Dying Light | Jikook

By mimiruki666

13.5K 1.2K 2K

"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd c... More

[0,75] - Prolog
[1,0] - Witamy w Harranie
[2,0] - Wieża
[3,0] - Magazyny
[4,0] - Wirale
[5,0] - Uśmiech proszę!
[6,0] - Gniazdo
[7,0] - Wielkie bum
[8,0] - Więzi
[10,0] - Dirty Dancing
[11,0] - Gazi
[12,0] - Zrzut
[13,0] - Sekrety
[14,0] - Układ z Raisem
[15,0] - Anteny przekaźnikowe
[16,0] - Ludzie Raisa
[17,0] - Skorpion
[18,0] - Szkoła
[19,0] - Szczerze, to nie wiem, jak nazwać ten rozdział...
[20,0] - Doktor Zere
[21,0] - Arena
[22,0] - Prawda
[23,0] - Bliskość
[24,0] - Troska
[25,0] - Wybawcy
[26,0] - Szambonurki
[27,0] - Żar
[28,0] - Wyjec
[29,0] - Zdrajca
[30,0] - Żal
[31,0] - Muzeum
[32,0] - Grizzly
[33,0] - Bombardowanie
[34,0] - Buziaki
[35,0] - Pocałunki
[36,0] - Doktor Camden
[37,0] - Obietnice
[38,0] - Garnizon
[39,0] - Na krawędzi

[9,0] - Pułapki świetlne

338 34 26
By mimiruki666

Mój egzemplarz mapy Harranu wyglądał jak narysowany przez pięciolatka dinozaur, któremu oczy wyrosły wszędzie, tylko nie tam, gdzie powinny, a autor miał do dyspozycji jedynie czarny zestaw kredek. Nieliczne czerwone lub zielone domki przedstawiały się, niczym osobliwe pryszcze, a zaznaczone naprędce krzyżyki dopełniały dzieła.

Westchnąłem głośno, próbując się zorientować, gdzie tak właściwie byłem. Budynki w slumsach nie różniły się od siebie prawie w ogóle, a nawet miałem wrażenie, że powtarzały się co jakiś czas. Zacząłem nawet myśleć, że zwyczajnie chodziłem w kółko, gdy prażące słońce nagrzewało mój już i tak spalony kark, nie oszczędzając żadnej innej części ciała. Zza zabudowań nie byłem w stanie dostrzec żadnego punktu orientacyjnego, co tylko bardziej mnie irytowało.

Jeszcze kilka dni temu szedłem tędy z Jeonem, naprawdę nie byłem w stanie zapamiętać niemal prostej drogi do autostrady? Przecież nie byłem aż takim idiotą. Dlaczego tak właściwie odważyłem się pójść sam? Mogłem zabrać ze sobą chociaż Tae, on na pewno lepiej znał okolicę.

Rozwiewając wszystkie niejasności - tak, stałem właśnie na środku ulicy, między kilkoma pozostawionymi samotnie autami, w mieście pełnym zombie. Tak, dostałem koślawo nakreśloną mapę, która wcale mi nie pomagała i komunikator, który ciągle miał jakieś szumy, czym niemal rozsadzał mi prawe ucho. Tak, byłem skończonym debilem i przegrywem w jednym.

A wam jak mija dzień?

W akcie desperacji chwyciłem się krat w jednym z okien pobliskiego budynku, by zacząć wspinać się po jego wystających gzymsach, aż na sam dach. Mimo, że nie uśmiechała mi się wizja spadnięcia z kilkunastu metrów na plecy, to jednak błądzenie w tym labiryncie zirytowało mnie do tego stopnia, że postanowiłem zaryzykować. Kiedy stanąłem na płaskiej, blaszanej pokrywie dachu, wydawało mi się, że nagrzana powierzchnia roztapia podeszwy moich butów. Nie wiał nawet najdrobniejszy wiatr, a widok przed oczami delikatnie mi falował, zupełnie jakbym siedział przy ognisku i próbował dojrzeć coś po jego drugiej stronie.

Przez chwilę przyglądałem się panoramie gór otaczających tę część miasta. W oddali po prawej zobaczyłem most, a co za tym idzie, wypatrzyłem również autostradę, która właśnie tam brała swój początek, a potem sunęła przez cały Harran. Dopiero teraz udało mi się dostrzec jej fragmenty, prześwitujące między wyższymi zabudowaniami przede mną. Uśmiechnąłem się zwycięsko, przechodząc z jednego dachu na drugi, by znaleźć się bliżej mojego pośredniego celu. W końcu jakiś postęp.

Wyszedłem do miasta zaraz po tym, gdy Taehyung wytłumaczył mi, jak uzbroić pułapki świetlne. Chciał, żebym zrobił to za dnia, co gwarantowałoby bezpieczniejszą nocną misję drużynie, którą dzisiaj Suga miał zamiar zabrać po zrzut. Doszły ich bowiem wieści, że GRE, po prawie tygodniu bez zrzutów, postanowiło je wznowić, a te miały pojawić się właśnie pod wieczór lub w nocy. Zazwyczaj skrzynie zrzucano wzdłuż głównej przelotówki Harranu, dlatego właśnie tam się kierowałem. Miałem włączyć dwie latarnie, które już wcześniej zostały przekierowane na światło UV i jeden samochód-pułapkę. Nie chodziło oczywiście, bym od początku je dostrajał i tak dalej. Nawet gdyby mi to wytłumaczyli, to w życiu bym sobie nie poradził. Moim zadaniem było tylko "odnowienie" wcześniej wykorzystanych przez biegaczy pułapek. Dało się je uruchomić z określonej odległości za pomocą pilota, dlatego też nie mogły być rozmieszczone zbyt blisko siebie, ale wciąż były sporym ułatwieniem, kiedy przyszło komuś spieprzać w nocy przed hordą przemieńców.

Po kilku minutach udało mi się dotrzeć w pobliże autostrady, skąd łatwiej było mi określić własne położenie względem celów. Ze zdziwieniem stwierdziłem, że byłem całkiem blisko pierwszej latarni. Rozejrzałem się po okolicy, wciąż stojąc na dachu, ale tym razem betonowym. Mocniej nacisnąłem czapkę z daszkiem na czoło, by w końcu wypatrzeć pierwszą lampę. Faktycznie, gdzieś w połowie wysokości jej słupa wisiała dodatkowa skrzynka, a niewielka dioda nawet stąd raziła czerwonym światłem. Tylko jak niby miałem się tam dostać? Wspiąć się po latarni? Taehyung chyba przeceniał moją sprawność fizyczną.

Zmarszczyłem brwi, już mając spróbować skontaktować się z Kimem albo Spike'm, ale właśnie wtedy w oczy rzuciła mi się kładka, wystająca z okna jednego z mieszkań. Gdyby udało mi się tam dostać przez mieszkanie, to...

Nagle usłyszałem ciche rzężenie tuż za plecami. Obróciłem się gwałtownie właśnie w momencie, gdy zarażony w uszarganej błotem szpitalnej koszuli, który wziął się na dachu zupełnie nie wiadomo skąd, machnął ręką, by złapać mnie za ramię. Na szczęście nie był to wiral, dlatego udało mi się uniknąć wyciągniętej dłoni. Cofnąłem się o krok i... no właśnie.

Szybko zorientowałem się, że pod wystawioną do tyłu stopą nie zastałem twardego gruntu, a całe moje ciało runęło w dół. Z mojego gardła wyrwał się zduszony krzyk, ale moja lewa ręka cudem złapała za kratę w jednym z okien. Poczułem się tak, jakby mój ciężar z pomocą grawitacji wyrwał kość ramieniową ze stawu, gdy nastąpiło mocne szarpnięcie. Zabolało jak cholera, jednak nie puściłem kraty, ostatkami silnej woli zaczepiając się o nią drugą ręką. Wisiałem tak przez chwilę, próbując uspokoić rozszalałe serce, które biło tak mocno, jakby miało wyrwać mi się z piersi. Bezmyślny zarażony zaraz przeleciał obok mnie kilka sekund później, ślepo podążając moim śladem, jednak nie miał tyle szczęścia, by złapać się w locie czegokolwiek. Spadł na twardą, asfaltową nawierzchnię drogi, a gruchot łamanych kości dotarł do mnie aż nazbyt wyraźnie.

Kiedy zerknąłem w dół, okazało się, że wcale nie zawisłem tak wysoko nad powierzchnią ziemi, jak mi się wydawało. Puściłem się kraty, lądując na ugiętych nogach, piętro niżej, tuż przed drzwiami do budynku.

- Cholera, było blisko - mruknąłem sam do siebie, ruszając chodnikiem wzdłuż ulicy. Kilka razy ruszyłem lewą ręką, by jakoś zmniejszyć ból, który promieniował od pachy wzdłuż tricepsa i w dół, sięgając niemal biodra. Bark pulsował tępo, ale to akurat byłem w stanie wytrzymać. Pozostało mi tylko liczyć na to, że niczego sobie tam nie przestawiłem.

W zasięgu wzroku miałem tylko kilku niemrawych zarażonych, którzy powoli ruszyli w moją stronę, ale byłem na tyle blisko kolejnego domu, że z łatwością dotarłem do drzwi na długo zanim w ogóle mieliby szansę mnie dogonić. Klamka ustąpiła, chociaż zupełnie się tego nie spodziewałem, więc napełniony chwilowym entuzjazmem, wszedłem do środka.

Wnętrze mieszkania było stosunkowo nienaruszone. Oprócz przestawionej szafy, którą zabarykadowano tylne wyjście, reszta mebli zdawała się być na miejscu, podobnie jak schody, którymi udałem się aż na drugie piętro. Nie napotkałem na swojej drodze nikogo żywego, martwego ani rozkładającego się, co jeszcze bardziej mnie ucieszyło. Kiedy wszedłem ostrożnie na samą górę, w oczy szybko rzuciła mi się oparta o parapet deska, która okazała się być rozmontowanym stołem. Część, z której nie odkręcono nóg, stała w mieszkaniu, przyciśnięta ogromną, glinianą donicą, która zapewne miała służyć jako przeciwwaga. Fragment znajdujący się za oknem został pozbawiony nóg i sięgał praktycznie samej latarni.

Wskoczyłem na blat, powoli stawiając kolejne kroki w stronę okna. Przykucnąłem, czując się o wiele stabilniej w takiej pozycji i naprawdę ślamazarnie sunąłem wzdłuż stołu, by w końcu po długich sekundach, ciągnących się niemal w nieskończoność, dotrzeć do skrzynki zawieszonej na latarni.

Przytrzymałem się słupa i wyprostowałem lekko drżące kolana, żeby sięgnąć skrzynki. Otworzyłem skrzypiące drzwiczki, powtarzając pod nosem wskazówki od Spike'a, które przekazał mi Tae.

- Wyłączyć zasilanie, wykręcić bezpiecznik, wkręcić nowy bezpiecznik, włączyć zasilanie - miałem nadzieję, że nie byłem na tyle głupi, żeby o czymś zapomnieć i dać się porazić prądem.

Na szczęście wymiana bezpieczników poszła gładko, a gdy przełączyłem z powrotem dźwignię, dioda na skrzynce błysnęła zielonym światłem.

Z uzbrojeniem samochodu-pułapki było jednak nieco gorzej.

Kiedy dotarłem na miejsce, wokół tego jednego auta z czerwoną żarówką na masce, do którego potrzebowałem dostępu, roiło się od zarażonych. Przewalali się przez inne samochody i kluczyli między pojazdami na drodze. Skrzywiłem się, nie mając najmniejszej ochoty na potyczkę z potworami, których nadciągnie o wiele więcej, gdy tylko usłyszą odgłosy walki. Do tego rwanie w lewym boku widocznie nie miało zamiaru ustąpić (wręcz przeciwnie, ból wciąż się nasilał), więc jakakolwiek walka mogła tylko pogorszyć ten stan.

Niepewnie sięgnąłem do kieszeni, w którą Taehyung władował mi kilka malutkich petard. Ponoć były niezastąpione w odciąganiu zarażonych, a dzięki ich niewielkiemu zasięgowi, nie zwalała ci się na głowę cała sztafeta wirali, gdy ich użyłeś. Przełamałem dwie i bez ociągania rzuciłem w losowym kierunku, żeby przypadkiem nie zaczęły wesoło strzelać w moich dłoniach. Nie do końca to przemyślałem, ale osiągnąłem zamierzony cel - zarażeni podążyli za cichymi petardami, a ja błyskawicznie dopadłem auta, korzystając z ich nieuwagi.

Mimo że uwinąłem się z uzbrojeniem samochodu naprawdę sprawnie, to zombie i tak szybko zorientowały się, że potencjalny posiłek znalazł się w ich zasięgu. Gdy tylko petardy przestały hałasować, całe stado rzuciło się na mnie dość żwawo, a ja w ostatniej chwili uniknąłem wyciąganych w moją stronę łapsk.

Naprawdę zacząłem się łudzić, że mogę zakończyć misję powodzeniem, gdy wymieniałem bezpieczniki w kolejnej latarni, do której dotarłem w podobny sposób, co do pierwszej. Nawet zaczął się już cieszyć. Jednak w momencie, gdy przestawiłem dźwignię, oczekując pojawienia się zielonej diody, stały się trzy rzeczy na raz.

Przez słup przebiegł snop światła, podobnie jak przez wszystkie inne w okolicy, a zaraz potem zarówno dioda na tej latarni, jak i jej siostry na kilku innych, zgasła. W międzyczasie usłyszałem kolejne szumy w słuchawce, a do tego niepokojące skrzypienie stołu. Mebel zaczął przechylać się w dół, więc nie zwlekając ani chwili, rzuciłem się w stronę okna. Gdy wylądowałem na podłodze w mieszkaniu, zahaczając się o własne nogi i tym samym spadając ze stołu na nabity kurzem dywan, z komunikatora doszedł mnie znajomy, trochę zniekształcony głos.

- Ej, księżniczko, jesteś jeszcze w terenie? - Jungkook czekał chwilę aż mu odpowiem, ale ja w tym czasie próbowałem pozbierać się z gleby, przy okazji klnąc z bólu pod nosem. - Co ty tam, konia walisz?

- Co? - spytałem mało inteligentnie, przytrzymując słuchawkę, by móc z nim porozmawiać.

- Jęczysz tak, że pewnie wszyscy zarażeni w promieniu kilometra cię usłyszeli - zaśmiał się, a ja dopiero wtedy uświadomiłem sobie, że pewnie włączyłem komunikator, upadając prawą stroną na dywan. Dobrze, że nie walnąłem w ziemię lewym barkiem, bo chyba posikałbym się z bólu.

- Mam problem - mruknąłem, nie chcąc z nim dyskutować. Nieśmieszne żarty o masturbacji mógł zostawić dla siebie albo chociaż na później.

- Cały czas o tym rozmawiamy. Jeśli myślisz, że ci pomogę, to niestety muszę cię rozczarować, bo to nie seks-telefon.

Odetchnąłem głęboko, siadając w wygodnym rozkroku na miękkim dywanie. Swoim upadkiem wzbiłem z niego trochę kurzu, który teraz zaczął drażnić mnie w nos, ale na szczęście nie zacząłem kichać. Wziąłem się za rozmasowywanie obolałego po upadku ramienia, żeby przynieść sobie chociaż chwilowe ukojenie, a przy okazji powstrzymać się przed powodzeniem Jeonowi kilku słów za dużo.

- Mówię poważnie. W dzielnicy chyba padło zasilanie.

- To zmienia postać rzeczy - odpowiedział już trochę poważniej. - Gdzie konkretnie jesteś?

- Kurwa, w dupie - burknąłem, ale zanim chłopak zdążył cokolwiek odpowiedzieć, kontynuowałem - Bardzo blisko autostrady, od południa. Dosłownie jakieś dwie przecznice dalej są tory kolejowe, a przynajmniej tak mi się wydaje.

- Musisz iść do elektrowni wewnętrznej tej dzielnicy. Główna jest za daleko, a pewnie i tak nic tam nie zdziałasz. Idź na południowy-zachód, powinna być gdzieś za torami.

- Na pewno znajdę - odparłem sarkastycznie.

- Cieszę się, że w siebie wierzysz.

- Jungkook, takie wskazówki to sobie możesz w dupę wsadzić.

- Bardziej ci nie pomogę, nie wiem, gdzie to dokładnie jest. Tylko się pospiesz, bo będę cię potrzebował jeszcze przed zachodem. Jak skończysz, to idź wzdłuż autostrady aż do drugiego torowiska, niedaleko przecięcia jest wypożyczalnia wideo. Znajdź mi "Dirty Dancing", potem idź drogą, która biegnie pod przelotówką aż do izolowanego osiedla pod południowym tunelem. Tam się spotkamy.

Zamrugałem, słuchając tego, co mówił chłopak. Przez chwilę myślałem, że po prostu komunikator szumiał tak mocno, że źle coś zrozumiałem, ale widocznie naprawdę miałem mu znaleźć kasetę z pieprzonym filmem romantycznym. Niby po co mu ona?

- Wiesz... jest wiele lepszych sposobów, żeby zaprosić mnie na randkę. Do tego miałeś siedzieć w Wieży, a ja niezbyt przepadam za Dirty Dancing.

- Myślisz, że ja tak? - zapytał Jeon takim tonem, jakby naprawdę pomyślał, że mówiłem na poważnie. - Oprócz filmu muszę jeszcze skombinować jakieś czekoladki, bo Gazi ubzdurał sobie, że zrobi swojej nieżyjącej mamuśce Dzień Matki. Jest sierpień, do chuja. Mam się wymienić z tym wariatem na leki, o które poprosił mnie Jin. Padło na mnie, bo reszta albo już gdzieś poszła, albo czeka na zrzut w Wieży, żeby jak najszybciej do niego dotrzeć. Dlatego zbieraj dupę w troki, ogarnij zasilanie i ten cholerny film, a potem przyłaź tu.

Szum w słuchawce ustał, gdy zdenerwowany Jeon się rozłączył. Po raz kolejny westchnąłem głośno, wstając z dywanu i wzniecając kolejne tumany kurzu.

Tym razem zacząłem kichać jak opętany.

W sumie, gdyby Jungkook naprawdę chciał mnie zaprosić na randkę, to chyba bym mu nie odmówił. Nawet jeśli mielibyśmy faktycznie oglądać Dirty Dancing. 








Continue Reading

You'll Also Like

134K 9.9K 57
Edgar to młody chłopak z toną problemów na głowie. Dla swojej siostry starał się walczyć z chęcią skończenia tego. Niestety pragnienia wzięły górę. ...
71.3K 3K 58
Zmieniony przez śmierć ojca Nicola postanawia zadebiutować w Reprezentacji Polski, co było marzeniem pana Krzysztofa. Zbuntowany młody dorosły w prze...
1.1K 131 10
ᴀɴɪᴏł ᴢᴀɴᴜʀᴢᴏɴʏ ᴡ ᴘᴏᴛᴡᴏʀɴᴇᴊ ʀᴢᴇᴄᴢʏᴡɪsᴛᴏśᴄɪ. ᴛᴏᴘ!ᴍʏɢ,ʙᴏᴛᴛᴏᴍ!ᴘᴊᴍ;ᴀɴɪᴏł
75.3K 2.6K 100
Kim Taehyung jest słynnym aktorem, który występuje głównie w dramach. Min Yoongi jest początkującym raperem, który tworzy swoje utwory pod pseudonim...