Dying Light | Jikook

By mimiruki666

13.5K 1.2K 2K

"Oczy całego świata są zwrócone na miasto Harran, gdzie dwa miesiące temu wybuchła epidemia nieznanej dotąd c... More

[0,75] - Prolog
[1,0] - Witamy w Harranie
[3,0] - Magazyny
[4,0] - Wirale
[5,0] - Uśmiech proszę!
[6,0] - Gniazdo
[7,0] - Wielkie bum
[8,0] - Więzi
[9,0] - Pułapki świetlne
[10,0] - Dirty Dancing
[11,0] - Gazi
[12,0] - Zrzut
[13,0] - Sekrety
[14,0] - Układ z Raisem
[15,0] - Anteny przekaźnikowe
[16,0] - Ludzie Raisa
[17,0] - Skorpion
[18,0] - Szkoła
[19,0] - Szczerze, to nie wiem, jak nazwać ten rozdział...
[20,0] - Doktor Zere
[21,0] - Arena
[22,0] - Prawda
[23,0] - Bliskość
[24,0] - Troska
[25,0] - Wybawcy
[26,0] - Szambonurki
[27,0] - Żar
[28,0] - Wyjec
[29,0] - Zdrajca
[30,0] - Żal
[31,0] - Muzeum
[32,0] - Grizzly
[33,0] - Bombardowanie
[34,0] - Buziaki
[35,0] - Pocałunki
[36,0] - Doktor Camden
[37,0] - Obietnice
[38,0] - Garnizon
[39,0] - Na krawędzi

[2,0] - Wieża

452 35 17
By mimiruki666

Kilka minut później jechałem trzęsącą się windą na dziewiętnaste piętro, modląc się, by ta puszka nie postanowiła spaść i ukatrupić mnie oraz tego dziwnego blondyna na miejscu. Naprawdę miałem wrażenie, że lada chwila mogła się rozlecieć, bo coś ciągle klekotało i trzaskało, a do tego raz jechaliśmy szybciej, by za moment znowu zwolnić i tak w kółko. Gdy w końcu dotarliśmy na górę, niemal wypadłem na zewnątrz, chcąc jak najszybciej opuścić to klaustrofobiczne pomieszczenie. Gdybym mógł, padłbym na klęczki i zaczął całować zimną posadzkę korytarza. Nie chciałem jednak wyjść na wariata przed drugim mężczyzną, dlatego jedynie stałem niecierpliwie, gdy ten powoli wychodził z windy.

- Chyba nie przepadasz za windami, co? - chłopak zaśmiał się, patrząc na mnie ze swoim specyficznym, prostokątnym uśmiechem. Wydawał się typem o dość frywolnym usposobieniu, chociaż nie chciałem go pochopnie oceniać. Znałem go w końcu dopiero kilka minut. - Jak ty się w ogóle nazywasz?

- Park... Park Jimin - sapnąłem, próbując się opanować.

- Kim Taehyung, ale możesz mi mówić Tae - znowu się uśmiechnął, po czym pociągnął mnie za rękę przez korytarz, po drodze włączając oświetlenie.  - Oj, rozchmurz się! Nie każdy ma to szczęście, by przeżyć pościg przemieńców, właściwie to mało kto je ma. Powinieneś się cieszyć, że nie jesteś kupką marnych flaków, która by z ciebie została, gdyby cię dopadli.

- Pewnie masz rację - mruknąłem, nie mając zamiaru kłócić się z jego bardzo obrazowym opisem tego, czym mogłem być, a na szczęście jeszcze nie byłem. Wszedłem za nim posłusznie na klatkę schodową, która od dołu była zastawiona meblami i innymi ciężkimi przedmiotami, co uniemożliwiało dostanie się na te piętra inną drogą niż winda.

- Jeśli zastanawiałbyś się, czemu schody są dostepne tylko od tego piętra do dachu, to już śpieszę z tłumaczeniami - oznajmił z uśmiechem, zapewne zauważając, że moje spojrzenie uciekło w tamtą stronę. - To na wypadek, gdyby padła elektryka na dole i zarażeni mieliby wolną drogę do wnętrza budynku. Wiesz, w dzień działa zwykłe napięcie, a w nocy światło UV. Przemieńcy wyjątkowo za nim nie przepadają, dlatego mamy też flary, kiedy gdzieś wychodzimy, ale to towar deficytowy. Podobnie jak antyzyna, która jest zamiennikiem antidotum, aż do momentu wynalezienia faktycznego leku. Ale o tym kiedy indziej. Wracając... - zrobił pauzę i zatrzymał się gwałtownie, najwidoczniej zastanawiając się, o czym mówił na początku. Chwilę później mruknął sam do siebie "ach, no tak", z powrotem ruszając szybkim marszem po schodach. - Poruszamy się między piętrami windą. Na niższych piętrach są ci z wysokim ryzykiem przemiany. W razie, gdyby coś się stało, piętro można odciąć, nie narażając tym samym reszty mieszkańców. Czaisz, co nie?

Pokiwałem głową, gdy znaleźliśmy się na kolejnym piętrze, a mężczyzna tylko ponownie się uśmiechnął. Nawet się nie zorientowałem, gdy wciągnął mnie do jakiegoś pomieszczenia.

Jak się okazało, znaleźliśmy się w mieszkaniu przerobionym na prowizoryczny szpital. Łóżka były ustawione ciasno obok siebie, na podłodze leżało kilka materacy, a na nich przewracali się przeróżni ludzie. Większość z nich kaszlała niczym gruźlicy, inny byli cali w opatrunkach. Jeszcze inni jęczeli nieskładnie o tym, że coś ich bolało, a następni wyciągali ręce w naszą stronę, błagając o pomoc. W słabym świetle porozstawianych na około świec i lampek nocnych wyglądali równie przerażająco, co zarażeni na ulicach.

Przełknąłem ślinę, starając się na nich nie patrzeć.

- Jin, jesteś?! - Taehyung wydarł się na całe gardło, na co kilku pacjentów zareagowało jękami rozpaczy.

- Nie drzyj się, idioto, zszywam kogoś! - odkrzyknął, jak mniemałem, Jin z pomieszczenia obok. Kim, nie zważając na nic, wparował tam moment później, ciągnąc mnie ze sobą.

- Hyung, Jungkookie znowu zwinął tym sukinsynom trochę antyzyny sprzed nosa! - pochwalił się uradowany Tae, a ja zaglądałem mu przez ramię, starając się dostrzec wnętrze pokoju.

Na łóżku leżał jakiś chłopak, który wił się i jęczał z bólu, a obok niego siedział na krześle wysoki brunet w lekarskim kitlu. On również wyglądał na Koreańczyka, co zdawało się być naprawdę dziwnym zbiegiem okoliczności. Czyżby połowa mojego narodu postanowiła wybrać się na wakacje akurat do miasta, w którym wybuchła epidemia?

Mężczyzna, przy słabym świetle kołyszącej się lampki, grzebał w nodze swojego pacjenta, która wyglądała... no cóż. Nieciekawie - jakby wszedł na posesję, której pilnował bardzo zajadły rottweiler.

- Cieszę się, Tae. Zostaw fiolki na biurku - Jin wskazał ręką gdzieś za siebie, na co blondyn od razu się ruszył i odłożył tam szmacianą torbę. - A teraz mi nie przeszkadzaj - dodał, w pełnym skupieniu wbijając igłę obok okropnej rany na nodze leżącego chłopaka. Wcale nie zdziwiłem się, gdy wrzasnął, jakby lekarz obdzierał go ze skóry. Wątpiłem, żeby mieli na stanie coś takiego, jak leki znieczulające, czy chociażby przeciwbólowe.

- Przejrzysz potem Jimina? - Taehyung nie wyglądał na zbyt przejętego słowami starszego. Nawet nie skrzywił się, kiedy zszywany chłopak znów wrzasnął z bólu, na co mnie z kolei zebrało się na wymioty.

- Jakiego znowu... - mężczyzna w końcu odwrócił twarz w naszą stronę, wybałuszając na mnie oczy. - Skąd ty się tu wziąłeś?

- On jest z tego samolotu, co się dzisiaj rozbił! - blondyn uśmiechnął się, wypychając mnie przed siebie.

- Hah, cześć - próbowałem wykrzywić usta w uśmiechu, ale przez cały stres dzisiejszego dnia to, co wymalowało się na mojej twarzy, zapewne bardziej przypominało szczękościsk niż wyraz szczęścia.

Brunet patrzył na mnie przez chwilę, lustrując moją sylwetkę od stóp do głów, po czym kazał mi się na chwilę odwrócić.

- Raczej nic mu nie jest. Jakiś zarażony cię dotykał albo ugryzł, Jimin? Tylko szczerze, bo jak nas okłamiesz i się nagle przemienisz w środku bezpiecznej strefy, to będzie nieciekawie - zerknąłem przez ramię na wciąż wpatrzonego we mnie Jina, który pozornie zdawał się zupełnie zapomnieć o swoim pacjencie. Stale jednak przemywał na oślep skórę, pokrywającą się coraz to nową krwią, starając się nie poruszyć igły wbitej zaraz obok.

- Nie, nic... nikt... znaczy...- odchrząknąłem, zastanawiając się, jak powinien ująć moje myśli w słowa.- Nie miałem kontaktu z żadnym z nich - powiedziałem w końcu, na co brunet uśmiechnął się ciepło.

- Super. To teraz wypierdalać obaj - odwrócił się z powrotem do chłopaka na łóżku. Jego ton był tak wymowny, że od razu wyewakuowaliśmy się z pomieszczenia, nie chcąc mu się narażać.

Kiedy znaleźliśmy się na korytarzu z dala od tych wszystkich kaszlących i umierających ludzi, odetchnąłem z ulgą. Kto normalny czułby się komfortowo w takim miejscu? Miałem nadzieję, że nie przyjdzie mi kiedyś leżeć między nimi, w tym samym, bądź gorszym stanie, co w tym mieście nie było wcale mało prawdopodobnym scenariuszem. 

Nagle Taehyung poklepał mnie po ramieniu, zwracając tym na siebie moją uwagę.

- Chyba się zamyśliłeś - uśmiechnął się miło, a gdy przytaknąłem, kontynuował. - Wiesz, nie chcę, żeby to wyglądało tak, jakbym cię w coś wrabiał, ale szef pewnie będzie chciał cię widzieć. Jesteś dorosłym, zdrowym facetem, do czegoś tam się przydasz. W naszej sytuacji każda niezarażona osoba jest na wagę złota - mężczyzna ruszył w stronę schodów, a mnie przeszły ciarki na samą myśl o ponownej podróży przestarzałą windą. - Jego gabinet jest na tym piętrze, znajdziesz bez problemu. Zawsze siedzi do późna, więc możesz do niego iść już teraz. Jakbyś miał jeszcze jakieś pytania, to możesz mnie jutro szukać gdzieś u Spike'a, będę mu pomagał z nowymi pułapkami świetlnymi. Pogadaj z szefem, a potem pójdź odpocząć, to na pewno był ciężki dzień!

Nim zdążyłem odpowiedzieć, Kim zniknął za zakrętem, zostawiając mnie samego na korytarzu oświetlonym jedynie słabą żarówką, chyboczącą się z sufitu na wyciągniętym kablu. Stojąc tak przez chwilę, w końcu miałem okazję rozejrzeć się po wieżowcu. Jedna z brudnych ścian, z których płatami odpadała farba, była całkowicie przeszklona, a podłogę stanowił jedynie niechlujnie wylany cement. Przeszywający chłód nocy wpadał przez nieszczelne okna na korytarz oplatający szyb wind i klatkę schodową. Podszedłem bliżej, kładąc palce na zimnym szkle i zbliżając do niego twarz. Kiedy moje czoło zetknęło się z gładką powierzchnią, przymknąłem na chwilę oczy, jednak zaraz je otworzyłem. W oddali widać było migoczące światła, ale nie więcej niż dziesięć. Kilka niebieskich od flar punktów, kilka czerwonych od ognia.

Naraz poczułem dziwny ucisk w żołądku. Tak skończę? Zjedzony przez zombie, bądź zarażony i przemieniony w jednego z nich? Nigdy nie wrócę do domu, nie spotkam bliskich, nie zrobię kariery?

- Muszę się stąd wydostać - powiedziałem sam do siebie, przecierając pięścią oczy, które nagle zaszły mi łzami.

Po prostu musiałem. 

***

Zapukałem delikatnie w niemal rozpadające się drzwi, a gdy usłyszałem zza nich przytłumione "wejść", pchnąłem je ostrożne. W końcu nie chciałem już na wstępie czegoś tutaj rozwalić. Wsunąłem się do środka, od razu zauważając ciemnowłosego mężczyznę, siedzącego za biurkiem. Blade światło lampki padało na rozłożone przed nim dokumenty, od których nawet nie oderwał wzroku. Postanowiłem mu nie przeszkadzać w przeglądaniu planów i poczekać, aż sam mnie o coś zapyta.

Jednak po upływie jakichś dziesięciu minut zacząłem się zastanawiać, czy brunet przypadkiem nie zapomniał, że wpuścił kogoś do swojego gabinetu.

Kiedy po raz setny rozglądałem się po pomieszczeniu, które zawalone było regałami z przeróżnymi książkami i segregatorami, w końcu ponownie usłyszałem jego głos.

- Ile jeszcze będziesz tak stał i się gapił? - warknął, wbijając we mnie zdenerwowane spojrzenie.

Czemu wszyscy są tutaj tacy niemili?

I czemu on też jest Koreańczykiem, do cholery?

- Ja...

- Tak, wiem. Jesteś tu nowy. Znam wszystkich moich ludzi. Tylko wytłumacz mi, po jaką cholerę przyłazisz do mnie w środku nocy, kiedy mam roboty od chuja, a ty powinieneś spać? - sapnął na koniec, wyraźnie zirytowany.

W tamtym momencie coś we mnie pękło.

- Słuchaj no, Panie Jaki-To-Ja-Nie-Jestem-Ważny. Nie jestem tutaj z własnej woli, mimo to przez ostatnie pół godziny próbowałem być wdzięczny za ratunek, ale to wszystko coraz bardziej zaczyna mnie wkurzać. Najpierw ludzie, których nigdy nie widziałem na oczy, naskakują na mnie, bo nie jestem pierdolonym komandosem, który potrafiłby poradzić sobie w każdej, cholernej stresowej sytuacji! Potem Taehyung przysyła mnie tutaj, żebym się na coś przydał, bo wam brakuje ludzi, a ty zachowujesz się, jakbyś miał całą armię do dyspozycji, a wybicie zarażonych było tylko kwestią czasu! Do tego mówisz mi, że mam iść spać! Gdzie, do jasnej anielki?! Na korytarzu?! Nie zauważyłem, żeby inni tak spali, ale skoro ja mam być zmuszony do odpoczynku na betonowym wypizdowie, kiedy stacjonujemy w jakimś bloku mieszkalnym, w którym na pewno jest materacy więcej niż trupów na ulicach, to podziękuję! Już chyba wolę spędzić kolejne kilka godzin na zewnątrz, zombie przynajmniej nie mają w głębokim poważaniu moich starań! Miałem naprawdę szczere chęci, żeby wam w czymś pomóc, odwdzięczyć się, ale ileż można?! - ciągnąłem swój monolog, z każdym zdaniem unosząc głos coraz bardziej. Byłem pewien, że słyszał mnie cały budynek, ale zupełnie mnie to nie obchodziło. Mężczyzna patrzył na mnie w ciszy, a gdy zamilkłem, oddychając ciężko, ten wstał, podchodząc do mnie.

- Skończyłeś? - spytał, jakby moje słowa w ogóle go nie poruszyły. Super, nagadałem się na darmo. Kiwnąłem zrezygnowany głową, a wtedy na usta bruneta wpłynął smutny uśmiech. - Przepraszam, z natury jestem dość drażliwy, a sytuacja wymaga bycia oschłym chujem. Nie da się tutaj funkcjonować inaczej, w przeciwnym razie ludzie wejdą mi na głowę - odwrócił się do ściany, na której na haczykach wisiały pęki kluczy. Wziął jeden, po chwili wciskając mi go w rękę. - Zgaduję, że Tae zapomniał przydzielić ci pokój, dlatego weź ten. Jest na tym samym piętrze co moje biuro. Wyśpij się, zregeneruj siły i jutro pogad-

Wypowiedź mężczyzny przerwał huk drzwi, które ktoś popchnął z niewyobrażalną siłą, błyskawicznie wpadając do środka. Drewno uderzyło z impetem o ścianę, a ja niemal wskoczyłem szefowi w ramiona ze strachu. Oboje obróciliśmy się w stronę wejścia, a mnie dosłownie zamurowało.

W progu stał zdyszany chłopak, który uratował mnie przed hordą zombie. Kook? Jungkook? Nie byłem pewien, jak miał na imię, ale to na pewno nie było dla mnie w tamtej chwili najważniejsze. Chłopak wpadł do pomieszczenia jedynie w bokserkach, a widok jego praktycznie nagiego ciała w świetle promieni księżyca wpadających przez niezasłonięte okna przyprawił mnie o palpitacje serca. Jego tors był doskonale wyrzeźbiony, podobnie z ramionami i udami. Wyglądał jak młody bóg, w lekko roztrzepanych włosach, z kilkoma kropelkami potu spływającymi po równomiernie opalonej skórze. Przełknąłem głośno ślinę, gdy ten zmarszczył brwi, posyłając mi wściekłe spojrzenie.

- Ja pierdolę, myślałem, że ktoś tu przyszedł i grozi hyungowi, a to tylko ty tak darłeś ryja?! Kurwa mać, musisz sprawiać same problemy?! - wrzasnął, podchodząc do mnie żwawo. Byłem pewien, że gdyby nie szybka interwencja szefa, dostałbym w twarz. A z pięścią Jungkooka na pewno nie chciałem się spotkać.

- Jeon - jedno słowo z ust niższego mężczyzny wystarczyło, by chłopak zastygł w miejscu. Zerknął na niższego mężczyznę, po raz kolejny widocznie sfrustrowany moją osobą, ale starszy nic sobie z tego nie robił. - Uspokój się i wracaj do łóżka.

- Pozwolisz mu się tak panoszyć? Chcesz zaprzepaścić to, na co wszyscy pracujemy? Chyba zapominasz, że-

- Zamknij się, Jeon - mężczyzna przerwał mu ostrym tonem, którzy od razu zamknął młodszemu usta. - To ty się zapominasz. Nie wtrącaj się w nie swoje sprawy. A teraz wyjdź - machnął ręką, sprawiając, że Jungkook zrobił się niemal czerwony ze złości. Chciał coś powiedzieć, ale widząc ostre spojrzenie szefa, zrezygnowany fuknął coś pod nosem, obracając się na pięcie i gwałtownie wychodząc.

Oczywiście trzasnął też drzwiami.

Gdy tylko młodszy zniknął nam z pola widzenia, brunet wypuścił głośno powietrze z płuc i spojrzał na mnie zrezygnowany.

- Wybacz, Jungkook jest dość... porywczy. Często niepotrzebnie się martwi. W każdym razie... - odchrząknął. - Przyjdź do mnie jutro, kiedy już odpoczniesz. Zastanowię się w międzyczasie co z tobą zrobić - mężczyzna popchnął mnie lekko w stronę drzwi.

Zerknąłem na klucz, który wcześniej wcisnął mi w dłonie, a zaraz potem westchnąłem cicho, odpuszczając sobie dziękowanie. Miałem serdecznie dość, on pewnie też, dlatego po prostu miałem już iść odnaleźć swój pokój i położyć się spać, ale zatrzymał mnie głos mężczyzny.

- A, byłbym zapomniał - dodał nagle, a gdy tylko obróciłem się z powrotem w jego stronę, wyciągnął do mnie otwartą dłoń. - Min Yoongi, ale znany tutaj jako Suga. Mam nadzieję, że nasza współpraca nie skończy się za szybko.

Wymieniliśmy uścisk dłoni i uśmiech.

- Park Jimin. Również mam taką nadzieję. 

Continue Reading

You'll Also Like

22.2K 1.8K 20
Draco kocha syna ponad wszystko. Dlatego, kiedy była żona planuje odebrać mu dziecko, Draco zwraca się o pomoc do ostatniej osoby, o której by pomyśl...
92.1K 3.2K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...
62.1K 1.3K 60
jest to opowieść o tym jak Hailie trafia do braci jak ma 3 latka.Vincent opiekuje się nią jak córką,nawet kazał Willowi zająć się pracą.jeśli chcesz...
75.3K 2.6K 100
Kim Taehyung jest słynnym aktorem, który występuje głównie w dramach. Min Yoongi jest początkującym raperem, który tworzy swoje utwory pod pseudonim...