rodzice od razu będą pytać jak sobie to wyobrażają, a to jest bardziej skomplikowane.

- Sonia mieszka w Irvinie. Przyjechała na wakacje. - odpowiedział za nią Jake. Tata widoczne się zdziwił, czego się spodziewałam. W tym samym czasie mama przyniosła wszystkim herbaty i usiadła obok ojca.

- Nie jesteś stąd? - mama również widocznie się zdziwiła.

- Nie. - odpowiedziała zdawkowo dziewczyna.

- Posłuchajcie. Chcieliśmy z wami poważnie porozmawiać. - zaczął Jake, kładąc łokcie na stole.

Automatycznie zrobiło mi się ciepło i serce zaczęło mi bić jak szalone. Dlaczego tak reagowałam skoro to nie była moja sprawa? Zauważyłam jak Sonia nerwowo bawi się swoimi dłońmi. Upiłam łyk herbaty i posłałam im ciepły i wspierający uśmiech.

- Jake, zaczynam się martwić. - odparła mama z lekkim śmiechem. Atmosfera zrobiła się bardzo napięta. Każdy bał się odezwać i tylko patrzyliśmy pusto w stół. Rodzice skakali wzrokiem z Jake'a na Sonię. Nie mogłam nic powiedzieć, ponieważ to ich sprawa i to oni muszą zacząć. Nie mogę się wtrącać. Spojrzałam na Jake'a i rozszerzyłam oczy, aby dać mu do zrozumienia, żeby się pospieszył. Im szybciej im powie, tym szybciej będą mieć to za sobą.

- Jestem w ciąży. - wyskoczyła dziewczyna. Spojrzałam na nią z szokiem. Nie sądziłam, że będzie na tyle odważna, aby to powiedzieć. Jake się bał, a jest facetem. Podziwiałam tą dziewczynę.

Obserwowałam wszystkich dokładnie, aby wybadać ich reakcje. Jake przymknął powieki, a następnie spojrzał na mamę. Ona natomiast siedziała z lekko rozchylonymi ustami i wgapiała się w Sonię. To spojrzenie było tak ciężkie i nie wygodne, że współczułam dziewczynie. Mama nie patrzyła na Jake'a, tylko centralnie na nią. Sonia miała utkwiony wzrok w szklance z herbatą i obracała nią w dłoniach. Przeniosłam swój wzrok na tatę, który patrzył natomiast na Jake'a. Miał poważną minę i wydawałoby się, że w ogóle się nie rusza. Przeleciałam każdego wzrokiem i wróciłam nim do Sonii. Nie chciałam aby czuła się winna.

Każdy na kogoś patrzył, ale nikt nie złapał z nikim kontaktu wzrokowego. Ja patrzyłam na Sonię i nikt nie patrzył na mnie. Zachowywali się jakby mnie tu nie było i cieszyłam się z tego. Już i tak wystarczająco się denerwowałam. Patrzyłam ciepłym spojrzeniem na Sonia, jakbym chciała zabrać chociaż trochę poczucia winy i zdenerwowania z jej barek.

Mama patrzyła na Sonię, ale dziewczyna miała utkwiony wzrok w stół. Na Jake'a patrzył ojciec, ale chłopak patrzył na naszą rodzicielkę. Każdy miał utkwiony w kimś swój wzrok, ale nikt nie mierzył się nawzajem spojrzeniem. Chciałam aby ta cisza już się skończyła, aby ktoś się w końcu odezwał.

W tym momencie mama przeniosła swój wzrok na chłopaka i w końcu dwoje spojrzeń zderzyło się ze sobą. Zdenerwowanie i niedowierzanie połączyło się gdzieś nad stołem. Ja i tata przyglądaliśmy się im w oczekiwaniu, aż któreś się odezwie. Wyglądali jakby prowadzili niemą rozmowę. Jakby w ich spojrzeniach zawarte były słowa.

Jedynym dźwiękiem jaki przerywał tą głucha ciszę, był zegar na ścianie. Od słów Sonii minęła właśnie minuta. Od minuty nikt się nie odezwał i pogrążony był w własnych myślach. Ale wtedy po tej minucie ciszy, w trakcie której wydarzyło się tak dużo i jednocześnie tak mało, ktoś w końcu się odezwał. Mama.

- Jake, czy ty... - zaczęła kobieta, ale nie umiała dokończyć pytania. Mimo to chłopak wiedział o co pyta.

- Tak. - odpowiedział niepewnie. W tym jednym słowie było zawarte tak dużo niepewności, strachu i zdenerwowania, że to przerażało. Mama wzięła większy haust powietrza i szybko pomrugała powiekami.

- Cholera, przegrałem zakład. - wszyscy spojrzeliśmy na tatę z zdziwionymi wyrazami twarzy. Nawet Sonia uniosła wzrok i spojrzała na mężczyznę. Nikt nie wiedział o co mu chodzi i każdy posyłał mu pytajcie spojrzenie. Wtedy pierwszy raz podczas całej tej rozmowy ktoś na mnie spojrzał. Tata przeleciał wzrokiem po każdym z nas i westchnął. - Założyłem się z kolegą, kto pierwszy zostanie dziadkiem. Przegrałem. - oświadczył. Nikt nie dowierzał w to co właśnie usłyszeliśmy.

Tego potrzebowaliśmy w tej rozmowie. Aby ktoś podszedł do tematu na spokojnie i z dystansem. Tata naprawił wszystko i atmosfera zrobiła się minimalnie lepsza. Byłam mu wdzięczna i widać było, że Jake'a również ogarnęła ulga. Zaśmiałam się pod nosem, aby rozluźnić atmosferę jeszcze bardziej. Podziałało, ponieważ oni również się zaśmiali. Nawet dziewczyna uśmiechnęła się lekko pod nosem. Mama pokręciła w niedowierzaniu głową i posłała Jake'owi przyjemne spojrzenie.

- No. Także ten. - odchrząknął Jake, patrząc na Sonię.

- Chwila. - odezwała się znów mama. - Jake, ty to tak po prostu przyjąłeś? - popatrzyła na niego z ogromnym zdziwieniem.

- Nie do końca. - zaśmiał się pod nosem. - Były drobne komplikacje na początku. - widać było, że nie chciał o tym rozmawiać. Mama pokiwała tylko głową i spojrzała na Sonię.

- A Twoi rodzice wiedzą? Powiedziałaś im już? - właśnie padło najcięższe pytanie tego wieczoru. Dziewczyna widocznie posmutniała i spojrzała na kobietę.

- Przyjechali wczoraj w odwiedziny i wtedy im powiedziałam. - oznajmiła.

- Jak zareagowali? - mama zawsze wiedziała jakie pytanie zadać.

- Wyjechali po godzinie. Powiedzieli, że mogę nie wracać do domu. - odparła cicho. Na twarzy mamy malowało się ogromne współczucie, a w jej oczach zagościła troska.

- To okropne. Gdzie teraz mieszkasz? - mama nawiązała rozmowę z dziewczyną, a my patrzyliśmy jak kobieta otacza ją wsparciem. Na to właśnie liczyłam, że mama ofiaruje jej swoją troskę, ponieważ ona już taka była. Rozdawała pomoc każdemu kto tego potrzebował i nie patrzyła czy tego kogoś zna.

- W hotelu. - odpowiedziała niepewnie.

- O nie nie. Tak nie może być. - zbuntowała się mama. Już wiedziałam, że odnieśliśmy sukces. Zaakceptowali ją i mama właśnie okazywała troskę i pomoc. - Wprowadzisz się do nas. - zesztywniałam. Zresztą Jake i Sonia też byli w szoku. Nikt nie spodziewał się takiego kroku ze strony naszej mamy.

- Mama ma rację. Nie możesz ciągać się po hotelach. - myślałam, że się przesłyszałam. Tata właśnie zgodził się z mamą.

- Oo nie. Nie chcę robić problemu. Nie przyszłam prosić o nocleg. - zaczęła bronić się Sonia. Nie powiem, rozmowa zaczynała się robić ciekawa.

- Ale mnie nie obchodzi co ty myślisz. Nie pozwolę żebyś mieszkała w hotelu. Jesteś w wieku Camilli i nie wyobrażam sobie, aby mieszkała w hotelu. - sprzeciwiła się i posłała mi krótkie spojrzenie. Wywróciłam tylko oczami. Najlepsze w tym wszystkim było to, że ja nie istniałam w tej rozmowie. Sprawa nie dotyczyła mnie, więc nikt nie przywiązywał do mnie uwagi. Cieszyłam się z tego, ponieważ to była ich sprawa, a ja nie miałam po co się mieszać.

- Mamo, naprawdę Sonia mogłaby? - do rozmowy wtrącił się Jake pełen nadziei.

- Oczywiście. Nie pozwolę, aby plątała się po hotelach. - odparła stanowczo kobieta.

- Myślę, że najlepiej będzie, jak wprowadzisz się już. - do rozmowy dołączył się również tata. To był podwójny szok i dla mnie i dla nich. Nie sądziłam, że rodzice zareagują tak pozytywnie. Na twarzy Sonii zagościł szeroki uśmiech i ulga. Mega się cieszyłam, że wszystko potoczyło się dobrze i rodzice im pomogą.

- Sonia, co ty na to, żebyśmy teraz pojechali po twoje rzeczy? - Jake zwrócił się do dziewczyny z szerokim uśmiechem.

- To jest bardzo dobry pomysł. - poparła go mama.

- No nie wiem. - wahała się dziewczyna.

- Jedźcie. A o miejsce się nie martw. Mamy wolne sypialnie. - odparła kobieta.

Jake od razu się poderwał i chwytając dziewczynę za dłoń, zaczął ciągnąć ją do drzwi. Jeszcze nigdy nie widziałam tak podekscytowanego Jake'a. Sonia wyrwała się z uścisku chłopaka i zwróciła się w stronę mamy. Zdezorientowany chłopak przyglądał się poczynaniom dziewczyny.

Sama nie wiedziałam o co chodziło, więc stałam z boku i się przyglądałam. Nasza rodzicielka też wydawał się nie wiedzieć o co chodzi.

- Dziękuję. - odparła dziewczyna z nieśmiałym uśmiechem na ustach. Mama odwzajemniła ciepły uśmiech.

- Skarbie, zawsze możesz na nas liczyć. - uświadomiła jej. Wtedy niespodziewanie w oczach Sonii błysnęły łzy. Mama zauważając to zrobiła grymas i podchodząc do niej bliżej przytuliła ją. Bardzo się cieszyłam, że mama tak ciepło ją przyjęła.

Gdy po krótkiej chwili Sonia odsunęła się od kobiety, na jej policzkach można było dostrzec ślady po łzach. Mimowolnie też się wzruszyłam, ale nie wypuściłam z siebie nawet słabego znaku, że mnie to ruszyło.

***

Siedziałam właśnie u siebie na oknie i czytałam książkę. Miałam otwarte drzwi do pokoju i dobrze widziałam jak co chwilę ktoś przechodzi po korytarzu z pokoju do pokoju, lub wchodzi i schodzi po schodach.

Mama właśnie urządzała sypialnie dla Sonii i krzątała się po domu. Co chwilę wnosiła coś do pokoju lub wynosiła. To pościel, ręczniki, koce i jakieś drobiazgi. Nie rozumiałam tylko po co to wszystko, skoro końcowo i tak będzie spać u Jake'a.

Chłopak zresztą też zaangażował się do urządzania sypialni i słychać było jak kłóci się z mamą co ma być w pokoju. Sonia w tym czasie brała prysznic w łazience Jake'a. Było już przed północą ale w domu było więcej ruchu niż w ciągu dnia.

Rozmowa przebiegła naprawę przyjemnie pomijając, że gdy Sonia się kąpała, mama uświadomiła Jaka'owi, że będą musieli z nim poważnie porozmawiać ale na osobności. Wszyscy ciepło przyjęli Sonię i zrobili wszystko aby czuła się u nas swobodnie. Miałam nadzieję, że teraz wszystko będzie już w porządku.

W pewnym momencie kątem oka zauważyłam, że do pokoju wszedł Jake. Zamknęłam książkę i spojrzałam na chłopaka. - Co jest?

- Nic. Przyszedłem tak tylko. - oznajmił i usiadł na krawędzi łóżka. Miałam dziwne przeczucie, że nie przyszedł bez powodu. Zwęziłam na niego oczy i zmierzyłam go wzrokiem. Kiedy niczego nie odkryłam, westchnęłam ciężko.

- Jak Sonia?

- Dobrze. Cieszę się, że nie będzie musiała już mieszkać w hotelu. - odparł.

- Szkoda tylko, że jej rodzice tak zareagowali. - wspomniałam. Było mi naprawdę przykro, że rodzice Sonii tak ją potraktowali.

- Powiedziała, że da im trochę czasu i odwiedzi ich za jakieś dwa tygodnie. - wytłumaczył mi chłopak. Pokiwałam tylko lekko głową.

W tym samym czasie z pokoju Jake'a wyszłam Sonia. Miała na sobie szare szorty oraz granatową bluzę, która sięgała jej do kolan. Od razu wiedziałam, że to bluzą Jake'a. Wyglądała w niej przeuroczo. Rozejrzała się po korytarzu, a następnie spojrzała na mnie. Jake jej nie widział, ponieważ moje łóżko jest postawione bardziej w głąb pokoju.

- Wyglądasz mega uroczo. - skomentowałam i posłałam jej szeroki uśmiech.

- Nie wiesz gdzie jest Jake? - zapytała niepewnie. Kątem oka widziałam jak chłopak wstaje z łóżka i po cichu podchodzi do ściany obok drzwi, dając mi tym samym znak.

- Tu u mnie, siedzi na łóżku. - kiwnęłam w stronę pustego łóżka.

Dziewczyna ruszyła w kierunku mojego pokoju, a gdy tylko przekroczyła próg, zza roku wyskoczył Jake i wrzeszcząc złapał ją w pasie. Dziewczyna zapiszczała, podskakując ze strachu. Uśmiechnęłam się na ten widok. Jake przytulił Sonię i zaczął nią bujać na prawo i lewo. Oparł swoją brodę na czubku jej głowy i uśmiechnął się do mnie. Jake tak bardzo się zmienił odkąd wyznał Sonii, że mu na niej zależy. Był kompletnie innym człowiekiem teraz. Troszczył się o nią na każdym kroku i dbał o to, aby miała jak najlepiej. Miałam tylko nadzieję, że to nie jest złudne wrażenie i Jake wziął tę sprawę na poważnie.

W pewnym momencie zmarszczył swoje brwi i odsuwając się od dziewczyny, zmierzył ją wzrokiem od stóp do głów.

- Grzebałaś mi w szafie? - chłopak zwrócił uwagę na bluzę, którą miała na sobie dziewczyna.

- Od dzisiaj to też moja szafą. - odparła dumnie.

- Już ją lubię. - dodałam ze śmiechem. Chłopak zmarszczył nos i pokręcił głową.

Dziewczyna zaczęła chodzić po moim pokoju i oglądać go. Łapała wzrokiem nawet najdrobniejszy szczegół. Skupiała się na małych figurkach, które stały na mojej komodzie. Każdą dokładnie oglądała.

- Masz bardzo ładny pokój. - zwróciła się do mnie, na co się uśmiechnęłam.

Sonia dokładnie obejrzała cały mój pokój, zwracając uwagę na najmniejsze szczegóły. Jest bardzo uprzejma i pomocna. Jeszcze nigdy nie spotkałam tak miłej osoby. Cieszyłam się, że będzie z nami mieszkać. Przynajmniej przez jakiś czas.

-Idziemy spać? - zwrócił się Jake do Soni, która siedziała obok niego. Dziewczyna pokiwała głową i wstając, skierowali się do wyjścia.

- Dobranoc. - pożegnała się dziewczyna i skierowała do sypialni, która była naprzeciwko pokoju Jake'a a, za nią chłopak.

-Gdzie? - Jake chwycił Sonię w pasie i pociągnął do swojego pokoju, kiedy ona chciała wejść do swojej sypialni. Zaśmiałam się na ten widok i zamykając za nimi drzwi, zaczęłam przygotowywać się do snu.

Po około dziesięciu minutach leżałam już w łóżku i czekałam na sen, który nadszedł parę minut później.

***

Wjeżdżałam właśnie na plac czarnym seatem. Zakończyłam egzamin i zjeżdżałam już z drogi. Pan egzaminator przez cały czas się nie odzywał. Mówił mi tylko gdzie mam skręcić i patrzył na mój sposób jazdy. Nie komentował mojej jazdy w żaden sposób. Nie odzywał się kompletnie nic przez cały egzamin, przez co stresowałam się tysiąc razy bardziej. Nie wiedziałam czy robię dobrze, czy może właśnie zrobiłam jakiś błąd.

Zatrzymałam pojazd i w nerwach położyłam dłonie na udach. Westchnęłam ciężko i spojrzałam na mężczyznę, który coś pisał na kartce. Byłam w takich nerwach, że nie kupiłam się na tym co pisał. Nie podglądałam czy wpisuje negatywny, czy może pozytywny wynik. Próbowałam uspokoić swój oddech. Nie wiem jakim cudem ale mimo ogromnego stresu, jechałam spokojnie aczkolwiek nie mam pojęcia czy gdzieś nie popełniłam błędu.

- Proszę oddychać spokojnie. Nie chcę wzywać karetki. - nagle odezwał się mężczyzna, posyłając mi rozbawione spojrzenie. Nie odezwałam się. Za dużo emocji we mnie teraz siedziało.

- Mogę otworzyć drzwi? Jakoś tak mi duszno. - zapytałam. Facet tylko na mnie spojrzał i kiwnął głową z uśmiechem. Natychmiast chwyciłam za klamkę i otwierając drzwi postawiłam stopy na ziemi. Na dworze nie było wcale lepiej. Gorąc jaki dzisiaj panował był nie do opisania. Mimo wszystko wzięłam parę głębszych oddechów, aby dostarczyć płucom świeżego powietrza.

Serce waliło mi jak szalone i zastanawiałam się jakim cudem nie zemdlałam za kierownicą na środku skrzyżowania. Nie rozumiałam dlaczego przed egzaminem nie stresowałam się tak jak bałam się teraz. Bałam się co zobaczę i usłyszę. Bałam się, że jeśli obleje, będę musiała przez to przechodzić drugi raz i założę się, że wtedy moje zdenerwowanie będzie o wiele większe i będzie towarzyszyć mi nie tylko po egzaminie, ale także przed i w trakcie.

- Pani Camillo. - usłyszałam za swoimi plecami. Momentalnie się spięłam. To ten moment. - Na placu wypadła Pani w porządku. Na drodze... - przysięgam, że właśnie brakowało mi powietrza. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Owszem jeździłam w zeszłą noc z Patrickiem po mieście, ale zawsze ta obawa była. - No oprócz tego skrzyżowania. Nie wiem co Pani miała w planach. Na rondzie mnie Pani zdziwiła. - i wtedy dotarło do mnie, ile błędów popełniłam. Nagle przypomniały mi się wszystkie błędy na drodze.

- Proszę. - mężczyzna podał mi kartkę, po której jeszcze przed chwilą pisał. - Egzamin z wynikiem...

***

Nie zabijcie mnie za zakończenie ^^

Za wszelkie błędy, przepraszam ale nie wyrabiam.

Także guys, Wesołych Świąt i najedzcie się tam. No i hucznego sylwestra, opijcie się do nieprzytomności.

Nie no, a tak serio love was i do następnego.

Buziaki ™ :*

Continue Reading

You'll Also Like

115K 6.4K 29
Melissa Johnson pochodzi z dobrej rodziny, ma kochających rodziców i prowadzi kancelarię prawniczą ze swoją przyjaciółką. Od kilku miesięcy interesuj...
64.2K 3.3K 9
Druga część dylogii ,,Racing" Życie Mili Taylor układało się wspaniale od 5 lat. Miała dobrą pracę, wspaniałych przyjaciół, a co najważniejsze miała...
142K 5.3K 30
Siedemnastoletnia Alysa Miller chciała być idealna dla swoich rodziców by chociaż raz ją docenili. Dziewiętnastoletni Caleb Roy nie chciał być idealn...
77.3K 2.8K 29
„Gdzie byłeś sześć lat temu?" Gdzie Blake Remington był kiedy Charlotte Wilson go potrzebowała? Tego nikt nie wie. Przepadł z dnia na dzień, a nikt n...