Inne Oblicze. Jeff the Killer.

Von xxZjawaxx

49.2K 2.7K 3.4K

Życie 16 latki ma swoje dobre i złe strony, tak jak każdy człowiek. Tylko od otoczenia zależy którą stronę po... Mehr

†2†
†3†
†4†
†5†
†6†
†7†
†8†
†9†
†10†
†11†
†12†
†13†
†14†
†15†
†16†
†17†
†18†
†19†
†20†
†21†
†22†
†23†
†24†
†25†
†26†
†27†
†28†
†29†
†30†
†31†
†32†
†33†
†34†

†1†

3.9K 128 231
Von xxZjawaxx


Otworzyłam leniwie jedno oko. Pierwszy dzień wakacji. Jak cudownie. Zero obowiązków. Zero wkurwiających nauczycieli. Zero uczniów. Raj.

Przeciągnęłam się i złapałam za telefon. Włączyłam ekran i usiadłam po turecku patrząc na powiadomienia. Nic nowego. Chociaż. Jeden SMS od taty.

Jak wstaniesz to proszę przyjdź na komendę. Musimy porozmawiać. Ważne. Odpowiedź muszę mieć już dzisiaj.

Westchnęłam zrezygnowana, zrzuciłam nogi z łóżka i wstałam prostując plecy z nieprzyjemnym chrzęstem kości.

- Kurwa. - Mruknęłam przeczesując włosy do tyłu. - Całe dwa miesiące laby...

Stanęłam przed lustrem. Brązowe, proste włosy sięgające prawie do łokci były w ostrym nieładzie. Ścięta na lewo grzywka zasłaniała mi lewe oko przez co wyglądałam dość śmiesznie. Złapałam za gumkę i związałam moje kudły żeby chociaż mi nie przeszkadzały.

Dwa miesiące bez karate i Kung-Fu. Tylko boks został ale to tylko raz w tygodniu więc nie muszę się martwić że zabraknie mi czasu na nudzenie się. Cóż. Brak znajomych ma też swoje zalety, nie muszę nigdzie wychodzić jeżeli nie chcę.

Zajrzałam do szafy. Wszystkie moje ubrania były czarne, ewentualnie szare czy białe. Wzięłam czarną, luźną bluzę z kapturem i jedną kieszenią, czarne podziurawione jeansy i czarne skarpetki. Mój standardowy zestaw. Ubrałam się szybko i włożyłam telefon do kieszeni bluzy. Otworzyłam drzwi mojego królestwa, trzeba kiedyś wyjść.

Przywitał mnie wesoły pysk mojego psa. Mieszańca Husky i wilka.

- Happy! - Podniosłam jedną nogę kiedy pies zaczął ciągnąć mnie za skarpetkę.

Mimo mojego na maxa czarnego humoru, zboczonym tekstów i pesymistycznego nastawienia nazwałam mojego psa właśnie tak. Happy. Ironia losu. Jednak tylko ten pies był w stanie zmusić mnie do jakiegokolwiek uśmiechu. Był ze mną dopiero pół roku a już nie wyobrażałam sobie życia bez tej roześmianej mordy przy sobie.

Zamknęłam drzwi i poglaskałam psa po łebku. Zaszczekał radośnie i pobiegł po schodach do kuchni. Zrobiłam to samo.

Białe ściany dużego domku jednorodzinnego na obrzeżach niezbyt dużego miasta odbijały światło słońca. Mieszkam w domu niedaleko lasu. W sumie ten dom stoi na samym skraju. Las to jedyne miejsce w którym czuję się naprawdę wolna. W sumie spędziłam tam całe dzieciństwo. Ruiny starego szpitala psychiatrycznego nie są mi obce. Znam tam każde łóżko, każdą szafkę i każde drzwi. Nikt tam nie chodzi bo teren jest ogrodzony ale ja mam swoje sposoby żeby się tam dostać.

Stanęłam na parterze i skierowałam swoje kroki do kuchni. Usiadłam na stole i złapałam za torbę z karmą dla mojego psa. Zeskoczyłam z blatu i wsypałam trochę do jednej miski. Happy rzuciła się na jedzenie popychajac mnie przez co upadłam na tyłek. Spojrzałam na psa i pokiwałam głową z rozbawieniem. Oparłam się plecami o zimną ścianę i odchyliłam głowę do tyłu. Przymknęłam oczy odpływając myślami gdzieś daleko. Nagle usłyszałam jak ktoś skacze po narożniku.

- Happy. Co ty robisz? - Wstałam i podeszłam do psa który skakał po kanapie w salonie.

Szczeniak szczeknął radośnie, zeskoczył na podłogę i pociągnął mnie za skrawek bluzy. Poszłam za nim i po chwili stałam przy drzwiach. Otworzyłam je ale pies nie wychodził tylko spojrzał z nadzieją na swoją smycz.

- Dobra. Idziemy odwiedzić tatę w pracy. - Mruknęłam biorąc klucze i zakładając moje czarne, już lekko zniszczone trampki. Wzięłam czarną smycz i przyczepiłam do obroży. Wyszłam na dwór i zamknęłam za sobą drzwi na klucz.

Wyszłam z ogródka przed domem i zamknęłam bramę. Kiedy mój pies zauważył że wszystkie rzeczy mam schowane w bluzie, rzucił się pędem w stronę komisariatu policji, który znajdował się półtora kilometra od mojego domu, w samym centrum miasta. Moje spacerki właśnie tak wyglądały. Cały czas biegałam, ale za to miałam naprawę dobrą kondycję. Mój trener mówił że nawet świetną.

Biegłam po chodniku mijając kolejne domy i zaglądając do niektórych ogródków. W końcu obrzeża zamieniły się w park w centrum. Już z daleka widziałam posterunek. Nienawidzę tam chodzić. Może dlatego że jestem buntowniczką, nienawidzę reguł. Zasady? Heh! Są po to by je łamać. Zakazy mnie nie obowiązują. Żyje jak chcę i nikt nie będzie mnie ustawiał.

Stanęłam przed drzwiami i otworzyłam je.

- O! Siemka Meg! Co Ty tu robisz? - Zza lady wychylił się dobrze znany mi chłopak. Pracował tu 2 lata i był jednym z młodszych pracowników.

- Siemka. - Mruknęłam podchodząc bliżej roześmianego blondyna. - Alex.Wiesz może gdzie znajdę ojca?

- W gabinecie. - Chłopak wychylił się żeby pogłaskać psa.

- Mogę ją na chwilę u Ciebie zostawić? - Podałam mu smycz i nie czekając na odpowiedź odeszłam od lady. Szybkim krokiem przeszłam przez korytarz, wbiegłam na schody i podeszłam do jednych z wielu drzwi.

Weszłam.

- A panienki nikt nie nauczył pukać. - Zza biurka wyłoniła się głowa. Mój ojciec, 40 letni żonaty komisarz tej policji.

Podeszłam do biurka i usiadłam na nim.

- Coś mówiłeś że mam do ciebie przyjść więc jestem. - Wzięłam jeden długopis i zaczęłam się nim bawić.

- Widzę że chcesz konkretów...

Zeskoczyłam z blatu i zaczęła szperać przy jednej z szafek z dokumentami.

- Wiesz że przyjąłem tą sprawę z mordercą który od trzech miesięcy terroryzuje miasto. - Zaczął ale nie zwracałam na tę gadkę większej uwagi. - Mam plan. Chcę żeby ktoś spotkał się z nim i porozmawiał.

Oparłam się jednym biodrem o ścianę i zaczęłam przeglądać jeden z segregatorów.

- Chcę żebyś to ty tam poszła...

Podniosłam wzrok lekko zdziwiona. No tego się nie spodziewałam.

Czemu ja. - Usiadłam na biurku przed moim ojcem i popatrzyłam na niego podejrzliwie.

- Cóż. Nasza jednostka jest raczej niezbyt duża, nikt nie zna się na walce lepiej niż ty, nikt nie biega szybciej niż ty, tylko nieliczni są tak silni jak ty. Nie chce tego ale nie mam wyboru... Ty tam pójdziesz... - Podał mi teczkę. - To bardzo niebezpieczny morderca. Udało mi się nawiązać z nim kontakt. Zgodził się na jedno spotkanie.

- Ale po co. - Wzięłam teczkę.

- Może uda się nawiązać rozejm. Już straciłem nadzieję na złapanie go. Wszystkie sposoby zawiodły. Jest za szybki, za sprytny. Zna każdy nasz ruch. - Westchnął i oparł się o oparcie swojego krzesła. - Jeżeli coś poszło by nie tak ty masz największe szanse na ucieczkę. Oczywiście mam nadzieję że wszytko pójdzie dobrze jednak jest ryzyko. To szaleniec. Wariat. Psychopata. Nie wiadomo co mu strzeli do głowy. Będziesz miała broń jednak nadajnika dać ci nie możemy. Zgodził się na spotkanie jednak wszystko będzie odbywało się na jego zasadach.

Oparłam się o blat przetwarzając informacje. Ja mam tam iść. I co. Dać się zabić. Heh. Już widzę jak mocno mu na mnie zależy. Wysyła mnie na pewną śmierć. Zajebiście.

- Dobra... Mruknęłam podnosząc wzrok. - Ale pierwszy i ostatni raz.

Wyszłam z pomieszczenia trzaskając drzwiami. W jakim świecie ja żyje. Żeby własne dziecko dawać na pożarcie jakiemuś jebniętemu psychopacie. Nosz japierdole. I co, ja mam go do siebie ma kolację zaprosić, czy na cherbatke? Powiem: ,,Witam pana mordercę, kawa, herbata czy od razu konkrety i na stół tortur?"

Zeskoczyłam z ostatniego schodka i podeszłam do blatu. Zajrzałam do środka. Na podłodze siedział Alex i głaskał mojego psa tłumacząc mu to, jaki jest słodki. Heh.

- Nie chciałabym wam przeszkadzać, ale idę do domu i muszę zabrać psa. - Oboje spojrzeli na mnie.

- O... Szkoda. - Chłopak wstał i wypuścił psa który szybko znalazł się przy mnie. Wzięłam smycz.

- Pa! - Krzyknęłam wychodząc.

Fala gorąca uderzyła w moją twarz. Zakryłam ręką oczy przyzwyczając się do słońca. Mój pies znowu zaczął mnie ciągnąć, tym razem w stronę domu.

Znowu ruszyłam pędem, biegnąc za psem. Ta wizyta była raczej krótka...

                           ~~~

Otworzyłam drzwi wpuszczając psa przede mną. Szczęśliwa kulka futra wbiegła do środka i wskoczyła na fotel w salonie. Wyminęłam ją i weszłam do kuchni. Przydałoby się coś zjeść.
Otworzyłam lodówkę i zaczęłam szukać czegoś dobrego. W końcu zdecydowałam się na kanapki z Nutellą.

Wyjęłam słoik i wzięłam chleb. Szybko zrobiłam sobie dwie kanapki i poszłam z talerzem do salonu. Usiadłam na kanapie i zaczęłam przeglądać programy w telewizji. Nic ciekawego.

W końcu trafiłam na ranne wiadomości. Odłożyłam pilota i ze znudzeniem patrzyłam na prezenterkę która mówiła coś o pogodzie. Już miałam wstać, kiedy usłyszałam dwa słowa które mnie zaciekawiły.... ,,Seryjny morderca"

Usiadłam zpowrotem i z większą uwagą patrzyłam na zdjęcia ofiar. Wszystko było zamazane jednak z łatwością można było zobaczyć coś co te wszystkie trupy łączyło. Wycięty uśmiech.

~ Kolejne ofiary, sławnego od niedawna Jeffa The Killera. Czy powinniśmy się bać? Prosimy mieszkańców o niewychodzenie z domu samemu lub późnym wieczorem. Wiadomo że morderca zabija nożem. Jakiekolwiek podejrzane osoby prosimy zgłaszać na komendę.~

Prezenterka zniknęła a jej miejsce zajęły zamazane zdjęcia kolejnych ofiar.

- Dobry jest. - Mruknęłam wstając i wyłączając telewizor.

Pies spał na fotelu więc nie budząc go wyniosłam talerz do kuchni i poszłam do swojego pokoju.

Zostawiłam drzwi lekko uchylone żeby moj pies mógł sobie spokojnie do mnie wejść. Usiadłam za biurkiem i wzięłam kartki. Malowanie to jedno z moich hobby, gra na gitarze to drugie, a gry komputerowe, trzecie. Złapałam za ołówek i zatemperowałam go. Wzięłam głęboki wdech i zaczęłam maziać czarnym rysikiem po białej powierzchni papieru. Z czasem z moich bargrołów zaczął wyłaniać się pysk mojego psa. Przyjrzałam się rysunkowi i bez większego namysłu powiesiłam do na tablicy korkowej nad moim biurkiem.

Mój pokoju był jednym z większych pomieszczeń w tym domu. Ciemno szare ściany, czarne dwuosobowe łóżko, czarna szafa z lustrem i czarne biurko powodowały, że pokój nie wyglądał na aż taki duży. Mi to nie przeszkadzało. Lubię ciemne klimaty i czarny kolor. Ten pokój był idealny.

Okręciłam się na krześle i rozejrzałam się. Psa ciągle nie było więc wzięłam telefon i zaczęłam grać w jedną z moich gier. Kiedy wyskoczył komunikat ,,Sprawdź swoją skrzynkę" przypominała mi się teczka którą dostałam rano. Wstałam odkładając telefon na biurko i zeszłam na dół.

Teczka tak jak wcześniej leżała na komodzie blisko drzwi. Wzięłam stertę kartek i znowu poszłam do pokoju. Rozsiadłam się wygodnie na moim łóżku i otworzyłam tekturową skrytkę.

- Hmm... Jeff The Killer
Lat 18. Seryjny morderca. Około 180 wzrostu. Waga około 80 kilo. Oczy niebieskie. Włosy czarne, nierówne, przydługie. Skóra biała. Wycięty uśmiech. Przypalone powieki. Lekko spiłowane zęby. Jedyna osoba która przeżyła jego atak opisała go, jednak dwa dni później morderca dokończył swoje dzieło. Psychopata, szaleniec. - Odwróciłam kartkę żeby zobaczyć co jest po drugiej stronie. - Pusta? Jak to pusta? Tylko tyle? - Przetarłam oczy. - To najcieńsze akta jakie czytałam.

Spojrzałam na drugą kartkę. Była to lista jego udokumentowanych ofiar. Sporo tego. Trzy kartki, na każdej stronie dwie zapełnione kolumny.

- Zaraz to ofiary z dwóch ostatnich lat. Gdzie reszta. - Obróciłam ostatnią kartkę. Był tam jego rysunek. - Okropny...

Czarne włosy sterczały na wszystkie strony, zęby spiłowane nierówno, brak ust i szeroki krzywy uśmiech. Czerwone oczy z czarnymi, małymi obwódkami.

- I co. Ja mam Z nim rozmawiać. Przecież ja się tam zrzygam. - Schowałam akta do teczki a teczkę wrzuciłam pod łóżko. - Żarty... - Mruknęłam kładąc się na plecy.

Leżałam chwilę z zamkniętymi oczami i wyobrażałam sobie różne scenariusze tej rozmowy. Dobre i złe. W końcu doszłam do wniosku że tych złych jest zdecydowanie więcej.

Otworzyłam oczy słysząc dreptanie na korytarzu. Usiadłam i popatrzyłam na mojego psa który już znalazł się w pokoju i człapał do mnie merdając ogonem. Usmiechnęłam się lekko widząc jak próbuje wskoczyć na moje łóżko. Wstałam i usiadłam na podłodze klepiąc kolana i zachęcając psa do tego żeby na nich usiadł. Nie czekałam długo bo po chwili miałam przed sobą wielką kulkę futra, która próbowała zjeść mój troczek od bluzy.

Odchrząknęłam a pies odsunął łepek patrząc na mnie. Poglaskałam go po głowie i wstałam z podłogi. Stanęłam przy drzwiach i machnęłam ręką. Happy rzuciła się na korytarz i stanęła przede mną szczekając radośnie. Szybko zbiegłam po schodach a pies ruszył za mną. Wybiegłam na ogród za domem i złapałam pierwszy lepszy patyk. Zamachnęłam się, nie za mocno i rzuciłam prawie na sam koniec ogródka. Pies szybko wyminął mnie i poleciał za kawałkiem drewna z ja w tym czasie wskoczyłam na hamak, który rozwieszony był pomiędzy czereśnią a gruszą. Po lewej stronie był wielki ogród z betonowym ogrodzeniem który miał pół metra wysokości a na górze była druga część tego muru. Metalowe słupki, które na górze były zaopatrzone a połączone ozdobnymi prętami. Z prawej strony był las. A 10 min drogi w dobrą stronę znajdował się stary, opuszczony już psychiatryk.

Przyjemny wiatr powiał na moją twarz, rozwiewając mi grzywkę. Podłożyłam sobie ręce pod głowę i przymknęłam oczy. Odprężyłam się na maxa. Nic w tym momencie nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi...

- Pierdolone komary! - Wrzasnęłam kiedy usłyszałam ten wkurwiający dźwięk.

Zeszłam z hamaku i wolnym krokiem ruszyłam w stronę domu. Otworzyłam drzwi i weszłam do chłodnego pomieszczenia.  No co za dzień. Nie mogę usiedzieć w jednym miejscu więcej niż dwadzieścia minut. 

Weszłam do kuchni i wyjęłam z lodówki puszkę coli. Przyłożyłam ją sobie do czoła i spojrzałam na zegarek. 13:30. Jeszcze cały dzień przedemną a ja już nie mam co robić. Zajebiście.

Nagle usłyszałam jak ktoś przekręca zamek w drzwiach. Przeszłam do salonu uważnie przyglądając się drzwiom. 

- Już wróciłeś? - Oparłam się biodrem o ścianę i spojrzałam na mojego ojca który odkładał klucze na szafkę.

- Tak. Dzisiaj trochę szybciej bo w nocy wyruszasz na misję. - Zdjął buty i podszedł do mnie. - Powiem Ci parę ważnych rzeczy.

Zabrałam puszkę z czoła i spojrzałam na niego lekko zdezorientowana. Jak to dzisiaj?

- Z pistoletem zapoznawać cię nie muszę. - Usiadł na kanapie. - Z nożami też nie. Powiem Ci tylko co masz zrobić.

Usiadłam w rogu kanapy i otworzyłam napój. Wzięłam łyka i spojrzałam przed siebie.

- Chcemy żeby się poddał. - Zaczął mój ojciec patrząc na mnie. - Jak narazie możemy załatwić mu pobyt w domu na wyspie. Wyspa jest na jeziorze a dom całkiem spory. Miał by dwie sprzątaczki, jedzenie, Internet wszystko. Ale nie mógł by opuszczać tego domu. Tylko nie wiadomo czy się na to zgodzi.

Spojrzałam na niego.

- On ma się na to wszystko nie  zgodzić? - Zaśmiałam się. - Przecież to luksus. Chociaż w sumie. - Zamyśliłam się. Jeżeli kocha zabijać i zna swoje możliwości w ucieczce raczej marne szanse.

- Wiem. Dlatego jak on coś zaproponuje to słuchaj go uważnie.  Może jakoś dojdziemy do porozumienia.

Wstałam.

- Dobra. To co. Mam się jakoś przygotować? - Zapytałam biorąc puszkę którą wcześniej położyłam na stole.

- Nie. Normalnie. Chciał żeby to była zwykła rozmowa. Bez podsłuchu, bez garnituru, bez ochraniaczy.

Pokiwałam głową. Wiadomo. Nikomu nie chcę się bawić w zdejmowanie ochraniaczy swojej przyszłej ofierze.

Co za debile. Posyłają mnie na śmierć.

Weszłam do pokoju i zamknęłam drzwi. Chyba poglądam jakieś horrory żeby się bardziej wyluzować...

Weiterlesen

Das wird dir gefallen

22.3K 1.4K 38
Edgar ma 15 lat, zmaga sie z problemami rodzinnymi jak i prywatnymi, do tego sie jeszcze wyprowadza z domu w którym mieszkał cale swoje życie, ma też...
130K 5.9K 54
❝ - Masz może pożyczyć szklankę cukru?❞ Gdzie wszystko zaczyna się od szklanki cukru i pary brązowych oczu.
54.6K 5.9K 51
"-A więc zwiałeś?- rzucił milioner, posyłając chłopcu oskarżycielskie spojrzenie, którego ten nie mógł zobaczyć. Peter znów wzruszył ramionami, zacis...
92.4K 3.3K 49
Haillie nie jest jedyną siostrą Monet, jest jeszcze jej bliźniaczka Mellody. Haillie wychowywana przez mamę, a Mellody no cóż przez babcie. Jak myś...