Let The Light In

By ktokolwiekx

37K 1.5K 937

WCZEŚNIEJSZA NAZWA: It's not a coincidence ~ Rzuciłam mu wyzwanie. Więcej niż raz. Teraz moją jedyną nadzieją... More

Prolog
1. Początek końca.
2. Paskudne realia.
3. Kompleks niższości.
4. Seria niefortunnych zdarzeń.
5. Nieznany numer.
6. Przez chwilę było zabawnie.
8. Przez słowa, które wymówił.
9. Strach i obawa.
10. Moje wszystko.
11. Stworzony do uwielbienia.
OGŁOSZENIE: ZMIANA TYTUŁU
12. Degrengolada.
13. Potrzebowaliśmy tylko ciszy.
14. Cios ostateczny.
15. Kilka głębokich wdechów i jazda.
16. Efekt motyla.
17. Gra w udawanie.
18. Byliśmy tylko ludźmi.
19. Ukojenie i zazdrość.
20. Powinieneś częściej pić.
21. Perspektywa Vance'a Cartera.

7. Jestem twoim koszmarem.

1.8K 124 84
By ktokolwiekx

Miłego czytania!

~*~

Gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że mój koniec nastąpi na plaży za miastem podczas ogromnej imprezy , gdy zgarnie mnie policja to zaśmiałabym się.

Ale byłabym w stanie w to uwierzyć.

To nie tak, że panikowałam, bo zgarnie mnie policja za picie, bo byłam nieletnia. Bałam się rekacji taty, cholernie się bałam. Wiedziałam, że jego duże, piwne oczy spojrzą na mnie wtedy z zawodem. A straszliwie nie chciałam, aby tak na mnie patrzyły. Nie po raz kolejny.

Spanikowana zaczęłam przedzierać się przez ludzi w poszukiwaniu Price'a i Destiny. Ludzie przepychali się jak bydlę, ciężko było nawet zrobić krok w przeciwnym kierunku. Poczułam nagłe szarpnięcie za ramie. Odwróciłam się z zamiarem uderzenia tej osoby, jednak mój atak została zablokowany. Uniosłam głowę i spotkałam się z parą ciemnych brązowych oczu.

- Nie wiedziałem, że jesteś taka agresywna - powiedział z tą swoją chrypką w głosie, jak gdyby nigdy nic.

Jeszcze tego mi brakowało.

- Daj mi święty spokój, Vance - odpowiedziałam z zamiarem odwrócenia się i wyswobodzenia swojej ręki z jego uścisku, ale on jeszcze bardziej go usztywnił i pociągnął w swoją stronę tak, że prawie na niego wpadłam - Jesteś chory, puść mnie.

Spojrzałam na niego z pogardą.

- A ty zbyt niewdzięczna, jak dla kogoś kto próbuje Ci pomóc. - Uśmiechnął się cynicznie, przez co mój poziom irytacji jego osobą jeszcze bardziej wzrósł.

- Jakie to szlachetne z twojej strony. - Posłałam mu przesłodzony uśmieszek. - Pierdol się, Vance. Nie potrzebuje twojej pomocy.

- Więc poradzisz sobie uciec przed policja, która za conajmniej dwie minuty tu będzie? - zapytał drwiąco. - Tata będzie zadowolony jak jego idealna córeczkę odwiezie do domu radiowóz?

Zrobiło mi się gorąco. Złość we mnie zawrzała. Wpatrywałam się w niego z chęcią mordu i najchętniej w tamtej chwili właśnie bym to zrobiła.

Ale miał racje. Nie dałabym rady uciec policji.

Odpuściłam i przestałam próbować wyrwać swoją rękę.

- Jednak czasem myślisz, Steyn - rzekł zadowolony ze swojej wygranej. - Chodź.

Pociągnął mnie w stronę parkingu, a ja posłusznie poszłam za nim.

Nie wiem czy bardziej byłam zła na niego czy na siebie.

Vance przepychał się przez ludzi bez większych skrupułów, dzięki temu szybciej doszliśmy na parking. Syreny radiowozów policyjnych zaczęły być widoczne zza drzew. Na szczęście samochód chłopaka stał trochę dalej od parkingu. Mieliśmy większa szanse na ucieczkę. Po drodze rozglądałam się za czarnym SUV'em Hermana, ale go nie było.

Zostawił mnie?

Gdy znaleźliśmy się obok auta bruneta, automatycznie się zatrzymałam patrząc na Vance'a.

- Przecież ty piłeś! Nie wsiądę z tobą do samochodu- oznajmiłam przestraszona. Przecież widziałam jak pił piwa! - Nie mam jeszcze ochoty skończyć w trumnie.

Brunet spojrzał na mnie rozbawiony. Nie wiem dlaczego mu było tak do śmiechu.

- Nie piłem alkoholu. Te piwa to były zerówki. - Przewrócił oczami mówiąc spokojniej. - Ja również nie mam dziś ochoty umierać, tym bardziej z tobą u boku - dodał omijając mnie i wchodząc do auta. - Wsiadasz czy nie?

Kiwnęłam głową i ruszyłam w stronę drzwi. Zajęłam miejsce pasażera od razu zapinając pas.
Vance nic więcej nie mówiąc szybko odpalił silnik i wyjechał na drogę.

Jego dłonie mocno ściskały kierownice, a twarz miał skupioną na drodze. Skręcił w jakąś drogę w lesie, chcąc ominąć radiowozy. Co mu się udało. Została mi tylko wiara w to, że wyjadę z tego lasu żywa.

Wciąż zastanawiał mnie tylko jeden fakt, który mnie dręczył. Czy Herman znalazł Destiny i pojechał beze mnie?

Moim zamiarem było nieodzywanie się do bruneta, przez cała drogę powrotną, jednak musiałam odłożyć swoje ego na bok.

- Masz telefon? - zapytałam spoglądając na niego kątem oka.

Chwilę się nad czymś zastanawiał. W końcu odwrócił głowę w moją stronę.

- Napisałem do Hermana, że jedziesz ze mną. Dlatego nie było samochodu - odpowiedział jak gdyby nigdy nic na pytanie, którego nawet nie zdałam i z powrotem przeniósł wzrok na jezdnie.

Uniosłam brwi w geście zaskoczenia.

- A Des...

- Pojechała z nim - przerwał mi.

Pierdol się, Vance.

- Mhm - mruknęłam, nic więcej nie mówiąc.

Nie chcąc marnować swoich nerwów wcieliłam ponownie plan "nie odzywać się do Vance'a". I cieszyłam się również, że on nic nie mówił.

Po kilku minutach wyjechaliśmy z lasu i zobaczyłam na drodze duży znak z napisem "Witajcie w Moore Haven!".

Po kilku minutach zaczęło mi piszczeć w uszach od tej cholernej ciszy. Nie grało nawet radio. Przez chwilę zastanawiałam się czy może go nie włączyć. Ale za bardzo bałam się reakcji bruneta.

Ciszę w samochodzie przerwał dzwonek Iphone'a. Z przyczajenia myślałam, że to może mój telefon.

Ale nie. On leżał głęboko na dnie jeziora.

Zastanawiałam się jakim cudem przeżył jego. Może nie miał go przy sobie.

Vance chwycił telefon z kieszonki auta.

- Kurwa - przeklnął cicho, a ja spojrzałam na rozbity wyświetlacz telefonu, chcąc zobaczyć kto dzwoni. To była czysta ciekawość.

"Victor"

- Halo? - odebrał i jego wzrok od razu powędrował do mnie. Automatycznie zaczęłam oglądać widoki za oknem. - Kurwa, powiedziałem Ci już. Jutro wszystko będzie załatwione. Tak. Tak, jestem z nią. - Na jego ostatnie słowa zmarszczyłam brwi i odwróciłam się chcąc na niego spojrzeć. Wciąż patrzył na drogę.

Mówił o mnie? I dlaczego wyglądał na zdenerwowanego?

- Załatwię to, Victor. Cześć. - Rozłączył się i rzucił telefon na swoje nogi.

Powiedzieć czy nie powiedzieć? Powiedzieć czy... A chuj.

- Nie ładnie tak obgadywać kogoś kto jest obok - oznajmiłam pewna siebie zakładając ręce na piersi.

Vivian, czy ty masz myśli samobójcze?

Posłał mi nienawistne spojrzenie po którym ciarki przeszły po moich plecach. A mi uśmiech zszedł z twarzy.

A ja się bałam włączyć radio.

Wkurwiony chłopak zatrzymał się nagle na środku drogi, a mnie ogarnęła chwila strachu.

- Wysiadaj - wycedził przez zęby.

- Vance, ja...

Nawet nie wiem dlaczego chciałam się tłumaczyć. Głupie nawyki.

- Powiedziałem, kurwa, wysiadaj! - krzyknął, a moc tych słów odbijała się w moich bębenkach.

W pewnych momentach swojego życia zastanawiałam się czy ja naprawdę nie miałam myśli samobójczych.

I to był właśnie ten moment. Bo zaiste właśnie mogłam wypowiadać swoje ostatnie słowa.

- Nie.

Vance zmarszczył swoje ciemne brwi, jakby nie do końca doszło do niego co właśnie powiedziałam.

- Nie? - powtórzył jakby niedowierzając.

- Nie - powiedziałam pewnie, choć sama nie pewna nie byłam.

Jeśli myślał, że będzie mógł mnie rozstawiać po kątach to definitywnie był w ogromnym błędzie. Pieprzony, arogancki dupek, który myśli, że wszystko mu wolno. Poczułam narastającą frustracje, gniew i pewność siebie. Skończyła się gra w podchody.
Próbowałam go unikać i nie wchodzić mu w drogę. Ale to on zawsze wchodził w moją, a kiedy już to robił to myślał, że będzie mógł bawić się ze mną tak jak on chce.

Zaśmiał się. Ale nie był to przyjemny śmiech jak wtedy na plaży. Ten znów ranił moje uszy i normalnie powodowałby ciarki na moim ciele. Ale teraz już tego nie robił.

Nie czułam już wobec niego strachu i odrazy.
Czułam żal, bo był tak cholernie żałosny.

- Rozumiem Cię - zaczęłam, a chłopak zaczął mi się przyglądać z dziwnym zaciekawieniem. - Jesteś zepsutym do szpiku człowiekiem, który lubi siać wokół siebie chaos i postrach. I wiesz co... - Przybliżyłam się do niego. - Możesz mieć kontrole nad każdym i wszystkim. Bo budzisz w nich tylko strach. Ale nigdy nie będziesz miał kontroli nade mną, Vance. - urwałam i zbliżyłam się do niego teraz tak, że nasze twarze dzieliły milimetry. Patrzyłam prosto w jego piękne brązowe oczy, które taksowały mnie teraz tak, jakby chciały wyczytać ze mnie każdą emocje i każde zwątpienie. - Bo ja już się Ciebie nie boję. We mnie budzisz tylko litość. - Ostatnie słowa wypowiedziałam niemal niesłyszalne.

Moc jego spojrzenia była na tyle mocna, że chciałam uciec. Jednak toczyliśmy wojnę, której nie mogłam przegrać.

- Jesteś żałosna - szepnął, a ja poczułam jak się uśmiecha. Nie musiałam patrzeć, wiedziałam, że robi to w ten swój cholerny sposób.

- Bo jestem twoim odbiciem - powiedziałam zanim odsunęłam się od niego i przerwałam nasz kontakt wzrokowy. Nie obchodziła mnie jego reakcja, a sens tych słów mógł zrozumieć dopiero z biegiem czasu. Bądź wcale.

W samochodzie panowało ciężkie napięcie, które można było ciąć nożem. W szybkim tempie odpięłam pas i otworzyłam drzwi. Nie obdarowałam Vance'a żadnym spojrzeniem wysiadając z pojazdu i zamykając drzwi. Pomimo to czułam na sobie jego wzrok. Ruszyłam pewnie przed siebie. Po chwili usłyszałam warkot silnika, a auto minęło mnie w szybkim tempie.

Na moich wagach namalował się uśmiech zadowolenia i dumy.

Wyciągnęłam z kieszeni szarych dresów telefon. Telefon z rozbitą szybką. W chwili nie uwagi chłopaka chwyciłam go i schowałam. Wszystko obmyśliłam, oprócz jednego.

"Wpisz hasło"

- Ja pierdole - przeklnęłam siarczyście.

Mój plan idealny wcale nie był idealny. Nie miałam jak zadzwonić po taksówkę.

Rozpoznałam gdzie jestem. Na drodze świeciły lampy wiec było jasno. Do domu na oko miałam trochę ponad godzinę drogi. Nie było tak źle.

Do głowy wpadł mi pomysł ze złapaniem stopa. Stanęłam więc na poboczu drogi wyciągając w górę kciuka.

Pierwsze auto minęło nawet nie zwracając na mnie uwagi. Drugie tak samo. Straciłam wszelkie nadzieje i gdy miałam już iść dalej nagle zatrzymał się obok mnie czerwony samochód, mustang. Musiał to być jakiś stary rocznik.

Przednia szyba się otworzyła, a ja mogłam zobaczyć młodego chłopaka, wyglądał nieco starzej ode mnie. Ciemne blond włosy ścięte były na krótko po bokach, a przód był nieco dłuższy. Przyglądał mi się z nieśmiałym uśmiechem, patrząc na mnie piwnymi oczami spod wachlarza gęstych, ciemnych rzęs. W mój typ się nie wliczał, ale musiałam przyznać, że tak czy siak był powalający.

- Potrzebujesz podwózki? - zapytał po chwili, na co kiwnęłam głowa nieco się uśmiechając.

- Tak. Miałam jechać z moim szoferem, ale pojechał beze mnie. - Zaśmiałam się cicho, kłamiąc. Choć w jakiejś części było to prawda.

- Wsiadaj - powiedział wskazując głowa na miejsce obok.

Okrążyłam samochód i weszłam do środka. Na starcie podziękowałam chłopakowi. Po chwili jechaliśmy już w stronę centrum.

- Uratowałeś mnie przed godzinnym powrotem do domu pieszo - rzekłam, chcąc pozbyć się nieco niezręcznej ciszy.

- Nie ma sprawy - spojrzał na mnie przez chwile - Długo tam stałaś?

- Jakieś piętnaście minut.

Zaczęłam bawić się palcami.

- Dziwie się, że nikt wcześniej się nie zatrzymał - odpowiedział z odrobiną zaskoczenia.

- Wiesz nie każdy chce zabierać jakąś przypadkowa osobę z ulicy. W końcu nie wiadomo czy nie mogłabym być mordercą. - Zaśmiałam się, a chłopak parsknął i pokręcił głową.

- A nie jesteś, prawda? - Spojrzał na mnie przez chwile z udawanym strachem, przez co ponownie się zaśmiałam.

- Jestem Vivian Steyn. - Przedstawiłam się.

- Oo córka Pana Steyna - skomentował z udawaną powagą. Wywróciłam oczami i uderzyłam go lekko w bark. Syknął śmiejąc się. - Rafe Cameron. A więc dokąd Cię zawieźć?

Podałam blondynowi adres i po kilkunastu minutach byliśmy już na miejscu. Naprawdę przyjemnie mi się z nim rozmawiało podczas jazdy.

- Dziękuje jeszcze raz - rzuciłam wychodząc z auta i uśmiechając się.

- Nie ma za co. Mam nadzieje, że do zobaczenia.

- Ja również, Rafe - odpowiedziałam po chwili zamykając drzwi. Pomachałam mu na odchodne. W szybkim tempie doszłam pod drzwi i cicho je otworzyłam. Przekroczyłam próg domu z nadzieją, że tata śpi. Wyjęłam z kieszeni telefon Vance'a, aby sprawdzić godzinę. Dochodziła druga. Włączyłam latarkę i zaczęłam kierować się po schodach do swojego pokoju.

Zapaliłam światło i stanęłam przed dużym lustrem od szafy. Otworzyłam usta z zaskoczenia. Ja się nie dziwie, że nikt nie chciał się tym samochodem zatrzymać skoro tak wyglądałam. Stałam tam w szarym dresie i czerwonej bluzie, z rozmazanym makijażem, a moje włosy były pokręcone i napuszone. Gdzie Rafe miał oczy kiedy się zatrzymywał?

Poszłam do łazienki wziąć szybki prysznic i zmyć resztki makijażu. Stwierdziłam, że jutro poszukam swojego starego telefonu, bo teraz jestem na to zbyt zmęczona. Położyłam się wygodnie w swojej czystej pościeli i powoli zapadłam w sen. Ale to wciąż dręczyło mnie w snach.

~*~

Pięć dni. Tyle minęło odkąd ostatni raz rozmawiałam z Vance'em. I niemiłosiernie mnie to cieszyło. Choć bałam się, że wróci do mojego życia ponownie ponieważ wciąż miałam jego własność. Telefon. Musiał się już pewnie zorientować, że ja go pożyczyłam.

Przez ostatnie dni skupiłam się na nauce. Jutro miałam sprawdzian z chemii, musiałam się przyłożyć.

Wciąż dręczyły mnie wyrzuty sumienia, że nie powiedziałam o niczym Hermanowi ani Destiny. Ale nie chciałam ich martwić. Marshall cieszyła się teraz tym, że ma Nate'a i nie chciałam jej tego zabierać. A Herman to Herman, nie chciałam go niepotrzebnie denerwować.

Przynajmniej tak to sobie tłumaczyłam.

Drzwi mojego pokoju się otworzyły, a w nich stanęła uradowana blondynka. O wilku mowa.

- Stara, nie uwierzysz - zaczęła, a ja wstałam z łóżka odkładając na biurko książki, z których jeszcze chwile wcześniej się uczyłam.

- Zamieniam się w słuch - powiedziałam z uśmiechem.

Marshall usiadła na łóżku po turecku, a ja zaraz zrobiłam to samo.

- Ostatnio rozmawiałam z Nate'em na temat naszej relacji. Znaczny no ostatnio, wczoraj - opowiadała jak najęta, ale cieszyło mnie to. - Boże, Vi, on chyba chce wejść ze mna w coś poważnego.

- Przyjaciele z korzyściami nie wystarczają? - usłyszałam nagle głos Hermana, który znalazł się w moim pokoju z torba z zakupami.

Przyzwyczaiłam się już do tego, że wchodzą tu jak do siebie. Ale czy mi to przeszkadzało? Absolutnie nie. Choć może tylko czasami.

Des wystawiła w stronę przyjaciela środkowego palca śmiejąc się. Price dosiadł się do nas i zaczął grzebać w swoje reklamówce.

- Dobra, mam popcorn - poinformował otwierając paczkę słonych przekąsek - Już możesz zaczynać.

Pokręciłam głową z politowaniem, uśmiechając się pod nosem.

- Już mówię. A więc no siedzimy sobie w jego samochodzie, śpiewaliśmy wtedy piosenki z Disney'a - mówiła rozmarzona - I w pewnym momencie przybliżył się do mnie, pocałował i zapytał się na czym stoimy. No i ja wtedy na to, że...

- Na podłodze - dokończył za nią Price, a ona spojrzał na niego ze zmarszczonymi brwiami.

- Skąd wiesz? - zapytała, a ja o mało co nie zadławiłam się popcornem, który wzięłam od szatyna.

- To mi akurat powiedział. - Wzruszył ramionami chłopak wciąż objadając się jedzeniem.

A no tak, męskie ploteczki.

- Destiny, naprawdę tak mu powiedziałaś? - spytałam rozbawiona łapiąc dziewczynę za ramiona, próbując zachować powagę.

- No zestresowałam się! - wyrzuciła ręce w powietrze.

- No dobra i co było dalej? - dodałam, puszczając ją.

- No i on tak spoważniał, a ja poczułam, że się wygłupiłam. Przeprosiłam za to, a on wtedy powiedział, że chce więcej od naszej relacji. I chce czegoś poważniejszego - powiedziała to wszystko na jednym wdech.

- I co odpowiedziałaś? - spytał Herman.

- Że nie wiem - odpowiedziała niepewnie patrząc na nasze reakcje.

Usłyszałam głośne plaśnięcie i spojrzałam na przyjaciela, który trzymał dłoń na swoim czole. Chłopak nie wytrzymał presji.

- No nie wierze - mruknął pod nosem. Zgromiłam go spojrzeniem.

- Czemu tak powiedziałaś? - spytałam.

- Boje się, że znowu źle na tym skończę. A wiem, że jeśli dopuszczę go bliżej, a potem coś się stanie to znowu będzie tak jak ostatnim razem.

Zrobiło mi się jej szkoda. Moja Destiny.
Bała się ponownie komuś zaufać i rozumiałam to. Ale chciałam, żeby była szczęśliwa, a przy Nate'cie taka się wydawała.

- Des, wiesz, że nie możesz ciagle uciekać. Powinnaś dać w końcu komuś szanse - rzekł ze spokojem szatyn, podchodząc do dziewczyny - Znam Nate'a. Jest dobrym człowiekiem, a jeśli coś Ci zrobi to wiedz, że będzie miał do czynienia ze mną.

Na twarzy dziewczyny pojawił się uśmiech nadziei.

- Herman ma racje. Powinnaś iść do przodu i dać mu szanse.

- Dziękuje. - Chwyciła nas za ręce. - Nie wiem co bym bez was zrobiła.

Rozmawialiśmy jeszcze chwilę zakańczając temat Nate'a na dzisiejszy wieczór. Potem wzięliśmy się za oglądanie seriali i obżeranie się jedzeniem, które przyniósł nam Price.

- Ciekawe czy by mnie lubił jakbym była robakiem - zastanawiała się Destiny patrząc w sufit, gdy skończyliśmy oglądać kolejny sezon Plotkary.

No jednak nie do końca zakończyliśmy temat blondyna.

- Ale masz pojebane rozkminy, stara - podsumowałam podnosząc się do siadu, bo przed ostatnia godzinę leżeliśmy na łóżku.

- Ja rozkminiam co robi telefon Vance'a pod twoim łóżkiem, a mówił mi, że zgubił go po imprezie - skomentował Price leżący na podłodze, a mnie momentalnie zmroziło.

Kurwa.

- To nie tak - zaczęłam się tłumaczyć patrząc na przyjaciela z lekkim strachem.

Destiny również usiadła. Zmarszczyła brwi słuchając, ale nic nie powiedziała. Tylko ona wiedziała, że poznałam Vance'a wcześniej.

- A jak? Słucham? - powiedział nieco zdenerwowanym głosem, gdy siadał. - Nie ukradłaś mu telefonu?

No i byłam w dupie. Czas się sprzedać.

Westchnęłam ciężko wiedząc, że czeka mnie długa rozmowa.

-  Nie wiem od czego zacząć - Podrapałam się po karku.

- Myśle, że od początku - rzekł chłodno.

Nie mogłam go winić, że był zły. To ja nie powiedziałam mu prawdy podczas, gdy ja zawsze oczekiwałam jej od innych. Byłam hipokrytką.

- Poznałam Vance'a wcześniej. - Herman zmarszczył brwi. - Ale nie wiedziałam, że to on. Wpadliśmy na siebie przypadkiem. Nie było to miłe pierwsze spotkanie. Bałam się, że może mi coś zrobić - wyjaśniałam dalej, a na wspomnienie tamtego wieczoru poczułam nieprzyjemny chłód. - Nie wiem czy jakby ktoś go wtedy nie zatrzymał to by tego nie zrobił. Nie wiem Herman, nie mam pojęcia. Nie znam go - plątałam się. - Wróciłam do domu, byłam przerażona. Przyszła do mnie wtedy Destiny, wszystko jej powiedziałam.

- Wiedziałaś? - Chłopak spojrzał na blondynkę, a ta pokiwali głową - Dlaczego mi nie powiedziałaś? - zapytał z wyrzutem.

- Stwierdziłam, że to mało istotne. - Wzruszyłam ramionami. - Potem spotkałam go na imprezie, co miałam poznać twoich znajomych. On tam był. Okazało się, że to twój znajomy. Nie chciałam robić problemów.  I...

- Kurwa mać, Vi. Czemu nic do cholery nie powiedziałaś, przecież...

- Odwiózł mnie wtedy do domu - dokończyłam za niego.

- Tego to mi nie powiedziałaś - wtrąciła się Destiny, miała zmartwiony wyraz twarzy.

- Nie chciałam was niczym martwić. Przecież nic się nie stało.

Czułam, że przez zatajanie prawdy mogłam ich od siebie oddalić. A przecież właśnie tak bardzo nie chciałam tego zrobić.

Herman przetarł twarz dłonią, a następnie pokazał, abym kontynuowała.

- Potem do mnie pisał. Do tej pory nie mam pojęcia skąd miał mój numer. Raz nawet do mnie zadzwonił w środku nocy i pytał się czy będę wtedy na ognisku na plaży.

- Groził Ci? - spytała zaniepokojona blondynka.

Pokręciłam przecząco głową.

- Potem spotkaliśmy się na molo, wtedy co wpadliśmy do wody. Przeprosił mnie za tamten wieczór, kiedy na siebie wpadliśmy. A chciałam się na nim odegrać, więc zabrałam mu ten głupi telefon. To tyle. Cała historia.

- To napewno tyle? - upewnił się Price, na co kiwnęłam głową.

I kolejne kłamstwo.

Bo przecież zawsze kłamałam tylko dla Ciebie.

Nie chciałam im mówić o sytuacji z samochodu.  Nie miałam siły o tym gadać. Dlatego zmyśliłam historie z telefonem. Nic ważnego.

- Jesteś naprawdę lekkomyślna, Vi - powiedział Price wstając i podchodząc do mnie.

Zamknął mnie w szczelnym uścisku co naprawdę mnie zaskoczyło. Myślałam, że nie będzie się chciał do mnie odzywać.

- Chodźmy Des, wracajmy do domu. Jest późno.

Spojrzałam na zegarek. Miał rację, dochodziła godzina dwudziesta trzecia, a jutro była szkoła.

Pożegnałam przyjaciół odprowadzając ich do drzwi, a następnie wróciłam do swojego pokoju słysząc dzwoniący telefon. Ale dźwięk dzwonka nie wydobywał się z mojej komórki, a Vance'a.

Przełknęłam głośno ślinę i schyliłam się pod łóżko, aby wyciągnąć urządzenie. Na wyświetlaczu ukazywały się tylko dwa wyrazy.

"Numer nieznany"

Po krótkim namyśle postanowiłam odebrać, w koniec końców mogłam powiedzieć, że znalazłam ten telefon i nie wiem do kogo należy.

- Halo? - zapytałam niepewnie.

- Witaj, Vivian - przerażający, zmodulowany głos rozbrzmiał po drugiej stronie.

Poczułam ciarki.

- Kto mówi? - zapytałam po raz kolejny, starając się, aby mój głos brzmiał pewnie.

Nastała chwilowa cisza.

- Widzę Cię przez okno. Uroczo wyglądasz, kiedy probujesz udawać, że się nie boisz. Ale ja czuję twój strach.

Odwróciłam się powoli w stronę okna. Zrobiłam krok, aby więcej przez nie zobaczyć. A wtedy to zobaczyłam. Moje ciało na moment zostało sparaliżowane. Patrzyłam z przerażeniem na postać, która stała nieopodal mojego domu. Była ubrana cała na czarno.

- Vance, nie rób sobie ze mnie żartów - zaśmiałam się nerwowo. Strzelałam na oślep. - Oddam Ci ten telefon.

Pomimo, że nie widziałam nawet twarzy osoby, która tam stała to czułam, że na mnie patrzy. Centralnie w moje okno.

- Pudło, Vi. - zrobił chwilową przerwę - Jestem twoim koszmarem.

Połączenie się zakończyło, a ja spojrzałam na wyświetlacz chcąc zrozumieć co się właśnie stało. Ponownie uniosłam wzrok za okno, ale postać zniknęła.

Niemalże natychmiast zasłoniłam żaluzje w pokoju i poszłam upewnić się czy zamknęłam dom.

Kto to do cholery był?

Napisałam do Hermana z prośba, aby podesłał mi nazwisko Vance'a. Nie musiałam długo czekać.

Herman: Vance Carter

Sprawie wyszukałam chłopaka na instagramie. Miałam nadzieje, że miał jakiś nowy telefon. Natychmiastowo do niego zadzwoniłam.

Pierwszy sygnał.

Drugi sygnał.

Trzeci sygn....

- Halo? - zapytał zasypanym głosem.

Musiałam go obudzić. Albo świetnie udawał.

- Jesteś, kurwa, żałosny. Myślisz, że to takie zabawne? Przychodzić komuś pod dom? Jesteś popaprany!

- Vivian? To ty? - W jego głosie było słychać zdziwienie. Ale nie nabierze mnie tak łatwo.

- Przestań kłamać, Carter. Jesteś, kurwa, chory. Takie rzeczy się leczy. Wiedziałam, że jesteś nieprzewidywalny, ale to jest pierdolona przesada!

- Ale o czym ty do mnie mówisz? - ponownie zapytał, a  z moich ust jedynie wydobył się drwiący śmiech.

- Możesz przestać udaw...

- Ktoś stał Ci pod domem? - powiedział teraz z powagą, jakby jego słowa w końcu do mnie dotarły.

- Jeśli chcesz ten pieprzony telefon to Ci go oddam, tylko daj mi święty spokój - rzekłam gniewnie, olewając jego pytanie. Powoli odchodziłam od zmysłów.

No kto normalny robi takie chore rzeczy?

Słyszałam, że chłopak próbował coś jeszcze powiedzieć, ale połączenie zostało przerwane. Spojrzałam ze zmarszczonymi brwiami na wyświetlacz swojego Iphone'a . Rozładował się.

- Świetnie.

Podłączyłam telefon i udałam się do łazienki, aby wziąć prysznic. Potrzebowałam relaksu, nawet jeśli miał trwać on tylko trzydzieści minut.

Ubrałam się w piżamę, która składała się z dużej szarej koszulki i czarnych spodenek. Umyłam zęby i zrobiłam wieczorna rutynę dla twarzy. Jako czternastolatka zaczęłam mieć problemy z trądzikiem, teraz musiałam o nią dbać. Oprócz pielęgnacji musiałam ograniczyć jedzenie ostrego i słodyczy. Przez co bardzo ubolewałam. Uwielbiałam ostre jedzenie.

Po kolejnych piętnastu minutach wyszłam w końcu z łazienki czując się już znużona. Wystarczająco atrakcji na dziś. Ustawiłam budzik w telefonie i zauważyłam wiadomość od Cartera.

Vance: Musimy pogadać.

Vivian: pogadać to ty musisz z psychiatra, nie ze mna

Nie miałam siły ani ochoty ja jego durne podchody. Był dla mnie skończony.

Zablokowałam telefon i położyłam się do łóżka, a sen przyszedł prędko. Jednak przerażający, zmodulowany głos wciąż dudnił w mojej głowie i prześladował mnie we śnie. Tej nocy znów nie spałam spokojnie.

Właśnie tamtej nocy z czarnych chmur, które zbierały się nad nami od dawna, spadł deszcz.
A był to dopiero zwiastun nadchodzącego armagedonu.

~*~

Wyszłam z klasy chemicznej po napisaniu testu, który moim zdaniem nie poszedł mi najgorzej. Solidna nauka się opłacała. Zadowolona z siebie ruszyłam na dziedziniec.

Zastanawiałam się czy powiedzieć przyjaciołom o wczorajszym telefonie. Ale był to po prostu Vance. Pobawi się i w końcu zostawi mnie w spokoju. Tak przynajmniej uważałam.

Od razu znalazłam Destiny, która siedziała razem z dziewczyną ze szkoły. Przywitałam się z uśmiechem.

- Jak idą przygotowania na "Romeo i Julię"? - zagadałam sadzając obok przyjaciółki.

- Powoli do przodu. Nauczyłam się już kwestii - odparła zadowolona. - Rozmawiałam właśnie z Clarie o dekoracjach i strojach. Nie uwierzysz jaką piękna sukienkę mi przygotowała. - Zachwycona zaczęła szukać jej zdjęcia w telefonie.

Lubiłam Clarie. Była od nas o rok młodsza. Niewysoka blondynka z ładnymi brązowymi oczami. I pomimo, że była naprawdę piękna to i równie nieśmiała. Zazwyczaj trzymała się na uboczu. Od samego początku pomagała w tych wszystkich przedstawieniach. Miała prawdziwy talent do szycia. Nie dziwiłam się więc, że Marshall była wniebowzięta jej nowym projektem.

- Spójrz. - Blondynka podsunęła mi telefon pod nos.

Zdjęcie przedstawiało jasnoczerwoną sukienkę z bufiastymi rękawami, wcięciem w talii i rozkloszowanym dołem. Miała dwie warstwy. Pierwsza to grubszy materiał tego czerwonego koloru, a druga, nieco przezroczysta i było widać na niej drobiny brokatu. Była prześliczna.

- Clarie, ona jest cudowna - zawróciłam się do dziewczyny.

- Dziękuje. - Na jej twarzy zawitał nieśmiały uśmiech.

- No mówiłam, że zajebista. - Dziewczyna wciąż wgapiała się w zdjęcie sukienki. - Odwaliłaś kawał dobrej roboty.

Pogadałyśmy jeszcze chwilę o przygotowaniach na szkolne przedstawienie.

- Dobra muszę lecieć, mam zaraz kartkówkę i muszę się jeszcze poduczyć - powiedziała brązowooka zabierając swoją torbę - Do potem.

Pożegnaliśmy się z dziewczyną.

- Jak z Nate'em? - zapytałam, wyjmując wodę ze swojej czarnej torebki.

- Chyba dobrze. - Wzruszyła ramionami. - Na razie nie poruszamy temat związku. Myślisz, że to moja wina?

Pokręciłam głową.

- Dajcie sobie jeszcze trochę czasu - poradziłam, upijając łyk wody. - Lepiej poczekać niż się spieszyć.

- Masz racje - przytaknęła. - A jak z Vancem? Odzywał się?

- Na szczęście nie - skłamałam.

Ostatnio coraz bardziej przychodziło mi to z łatwością.

- Więc wszystko wraca na swoje miejsce - powiedziała, wstając. - Widziałaś dziś Hermana?

Przez chwile się zastanowiłam. Nie widziałam go dziś ani razu.

- Nie. Może ma trening i nie mógł dziś być w szkole - skomentowałam, chowając z powrotem butelkę.

- Jak przez te treningi zawali szkołę to przysięgam, że go uduszę.

Miała racje. Ostatnio Price coraz częściej opuszczał lekcje mówiąc, że idzie trenować. Został nam ostatni rok, musieliśmy się przyłożyć, żeby dobrze zdać egzaminy końcowe.

- Trzeba zrobić naradę i go opierdolić. - Zeskoczyłam z murku na proste nogi.

- O ile uda nam się go spotkać. - Przewróciła oczami blondynka.

~*~

Zmęczona po dzisiejszym dniu w szkole leżałam na łóżku oglądając serial. Dzień jak codzień. Trzeba rozwijać swoje pasje, a moją było oglądanie seriali.

- Vi, zejdziesz? - krzyknął tata z dołu.

- Chwila.

Jęknęłam przeciągłe wstając z łóżka. Było mi tak wygodnie.  Wyszłam z pokoju i ruszyłam do salonu, gdzie czekał na mnie ojciec. Siedział na kanapie w luźnych ciuchach i oglądał wiadomości.

- W sobotę Państwo Watterson wyprawiaja bankiet - poinformował uśmiechając się zadziornie.

Po jego słowach straciłam wszystkie chęci życiowe.

- Boooże - jęknęłam upadając na kanapę obok niego.

- A-a! Miało być bez żadnego "ale". - Przypomniał mi moje ostatnie słowa.

- Chyba zapomniałam na co się pisałam.

- Mam nadzieje, że nie będziesz miała nic przeciwko jeśli Violet pójdzie z nami - dodał, a mój humor od razu nieco się polepszył.

- Oczywiście, że nie. Będę miała chociaż do kogo tam mordę otworzyć - zaśmiałam się, a tata zgromił mnie spojrzeniem.

- Język - skarcił mnie.

Przewróciłam oczami.

- Nie wiedziałam, że dalej się spotykacie - wyznałam szczerze. - Nic ostatnio o niej nie wspomniałeś.

- Jakoś nie było okazji. I nie spotykamy się tylko jesteśmy przyjaciółmi. - Wypowiedział nieco głośniej ostatnie słowo.

- A więc tak to się teraz nazywa? Przyjaciele? - Uniosłam brew nie próbując ukryć swojego rozbawienia.

- Bardzo zabawne - skomentował, ale mimowolnie i tak na jego wargach zawitał uśmiech.

- Co oglądasz? - Zmieniłam temat wskazując głową na telewizor.

- Wiadomości, mówią coś o kolejnych zwłokach.

- U nas? - spytałam, na co przytaknął. - Straszne.

Trzeci trup w mieście w ciągu dwóch tygodni nie wróży nic dobrego.

- Uważaj na siebie - powiedział, patrząc na mnie zmartwiony swoimi dużymi, piwnymi oczami.

- Spoko, spoko. Nie bez powodu chodziłam na karate w pierwszej klasie. - Próbowałam zażartować, jednak on wciąż pozostawał poważny.

- Naprawdę na siebie uważaj. Mają wprowadzić godzinie policyjną. - Spojrzał ponownie na telewizor - Coś złego dzieje się w tym mieście.

A to wszystko było dopiero słodkim początkiem.

~*~

W czwartek postanowiłam przejść się do najbliższej kawiarni. Chodziłam tam od czasu do czasu. Miała miłego szefa i świetną kawę, której teraz tak bardzo potrzebowałam, bo ostatnie pięć godzin snu poświęciłam na naukę. Powoli mnie to wykańczało.

Weszłam do środka przytulnej kawiarni. Za tydzień było Boże Narodzenie, więc wystrój lokalu skupiał się aktualnie tylko na tym. Było tu bardzo klimatycznie.

Podeszłam do lady posyłając szeroki uśmiech mojemu ulubionemu sprzedawcy.

- Hej, Tom - przywitałam się i usiadłam na barowym stołku.

- Cześć, kruszynko. - Od razu odwzajemnił mój uśmiech. - Jak leci? Co podać?

- Poproszę mokkę. Potrzebuje czegoś na sen i rozgrzanie. Pogoda strasznie się ochłodziła.

Spojrzałam za okno. Od dwóch dni temperatura potrafiła spaść nawet do siedemnastu stopni. Słońce natomiast zasłaniały chmury, przez co było strasznie ponuro.

Położyłam pieniądze na ladę podczas, gdy Tom poszedł zlecić moje zamówienie. Moją uwagę zwróciła kartka wisząca na ścianie.

- Szukacie pracownika? - zapytałam mężczyznę, gdy wrócił.

- Tak, ostatnio zwolnił się Aubrey. Z prywatnych przyczyń, nie chciał nikomu powiedzieć - odpowiedział Tom.

- Nikt się jeszcze nie zgłosił? - dopytywałam.

- Czyżbyś była chętna? - Uśmiech mężczyzny się poszerzył.

- Jeśli dostawałabym późniejsze zmiany to dlaczego nie?

Praca w kawiarni u Toma nie wydawała się złym pomysłem. Zajęłabym czymś głowę i nie musiała tak nadmiernie rozmyślać.

- Myśle, że byłbym w stanie to zrobić - odpowiedział, na co się wyszczerzyłam.

- Od kiedy mogę zacząć?

- Przyjdź w poniedziałek o czwartej.

- Bezproblemowo, szefie.

W końcu wszystko było na swoim miejscu. Vance nie do dzwonił ani się nie odzywał. A ja miałam swój święty spokój.


__________________

Hej!

Wszystko się już powoli zaczyna rozwijać, więc się cieszę, bo bardzo nie lubię pisać tych początków. A teraz powoli się dzieje wolna nieba.

Zostawcie coś po sobie!

Do następnego xx

Continue Reading

You'll Also Like

17.9K 573 24
Victoria razem z matka przeprowadza się do San Diego w Kalifornii by zacząć od nowa. Poprzednie lata po rozwodzie rodzicow byly dla niej trudne, dlat...
63.7K 4.1K 21
Kontynuacja ,,The Mysterious Hunk"
1.8M 80.8K 50
Bad boy, good girl i wspólne, nieplanowane wakacje w słonecznym Miami. wersja 2018: Lia Thompson jest cichą i niczym niewyróżniającą się z grupy nast...
8.8K 308 31
A co gdyby Hailie pochodziła z patologicznej rodziny i nie umiała już nie komu za ufać ? Historia przedstawia perspektywy braci oraz Hailie po tym j...