Looking for Love

By romealie

522K 17.9K 5.4K

- Ja pierdole - warknęłam. - Wiesz w ogóle gdzie jesteśmy? Spojrzał na mnie jak na wariatkę. No tak. Skąd mia... More

Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Epilog
Epilog cz.2

Prolog

45.5K 1K 794
By romealie

Każdy chyba choć raz w życiu czuł wściekłość, która rozsadzała od środka. Powoli pochłaniała wszystkie organy, pędząc w stronę gardła, z którego wydobywał się niemy krzyk. Chciałam im wygarnąć wszystko, ale coś mi na to nie pozwalało.

Do walizki spakowałam ładowarkę i ostatnie kosmetyki. Jak doszło do tego, że zgodziłam się na ten obóz? Może dlatego, że nie miałam wyboru. Jeśli jakimś cudem udałoby mi się zostać, rodzice zrobiliby mi z wakacji piekło. To oni mieli zawsze ostatnie zdanie. W każdej kwestii. Na szczęście jest jeden plus tej sytuacji. Nie jadę sama.

- Cassie! Schodź, bo się spóźnisz! - krzyczała moja mama z parteru, a jej piskliwy głos zdawał się ranić moje uszy.

Złapałam walizkę i jak najwolniej zwlekałam się na dół. Musiałam dać jej do zrozumienia, że robię to mimo woli. Kółka bagażu smętnie obijały każdy schodek po kolei, wydając przy tym głuchy odgłos, który roznosił się po całym holu.

- Miłych wakacji - powiedziała z dziwnym dla niej uśmiechem i uścisnęła mnie, na co zrobiłam krok w tył.

Czemu dziwnym uśmiechem? Bo ona się nie uśmiecha. Nigdy. Albo tego nie widzę, bo nigdy nie ma jej w domu. Plusem tego obozu jest to, że nie będę musiała siedzieć sama w domu całymi dniami. Chociaż to i tak byłoby lepsze od pobudek o ósmej rano i ciszy nocnej o dziewiątej wieczorem.

Podejrzliwie odwróciłam się od niej i burknęłam ciche pożegnanie, po czym wyszłam na dwór. Gorące powietrze od razu uderzyło o moją twarz. Zero wiatru, tylko całkowity skwar. Czyli pogoda, jakiej z całego serca nie znoszę.

Poszłam w stronę najbliższej szkoły, przy której zbierali się uczestnicy obozu. Kółka walizki głośno szurały o cement, a plecak, który miałam przewieszony przez ramię, zaczął mi ciążyć.

Po pięciu minutach doszłam pod szkołę i rozejrzałam się dookoła. Na szczęście od razu zauważyłam rozpromienioną Alice. Blondynka stała pośrodku zamieszania, poprawiając swoje długie i jak zwykle idealnie ułożone włosy.

- Jesteś! - podbiegła do mnie z piskiem. - Zobacz jacy przystojniacy. - Przeleciała wzrokiem chłopaków stojących przed autokarem.

Zaśmiałam się. To tak bardzo typowe dla mojej przyjaciółki. Mimo jej zachowania byłam jej tak cholernie wdzięczna, że zgodziła się jechać ze mną. Nie wiem, co ja bym bez niej zrobiła.

- Faktycznie przystojni - prychnęłam z nutą sarkazmu i ruszyłam w stronę bagażnika, gdzie kierowca pakował walizki.

Podałam mu moją i razem poszłyśmy do pojazdu. Usiadłyśmy po środku, ja od strony okna. Blondynka zawsze siadała od wewnętrznej strony, tłumacząc, że przy oknie robi się jej niedobrze.

- Już się nie mogę doczekać - popiskiwała co chwilę moja przyjaciółka.

Przewróciłam oczami. Ona od kiedy pamiętam była optymistką. Zawsze uśmiechnięta. W innych ludziach by mi to przeszkadzało, ale ona powoduje, że nawet w złe dni, ja też się uśmiecham. Może to za sprawą durnych pomysłów, z których zazwyczaj wychodzą jakieś problemy, ale nie przeszkadza mi to. Przynajmniej mamy ciekawe wspomnienia.

Gdy wszyscy zajęli miejsca, ruszyliśmy. Przed nami siedem godzin jazdy, a połowa osób już spała. Może dlatego, że jest dopiero szósta rano. Kto to wymyślił w ogóle?

Alice ziewnęła i już po chwili, ona też spała. Wyciągnęłam z plecaka telefon i słuchawki, a zaraz potem książkę. Czyli to, co kocham. I tylko tyle trzeba mi było, żeby całkowicie odciąć się od świata. Może to nie pierwszy raz jak zagłębiałam się w "Papierowych miastach", ale za każdym razem podobała mi się tak samo, a nawet bardziej.

Oderwałam się od zajęcia, dopiero kiedy autobus stanął. Pierwszy przystanek. Wszyscy wybiegli, chcąc rozprostować zesztywniałe kości. Ja jednak nie mogłam wyjść, bo Alice nadal spała, a ta dziewczyna ma sen jak niedźwiedź. Byłyśmy chyba jedynymi osobami, które zostały, bo w pojeździe automatycznie nastała cisza.  

- Dzień dobry - powiedziała do mnie jakaś kobieta, przerywając mój spokój.

Uniosłam zirytowany wzrok, obdarzając ją niezbyt miłym spojrzeniem. Ona raczej nie była uczestniczką, a raczej opiekunką obozu. Była odrobinę za stara jak na ucznia. No może więcej niż odrobinę. Skóra na jej twarzy była tak porozciągana i pomarszczona, że wydawało mi się, że zaraz odpadnie i wyląduje na ziemi, pokrywając całą powierzchnię autobusu. Obrzydliwe.

- Dzień dobry - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się sztucznie.

- Nie wychodzicie? - spytała oschle. - To już ostatni przystanek.

Ostatni i zarazem pierwszy.

- Nie, zostaniemy - burknęłam, widząc jej nadętą minę.

Ze zmarszczonymi brwiami wyglądała, jakby od roku męczyła się zatwardzeniem. Jeśli była nauczycielką, to cholernie współczuję dzieciom, których uczyła. Trauma na całe życie.

Ciekawe czy dobrowolnie jedzie nas pilnować, czy to się wpisuje w jej obowiązki. Ja nigdy w życiu nie zgodziłabym się niańczyć bachorów w wakacje. Samo bycie nauczycielem musi być okropne, a co dopiero jeszcze zajmować się cudzymi dziećmi w wakacje. 

Po pół godzinie wszyscy chyba wrócili. Chyba, bo o dziwo nikt nie sprawdzał listy obecności. Śmiesznie byłoby, gdyby ktoś został tutaj.

                                                                                                ***

- Jesteśmy! - wydarł się chłopak z siedzenia za mną.

- Super. Nie musisz drzeć mordy - burknęłam, odkładając telefon do plecaka i przewracając oczami.

Czy ja jestem jedyną osobą, która nie chce tu być? Jak można chcieć zmarnować całe dwa tygodnie w lesie i jeszcze się z tego cieszyć?

- Nie musisz być chamska - odburknął.

Jak widać mam to we krwi. Co na to poradzić?

Chłopacy wylecieli pierwsi z autobusu, nie zważając na to, żeby może przepuścić jakąś dziewczynę. Sprawiali wrażenie, jakby wszyscy się znali. Albo może zbyt łatwo nawiązuje im się nowe kontakty.

Wyszłam prawie na końcu, ale to nie był problem, bo Alice wymknęła się jako jedna z pierwszych i poszła zająć najlepszy domek. Wyspała się, więc teraz energia i dobry humor na pewno nie będą jej opuszczać. Nie do końca wiem, czy to dobrze.

Wszystkie domki były ustawione w trzech rzędach, w odległości około piętnastu metrów. Z okien można było zobaczyć, co jest w domku na przeciwko. Były czteroosobowe. Weszłam do małego budynku, do którego ręką przywołała mnie rozradowana Alice. Mikrofalówka i czajnik stały na stoliku, a obok nich nieduża lodówka w przedsionku. Do tego jedna łazienka na domek i jeden sporych rozmiarów pokój. Na wejściu, z którego szło się do łazienki i "kuchni" stała kanapa z telewizorem z chyba poprzedniego wieku i ogromna szafa. Nawet ja nie mam tak dużej.

- Tu jest wolne? - spytała jakaś dziewczyna i weszła do środka.

- Tak, dwa łóżka - odpowiedziała Alice i podbiegła do dziewczyny, za którą stała jeszcze jedna. - Idealnie!

Obie weszły do środka i rzuciły swoje rzeczy na wolne łóżka przy przeciwległej ścianie. Miały dużo więcej pakunków niż ja.

- Jestem Emma - powiedziała blondynka ubrana w bardzo skąpy strój.

Miała na sobie obcisły szary top sięgający do żeber i spódniczkę mini w kolorze jaskrawego różu.

- A ja Leyla - przedstawiła się druga, brunetka.

Obie były wysokie i szczupłe. Ani jednego pryszcza na całej twarzy i tona makijażu. Wyglądały jak typowe puste laski. Świetnie się zapowiada.

Nagle rozległ się dźwięk gwizdka. Wszystkie spojrzałyśmy w stronę otwartych drzwi.

- Wszyscy na dwór! - rozległ się gruby męski głos. Kojarzyłam go skądś.

Spojrzałyśmy po sobie i wyszłyśmy na zewnątrz. Między domkami stało kilka ławek ustawionych w kółko. A pośrodku stało odwróconych do nas tyłem dwóch mężczyzn i trzy kobiety.

Nagle zebrało się dużo osób i wszyscy podeszli do opiekunów. Jednym z nich był mój nauczyciel wf-u. Mam nadzieję, że nie będzie nas męczył żadnymi treningami, bo już mogę uznać to lato za najgorsze w moim życiu.

- Usiądźcie - powiedziała jedna z kobiet, a gdy wszyscy usiedli lub ustali dookoła, opiekunowie zaczęli się przedstawiać. - O ósmej wszyscy zjawiają się tam - wskazała budynek jedna z kobiet, o ile się nie mylę to pani Julie. - O czternastej obiad, o osiemnastej kolacja. Kto nie przyjdzie, ten nie je.

Potem zaczęli wyliczać zasady panujące podczas obozu i podzielili nas na grupy. Każda grupa miała swojego opiekuna. W zasadzie to przypadał jeden opiekun na pięć domków, czyli dwadzieścia osób.

Po około godzinie skończyli, a wszyscy ruszyli na obiad. Prawie. Ja nie byłam zbytnio głodna. Wolałam iść się rozpakować, poczytać lub cokolwiek.

Po nie długim czasie, w końcu zapadła tak bardzo uwielbiana przeze mnie cisza. Nikt nie gadał, nie nucił, nie krzyczał. Po prostu spokój. Do czasu aż usłyszałam trzaśnięcie drzwiami. Ale nie mojego domku. 

Wstałam z łóżka i podeszłam do okna, aby zobaczyć, kto miał czelność przerwać mój spokój. Z domku naprzeciwko wyszedł chłopak, kłócąc się z kimś przez telefon. Przeżyłam jakieś dziwne deja vu. Czy ja go znam? Przypomina mi jedną osobę, ale to praktycznie nie możliwe, żeby to był on.

- To ktoś inny. Na pewno nie on - szepnęłam sama do siebie, starając się unormować szaleńczo szybki oddech.

O kim myślę? O Noah'u. W podstawówce był moim największym wrogiem. Codzienne kłótnie i wyzwiska to była norma. Wysoki brunet z ciemnymi jak smoła oczami, teraz jednak wyglądał całkiem inaczej niż kilka lat temu. 

I w tym momencie spojrzał na mnie.

Dokładnie w moje oczy...

Continue Reading

You'll Also Like

62.8K 3.8K 10
Gdyby ktoś zapytał Jimi, co chciałaby zmienić w swoim życiu, odpowiedziałaby niemal od razu: swoje imię, nadane po ulubionym gitarzyście taty i... ni...
282K 10.9K 35
William Edevane, świeżo upieczony młody miliarder z wpływowej rodziny próbuje utrzymać swoją pozycję. Jednak jego burzliwa dotychczas reputacja go wy...
90.3K 2.8K 33
Przez całe życie żyłaś jak zupełnie normalna dziewczyna... Wiedziałaś, że ojciec zajmuje się szemranymi interesami, a twój brat - Bruno ma pójść w je...
77.8K 5.6K 24
Mason Crawford myślał, że po ostatnim, ciężkim sezonie, w którym jego drużyna przegrała finał Pucharu Stanleya nic gorszego nie może się stać. W końc...